Home/science/Mama 10-latka Nauczycielka napisaa wiadomosc o godz. 21. Nasza ja "wizja"

science

Mama 10-latka Nauczycielka napisaa wiadomosc o godz. 21. Nasza ja "wizja"

Najlepsze byo jak nauczycielka od plastyki napisaa o godz. 21 ze nastepnego dnia trzeba przyniesc jakis wymyslny materia bo ja nasza "artystyczna" wizja szycia maskotek opowiada Alina matka 10-letniego Sebastiana. Kornel Wawrzyniak w najnowszym numerze "Przegladu" przyjrza sie dziennikom elektronicznym w szkoach ktore budza coraz wieksze i coraz powszechniejsze kontrowersje

October 06, 2024 | science

Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów prześwietla działania spółki Vulcan, jednego z dwóch największych dostawców e-dzienników w Polsce. To efekt kilkunastu skarg, które wpłynęły do UOKiK na przełomie sierpnia i września. Rodzice uznali, że miarka się przebrała, kiedy dostali komunikaty, że część funkcji elektronicznego dziennika szkolnego w wersji na aplikację będzie od listopada płatna : "Korzystasz z bezpłatnego, testowego dostępu do wersji rozszerzonej aplikacji. Bezpłatny, testowy dostęp do funkcjonalności rozszerzonych aplikacji eduVULCAN kończy się z dniem 01.11.2024 r. Wszystkie funkcjonalności rozszerzone oznaczone są w aplikacji ikoną kłódki. Po upływie okresu testowego będziesz mógł/mogła zakupić dostęp do funkcjonalności rozszerzonych w aplikacji mobilnej lub korzystać z funkcjonalności podstawowych. Cena za dostęp (od 02.11.2024 r. do 30.06.2025 r.) do funkcjonalności rozszerzonych wynosi 37,94 zł (płatność jednorazowa)". "Darmowe" e-dzienniki W teorii i według prawa dzienniki elektroniczne powinny być bezpłatne. Mówi o tym Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 25 sierpnia 2017 r. w sprawie sposobu prowadzenia przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki dokumentacji przebiegu nauczania, działalności wychowawczej i opiekuńczej oraz rodzajów tej dokumentacji. W art. 21 czytamy: "Dzienniki (...) mogą być prowadzone także w postaci elektronicznej", a jak wskazuje pkt 3 ppkt 5 tego artykułu, konieczne jest umożliwienie "bezpłatnego wglądu rodzicom do dziennika elektronicznego, w zakresie dotyczącym ich dzieci". Problem, o którym mało się w Polsce mówi. "Pułapka bez wyjścia" Sprytni dostawcy e-usług dla edukacji wymyślili, że przepis obejdą w bardzo prosty sposób. Udostępniają darmową wersję e-dziennika w odsłonie dla przeglądarek internetowych. Problem zaczyna się, kiedy z dziennika ktoś chce korzystać w aplikacji na komórkę. Konkurent Vulcana Librus od dawna pobiera opłaty za korzystanie z pełnej wersji jego aplikacji mobilnej. Komunikat w Vulcanie przelał jednak czarę goryczy. W połowie września na biurko szefowej MEN trafiła petycja w sprawie uregulowania kwestii e-dzienników. Autorzy piszą o postępującej komercjalizacji oświaty publicznej i żądają od Barbary Nowackiej działań. Jak wskazuje Anna Wittenberg na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", zgodnie z treścią petycji e-dzienniki miałyby być bezpłatne na wszystkich oferowanych kanałach, w tym przez stronę internetową, aplikację i API (interfejs, za pomocą którego z aplikacją mogą się komunikować inne programy). Dzięki temu mogłyby powstawać konkurencyjne narzędzia. Rodzice chcą też, by firmy nie mogły stosować nieuczciwych praktyk utrudniających szkołom zmianę dostawcy e-dziennika. Sprawą zaczęli się interesować również politycy. Według Adriana Zandberga z Lewicy państwo ma zasoby, aby dostarczyć rodzicom, uczniom i szkołom swoją darmową wersję e-dziennika. A jeśli za podstawowe funkcje trzeba w aplikacjach płacić abonament, to albo rozporządzenie MEN z 2017 r. jest dziurawe, albo nikt go nie przestrzega. Dyrektorka o "szkole nad przepaścią". "Wchodzimy w buty ministra Czarnka" Wiceministra edukacji Izabela Ziętka z Polski 2050 uważa, że rozporządzenie MEN nie jest łamane przez operatorów e-dzienników, którzy wprowadzają opłaty w aplikacjach