Home/science/Gorzkie sowa instruktora jazdy jestesmy jak mapy w cyrku

science

Gorzkie sowa instruktora jazdy jestesmy jak mapy w cyrku

Mowie to z przykroscia bo szkole kierowcow od 30 lat ale jestesmy zmuszani przez rodzicow do uczenia ludzi pod egzamin jak te mapy w cyrku mowi w rozmowie z Onetem dr Maciej Kulka wiceprezes Polskiego Zwiazku Szkoleniowego i instruktor nauki jazdy z 30-letnim doswiadczeniem.

September 27, 2024 | science

— W USA i w Belgii, jeżeli dochodzi do wypadku i kierowca nie posiada uprawnień bądź jest po spożyciu alkoholu lub podobnie działającego środka, to jest stosowany zapis dotyczący zabójstwa przy użyciu niebezpiecznego narzędzia. I taki zapis w polskim prawie karnym już jest. Jeżeli uznamy samochód jako narzędzie, no to po co zmieniać prawo? Trzeba je zacząć stosować Ekspert przypomina, że od kilku lat jest gotowa ustawa, która wprowadza m.in. dodatkowe kursy dla zdających na prawo jazdy. Nie została jednak opublikowana — Niestety, system szkolenia rozjechał się z umiejętnością jazdy i osoby, które zdają egzamin, nie potrafią jeździć w sposób bezpieczny — tłumaczy doświadczony instruktor Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Sebastian Białach, Onet: Po kolejnym głośnym wypadku z udziałem pijanego kierowcy, który wjechał w auto czteroosobowej rodziny, powodując śmierć jednego z pasażerów, wraca temat zaostrzenia kar. Prawdopodobnie to Łukasz Żak, który miał zakaz prowadzenia pojazdów i będąc pijanym, spowodował wypadek na trasie łazienkowskiej. Czy w Polsce należy zmienić przepisy, czy może trzeba zacząć je inaczej stosować? Maciej Kulka, instruktor nauki jazdy: Jako instruktor nauki jazdy z 30-letnim doświadczeniem uważam, że należy zacząć respektować obowiązujące prawo i zacząć je stosować. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy w normalnym kraju ktoś dostaje pięciokrotny zakaz prowadzenia pojazdów i w zasadzie jest to nic nieznaczący dokument, niemający żadnego wpływu na kierowcę tego pojazdu. Jeżeli ktoś widzi, że prawo jest nieskuteczne, nie ponosi żadnych konsekwencji, to dlaczego ma zmienić swoje zachowanie? Dlaczego ma przestrzegać przepisów? To potężny problem, kiedy sąd w Polsce nie potrafi wyegzekwować zakazu prowadzenia pojazdów. POLECAMY: Tragedia z udziałem Łukasza Żaka. Ekspert: to seryjny kolekcjoner Łukaszowi Żakowi może grozić do 12 lat więzienia, co wydaje się karą niewspółmierną do popełnionego czynu. Pojawiają się głosy, że kary należy zaostrzyć lub wprowadzić nową kategorię zabójstwa drogowego. Czy to coś pomoże? Moim zdaniem nie pomoże. Jeżeli będziemy mieli taką sytuację, że po pierwszym zakazie prowadzenia pojazdów ktoś zostanie złapany i dostanie drugi zakaz i będzie to tylko papierek, to w żaden sposób to nie odstraszy tego człowieka od tego, żeby wsiąść za kierownicę trzeci, czwarty, piąty, szósty raz bez posiadania uprawnień do kierowania pojazdem. W USA i w Belgii, jeżeli dochodzi do wypadku i kierowca nie posiada uprawnień bądź jest po spożyciu alkoholu lub podobnie działającego środka, to jest stosowany zapis dotyczący zabójstwa przy użyciu niebezpiecznego narzędzia. I taki zapis w polskim prawie karnym już jest. Jeżeli uznamy samochód jako niebezpieczne narzędzie, no to po co zmieniać prawo? Trzeba je zacząć stosować. Czyli chodzi o to, aby uznać