business
Martin Kaczmarski motorsport to rodzaj medytacji
Jeden z najmodszych debiutantow w Rajdzie Dakar sprawdza sie w biznesie. Prezes finansowej Kaczmarski Group rajdowiec i konsul honorowy Republiki otewskiej we Wrocawiu dostrzega analogie miedzy motorsportem i prowadzeniem rodzinnego imperium. Martin Kaczmarski uwaza ze i rajdy i biznes wymagaja tworczej improwizacji.
Motorsport towarzyszy mu od dzieciństwa. Pasję dzieli z ojcem, Maciejem Kaczmarskim, pionierem polskiej windykacji – twórcą Kaczmarski Inkasso, Krajowego Rejestru Długów, Biura Informacji Gospodarczej i Rzetelnej Firmy – i kierowcą w rajdach cross country. Jako nastolatek jeździł tzw. szajowozem, czyli samochodem terenowym z niewielkim silnikiem i ramą z rur. Po pewnym czasie zaczął brać udział w rajdach przeprawowych, a w 2012 r. po raz pierwszy wystartował w Mistrzostwach Polski Cross Country. Jego największe osiągnięcie to 9. miejsce w klasyfikacji generalnej 36. edycji Rajdu Dakar (2014 r.). Niespełna 24-letni Martin Kaczmarski był wówczas najmłodszym i najwyżej sklasyfikowanym debiutantem w historii rajdu. Motorsport daje mu sporo radości i jest doskonałym sposobem na rozładowanie emocji. – To też pewien rodzaj medytacji. Kiedy siedzę za kierownicą samochodu, jestem tam obecny w stu procentach ciałem, duchem i myślami. Świat poza tym nie istnieje – jestem tylko ja, auto i najbliższy zakręt czy kilkaset metrów drogi do pokonania – opisuje Martin Kaczmarski, prezes Kaczmarski Group. Nieplanowany zwrot akcji Nie ominęły go jednak trudne momenty. – Rajdy wiążą się z niebezpieczeństwami wynikającymi z jazdy z ogromną prędkością po skałach, wydmach czy wąskich leśnych drogach. Awarie układu kierowniczego, przebite opony czy nawet urwane koła to codzienność, z wszelkimi konsekwencjami – mówi Martin Kaczmarski. Najniebezpieczniejszą sytuacją, w której uczestniczył, był wypadek podczas rajdu Pucharu Świata Cross Country w Maroku w 2014 r. – Jechałem wtedy pierwszy raz z nowym pilotem i zgubiliśmy się na trasie. Kiedy wróciliśmy na właściwy szlak, zaczęliśmy sukcesywnie wyprzedzać auta przed nami, co jest bardzo niebezpiecznym manewrem, ponieważ samochód ciągnie za sobą chmurę kurzu i pyłu z drogi, co jadącym z tyłu ogranicza widoczność. Pech chciał, że wjechałem w chmurę takiego pyłu z prędkością 150–160 km/h, a kiedy z niej wyjeżdżałem, zobaczyłem rów przed maską. Zacząłem hamować, niestety zbyt późno. Wyskoczyłem samochodem w powietrze, uderzyłem w przeciwstok, odbiłem się, zrobiłem wyrwę w krawędzi rowu, uszkadzając samochód, i... pojechałem dalej – wspomina rajdowiec. W wyniku tego zdarzenia odniósł poważną kontuzję. – Uderzenie było tak silne, że miałem trudności z oddychaniem i natychmiast poczułem ból w kręgosłupie, promieniujący do potylicy i do odcinka lędźwiowego. Na adrenalinie dojechałem na metę, która była zaledwie 2–3 km od miejsca wypadku, a potem... momentalnie się rozsypałem. Nie byłem w stanie wyjść z samochodu, wszystko mnie bolało. Diagnoza: złamanie kompresyjne kręgosłupa w odcinku szyjnym – opowiada Martin Kaczmarski. Uraz wyeliminował go z rajdów na wiele lat. Po wypadku miał mieszane uczucia. Nic dziwnego – rajdy były całym jego życiem. – Z jednej strony czułem bezradność – wszystko kręciło się wokół zawodów. Latałem po świecie, brałem udział w rajdach, byłem popularnym kierowcą i udzielałem wywiadów. Coś zatem traciłem. Z drugiej strony czułem też pewnego rodzaju ulgę, ponieważ byłem już trochę zmęczony dotychczasowym stylem życia, ciągłymi podróżami, spaniem w hotelach i przebywaniem poza domem przez większą część roku. Po pewnym czasie zaczęło mi jednak brakować wyjazdów na treningi i zawody. Na szczęście w pracy odnalazłem podobne emocje i satysfakcję, których doświadczałem w trakcie rajdów. Po ponad 10 latach od tamtych wydarzeń oceniam, że przerwa wyszła mi na dobre, ponieważ mogłem się zająć rodzinnym biznesem – uważa prezes Kaczmarski Group. W roli lidera W 2015 r., po udanej sukcesji, stanął na czele biznesu, który przejął od ojca. Rodzinne przedsiębiorstwo skupia się głównie wokół faktur, kilkanaście firm w większości się uzupełnia, więc z inicjatywy Martina Kaczmarskiego powołano Kaczmarski Group. Młody prezes jest też pomysłodawcą ChronPESEL.pl, platformy zapewniającej ochronę w razie wyłudzenia ich danych osobowych, i NFG, spółki świadczącej usługi dla przedsiębiorstw z sektora MŚP m.in. w zakresie faktoringu. Za najtrudniejsze w zarządzaniu własnym biznesem uważa budowanie relacji z ludźmi. – Mam przyjemność i jednocześnie komfort, że pracuję z menedżerami, którym mogę powierzyć bieżące zarządzanie firmą. Skupiam się na strategii i wybranych, kluczowych obszarach. Nie jest to typowa praca od dziewiątej do piątej. Trudno nie myśleć o firmie, nie analizować, robię to właściwie bez przerwy. Jestem dostępny zawsze, kiedy to potrzebne, jeśli coś wymaga mojej reakcji lub decyzji. Pomaga mi też wczesne wstawanie, bo wtedy mam czas dla siebie, a także dobre planowanie – mówi Martin Kaczmarski. Podkreśla, że rolą lidera jest wyznaczanie kierunku, w którym podąża firma, dobieranie do zespołu jak najlepszych pracowników i tworzenie im warunków do działania. Ma niestandardowe podejście do zarządzania. Uważa, że rozwojowi firmy sprzyja też rozumienie roli, jaką się pełni w przedsiębiorstwie. Dotyczy to wszystkich – nie tylko szeregowych pracowników, lecz także kadry kierowniczej i zarządu. – Podzielam opinię Steve’a Jobsa [współzałożyciela Apple Inc. – red.], że nie ma sensu zatrudniać ludzi inteligentnych i mówić im, co mają robić. Dajemy im pracę po to, żeby wskazali nam, co trzeba zrobić. Ode mnie jako lidera wymaga to, by czasami trzymać się z boku i nie narzucać swojego zdania. Nie jest to jednak łatwe – mam silny charakter. Sprawy nie ułatwia autorytet właściciela. Mam swoje zdanie i nie waham się go wypowiadać. Zdarza mi się korygować niektóre kwestie, szczególnie gdy widzę, że sprawy nie idą w pożądanym kierunku. Kiedy jednak to ja podejmuję decyzję, biorę na siebie odpowiedzialność. Inaczej, kiedy jest ona rezultatem dyskusji i konsensu. Wówczas wszyscy czują się za nią odpowiedzialni – przyznaje przedsiębiorca. Treningi i dieta Pochłania go nie tylko zarządzanie i rozwój biznesu – mimo wypadku pozostaje wierny rajdom. W 2024 r. na pierwszy ogień poszły zawody pucharu świata w Baja Aragón w lipcu, Baja Poland w okolicach Szczecina i Drawska Pomorskiego w sierpniu, a w październiku... powrócił do miejsc, w których 10 lat temu wypadek wyeliminował go ze startów. Wziął udział w Rajdzie Maroka za kierownicą Toyoty Hilux Overdrive. Jego pilotem był Xavier Panseri. – Rajdy cross country wciąż są dużą częścią mojego życia i trudno mi się z nimi rozstać. Być może jest to związane z koczowniczym trybem życia – nie siedzi się w jednym miejscu i nie jeździ w kółko, jak podczas wyścigów – a ja bardzo lubię podróżowanie, często wyjeżdżam gdzieś kamperem. Po drugie, jestem w takim momencie rozwoju zawodowego, że mogę sobie pozwolić, żeby część uwagi poświęcić jeździe samochodem. Poza tym muszę gdzieś spożytkować nadprodukcję energii. Żartobliwie powiem, że dla ludzi wokół mnie to problem, bo mnie roznosi. Dzięki temu, że startuję w zawodach, zatrudnieni w firmie mogą spokojnie pracować – żartuje sportowiec. Trenuje codziennie, jednak przygotowania do rajdów wymagają jeszcze większego zaangażowania i – jak przyznaje – są ekstremalnie wyczerpujące. – Na niektórych wymagających odcinkach specjalnych potrafię spalić nawet 6000 kalorii. Trzeba być do tego odpowiednio przygotowanym wydolnościowo i pod względem diety. Przed ostatnim startem w Rajdzie Maroka były codzienne treningi kondycyjne i siłowe. Wdrożyłem dietę odpowiednią do zwiększonego zapotrzebowania na kalorie, jednocześnie zmniejszając podaż węglowodanów. Głównie dlatego, że nie ma możliwości jedzenia podczas kilkugodzinnych przejazdów, które pochłaniają dużo energii – mówi prezes Kaczmarski Group. Ważna jest też fizjoterapia. Nawet w trakcie jazdy. – Kierowca rajdowy przez kilka godzin siedzi przykurczony, ciasno przypięty pasami do fotela. Powoduje to wiele napięć – w plecach, karku, odcinku lędźwiowym kręgosłupa, ramionach, a nawet palcach dłoni. Po niektórych kilkugodzinnych zawodach mój fizjoterapeuta musiał prostować mi palce. Przygotowując się do wyścigów, trenowałem również na symulatorze jazdy, który na ekranie komputera odtwarza poszczególne tory. Symulator nie oddaje wszystkich wrażeń z jazdy samochodem, np. przeciążeń, ale pozwala nauczyć się toru – mówi rajdowiec. W sporcie jak w biznesie Przyznaje, że łączenie pasji z prowadzeniem firmy nie jest proste. Dostrzega jednak podobieństwa między rajdami i zarządzaniem. – Kocham rywalizację, najlepiej motywuje mnie do działania. Odnajduję ją zarówno w motorsporcie, jak i w biznesie. Sprawia mi przyjemność doskonalenie się, szukanie sposobów na poprawienie rezultatów, urywanie ułamków sekund, które mogą zaważyć na wyniku. W rajdach samochodowych ten efekt jest widoczny niemal natychmiast, najdalej po kilku godzinach. W biznesie trzeba na to poczekać nieco dłużej – mówi Martin Kaczmarski. Jest przekonany, że motorsport wpływa na jego pracę. – Z rajdów i wyścigów samochodowych nauczyłem się, że jeżeli czujesz, że masz wszystko pod kontrolą, to znaczy, że jedziesz za wolno. Podobnie jest w biznesie. Jeśli wszystko w firmie jest idealnie poukładane i chodzi jak w zegarku, to znaczy, że za wolno się rozwijasz – uważa Martin Kaczmarski. Nie zawsze się wygrywa Rajdowiec przyznaje, że prowadzenie biznesu wymaga twórczej improwizacji. W tym też dostrzega podobieństwo do rajdów. – Tworzymy strategię, realizujemy nasze plany, a jednocześnie elastycznie reagujemy na zmiany. Staramy się maksymalnie wykorzystać okoliczności. Tak samo w sporcie – jesteśmy przygotowani na różne scenariusze, choć na drodze nie wszystko da się przewidzieć. Trzeba umieć się adaptować, przekuć niewiadome na swoją korzyść. Wtedy wyniki są najlepsze – mówi rajdowiec. Uważa, że rywalizacja w obu dziedzinach wywołuje podobne emocje i adrenalinę. – W pracy rywalizuję jakością produktu, wielkością obrotów, liczbą klientów. W motorsporcie ścigam się na czas i miejsce na mecie. Tu i tu trzeba umieć kalkulować i podejmować ryzyko – przyznaje Martin Kaczmarski. Ważne jest też wyciąganie wniosków z porażek. Należy przełknąć gorycz i ponownie stanąć na linii startu. Tak samo w biznesie – nie można się poddawać, lecz traktować niepowodzenia jak cenne lekcje. Robię, co trzeba W jego przypadku trudno jednak mówić o niepowodzeniach – grupa odnotowuje ogromne zyski. Mimo to Martin Kaczmarski pozostaje skromny i wrażliwy na cierpienie innych. Nie lubi jednak chwalić się działalnością charytatywną, choć jest czym. Co roku w okolicach Bożego Narodzenia odwiedza z zespołem placówki opiekuńczo-wychowawcze i wręcza dzieciom paczki. Kaczmarski Group jest jednym z fundatorów Europejskiej Nagrody Naukowej im. Stanisława Lema przyznawanej sportowcom przez Politechnikę Wrocławską, wspiera działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Szlachetnej Paczki, organizuje akcje oddawania krwi i osocza, a prezes grupy został mianowany konsulem honorowym Republiki Łotewskiej we Wrocławiu. – Robię to, bo uważam, że tak trzeba. Skoro mam możliwości, to znaczy, że mogę komuś pomóc. Nie ukrywam też, że sprawia mi to radość, ale nie jest to coś, o czym chcę mówić więcej – ucina Martin Kaczmarski. Chętniej rozmawia o planach zawodowych i sportowych. – Chcę nie tylko umocnić naszą pozycję, lecz także jeszcze bardziej rozwinąć rodzinny biznes. Moją ambicją jest stworzenie dużej firmy, która stanie się niekwestionowanym liderem i na lata wywrze pozytywny wpływ na polski rynek. Mamy do tego wszelkie atuty i uważam, że jesteśmy na dobrej drodze. Prywatnie natomiast lubię próbować i doświadczać nowych rzeczy. Mam też kilka sportowych ambicji, które zamierzam zrealizować. Jest jednak jeszcze za wcześnie, by o nich mówić. Lepiej nie zapeszać – kończy prezes Kaczmarski Group.
PREV NEWSNoszac kimono czuje sie jak dzieo sztuki
NEXT NEWSOd grudnia 2023 r. z KPO napyneo do Polski 90 mld z
EBC musi ciac stopy procentowe szybciej niz Fed
Wzrost gospodarczy w strefie euro by w IV kwartale zerowy a PKB Niemiec i Francji spady. Europejski Bank Centralny stara sie zaradzic pogorszeniu koniunktury dalej luzujac polityke pieniezna.
By Hubert KoziełDonald Trump wystraszy biznes na caym swiecie
Zapowiedzi wprowadzania przez USA ce na import z wielu panstw wystarczyy by w I kwartale indeks optymizmu przedsiebiorcow na swiecie spad do -13 proc. z 7 proc. w koncowce 2024 r.
By Piotr MazurkiewiczWall Street Pepe przebija najlepsze ICO 2024 r. Te liczby przyprawiaja o zawrot gowy
Mao kto by pomysla ze zabawny paz w garniturze rodem z Wall Street zostanie najwieksza sensacja poczatku 2025 roku w swiecie krypto. A jednak. Wall Street Pepe ktory aczy w sobie lekcewazacego ducha zaby Pepe z wyrafinowanymi narzedziami handlowymi zebra juz 65 milionow USD w przedsprzedazy w tym 2 miliony w ostatnich 48 godzinach. Tym ...The post Wall Street Pepe przebija najlepsze ICO 2024 r. Te liczby przyprawiaja o zawrot gowy appeared first on usinessinsider.
Platite minimalni zalohy jako OSVC ci OBZP Zvyste si platby jeste dnes
V roce 2025 si OSVC i OBZP platici minimalni zalohy opet vyrazne priplati. Jak se zvysi minimalni zalohy na duchodove a zdravotni pojisteni
By Michal BurešFirma z polskimi korzeniami rozpycha sie w Szwajcarii
Kolejny podmiot z polskimi korzeniami podbija Szwajcarie. Gieda kryptowalut zondacrypto coraz mocniej podkresla swoja obecnosc na tym rynku.
By rp.plWall Street konczy dzien na plusie. Pomogy wyniki spoek
Wszystkie trzy gowne indeksy giedowe w USA wzrosy w czwartek gdy inwestorzy zapoznawali sie z wynikami niektorych najwiekszych spoek. Sesje do udanych moga zaliczyc m.in. IBM Meta i Tesla zas na przeciwnym biegunie znalaz sie Microsoft i UPS.