mobilnych, ponieważ rodzice wciąż mają bezpłatny dostęp do informacji z poziomu przeglądarki internetowej. Być może to naiwność wiceministry. Albo udawanie przed wyborcami. Jedynie osoby niezorientowane w temacie mogą twierdzić, że wystarczy korzystać ze strony internetowej, skoro jest ona dostępna za darmo. Praktyka pokazuje, że przeglądarkowa odsłona dzienników elektronicznych jest mało użyteczna i zaprojektowana w sposób wyjątkowo nieintuicyjny, wręcz utrudniający obsługę. To zaś popychanie konsumenta w stronę płatnej aplikacji. – Librus w wersji www to niedoróbka. Logowanie się do portalu często się nie udaje, trzeba to robić nawet kilka razy. Nie wyobrażam sobie, że mam za każdym razem pomagać dzieciom w próbach zalogowania się do portalu, żeby sprawdziły, co jutro będzie się działo w szkole. To oznacza, że firma właściwie wymusza na mnie zainstalowanie aplikacji w telefonach. Potem okazuje się, że w aplikacji większość informacji nie jest dostępna jak na stronie, póki nie uiści się opłaty. A za każde dziecko muszę płacić osobno raz do roku – mówi Mirosław, ojciec dwójki uczniów w wieku 12 i 13 lat. Uczniowie z Podlasia wyznają, dlaczego chcą chodzić na religię. "Mamy spoko księdza" – Z Vulcanem od początku roku jest jakiś bałagan. Nie mogę czytać wiadomości od nauczycieli ani sprawdzać nieobecności syna. Niby działa mi jeszcze darmowa wersja, ale już mam znaczek kłódki na ikonie wiadomości i powiadomień. Słowem, odebrano mi wgląd w życie szkolne syna. Żeby było śmieszniej, on także ma na komórce aplikację i dostępne wszystkie funkcje – złości się mama warszawskiego licealisty i dodaje: – Na zebraniu dowiedziałam się, że również nauczycielom nie działa część funkcji. Warto zauważyć, że e-dzienniki stworzyły pewien paradoks. Część kadry nabrała przekonania, że skoro ma tak nowoczesne narzędzia, to wystarczy informować np. o zmianach w planie lekcji za pośrednictwem komunikacji elektronicznej. Dzieci raczej nie chodzą z laptopami do szkoły i łatwiej im sprawdzić powiadomienia w telefonie. Rodzicom zresztą też. A jaka funkcja w aplikacji jest obwarowana dodatkową opłatą? Oczywiście, że zastępstwa i zmiany w planie lekcji. To kolejny przykład nakierowywania użytkowników, aby płacili za aplikację, bo strona www w życiu codziennym jest bezużyteczna. Pozostaje jeszcze jedno pytanie: jak do uzależnienia uczniów od dzienników elektronicznych będzie się miał pomysł MEN, aby całkowicie zakazać korzystania z telefonów w szkole? Szkoła na miarę XXI w. Dzienniki elektroniczne są doskonałym przykładem zjawiska, które można określić mianem biedacyfryzacji. Do niemal 17 tys. placówek zostały wprowadzone nowoczesne narzędzia, z których część kadry nie potrafi korzystać. Przypomina to trochę wsadzenie do konnego powozu radia samochodowego, które miałoby działać na dynamo – jak koń ma dobry dzień, muzyka gra głośno. Chodzi o to, że wraz z wprowadzeniem nowoczesnego narzędzia trzeba uwspółcześnić metody pracy. Małe zombie, czyli co zrobić, by nasze dzieci nie używały smartfonów zbyt często. Wskazówki dla rodziców – Jestem nie tylko mamą, ale i pracowniczką szkoły. Podczas szkolenia dla nauczycieli, które organizowałam akurat w szkole swojego dziecka, zaczęłam dostawać dziesiątki powiadomień z Librusa. Okazało się, że jedna z nauczycielek mojego syna zaczęła mu uzupełniać zaległe oceny z całego semestru, bo akurat się nudziła – mówi Ewelina, nauczycielka z Poznania. Zderzenie szkoły ze współczesnością ma wiele odsłon. Librus oferuje funkcję, w której można ustalić sobie różne cele w danym roku szkolnym, np. piątkę na koniec roku z danego przedmiotu. Jak widać po aplikacji Duolingo do nauki języków poprzez zabawę, taka gra w naukę jest dość skuteczna. Co jednak zrobić, jeśli nauczycielka uzupełnia oceny jednorazowo pod koniec semestru? Dziecko nie ma wtedy aktualnej wiedzy, jak mu idzie. – Co z tego, że mamy aplikację do komunikacji z nauczycielami, skoro część z nich kompletnie nie czuje tego z lekka korporacyjnego workflow, jaki narzuca im aplikacja? O tym, że nie będzie pierwszej lekcji, dowiaduję się np. tuż przed zaprowadzeniem dziecka do szkoły. A najlepsze było, jak nauczycielka od plastyki napisała o godz. 21, że następnego dnia trzeba przynieść jakiś wymyślny materiał, bo ją naszła "artystyczna" wizja szycia maskotek – opowiada Alina, matka 10-letniego Sebastiana. Zarazem aplikacja Librusa wcale nie jest wolna od błędów. – Korzystam z Librusa jako tata i jako pracownik oświaty. Jaki mam kłopot? Konta moje i dzieci nie są rozłączne. To oznacza, że dzieciaki mają wgląd w moją korespondencję służbową. O tym, że widzą wzajemnie swoje oceny, nawet nie wspominam. Dodatkowo do całej naszej trójki przychodzą powiadomienia dla każdego konta. Kompletny idiotyzm – podkreśla Darek, nauczyciel z Gdańska. Problem rodziców, o którym mało się w Polsce mówi. "Doskonale wiem, co się wydarzy" Dzienniki elektroniczne miały być również remedium na kombinacje uczniów z usprawiedliwieniami. Problem oczywiście nie został rozwiązany – podrabianie podpisu rodziców zastąpione zostało wykradzeniem im hasła do konta lub "pożyczaniem" komórki, aby móc zalogować się w aplikacji jako rodzic. – Właściwie teraz jest łatwiej. Moi rodzice do tego stopnia nie ogarniają elektroniki, że kazali mi zalogować ich konto u mnie na telefonie, bo ja lepiej ogarniam współczesne technologie. W efekcie od początku liceum sam usprawiedliwiam sobie nieobecności – nabija się Norbert, czwartoklasista. Kasa – każdy sposób dobry Co gorsza, szkoły, które przeszły na e-dzienniki, nie mają odpowiedniego zaplecza, które zadziałałoby w razie większej awarii. Wysiądzie elektronika, to i szkoła przestaje działać. – Pod koniec zeszłego roku szkolnego, akurat kiedy jest wiele zastępstw, coś przestało działać w aplikacji Librusa. Wszystko musieliśmy sprawdzać na stronie www, bo dane w aplikacji były nieaktualne. W pewnym momencie dane ze strony też przestały się pokrywać z zastępstwami w szkole. Ale tutaj trudno powiedzieć, czy to wina strony, czy dynamicznej sytuacji w placówce. Problem nie został rozwiązany do końca roku szkolnego. Ba, część nauczycieli nawet nie wiedziała, że wpisują dane w próżnię! – opowiada Mirosław. W praktyce najczęściej za obsługę całego systemu odpowiada w szkole jedna osoba, na którą taka funkcja spada. Poza tym szkoły także płacą rok w rok za e-dzienniki. Kwoty są różne, zależnie od wybranego pakietu usług. Sam e-dziennik kosztuje w skali roku od 1651 zł (placówka do 150 uczniów) do 4397 zł (ponad 1,2 tys. uczniów) . Przy 17 tys. obsługiwanych placówek to lekko licząc ok. 40-50 mln zł rocznie. Jak wspominaliśmy, Vulcan jest pod lupą UOKiK. Specjaliści zauważają jednak, że i Librus ma swoje za uszami. Eksperci z Fundacji Panoptykon wskazują, że ten drugi dostawca może łamać unijne rozporządzenie DSA (Akt o usługach cyfrowych). W Librusie bowiem umieszczane są reklamy. "DSA wprowadza zasadę, że nie można profilować reklam w stosunku do małoletnich. Z komunikacji, którą widzieliśmy, dość jasno wynika, że aplikacja Librus może ten zakaz naruszać", wyjaśnia na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" Dorota Głowacka, prawniczka z Panoptykonu. Inne zdanie ma prezes Librusa Marcin Kempka. Prawnicy spółki twierdzą, że aplikacja nie jest w rozumieniu DSA stroną internetową, więc problemu nie ma. Dziś nie sposób rozstrzygnąć, kto ma w tym sporze rację, bo na razie nie ma w Polsce odpowiedniego urzędu, który mógłby tą sprawą się zająć. DSA cały czas czeka w naszym kraju na implementację. Tymczasem prezes Librusa podkreśla, że jeśli już zdarzy się wyświetlić uczniowi powyżej 13. roku życia jakąś reklamę, to jest ona dla niego raczej interesująca i związana z edukacją. Jak widać, korporacje traktują wszystkich równo. Dorosły, dziecko, wszystko jedno, bo i tak liczy się tylko CASH.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS