Blogs
Home/world/Psychuszki najbardziej przerazajace miejsca w Zwiazku Radzieckim. "Chciaem umrzec"

world

Psychuszki najbardziej przerazajace miejsca w Zwiazku Radzieckim. "Chciaem umrzec"

Rosyjscy opozycjonisci nazywali je "przedsionkami pieka" personel z rozrzewnieniem mowi zas o "maym Oswiecimiu". Przywodcy ZSRR uznali ze stworzyli system tak idealny ze tylko ludzie niepoczytalni moga go odrzucac lub krytykowac. Aby ich "naprawic" serwowali im terapie wstrzasowa uznawali za chorych psychicznie i wtracali do specjalnych szpitali zwanych psychuszkami. Za ich murami niepokorni Rosjanie przekonywali sie do czego zdolni sa komunistyczni sadysci.

September 07, 2024 | world

Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu "13 czerwca. Rozpoczęcie głodówki. 15 czerwca. Rozpoczęcie przymusowego karmienia. Bicie. Duszenie. 16 – 19 czerwca. Przymusowe karmienie. Biją, duszą. Wywracają ręce. Biją specjalnie w zranioną nogę (...). 17 czerwca. Zaapelowałem, że będę kontynuować głodówkę na znak protestu przeciwko brutalnemu traktowaniu. 18 czerwca. Napisałem, kogo uważać za winnego w razie mojej śmierci. (...) Zaczęto siłą mnie pakować w "kaftan bezpieczeństwa". Opierałem się. Liczba osób, które rzuciły się na mnie, wzrosła z pięciu do 12. Walka trwała długo. Zazwyczaj padałem ze strasznym bólem w sercu. Miałem nadzieję, że tego nie zniesie. Chciałem umrzeć , licząc na to, że moja śmierć obnaży samowolę". Horror za murami zakładu psychiatrycznego. "Zostawiłam je za życia w grobie" Tak pobyt w psychuszce wspominał Piotr Grigorienko w swoich zapisach więziennych. Radziecki wojskowy na jednej z wewnątrzpartyjnych konferencji skrytykował powrót do stalinowskich praktyk w życiu politycznym, przez co mocno zaszedł kierownictwu ZSRR za skórę. Kiedy założył tajny Związek Walki o Odrodzenie Leninizmu, miarka się przebrała – trafił do aresztu. Proces wojskowego tak wysokiej rangi mocno zaszkodziłby jednak wizerunkowo Związkowi Radzieckiemu. Jego władze znalazły więc inny sposób na uciszenie niepokornego oficera. Zgotowało mu piekło na ziemi – wysłały go do psychuszki. Psychiatria orężem polityki Nie wiadomo, kiedy dokładnie zaczęto stosować psychiatrię jako narzędzie polityczne. Pojedyncze przypadki stosowania tego typu praktyk sięgają już początków XIX w. W Rosji bolszewickiej za jedną z pierwszych ofiar takich działań uznaje się Marię Spiridonową. Jako działaczka rewolucyjna wielokrotnie była aresztowana i więziona, aż w końcu władze zdiagnozowały u niej "histeryczną psychozę" i skierowały ją na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego w Kazaniu. "Z uwagi na chorobliwo-histeryczne zachowanie Spiridonowej podjęto decyzję o odizolowaniu jej od działalności politycznej i społecznej na rok, kierując do sanatorium" – tak eufemistycznie określił to dziennik "Prawda", organ prasowy Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Z biegiem czasu liczba osób, którym przyszło podzielić los rewolucjonistki, znacznie się zwiększyła. Bolszewicy uznali, że tylko człowiek niepoczytalny może odrzucić obietnicę stworzenia z Rosji krainy mlekiem i miodem płynącej. I że takiego człowieka trzeba koniecznie odseparować od społeczeństwa oraz poddać terapii. Raczkujący początkowo system psychiatrii represyjnej wykształcili więc niemalże do perfekcji. Ich metody przejęli następcy. Początkowo do psychuszek trafiali najbardziej uciążliwi i aktywni dysydenci. Szybko komuniści otwarli drzwi tych specyficznych szpitali dla pozostałych obywateli. W 1959 r. Nikita Chruszczow, ówczesny przywódca ZSRR , stwierdził: "można powiedzieć, że i obecnie istnieją w Związku Radzieckim ludzie, którzy walczą z komunizmem, ale u takich ludzi bez wątpienia stan psychiczny nie jest w normie". Tajne choroby Kremla Leonid Breżniew, który przejął po nim władzę, już tych krytyków nie widział – a tym bardziej ich prześladowań. " W ZSRR nie ma więźniów politycznych, a są tylko bandyci i chorzy psychicznie" – powiedział. Kiedy szefem KGB (Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego przy Radzie Ministrów ZSRR) uczynił Jurija Andropowa, budowa systemu represyjnej psychiatrii nabrała rozpędu. "Pełzająca schizofrenia" Andropow zaczął rozgłaszać, że w ZSRR zapanowała epidemia chorób umysłowych. To doprowadziło do tego, że 5 lipca 1968 r. Komitet Centralny PZPR specjalną uchwałą podjął decyzję o utworzeniu w ciągu pięciu lat 125 szpitali psychiatrycznych. Było to, zdaniem władz, konieczne posunięcie – KGB ocenił w końcu, że aż 1,2 mln obywateli ZSRR cierpi na schizofrenię bezobjawową, lub – jak zwykło się ją częściej określać – "pełzającą". Tę nową jednostkę chorobową wymyślił profesor Andriej Snieżniewski wraz z lekarzami z moskiewskiego Instytutu Psychiatrii im. Serbskiego – organu odpowiedzialnego za zbudowanie systemu psychiatrii represyjnej w ZSRR. Reedukacja przez tortury Specyfika tej "choroby" polegała na tym, że nie dawała żadnych objawów – a więc w praktyce można było zdiagnozować ją każdemu. Oczywiście osobliwe schorzenie dziwnym trafem dotykało głównie tych, którzy odważyli się krytykować władze lub ustrój komunistyczny. Nie trzeba było przy tym wiele. Wspomniany Piotr Grigorienko został uznany przez władze radzieckie za osobę niezrównoważoną psychicznie, bo publicznie skrytykował stalinowskie metody uprawiania polityki. Znany opozycjonista Władimir Bukowski po raz pierwszy usłyszał diagnozę niepoczytalności za to, że miał przy sobie dwie kopie książki "Nowa klasa" Milowana Dżilasa – jugosłowiańskiego polityka i pisarza, który popadł w niełaskę przez krytykę rządów partii komunistycznej. Walerię Nowodworską, jeszcze wówczas studentkę, Sowieci uznali za chorą psychicznie po tym, jak przyłapali ją na rozrzucaniu ulotek o wywrotowej treści na moskiewskim Placu Zjazdów. "Dowodem obłędu" znanego dysydenta i barda Piotra Starczika było "układanie antysowieckich piosenek". Popularny aktor filmowy Jurij Biełow wpadł zaś przez to, że podczas jednego z bankietów przepowiedział, że niedługo Chruszczow zostanie odsunięty od władzy. Podobnych przypadków było znacznie więcej. Wszystkie te osoby zostały uznane przez władze za "społecznie niebezpieczne". Dr hab. Oksana Voytyuk z uniwersytetu w Białymstoku w swoim artykule nazywa to walką z "inakomyslijem" – odmiennym myśleniem. Bo tyle wystarczyło, by radzieccy psychiatrzy na usługach reżimu stwierdzili u kogoś "pełzającą schizofrenię". A to pozwalało legalnie wysłać każdego obywatela ZSRR do psychuszki na dowolną ilość czasu. Choć jednostka chorobowa była całkowicie zmyślona, leczono ją na poważnie – choć leczenie to w tym przypadku zbyt duże słowo. W wielu przypadkach sprowadzało się ono do znęcania się i tortur. Metody niczym u nazistów Tragizm psychuszek polegał m.in. na tym, że pracujący w nich lekarze mieli wolną rękę w sposobie traktowania pacjentów. Stosowali więc bardzo różne metody. Bardzo często aplikowali dysydentom lekarstwa lub pseudolekarstwa mające wywołać ból, lub otępienie. Władimir Bukowski w książce "I powraca wiatr..." opisuje to w następujący sposób: "Dla leczenia »wzbudzonych«, a mówiąc dokładnie – karania, stosowano w zasadzie trzy środki. Pierwszy – aminozyna. Pod jej działaniem człowiek zazwyczaj zapadał w śpiączkę, w jakieś takie otępienie, że przestawał pojmować, co się z nim dzieje. Drugi – sulfazyna albo siarka. Ten środek powodował niezwykle silne bóle i dreszcze, temperatura podskakiwała do 40–41 st. C i utrzymywała się przez dwa–trzy dni. Trzeci – skrętka [ukrutka]. To uważane było za najcięższe". Michał Przeperski: życie w schyłkowym PRL było jak pływanie w kisielu Pod tą ostatnią nazwą kryła się szczególnie wymyślna metoda torturowania pacjentów psychuszek. Sanitariusze owijali ich ciasno mokrymi prześcieradłami albo innymi materiałami. Podczas wysychania materiał się kurczył, co wywoływało u owiniętych nim osób ogromny ból i pieczenie ciała – porównywalny do tego towarzyszącego rozległemu oparzeniu. Jak opisuje Bukowski, często prowadziło to do utraty przytomności. W takiej sytuacji personel psychuszek chwilowo rozluźniał materiał, by torturowany w ten sposób człowiek mógł trochę dojść do siebie. Gdy to się udawało, wszystko zaczynało się od nowa. "Nasz mały Oświęcim" Aleksander Podrabinek – rosyjski opozycjonista i obrońca praw człowieka – w 1979 r. w podziemiu opublikował książkę "Medycyna karna", w której opisał system psychiatrii represyjnej w ZSRR. Stwierdził, że poprzez stosowanie wymyślnych tortur personel psychuszek chciał doprowadzić ich pacjentów na skraj wytrzymałości. – Chodziło o doprowadzenie ciała człowieka do granicy życia i śmierci. Dysydent miał wiedzieć, że może się to w każdej chwili powtórzyć, jeżeli nie zacznie być posłuszny wobec systemu – powiedział w rozmowie z Piotrem Włoczykiem dla serwisu Do Rzeczy. Ofiarą innych wymyślnych tortur stała się Waleria Nowodworska . Młoda działaczka podpadła nie tylko rozrzucaniem ulotek o "nieprawowitej" treści, ale też tym, że nazwała Daniła Łunca – jednego z profesorów kierujących Instytutem im. Serbskiego – hitlerowcem. Za to zesłał ją do psychuszki w Kazaniu, gdzie, zapewniono jej "specjalne" traktowanie. Wstrzykiwano jej siarkę koloidalną, co wywoływało u niej gorączkę powyżej 40 st. C. Borowano jej wolnoobrotowym wiertłem zdrowe zęby. Jeszcze okrutniejsza była tortura z plastikową rurką – za jej pomocą pompowano jej pod skórę tlen do momentu, aż odrywała się ona od mięśni. Świadectwem tego, co przeszła, był fakt, że mając zaledwie 21 lat, w dużym stopniu osiwiała i ledwo była w stanie się poruszać. Stała się cieniem dawnej siebie. Władimir Bukowski. Pedofilia jako broń polityczna Do wymyślnych tortur dochodziło fizyczne znęcanie się – bicie oraz gwałty. Były one tak powszechne, że wiele pacjentów psychuszek osób traktowało to niemal jako coś naturalnego. Jak twierdzi Podrabinek, o ile w przypadku mniej "niebezpiecznych" krytyków reżimu personel psychuszek miał swobodę działania, o tyle dysydentów – zgodnie z zaleceniem KGB – miał traktować ze szczególnym okrucieństwem. Tak, by odechciało im się antysystemowej działalności. W efekcie ludzie pracujący w psychuszkach byli praktycznie panami życia i śmierci. Bukowski wspominał, że nie raz słyszał, jak "lekarze" z leningradzkiej placówki z rozrzewnieniem nazywali ją ich "małym Oświęcimiem". "Przedsionek piekła" Dysydenci często przedstawiali je z kolei jako "przedsionki piekła". Niektórzy mówili nawet, że są one gorsze od łagrów – bo o ile do nich zsyłano na konkretną liczbę lat (choć nie raz i tak ją przedłużano), o tyle nikt nie wiedział, na jak długo trafi do psychuszki i czy w ogóle z niej wyjdzie. Ta niepewność, połączona z poczuciem całkowitej zależności od personelu robiącego wszystko, by złamać niepokornych obywateli, mocno oddziaływała na psychikę. Kaczka, koń i szpiedzy. Jak bolszewicy na rozkaz Stalina dwukrotnie próbowali zabić Lwa Trockiego Negatywnie wpływano na nią również to, że dysydenci przetrzymywani byli w tych szczególnych szpitalach z osobami prawdziwie chorymi psychicznie. To, w połączeniu z faszerowaniem środkami psychotropowymi, sprawiało, że z biegiem czasu zaczęli wierzyć, że naprawdę im coś dolega. Budzili się i zadawali sobie pytanie, czy już postradali zmysły, czy jeszcze nie. To wszystko miało ich fizycznie i psychicznie złamać, a na resztę opozycjonistów podziałać jako straszak – pokazać, co ich czeka, jeśli nie zrezygnują z antyreżimowej działalności. W niektórych przypadkach podziałało. Część z nich jeszcze bardziej jednak rozsierdziło i zmobilizowało do wzięcia sprawy w swoje ręce. Niezamknięta historia W 1977 r. przy Moskiewskiej Grupie Helsińskiej powstała Komisja Robocza do Badań Wykorzystywania Psychiatrii do Celów Politycznych nazywana w skrócie Komisją Roboczą do spraw Psychiatrii. Przewodzili jej wspomniany już Aleksander Podrabinek, Sława Bachmin, Ira Kapłun i Feliks Sieriebrow. Zajmowała się ona głównie monitorowaniem losu więźniów politycznych, pomaganiem dysydentom osadzonym w psychuszkach i ich rodzinom, pisaniem listów protestacyjnych do władz oraz informowaniem Zachodu o nadużyciach radzieckiej psychiatrii. Te z biegiem czasu coraz trudniej było władzom komunistycznym utrzymać w tajemnicy. Choć oficjalnie wszystkiemu zaprzeczały, ich zapewniania stawały się coraz mniej wiarygodne. Część dysydentów – "politycznych wariatów" – po opuszczeniu psychuszek emigrowała na Zachód, gdzie opowiadała o mechanizmach funkcjonowania radzieckich psychuszek i stosowanych w nich metodach. Ich brutalność i skala wywołały szok w zachodnim środowisku psychiatrów – podobnie jak fakt, że zaprojektowali je najwybitniejsi radzieccy lekarze i specjaliści, ludzie z naukowym autorytetem. To doprowadziło do tego, że w 1977 r. podczas VI Międzynarodowego Kongresu Światowego Towarzystwa Psychiatrycznego w Honolulu organizacja ta potępiła fakt stosowania przez ZSRR psychiatrii do celów politycznych. Jak Stalin został zdradzony. W ZSRR zakazano o tym mówić Choć radzieckich psychiatrów spotkał ostracyzm, decyzja ta nijak nie zmieniła losu osób przetrzymywanych w psychuszkach. Niewiele zmieniło również odejście Andropowa od władzy i zastąpienie go Michaiłem Gorbaczowem. Dopiero upadek Związku Radzieckiego położył kres praktyce wykorzystywania psychiatrii do walki z opozycją – w skali masowej. W mniejszym zakresie Rosja stosuje je bowiem do dziś. Przykładem tego może być historia Ilmi Umerowa – wiceprzewodniczącego Medżlis, zakazanej w tym kraju organizacji samorządowej Tatarów krymskich. W 2016 r. został on umieszczony w szpitalu psychiatrycznym w celu przeprowadzenia mu przymusowej ekspertyzy psychiatrycznej. Według FSB zagrażał integralności terytorialnej Rosji – bo apelował o zwrócenie Ukrainie Krymu . Historia zatacza koło.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS