Blogs
Home/sports/Smieja sie z gwiazdora polskiego klubu. Teraz juz sie nie podniesie

sports

Smieja sie z gwiazdora polskiego klubu. Teraz juz sie nie podniesie

Leon Madsen wypali ostatnio ze chce zostac w Stelmet Falubazie Zielona Gora na duzej. Te sowa wrecz rozbawiy polskich kibicow ktorzy nie wierza w przywiazanie Dunczyka do jakiegokolwiek polskiego klubu. Wydawao sie ze dwukrotny mistrz Europy i dwukrotny wicemistrz swiata zzy sie ze srodowiskiem Krono-Plast Wokniarza Czestochowa ale w zeszym roku odszed z kontrowersyjnych okolicznosciach pozostawiajac za soba spalony most. Nie mia sentymentow. To cakowicie rozwiazao spekulacje o postepowaniu Madsena.

Śmieją się z gwiazdora polskiego klubu. Teraz już się nie podniesie
January 24, 2025 | sports

Leon Madsen wypalił ostatnio, że chce zostać w Stelmet Falubazie Zielona Góra na dłużej. Te słowa wręcz rozbawiły polskich kibiców, którzy nie wierzą w przywiązanie Duńczyka do jakiegokolwiek polskiego klubu. Wydawało się, że dwukrotny mistrz Europy i dwukrotny wicemistrz świata zżył się ze środowiskiem Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, ale w zeszłym roku odszedł z kontrowersyjnych okolicznościach, pozostawiając za sobą spalony most. Nie miał sentymentów. To całkowicie rozwiązało spekulacje o postępowaniu Madsena. Madsen był bohaterem największego hitu transferowego. Wstępnie dogadał się z prezesem Michałem Świącikiem odnośnie przedłużenia umowy w Częstochowie na kolejny rok, ale korzystniejsza pod względem finansowym oferta z Zielonej Góry wszystko zmieniła. Tak skończyła się miłość do Włókniarza po ośmiu latach. Odejść zawsze można, natomiast żużlowiec długo zwlekał z przekazaniem tej informacji władzom byłego już klubu. Szybciej wiadomość ukazała się w ogólnopolskich mediach. Przez takie zachowanie Madsena, Włókniarz został z ręką w nocniku i musiał przepłacać kontrakt Jasona Doyle'a. Słowa wypowiedziane przez doświadczonego zawodnika brzmią wręcz komicznie, gdyż żaden z kibiców i działaczy w nie zupełnie nie wierzy. Nie wykluczamy, że Madsen zostanie jednak w Falubazie na dłużej niż rok, ponieważ większościowym właścicielem klubu jest polski miliarder Stanisław Bieńkowski, a ten aspekt zawsze miał kluczowe znaczenie przy wyborze klubu nie tylko w przypadku trzeciego żużlowca PGE Ekstraligi 2024. Koniec przygody z Włókniarzem, to nie był pierwszy przypadek w karierze Madsena, kiedy jego kontrakt spowodował różne niesnaski. Od razu przypomina się list intencyjny (nie jest to kontrakt) podpisany z GKM-em Grudziądz na sezon 2015. Duńczyk złożył podpis, zobowiązał się do podpisania kontraktu w okresie transferowym, po czym... zrobił to, ale w Unii Tarnów. W Grudziądzu wówczas się wściekli i żużlowiec trafił na wąską "czarną listę". Długo nawet nie był rozważany pod kątem jazdy w GKM-ie, nie podejmowano z nim żadnych rozmów. Po dziesięciu latach znów Madsen pokazał, że wierność nie jest jego najmocniejszą stroną. W Częstochowie nigdy nie mogli mieć zastrzeżeń do jego formy sportowej (skuteczności), ale postawa na torze (samolubna jazda) i poza torem (wszystko musiało być po jego myśli - numery startowe, tor) już nie były zadowalające. Co dalej? Włókniarz oczekuje części zwrotu pieniędzy za przygotowanie do sezonu. Przez różne zachowania Madsen zapracował sobie na miano jednego z najmniej lubianych zawodników przez polskich kibiców. Do niedawna pałali do niego sympatią przede wszystkim fani z Częstochowy, lecz po ostatnich wydarzeniach tylko garstka nie zmieniła do niego nastawienia. Raczej można porównać go do... swojego następcy we Włókniarzu - Jasona Doyle'a. Australijczyk w ostatnich latach żegna się z klubami w atmosferze skandalu, kibice nie zostawiają na nim suchej nitki - tak było kiedyś w Zielonej Górze, niedawno w Lesznie i ostatnio w Grudziądzu. Spór GKM-u z Doyle'em o 420 tysięcy złotych wciąż trwa. Były mistrz świata skasował wielkie pieniądze za podpis, ale po sześciu kolejkach doznał kontuzji i wypadł do końca sezonu. Urazu nie nabawił się w polskiej lidze, więc GKM - zgodnie z regulaminem - potrącił mu znaczną część tej kwoty. Jeśli Doyle nie zapłaci, nie wystartuje w lidze. Kilka tygodni temu uderzył w GKM, mówiąc, że był dla klubu tylko kawałkiem mięsa. Kilkanaście dni temu wyznał, że nie miał na leczenie, bo musiał zwrócić kasę. W GKM-ie się oburzyli, gdyż wciąż na klubowe konto nie wpłynęła choćby złotówka. Od tego momentu Doyle i GKM są na wojennej ścieżce. Przedstawiciele grudziądzkiego klubu co chwilę w mediach społecznościowych wbijają mu szpilki. Wczoraj pojawił się już nie pierwszy ciekawy wpis. - Dobrze wiedzieć, że u Jasona dobry humor, bo u nas wszyscy zablokowani na insta - zdradził administrator profilu GKM-u na X. Sprawa może mieć zakończenie nawet w Trybunale PZM. Wcześniej zakończyć może ją tylko sam Doyle, który wykona ten długo wyczekiwany przelew. Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu . Prywatność . Copyright by INTERIA.PL 1999 - 2025 . Wszystkie prawa zastrzeżone.

SOURCE : interiasport
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS