To by sztos a nie zadna lipa czyli Open'er Festival dzien II RELACJA ZDJECIA

Dokładnie dwa lata temu do Gdyni zjechały się tłumy, by ocenić "na własne ucho" czym tak naprawdę jest fenomenalnie brzmiąca "Future Nostalgia" . Dua Lipa jako jedna z pierwszych wypuściła arcy taneczny krążek w środku pandemii, by podnieść na duchu tych, którzy mieli już dość zamknięcia w domu. I był to strzał w dziesiątkę. Nic więc dziwnego, że kiedy w 2022 r. ogłoszono, że Brytyjka została jedną z headlinerek Open'era, tłumy waliły drzwiami i oknami, żeby poznać fenomen Lipy. Niestety z niczyjej winy, wyszła z tego niezła lipa. Lotnisko Gdynia-Kossakowo nawiedził nawałnica, która zmusiła organizatorów do podjęcia jednej z najtrudniejszych decyzji — przerwać imprezę i ewakuować wszystkich z jej terenu . Na nieszczęście stało się to chwilę przed tym, jak na Main Stage miała pojawić się wchodząca gwiazda światowej muzyki. Już wtedy było wiadomo, że jest ona na wznoszącej fali, która zaniesie ją bardzo wysoko. 24 miesiące później, Dua Lipa nie jest już eksperymentującą wokalistką, ale rasową gwiazdą, która ma na koncie blisko 30 mln sprzedanych płyt. Powód? Robi naprawdę solidną muzykę popularną i tak naprawdę w tym momencie może się już ścigać sama ze sobą. W końcu polskim fanom udało się spełnić swoje marzenie i poskakać do swoich ulubionych kawałków. Zanim jednak wieczór sięgnął zenitu, to drugi dzień Open'er Festival rozpoczął się naprawdę przyjemnym koncertem Margaret, który zorganizowano w openerowym namiocie. Artystka zaprezentowała przeboje ze swojej ostatniej płyty "Siniaki i cekiny" ale także znane hity w nowych aranżacjach. Takich, które są zdecydowanie bliżej sercu młodej wokalistki. Była sobą i to było naprawdę czuć. Nie próbowała zgrywać międzynarodowej gwiazdy, która za grosz nie przepada za językiem polskim, nie przebierała się za raperkę, ale dała z siebie naprawdę wszystko. Doceniła to publiczność, która zaczęła się dopiero wykruszać, kiedy ze sceny głównej zaczęły dobiegać pierwsze dźwięki gitar. Tam swój spektakl rozgrzewał już Zalewski, który w imponującej scenerii przypominającej totalitarny wiec polityczny, przypomniał swoje hity i nowe nagrania. Nie zapomniał także, że trafił na festiwal, gdzie obowiązkowo muszą pojawić się jakieś smaczki. Dlatego oprócz "Running Up The Hill" z repertuaru Kate Bush, wokalista sięgnął po kawałek "Loser" od niezapomnianej Beck. Pod koniec zaprosił na scenę Darię Zawiałow, by wspólnie zaśpiewać "Miłość miłość". Zwieńczeniem koncertu był utwór "Sen o Warszawie" Czesława Niemena. Wcześniej Krzysztof wykonał całkiem nowy kawałek w towarzystwie sopockiego Teatru Muzycznego Baabus Musicals. W trakcie koncertu zatańczył jeszcze z latającym wokół niego dronem. Ściągnął koszulkę i pewnym krokiem ruszył w głąb pitu, by zbić kilka piątek z wiernymi słuchaczami. Bo Zalewski wie, jak zrobić dobry koncert. Gdzieś w tym wszystkim próbowały odnaleźć się popowa Mabel i nieco alternatywna Tinashe. Obie panie występowały po sobie w namiocie i trudno stwierdzić, która powracała większy tłum do zabawy, bo obie poradziły sobie z tym zadaniem całkiem nieźle. Brytyjka postawiła na krótkie zwarte godzinne show wypełnione tym, co ma najlepsze w swojej dyskografii, a Amerykanka przeprowadziła publiczność przez całe spektrum swoich osiągnięć. Ci, co liczyli na malutką wstawkę jej duetu z Britney Spears, musieli się nieźle rozczarować, ponieważ akurat tę pozycję pominęła. Open'er bez rapsów na Mainie chyba już nie istnieje. Drugiego dnia o tę formę rozrywki zadbał Don Toliver, który koncert rozpoczął z wielkim rozmachem, a atmosferę podsycał z każdą kolejną piosenką. On także postawił na całkiem niezłą scenografię — od stojących na scenie Harleyów, po gigantyczne posągi nawiązujące stylistyką do jego ostatniej muzycznej ery. Momentem kulminacyjnym koncertu było chyba specjalne wykonanie piosenki "Poland" Lil Yachty'ego, którą z oczywistych względów nasi rodacy ubóstwiają. Udowodnili to już zresztą rok temu, kiedy raper osobiście bawił się z nimi w rytm tego kawałka. Kilka minut po 22.00 Orange Main Stage przejęła jednak już Dua Lipa. Bez dwóch zdań był to koncert, na który wszyscy czekali. Pod sceną zebrał się gigantyczny tłum, który wiedział, że za chwilę rozpocznie się być może najlepsza impreza w ich życiu. Szkoda tylko, że z niewyjaśnionych przyczyn koncert był lekko przyciszony. A na pewno grano nieco lżej niż kilka godzin później, kiedy Open'erem zawładnęli już Disclosure. Lipa postawiła na sprawdzone przeboje oraz kawałki z ostatniej płyty "Radical Optimism". W połowie koncertu przyznała, że nadal trudno jej uwierzyć w toi, że dwa lata temu była już na terenie gdyńskiego lotniska, kiedy rozpętała się burza, a wszystko przypominało sceny z jakiegoś filmu apokaliptycznego. Na szczęście tym razem udało jej się spotkać z fanami, chociaż znowu przywiozła ze sobą deszcz. Ciemne chmury udało się na szczęście rozgonić świetną zabawą i euforycznymi podskokami. Jednym z najmocniejszych momentów całego koncertu, był niewątpliwie ten, kiedy wokalistka zachwycała się tęczową flagą i śpiewała kolejne wersy utworu "Cold Hwart", który jakiś czas temu nagrała z legendarnym Eltonem Johnem. Zjednoczone i uśmiechnięte twarze publiczności robiły wielkie wrażenie, zwłaszcza na tle wydarzeń politycznych, które nadal nie przestają zaskakiwać. Bo w Polsce podstawowe prawa człowieka sprowadza się do politycznej waśni, która ma polaryzować społeczeństwo. Na Open'erze ta złość na szczęście się ulotniła. Główną zamykał fenomenalny koncert dla wytrwałych. Panowie z Disclosure zaczęli grać swój set 30 minut po północy, a pod sceną bawili się już naprawdę ci najwytrwalsi, chociaż naprawdę nie było ich mało. Brytyjski duet zaserwował polskim fanom powtórkę z rozrywki z Glastonbury. I na tym koniec? Guzik! Na deser w namiocie był jeszcze Sobel, a na Alter Stage — Zamilska. Tutaj bawili się już tylko weterani festiwalowego grania. Start koncertów zaplanowano na 1.30. Ale kto młodemu pokoleniu zabroni bawić się do rana... Są jeszcze ci, którzy musieli uciec do domu, żeby nabrać sił przed kolejną dawką emocji. Trzeciego dnia Open'er Festival zagrają Ice Spice, 21 Savage, Doja Cat oraz Sam Smith. Nie zabraknie też Otsochodzi, projektu Łona X Konieczny X Krupa, Rubensa czy duetu Matylda/Łukasiewicz. Gdynia bawi się dalej, a my widzimy się pod sceną.