samochód za narzędzie, którym można zabić człowieka. Tak jak nóż czy pałkę. Oczywiście, tylko po prostu samochód jest narzędziem bardziej niebezpiecznym. W tym przypadku pałką czy nożem jest dużo trudniej kogoś zabić. Dlaczego sądy nie stosują tego prawa? Dodatkowo zastanowiłbym się, czy sąd w przypadku złamania zakazu prowadzenia pojazdu, nie powinien orzekać prac społecznych, np. w szpitalach, gdzie leżą ofiary takich wypadków lub uczestnictwa w sekcji zwłok ofiar wypadków. Tak to wygląda w innych krajach i nikomu to nie przeszkadza. Zdaję sobie sprawę, że to może wydawać się bardzo drastyczne, ale jeżeli te osoby nie mają wyobraźni, to może prace społeczne tę wyobraźnię by pobudziły. Pasażerowie współwinni tragedii Rozmawialiśmy o wypadku na Trasie Łazienkowskiej, a wspomnę jeszcze o Sebastianie Majtczaku, podejrzanym o spowodowanie wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła cała rodzina. W obu przypadkach mówimy o młodych ludziach, którzy mieli pieniądze i szybkie samochody. Pańskim zdaniem, co zawiodło na etapie szkolenia, że wspomniani tak zachowywali się na drodze? Ja bym tych dwóch spraw nie porównywał, bo wydaje mi się, że w przypadku wypadku na A1 kierujący pojazdem był trzeźwy i posiadał uprawnienia do kierowania pojazdem. Oczywiście bardzo szybko jechał. Natomiast w przypadku wypadku na Trasie Łazienkowskiej kierowca miał orzeczony pięciokrotny zakaz prowadzenia pojazdów i jechał pod wpływem alkoholu. To zachowania o charakterze patologicznym. Dodatkowo w przypadku pana Łukasza przerażający jest fakt, że on nie był sam w samochodzie i jechał z przyjaciółmi, w tym ze swoją dziewczyną. Nikt ze współpasażerów nie zapobiegł temu przestępstwu. Dopuścili do tego, żeby osoba po spożyciu alkoholu siadła za kierownicą. Moim zdaniem te osoby ponoszą współwinę za doprowadzenie do tej tragedii. Jeśli chodzi o wypadek na A1, poczekałbym na wyrok sądu. Będą przeprowadzone ekspertyzy — na pewno zostanie zbadane zachowanie tego kierującego, który zginął z całą rodziną. Chodzi o ustalenie, czy tam przypadkiem nie doszło do zmiany pasa ruchu i niezachowania szczególnej ostrożności. Wiem, że może się to wydawać bardzo kontrowersyjne, ale każdy przypadek jest inny i należy go oddzielnie zbadać. PRZECZYTAJ: Śmiertelna seria na polskich drogach. Ekspert: milczymy w kluczowej sprawie Problem z pijanymi kierowcami jest dosyć powszechny. Niby z roku na rok statystyki są coraz lepsze, ale dalej liczby są szokujące. Kilka lat temu razem z Automobilklubem Wschodnim zrobiliśmy test w lubelskich dyskotekach. Przy wejściu pytaliśmy, kto przyjechał samochodem i te osoby były poddawane badaniu trzeźwości. Zakładaliśmy im też specjalną opaskę na rękę. Po wyjściu z dyskoteki te osoby miały możliwość sprawdzenia swojej trzeźwości. Każda z nich, po badaniu alkomatem, nie nadawała się do jazdy. Niemal wszyscy mieli zbyt duże stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu. W większości przypadków było olbrzymie zdziwienie. Tłumaczyli, że wypili tylko jednego drinka kilka godzin temu i powinni być trzeźwi. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że nasze organizmy reagują inaczej, każdy ma inny metabolizm. Nasz eksperyment pokazał, że świadomość na temat spożywania alkoholu w społeczeństwie, a zwłaszcza wśród młodych kierowców jest żadna. System szkolenia do poprawy A czy system szkolenia mógł jakoś zaradzić tym sytuacjom? Niestety, system szkolenia rozjechał się z umiejętnością jazdy i osoby, które zdają egzamin, nie potrafią jeździć w sposób bezpieczny. I odwrotnie — osoby, które nie mogą zdać egzaminu, potrafią kierować autem, ale nie mogą dostać prawa jazdy, bo nie są w stanie poradzić sobie ze swoimi emocjami. Umiejętność zdania egzaminu nie pokrywa się z umiejętnością bezpiecznej jazdy. Pamięta pan przypadek z ubiegłego roku, kiedy w styczniu zginął młody kierowca i dwoje jego znajomych na ul. Jana Pawła II w Lublinie? Ten człowiek miał prawo jazdy od trzech miesięcy prawo jazdy. Egzamin zdał za pierwszym razem, co pokazuje, że system jest zero-jedynkowy. On sprawdza tylko określone elementy, a nie umiejętności bezpiecznej jazdy. Mówię to z przykrością, bo szkolę kierowców od 30 lat, ale jesteśmy zmuszani przez rodziców do uczenia ludzi pod egzamin, jak te małpy w cyrku. Dlaczego? Publikowane są statystyki zdawalności, a szkoły chcą się nimi chwalić. Jeżeli mają trochę gorsze statystyki, no to ludzie uważają, że taka szkoła nie jest efektywna. Dlatego rodzice wysyłają dzieci tam, gdzie jest lepsza zdawalność. To jest przerażające. ZOBACZ: Kryminolog o bezpieczeństwie na drogach: pora odebrać narzędzia zbrodni Co się powinno zmienić w systemie szkolenia? Przede wszystkim egzamin, który jest stresujący. Egzaminator w zasadzie nie może nic powiedzieć, nie może rozmawiać z kursantem. Nie ma oceny końcowej na egzaminie, którą można omówić. W Wielkiej Brytanii, na sam koniec egzaminator zadaje pytanie kursantowi, jak ocenia swój egzamin. Jeżeli zgadza się z oceną kursanta i widzi, że on do tego podchodzi krytycznie, zauważa swoje błędy, to jest szansa, że egzamin zostanie zaliczony z oceną pozytywną. Dodatkowo w Polsce brakuje jednej części egzaminu teoretycznego, tzw. testu percepcji. Jest to całkowicie utajniony film, z którym nie ma możliwości zapoznać się wcześniej. Kursant musi ocenić niebezpieczną sytuację w określonym czasie. Tak to wygląda w Wielkiej Brytanii taki test działa. Niby ten test jest w Polsce, ale ministerstwo pracuje nad nim od wielu lat. Do tego należy dodać obowiązkowe szkolenia na płycie poślizgowej. O części tych dodatkowych kursów mówi się od lat. W czym jest problem? Proszę sobie wyobrazić, że mamy W Polsce ustawę o kierujących pojazdami, która jest podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę. Ale lat nie została ona opublikowana przez Ministerstwo Infrastruktury. Mamy w niej właśnie okres próbny dla młodych kierowców, zajęcia na płycie poślizgowej i jazdę z zielonym listkiem. Znajduje się w niej też zakaz zarabiania, czyli wykonywania pracy jako kierowca przez okres dwóch lat od zdania egzaminu oraz zakaz jazdy nocą. Są to elementy mocno prewencyjne i dające szansę tym młodym ludziom na zdobycie doświadczenia. Czemu nie weszła w życie? Ministerstwo tłumaczy się od wielu lat, że nie działa system CEPiK, czyli Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców. Słyszymy, że byłoby to bardzo trudne wydawać ludziom prawo jazdy na przykład na okres dwóch lat, aby w tym okresie zrobić te wszystkie dodatkowe szkolenia. To jest główny argument głównie ze strony ministerstwa.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS