Blogs
Home/sports/Tajner wprost o swoich relacjach z Tuskiem. Wystarczyo mu piec sow

sports

Tajner wprost o swoich relacjach z Tuskiem. Wystarczyo mu piec sow

- Rozmawiaem z Thomasem. Mysle ze jest bardzo zaangazowany. Moze nawet za bardzo - mowi o Thurnbichlerze Apoloniusz Tajner. Pose zdradza tez czy w Sejmie duzo mowi sie o kryzysie polskich skoczkow i czy rozmawia o tym z premierem Donaldem Tuskiem.

Tajner wprost o swoich relacjach z Tuskiem. Wystarczyło mu pięć słów
By Jakub Balcerski | January 24, 2025 | sports

Z byłym prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, a obecnie posłem, rozmawialiśmy podczas Pucharu Świata w Zakopanem. Zawody oglądał w gronie kilku znanych działaczy. Prosił, żeby poczekać rozmową do końca pierwszej serii niedzielnych zawodów, którą chciał obejrzeć w całości. Potem Tajner przeanalizował wyniki i zgodził się porozmawiać - nie tylko o tym, co obecnie dzieje się w skokach, ale także o działaniach Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS), czy kulisach dyskusji o sporcie w Sejmie. Apoloniusz Tajner: Nie słyszałem. Jaki? - Nic o tym pomyśle FIS nie słyszałem. 150 metrów? No, ciekawe. My faktycznie byliśmy już dogadani na Stadionie Narodowym parę lat temu, ale nam się finanse nie spięły. Pięć milionów było pomiędzy przychodami a wydatkami. A ja musiałem pamiętać, że jeśli coś nie wypali, to my zostaniemy z tym sami na placu boju. Dlatego nie zdecydowaliśmy się ostatecznie na ten projekt. - Cóż, jak mu tyle dadzą, to jest to świetny pomysł. Nie widziałbym w takich pokazowych zawodach na Maracanie w Rio, czy centrum handlowym w Dubaju ogromnej szansy dla skoków, a bardziej urozmaicenie. Ale 100 milionów euro? To chyba trochę za dużo. Nasz projekt na Stadionie Narodowym był zamknięty w 23 milionach złotych. Z przychodów wyszłoby 17-18,5 miliona. Te 100 milionów euro to mi przypomina, jak Rosjanie budowali skocznie w Soczi. Kosztowały 300 milionów dolarów. My mniej więcej w tym czasie stawialiśmy Wisłę-Malinkę za 38 milionów złotych! Pachnie to czymś... Ale z drugiej strony wszystko jedno, jak chcą zrobić i zrobią to dobrze. Pieniądze wtedy nie mają takiego znaczenia. - Tak, tak. Nie widzę takich pomysłów, żeby był sens coś nagle zmieniać. A jeśli już to wprowadzać wszystko powolutku. Ale nawet nie wiem, w jakim kierunku. Ten system z zawodami co tydzień jest sprawdzony i dobry, tu bym nic nie zmieniał. - Zaczęli z dość niskiego pułapu i powoli się z tego wydrapują. Za półtora miesiąca są mistrzostwa świata w Trondheim i myślę, że do tego czasu każdy z nich będzie skakał swoje. Na razie zaskoczyło Pawłowi Wąskowi, od Turnieju Czterech Skoczni. Od tego czasu ma tę stabilność. Ale blisko są też inni, cały czas mocno wierzę w Kamila Stocha. Tylko spóźnia te skoki. Poza tym wszystko idzie w porządku. Dawid Kubacki jest całkiem blisko. Olkowi Zniszczołowi potrzeba powietrza pod narty i zawsze może zaskoczyć. Czasem zabraknie mu mocy w nogach. A Paweł Wąsek na MŚ jest gotowy. Myślę, że tę obecną formę utrzyma i do końca sezonu. - Nie. Nie mam takich myśli. Był taki moment, że grupy szkoleniowe były połączone (sezon 2020/21 i 2021/22 - przyp.). Dużo zawodników, dużo sztabów i osób współpracujących. To nie zawsze służy. Wtedy tam się pojawił taki chaos. I powrót do innego układu to był właściwy krok. Myślę, że Thomas Thurnbichler dopiero teraz naprawdę dojrzał do prowadzenia reprezentacji. I zorientował się, jaka jest różnica między tymi starszymi i młodszymi zawodnikami. Kamil poszedł swoją drogą i to akurat bardzo dobry ruch. Jedyny słuszny w jego przypadku. - Już dziesięć lat temu, zanim przyszedł tu w roli głównego trenera Stefan Horngacher. Rozmawialiśmy o tym, ale jeszcze nie chciał. Myślał, żeby dalej być w grupie. Nie było planu, kto miałby go wtedy trenować. To było dopiero takie rzucone jako pewna możliwość, nie było konkretów. - Tak, Stefan pracował jeszcze z gorszymi zawodnikami i umiał poprowadzić tę reprezentację. Przy tych najbardziej doświadczonych na pewno wiele rzeczy było zrobionych niepotrzebnie. Oni już nie potrzebują tylko solidnego treningu. Trzeba do nich podejść indywidualnie, inaczej. Z Adamem Małyszem, gdy kończył karierę, było przecież tak samo. I nawet, jak zawodnik się obudzi rano i mówi: "mieliśmy jechać tu, ale pojedźmy tu", to mogą to zrobić. Z grupą jest inaczej, trzeba się podporządkowywać. A to nie zawsze pasuje do tego, co powinni robić tak doświadczeni zawodnicy. - Nie, wątpię, że do tego dojdzie. Takie zmiany mają sens, ale gdy są uzasadnione. A nie że ktoś sobie zrobi tak, żeby mu było wygodniej, czy zauważy coś u innych. To musi mieć pełne wytłumaczenie, a nie być czyjąś zachcianką. - To znaczy ja już się cieszę, że pojawił się w pobliżu Alexander Stoeckl. Bo Thurnbichler ma wreszcie, z kim wszystko przedyskutować. Od treningu przez każdy problem, czy podejmowanie decyzji. Stoeckl ma spore doświadczenie i dla mnie to jest wystarczające, żeby odpowiednio pomóc. Rozmawiałem z Thomasem. Myślę, że jest bardzo zaangażowany. Może nawet za bardzo. To jak u skoczków: gdy za bardzo się czegoś chce, to potrafi sparaliżować. Wierzę w Thomasa i myślę, że pozostanie przy nim to nadal właściwa droga. Zawodnicy mówią, że atmosfera się poprawiła. Gdy widzą, że to wypaliło u jednego z nich, że Olek skakał dobrą poprzednią zimę, to rozumieją, że mają już trochę dobrej roboty wykonanej i teraz trzeba to przekuć w coś więcej. - To już odległa sytuacja, bo musiałoby dojść do jakiegoś naturalnego ruchu, który pozwoliłby na taką zmianę. A na razie niczego takiego nie widać i to niepotrzebne. Zwłaszcza jeśli popatrzymy na to pod kątem szacunku czy lojalności. Trudno mi sobie to wyobrazić. To nie tak, że sobie teraz będziemy zmieniać ot tak. - Tak, tak. I wtedy się cieszę, bo mogę mówić o skokach, a nie o polityce. - Z premierem się nie spotykam.

SOURCE : sport
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS