sports
Dramat polskiego skoczka. W Nowy Rok stao sie najgorsze
- Jest to jeden z najciezszych momentow w moim zyciu. Jezeli powiedziabym ze radze sobie to troche bym skama - mowi Jan Habdas. Dwa lata temu jako 19-latek wyskaka dwa medale MS juniorow i zacza porzadnie punktowac w Pucharze Swiata. Dzis probuje sie pozbierac nie tylko sportowo. W Nowy Rok zmara jego mama.
Jan Habdas w grudniu skończył 21 lat. Gdyby jego talent rozwijał się tak dobrze, jak się na to zanosiło, rywalizowałby teraz z najlepszymi w Pucharze Świata i szykowałby się do mistrzostw świata. Niestety, choć dwa lata temu Habdas potrafił być nawet 11. w konkursie PŚ, teraz skacze tak słabo, że nie punktuje nawet w światowej trzeciej lidze skoków. W bieżącym sezonie cyklu FIS Cup wystartował trzy razy - w grudniu był 42. w szwajcarskim Kanderstegu, a teraz - w sobotę i niedzielę - zajął 47. i 44. miejsce w Szczyrku. Jan Habdas: Sportowo zmagam się z pewnym problemem, który do mnie cały czas wraca. Moja dyspozycja jest bardzo niska, dlatego skupiam się na treningu, żeby chociaż trochę się podciągnąć. Trochę to ostatnio zrobiłem, ale ciągle nie jestem na poziomie, który mnie satysfakcjonuje i który by mnie upoważniał do jakichś większych startów. - Chodzi o pozycję dojazdową. Zdarzały mi się w ostatnim czasie skoki, w których wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale przyszła zmiana skoczni, zmiana profilu najazdu i nie wiem dlaczego, trzeba było zaczynać wszystko od nowa. To mocno męczące i mocno frustrujące. - W grupie bazowej z Krzysztofem Miętusem i Zbigniewem Klimowskim. Trenujemy głównie w Zakopanem i od paru dni też w Szczyrku, bo tam dopiero od niedawna jest przygotowana skocznia. - Nie skupiam się na tym, ale też, broń Boże, nie wykluczam takiej opcji. Natomiast skupiam się, żeby zbudować podstawy już na kolejny sezon. Próbuję wyzbyć się błędów. Chciałbym mieć bazę pod następną zimę. Ale skoki są bardzo przewrotnym sportem, w którym nawet małe zmiany mogą dać powrót do lepszej dyspozycji. Nie wykluczam więc i takiej opcji, ale nie nastawiam się na to, że nagle zacznę osiągać jakieś świetne , że dojdzie u mnie do rewolucji. Skupiam się na cierpliwej pracy nad podstawami. - Nie ukrywam, że nie było to łatwe. Uważałem, że moim obowiązkiem jest start w tamtych zawodach [Habdas zajął 24. miejsce]. Wiadomo, że w takich momentach sport schodzi na drugi plan, chociaż to się nie stało nagle, szybko, niespodziewanie. Mama od jakiegoś czasu chorowała. Ja zawsze byłem optymistą, nawet nie przyszło mi do głowy, że to się tak skończy. Prawda jest taka, że choćby człowiek chciał się przygotować, to na coś takiego nigdy nie będzie gotowy. Ciągnęło się to wszystko za mną jakiś czas. Odczuwaliśmy to całą rodziną już znacznie wcześniej. Wydaje mi się, że... Ciężko mi... Jeżeli powiedziałbym, że radzę sobie, to trochę bym skłamał. Nie ukrywam, że szukam sposobu, jak sobie z tym radzić. I nie wiem, szczerze mówiąc, co mam powiedzieć. To jest bardzo ciężka sytuacja. Na całe szczęście mam rodzinę i głównie z rodzeństwem się nawzajem wspieramy. - Na pewno tak. Niestety, zdarzył się też sezon, jaki się zdarzył. I to wszystko nie jest przyjemne. Jest to jeden z najcięższych momentów w moim życiu. Ale wydaje mi się, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Wydaje mi się, że prędzej czy później się z tym uporamy wszyscy. - Dokładnie tak to wyglądało. - Prawie rok. Informację o chorobie mamy dostaliśmy w marcu ubiegłego roku. Dziś każdy mi powtarza, że wszystkich czeka taka trudna chwila, takie pożegnanie. I ja też to sobie powtarzam. Ale chyba i tak nikt nie jest na coś takiego gotowy. Staram się myśleć, że trzeba się do nowej rzeczywistości przyzwyczaić i przeć do przodu. Ciągle jest dla kogo. - To, co robię, to jest takie wmawianie sobie czegoś. I pocieszanie siebie. A naprawdę czuję ból. I dziękuję bardzo za te słowa. - Głównie rozmawiamy o sporcie, ale takie sytuacje zdecydowanie trzeba przepracować, bo kłębienie się emocji później miałoby zły skutek. Jednak najbardziej chorobę i śmierć mamy przeżywałem z rodziną, z rodzeństwem. Razem było nam może łatwiej przez to przejść. - Tak, bo nie do końca rozumiem zarzuty, że się na nim skupiałem. Dziś dalej chciałbym być w mediach społecznościowych, chciałbym w nich publikować różne treści - nie ukrywam tego. Ale już dość dawno się od tego odciąłem. Prawie mnie w internecie nie ma, bo nie chcę dawać pretekstu do takich komentarzy, że się skupiam nie na tym, co trzeba. Starałem się przez ostatni sezon wydaje mi się tak bardzo, jak nigdy wcześniej. Dużo mnie to kosztowało. Musiałem być zawzięty, zdyscyplinowany, a nie było i nie ma nagrody. Jej brak jest jak kolejna szpileczka wbita we mnie. - Tak. - Jasne! To był mocno sarkastyczny content. To była reakcja na komentarz, jakich mnóstwo dostają sportowcy. Wydaje mi się, że sportowcy na każdym poziomie się z tym spotykają i uważam, że dobrze jest umieć na coś takiego zareagować z dystansem. Akurat wtedy miałem uważam, że dobry sezon, więc sobie na coś takiego pozwoliłem. Ale w tym momencie tego typu Tik Toki byłyby bardzo źle odebrane. Słusznie. - Trzeba zrozumieć, że porażka zawsze boli zawodnika i że kibice często nie widzą tego momentu zaraz po porażce. Kiedyś zrobiłem live’a z Kuusamo, gdzie mi słabo poszło. I za tego live’a mi się mocno oberwało. Słusznie, to nie był najlepszy moment na odpalenie tego, na żartowanie z chłopakami z kadry po słabym występie. Wydźwięk był taki, że zawodnicy przywalili w bulę, po czym się śmieją i są w dobrych humorach. Ludzie nie widzieli, że po zawodach pół godziny przesiedziałem przybity w szatni. Że musiałem się z porażką uporać, że to mocno bolało. Nie uważam, że po porażce sportowiec musi się zamknąć w czterech ścianach i nie wychodzić, nie pokazywać się ludziom, że ma tylko płakać. Trzeba mieć umiar, umieć się otrząsnąć. Ale nie w taki sposób, jak to zrobiłem wtedy w Kuusamo. To był błąd. Tak samo myślę o tych zdjęciach, jakie nasi piłkarze sobie zrobili z Ronaldo. To nie był dobry moment. - Zgadza się. - No pewnie, że się wspieramy. Trzymamy się razem, obaj jesteśmy ludźmi empatycznymi, a dodatkowo jesteśmy w tej samej grupie treningowej. W ogóle muszę powiedzieć, że cała nasza grupa świetnie się zachowuje. Wszyscy wspierali mnie na pogrzebie mamy. Niestety, ja nie mogłem być u Andrzeja, ale napisałem mu wtedy wiadomość, w której przypomniałem, że zawsze może na mnie liczyć, że jestem i go wspieram. Za nami bardzo ciężki okres i może być tak, że jeszcze ciężki okres przed nami. Ale łatwiej to wszystko znosić, czując, że możemy na siebie nawzajem liczyć. - Siatkówkę oglądam i doceniam kadrę za wielkie sukcesy, ale tego zawodnika chyba nie kojarzę. Może bym skojarzył, gdybym zobaczył zdjęcie. - Chyba nie. - Oczywiście ja też będę chciał dedykować mamie sukcesy, jeśli tylko jeszcze jakieś odniosę. Wsparcie, które zawsze otrzymywałem od mamy i taty było wielkie i zawsze podziękowania będę kierował w pierwszym rzędzie w ich stronę. Teraz mam o tę jedną najważniejszą wspierającą osobę mniej. Ale mam nadzieję, że będzie mi dane coś w życiu osiągnąć. I wtedy będę to dedykował rodzicom, bo wszystko im zawdzięczam. - Staram się ciągle wierzyć. - Trwający sezon jest mocnym sprawdzianem dla mojej psychiki. Nie ukrywam: miałem wątpliwości czy jest sens dalej skakać. Bo to, co robiłem, nie przynosiło mi żadnej przyjemności. Ale teraz pracuję nad tym, żeby wrócić do czerpania radości ze skoków. Wierzę, że to wróci i że z dobrymi skokami wróci mi wiara w siebie. Czekam na to z niecierpliwością. - To ja też powiem szczerze: nie ukrywam, że też tak myślałem. - Trzeba żyć marzeniami, no bo jak je odrzucimy, to co nam zostanie? Ja się dalej łudzę. Nie wiem, jak wygląda kwestia walki o olimpijską kwalifikację, ale uważam, że nie jest to niemożliwe i na pewno będę o to walczył. Jeszcze cały rok przede mną, nie zamierzam się poddawać. Teraz to wygląda bardzo źle, ale uważam, że tak nieudane sezony się zdarzają i że zawodnik ma prawo do nieudanego sezonu. To wcale nie znaczy, że spoczął na laurach. Będę walczył, na pewno! - Bo ja się staram nie reagować tak bardzo impulsywnie w wywiadach. Staram się nie pokazywać tego, że takie myśli przechodzą mi przez głowę, staram się nie mówić, jak bardzo jest źle. Wolę się skupiać na pozytywnych rzeczach, gdy z kimś rozmawiam. Ale gdy mi się powinie noga po raz kolejny i kolejny, to moja głowa nie wytrzymuje. Nie ukrywam, że wiele razy miałem już dość po porażkach. Ale staram się pamiętać, jak ktoś kiedyś powiedział, że trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać. - Możliwe. Tyle razy, ile ja z samym sobą przegrałem w tym sezonie, daje mi nadzieję, że przyszłość mi te porażki zrekompensuje. - Ale ja to znam! To jest klasyk. - Za każdym razem, kiedy taki temat się przewijał, ja mówiłem, że nie umiem zwalać winy na trenera czy na kogokolwiek. Zawsze winy szukam w sobie. Trenowałem z wieloma trenerami i o żadnym nie powiem, że jest zły. Niektórzy sobie z tymi trenerami radzą bardzo dobrze, a ja nie, więc to jest jakiś mój kryzys. Na całe szczęście dzięki moim rodzicom mam takie możliwości, żeby swój team zorganizować i taka opcja pozostaje. Na ten moment nie czuję takiej potrzeby. Chciałbym zostać w strukturach PZN-u, jeżeli będzie mi dane. Choć pewnie indywidualne spojrzenie na mnie jako zawodnika wiele by dało, cały plan sezonu byłby układany pode mnie personalnie i z tego by były korzyści. To na pewno byłoby bardziej profesjonalne. Ale absolutnie nie chcę powiedzieć, że teraz nie jest profesjonalnie. - Dokładnie tak. Zmiana trenera nie gwarantuje lepszych rezultatów. Nie jest tak, że się zatrudni wielkiego trenera i już należy oczekiwać Kryształowej Kuli. Na pewno po czymś takim odczuwałbym dużą presję. Od niej trzeba by się było odciąć, ale chyba w pełni by się nie udało, chyba ciągle z tyłu głowy miałbym taką myśl, że mam swój team, więc trzeba już odnosić sukcesy. - No tak, wydaje mi się, że nie da się całkiem od takiego myślenia odciąć. Kończąc temat - jest tak, że miałbym możliwość stworzenia swojego teamu i w sytuacji, w której zabraknie mi już sił, być może z tego skorzystam. Jednak na razie tego nie planuję. - Jak najbardziej oglądam, jeśli tylko jest okazja. Nie jestem obrażony. Włączam telewizor też po to, żeby podpatrywać dobre wzorce. Ale nie ukrywam, że bywało w bieżącym sezonie i tak, że transmisji nie włączałem, bo wolałem pobyć z rodziną. A czasami faktycznie wolałem zapomnieć o skokach.
PREV NEWSGwiazdor PlusLigi opublikowa wzruszajace zdjecia Jego partnerka powiedziaa "tak"
NEXT NEWSUEFA i FIFA podejma szokujaca decyzje ws. Rosji "Prace trwaja"
Debiut Luki Doncicia w Los Angeles Lakers. Wiadomo kiedy moze nastapic
Ta wymiana zszokowaa cay sportowy swiat. Jeden z najwiekszych gwiazdorow ligi NBA Luka Doncic trafi do Los Angeles Lakers. Wiadomo kiedy moze zadebiutowac w nowym zespole.
Najmodszy duet w polskim sporcie zaczyna walke o wielkie sukcesy
Ona ma 27 lat a on 23. Sa najmodszym duetem zawodnik-trener w polskim sporcie i maja apetyt na wielkie sukcesy. - Jestesmy dobrymi przyjaciomi i dobrze czujemy sie ze soba na treningach - mowi nam Pawe Wyszynski trener Marii Zodzik.
Przyszosc Wilfredo Leona juz jasna Kibice beda zadowoleni
Poznalismy przyszosc Wilfredo Leona. Nieoficjalne wiesci na temat reprezentanta Polski poda Przeglad Sportowy Onet.
Honorowy prezes PZM krytykuje swoich nastepcow ws. skandalu w kadrze. "Oby mnie posuchali"
Wadze PZM nie maja ostatnio dobrego czasu bo po skandalu na obozie zuzlowej kadry na Malcie musza mierzyc sie z coraz trudniejszymi pytaniami. Wyrzucenie z reprezentacji Macieja Janowskiego pogorszyo atmosfere i utrudnio szukanie kompromisu.
W meczu z Barcelona pad na murawe. Nowe wiesci ws. 26-latka
Deportivo Alaves w swoich mediach spoecznosciowych poinformowao ze Tomas Conechny opusci szpital w Barcelonie. Argentynczyk trafi tam po tym jak miedzy nim i Gavim doszo do zderzenia gowami.
Dziennikarz oszala po tym co zrobi Lewandowski. Wszystko sie nagrao
Robert Lewandowski zosta bohaterem Barcelony i strzeli jedynego gola w meczu z Deportivo Alaves. W ten sposob Lewandowski ma juz 18 trafien w lidze hiszpanskiej i jest na dobrej drodze do tego by znow zostac krolem strzelcow. W telewizji "El Chiringuito" dziennikarze reagowali na wynik meczu Barcelona - Alaves a jeden z nich oszala po trafieniu Polaka.
By Aleksander Bernard