Blogs
Home/sports/A jednak Szejkowie weszli do Ekstraklasy. To absolutnie nie ma sensu

sports

A jednak Szejkowie weszli do Ekstraklasy. To absolutnie nie ma sensu

Okazuje sie ze mamy w Polsce szejkow ktorzy na utrzymanie klubow pikarskich sypia pieniedzmi na lewo i prawo bez zasad. I tez jak w przypadku PSG czy Man City sa to pieniadze "panstwowe" - pisze Micha Kiedrowski ze Sport.pl.

A jednak! Szejkowie weszli do Ekstraklasy. To absolutnie nie ma sensu
By Michał Kiedrowski | January 31, 2025 | sports

Od kiedy Katarczycy przejęli PSG, słowo "szejkowie" na zawsze stało się częścią opowieści o zawodowej piłce nożnej. Potem był przypadek Manchester City, który stał się własnością rodziny panującej z emiratu Abu Zabi i Newcastle United kupiony przez państwowy fundusz inwestycyjny z Arabii Saudyjskiej. Gdy przyszli szejkowi piłkarski biznes uległ wielkim zmianom To tylko najsłynniejsze przypadki klubów, które stały się własnością "szejków", czyli rodzin panujących z krajów nad Zatoką Perską. Takich przykładów jest oczywiście znacznie więcej, ale to PSG, a potem Man City spowodowały zmiany, na które świat piłki nie był gotowy. Oto bowiem pojawili się właściciele klubów, dla których rachunek ekonomiczny nie miał żadnego znaczenia. Po transferze Neymara z Barcelony do Paryża okazało się, że nawet ceny z kosmosu nie powstrzymują szejków przed wydawaniem pieniędzy na wzmocnienia składu. Piłkarski biznes przestał mieć ekonomiczny sens. Właściciele klubów, którzy nie mieli do dyspozycji całego państwowego skarbca, byli zmuszeni do życia na krawędzi. Oferowali gwiazdom coraz wyższe zarobki, aby je zatrzymać. Co z tego, że Barcelona zarobiła 222 mln euro za sprzedanego do PSG Neymara, skoro musiała potem wydać 555 mln na przedłużenie umowy Messiego? Jaki kraj, tacy szejkowie. U nas też są I pewnie spirala wydatków nakręcona przez tych, którzy mają niewyczerpane fundusze, zrujnowałaby wszystkich pozostałych, gdyby w końcu UEFA i ligi krajowe, nie spróbowały zmienić reguł gry i zakończyć finansowej wolnej amerykanki. Przepisy Finansowego Fair Play są oczywiście kulawe i nie zawsze na czas stosowane, ale zatrzymały szaleństwo, które mogło doprowadzić do szybkiej ruiny nawet najbardziej znane kluby. A 115 zarzutów dla Manchesteru City i groźba degradacji świadczą, że jazda po bandzie już się skończyła. Tak sobie poradzili na Zachodzie. A u nas? U nas "szejkowie" mogą sobie hasać bez przeszkód i pompować kasę wydobytą ze swoich państewek do klubów bez przeszkody. Oczywiście zaraz się odezwą głosy, że przecież żaden arabski książę nie ma u nas klubu. Ale... jaki kraj, tacy szejkowie. Nasi nie mają ani ropy, ani gazu ziemnego, więc muszą doić swoich poddanych zgodnie z tradycją gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej. W Gliwicach czekają na cud nad Kłodnicą Ostatni dobry przykład to Gliwice. Miasto, w którym prezydentką jest Katarzyna Kuczyńska-Budka, prywatnie żona polityka PO Borys Budki, właśnie poratowało swój klub. Piast dostał prawie 14 mln złotych pożyczki. W sumie w tym sezonie na konto klubu wpłynęło 26 mln zł z kasy miasta. A jak poinformował wiceprezydent Gliwic Łukasz Gorczyński, miasto przekazało Piastowi 120 mln złotych w latach 2012-24. Tu jeszcze trzeba dodać, że gliwicki stadion na 10 tys. widzów też powstał z pieniędzy podatników. Kosztował niecałe 60 mln złotych. Pożyczka była potrzebna Piastowi, by dostać licencję od PZPN. Klub już w listopadzie ujawnił, że ma 33 mln złotych długu. Teraz będzie miał łącznie 47 mln. A jak wynika z raportu "Finansowa Ekstraklasa" firmy Grant Thorton Piast osiągnął w ubiegłym roku 30 mln przychodów, z których 81 proc. wydawał na wynagrodzenia. Pod tym względem był trzeci w lidze. Innymi słowy, musiałby się wydarzyć cud nad Kłodnicą, by Piast swoje długi kiedykolwiek spłacił. Prezydentka miasta może zaklinać rzeczywistość, mówiąc, że "Piast jest ważny dla gliwiczan", ale ten klub miał w ubiegłym sezonie trzecią najniższą frekwencję w lidze (5 tys.), drugi najniższy przychód z jednego kibica na stadionie (17 zł) i piątą najniższą oglądalność (124 tys.). I jak przystało na polską ubogą wersję PSG czy Man City zasilony pieniędzmi z miasta klub pozyskał już w styczniu dwóch piłkarzy: Słowaka Erika Jirkę i Francuza Akima Zedadkę. Gigantyczne pieniądze popłynęły do Śląska Wrocław Jeszcze obficiej ze "swoich" pieniędzy dotuje klub Wrocław. Należący do miasta piłkarski Śląsk już dawno byłby finansowym trupem, gdyby nie kroplówka od "szejków" z magistratu. Jak wynika z cytowanego wyżej raportu, w sezonie 2023/24 Śląsk dostał 32,5 mln złotych w formie "podwyższenia kapitału zakładowego". W uchwalonym w grudniu budżecie na 2025 Wrocław zapisał na Śląsk 19 mln złotych dotacji. Jak wyliczył Artur Brzozowski z Gazety Wyborczej, za rządów prezydenta Jacka Sutryka (od 2018 r.) władze miasta przeznaczyły na Śląsk 110 mln złotych. W ubiegłym sezonie swoje kluby wsparły też inne miasta. Zabrze "podwyższyło kapitał zakładowy" Górnika o 7,5 mln. 17-tysięczne Niepołomice dały Puszczy 6,6 mln. Korona zwiększyła kapitał o 4 mln od miasta. A Zagłębie Lubin, które co prawda nie należy do miasta, ale do spółki skarbu państwa KGHM Polska Miedź, aż 30 mln. W I lidze dzieje się ten absurd na porównywalną skalę. Na przykład Wisła Płock dostała w sezonie 2023/24 od miejskiego właściciela 24,5 mln złotych, a Zagłębie Sosnowiec – 16,5 mln. I tę wyliczankę można ciągnąć bardzo długo jako dowód choroby, na jaką cierpi polska piłka. Setki milionów złotych w ostatnich latach podatnicy z różnych miast przeznaczyli na pensje zawodników tzw. profesjonalnych klubów piłkarskich w pierwszej i drugiej lidze. To jest chore. Prywatne kluby nie są w stanie rywalizować z miejskimi Jednak nie to jest najgorsze. Największym problemem jest fakt, że miejskie kluby dzięki niewyczerpanemu źródłu dotacji, do którego w każdej chwili mogą sięgnąć, odstraszają prywatnych inwestorów od zaangażowania się w piłkę nożną. Wystarczy spojrzeć na jedno zestawienie. Oto jaki procent przychodów przeznaczają kluby na wynagrodzenia piłkarzy: Wniosek aż sam się narzuca. Kluby dotowane z miejskiej kasy nie liczą się z groszem przy zatrudnianiu piłkarzy, tak jak muszą się z tym liczyć prywatni właściciele. To dlatego porównuję polskie miejskie kluby do PSG czy Man City. Tam też nie musieli liczyć się z wydatkami na transfery czy pensję, bo państwowa kasa zawsze była otwarta. We Wrocławiu, Gliwicach czy Płocku też działacze doskonale wiedzą, że bankructwo klubowi nie grozi, dopóki zarząd dobrze żyje z radą miejską. A dobrze żyć musi, bo przecież do zarządów i rad nadzorczych sportowych spółek rekrutują pracowników władze miejskie. Czas skończyć z tą patologią. Jeśli miasta muszą mieć kluby, to niech mają, ale niech nie zachowują się jak emir Kataru. Niech i u nas zapanują jakieś zasady, które ograniczą wydatki klubów. Zwłaszcza tych, które nie liczą się z rachunkiem ekonomicznym, bo dla ich właściciela ważniejsze są wyniki kolejnych wyborów. To tak jak z szejkami. Ich głównym celem także jest utrzymanie się przy władzy.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS