Home/sports/To naprawde sie dzieje Maysz wraca na skocznie. Mineo prawie 5000 dni

sports

To naprawde sie dzieje Maysz wraca na skocznie. Mineo prawie 5000 dni

Adam Maysz wroci na skocznie Prezes Polskiego Zwiazku Narciarskiego sam potwierdza ze planuje oddac pierwszy skok od zakonczenia kariery a wszystko to na nowym mobilnym obiekcie. Powsta w ramach akcji PZN-u z Ministerstwem Sportu i Turystyki Akademia Lotnika i zaraz ruszy okrazyc kraj i promowac sport wsrod najmodszych. - Nie odmowie sobie tej przyjemnosci zeby go przetestowac - zdradza w rozmowie ze Sport.pl Maysz.

By Jakub Balcerski | October 20, 2024 | sports

Od ostatniego Adama Małysza minęło dokładnie 4957 dni. Jeden z najwybitniejszych skoczków w historii oddał go na Wielkiej Krokwi w Zakopanem 26 marca 2011 roku. Wylądował w granicach 120. metra. Choć przez trudne warunki odwołano zaplanowany wówczas pokazowy konkurs skoków do celu, to . I kilku zawodników już poza konkursem, na własną prośbę, wraz z nim skakało wówczas dla tysięcy , którzy przyszli go pożegnać. Małysz, gdy jest pytany o to, co robił po zakończeniu kariery, zawsze podkreśla, że nie oddał już żadnego skoku. Nawet treningowego. Trzy lata temu pojawił się jedynie filmik pokazujący, że dał się namówić sztabowi szkoleniowemu na imitacje. - Gdzieś tam te odruchy pozostają, więc to nie jest problemem. Ale jest nim waga. Ważę 20 kilogramów więcej i jak trener Sobczyk mnie łapie, to góra ciąży i leci do przodu. Parę lat temu, jak robiliśmy te imitacje, to obaj spadliśmy na plecy. Dlatego bałem się tego, ale jak widać, cały czas zabawa z tego jest. Skoki są dalej we krwi i nogach. Na pewno gorzej byłoby pójść na skocznię - i potwierdzał, że na rozbiegu w roli skoczka od 2011 roku go nie było. Pozostał mu tylko wózek imitacyjny. Teraz to ma się jednak zmienić. Małysz pierwszy raz od 13 lat na skoczni. Własnej. "Nie wyobrażam sobie, żebym na niej nie skoczył" Oczywiście nie chodzi o wznowienie kariery, czy występ podczas zawodów najwyższej rangi. Ale Małysz sam mówi, że obiecał sobie pierwszy od lat skok. Wszystko ze względu na projekt, który Polski Związek Narciarskim na czele z stworzył z Ministerstwem i Turystyki. Nazywa się Akademia Lotnika i ma pomóc związkowi i ministerstwu promować dyscyplinę wśród dzieci. Udało się stworzyć mobilną skocznię umieszczoną na małym samochodzie dostawczym. W ten sposób obiekt, na którym będzie można zyskać do czterech-pięciu metrów, objedzie Polskę, poszukując tych, którzy chcieliby się na nim sprawdzić, a w przyszłości być może zacząć trenować skoki. Ale skąd w tym wszystkim wziął się temat powrotu Małysza na skocznię? - Tam, na miejscu, gdzie skocznia jest budowana, ktoś musi sprawdzić tę skocznię, czy jest w porządku przed ruszeniem w Polskę. Byłem tam kilka razy, a ten projekt to poniekąd moje dziecko, więc nie wyobrażam sobie, żebym na niej nie skoczył. Nie odmówię sobie tej przyjemności, żeby przetestować ten obiekt - zapewnia w rozmowie ze Sport.pl prezes PZN. - To skocznia, na której każdy może się spróbować. Pomimo że już od dawna nie skakałem na skokówkach, kiedy jeżdżę na zwykłych nartach i widzę jakąś górkę, to podjeżdżam i skaczę. Tę parę, maksymalnie kilkanaście metrów myślę, że nie miałem problemu osiągnąć - twierdzi Małysz. Stoeckl o powrocie Małysza: Powodzenia Kiedy mogłoby dojść do tego jednorazowego powrotu Małysza do jego ukochanego ? - Projekt rusza 30 października, dzień czy dwa wcześniej skocznia na pewno będzie gotowa. Jeśli będzie na takim etapie, że można będzie już skoczyć, to i tak pojadę tam ją zobaczyć. I może od razu skoczę - przekonuje Małysz. Jeśli nie wtedy, to mogłoby się wydarzyć także już, gdy skocznia ruszy w Polskę. Małysz ma zaplanowane dwa wyjazdy na wydarzenia cyklu Akademii Lotnika - do Wrocławia i Szczecina. Zapewne pojawi się także w swojej rodzinnej Wiśle, bo tam zaplanowano je w terminie zawodów Pucharu Świata w grudniu. - Nie chciałbym jednak, żeby taki skok przysłonił całą tę inicjatywę. Pewnie zapewniłoby to spory rozgłos akcji, ale nie chcę, żeby wszystko skupiło się wokół mnie. Bo w niej nie chodzi o Małysza, a o dzieciaki, które przyjdą tam poznać skoki. Mamy pokazać, że ten sport jest dla każdego. Chcemy, żeby to była ich promocja i jeśli zachęcimy choćby kilku dzieciaków, to będzie dla nas na pewno wielki sukces - wyjaśnia. Prezes PZN chce, w miarę możliwości, zaangażować w projekt najlepszych polskich skoczków. Obecność w jednym z miejsc potwierdza także Alexander Stoeckl. - Nie wiem jeszcze, gdzie będę mógł przyjechać, ale chcę wesprzeć tę inicjatywę. Wygląda na bardzo dobry projekt - ocenia dyrektor skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN. - Znam kwestię mobilnych skoczni z Norwegii, bo mieliśmy pięć-sześć takich skoczni. Tam odbywało się to w ramach takich "dni aktywności" w szkołach, kiedy dzieci mogą spróbować różnych sportów. Związek jeździł z obiektami całym zespołem zorganizowanym specjalnie na potrzeby tej akcji. To była świetna akcja, dzięki której skoki poznało tam około 20 tysięcy dzieci. Dobrze pokazać im, że można je uprawiać i to nie takie skomplikowane - zauważa Austriak. A co sądzi o planowanym skoku Małysza? - Powodzenia - śmieje się Stoeckl. - A ja? W życiu. Jestem na to za stary. Nie podejmę się tego wyzwania z Adamem - ucina. Nie tylko mała skocznia. Tor, certyfikat i skok za specjalną zgodą rodziców Sama akcja rzeczywiście nie jest niczym nadzwyczajnym w świecie skoków, ale w Słowenii, Austrii, Niemczech, czy wspomnianej Norwegii przynosiła pozytywne efekty. W Polsce, choć pojawiały się prywatne inicjatywy, a i PZN w 2013 roku już tworzył małe skocznie w kilku dużych miastach, to nigdy nie wiązało się to z dużym sukcesem. Teraz Akademia Lotnika ma wyglądać jednak nieco inaczej niż tamte projekty. - Zazwyczaj te skocznie są budowane i stawiane w jednym miejscu. Wylewa się je betonem, albo buduje na miejscu. Jeśli się da, ewentualnie później się je gdzieś przenosi, ale nie są stale w transporcie. A z naszą tak właśnie będzie. Mieliśmy jedną tego zwykłego typu, składaną, z elementów rusztowania warszawskiego, ale z nią były problemy. W innych krajach mieli o wiele lepsze zaplecze takich projektów i inaczej budowali zainteresowanie. Słoweńcy, którzy w zasadzie z tym zaczęli, jeździli z nimi do galerii handlowych czy szkół. Zapraszali na takie wydarzenia kadrowiczów, którzy to wspierali. Poszliśmy nieco ich tropem - tłumaczy Adam Małysz. - Chcemy zachęcić w ogóle do uprawiania sportu, więc to nie będzie tylko wóz ze skocznią, ale też całe "miasteczko". Stworzymy tor, który trzeba będzie przejść w całości, żeby dostać certyfikat i potem wejść na skocznię i oddać skok. Czyli tam będą jakieś przeskoki, test tego, na jaką wysokość ktoś jest w stanie wyskoczyć, cały cykl. Ta skocznia ma być taką perełką na torcie w tym przypadku - wyjaśnia koncept Akademii Lotnika. - Będziemy jeździć do dzieciaków, bo to my musimy do nich dotrzeć. A w inny sposób trudno to zrobić. Ściągać ich z całego kraju w jedno miejsce? Nie tędy droga. Dlatego to my się do nich wybierzemy - dodaje Małysz. Trasa mobilnej skoczni po Polsce w ramach Akademii Lotnika rozpocznie się 30 października w Bielsku-Białej, a potem przeniesie się do Wrocławia (7 listopada), Szczecina (10 listopada), Warszawy (16 listopada), Wisły (7 grudnia) i zakończy w Krakowie 18 grudnia. Pojawią się też specjalne lekcje WF na Podhalu i w Beskidach, także w terminie od października do grudnia. Szczegóły można poznać, zgłaszając się na maila: [email protected]. Pomogą eksperci TVP i TVN-u. Małysz przewiduje udział co najmniej 720 dzieci w całej Polsce Pytamy Małysza, kto będzie kierował pojazdem z mobilną skocznią. - Nie wiem, ale będziemy mieli osoby koordynujące działania projektu i każde wydarzenie. To między innymi Wiktor Pękala, skoczek i ekspert TVP Sport, a także Jakub Kot, który skończył już karierę, ale trenuje młodzież i opowiada o skokach w Eurosporcie i TVN-ie. Mamy też zapewnione sporo obsługi, która zajmie się skocznią i placem, który powstanie na miejscu - zdradza. - Czy boję się, że to nie wypali? Nie, w ogóle o tym nie myślałem. Gdy jeździłem i pytałem po województwach i miastach, to zainteresowanie było ogromne. Niektóre miejsca, np. Wrocław, chciały tam ściągać wszystkie swoje szkoły, ale wtedy musielibyśmy tam chyba siedzieć miesiąc. Tak nie będzie. Na jednym takim wydarzeniu pojawi się około 120 dzieci. Choć po części oficjalnej planujemy też udostępniać skocznię dzieciom, które przyjadą do nas z rodzicami i obowiązkową zgodą na skakanie na własną odpowiedzialność - tłumaczy były wybitny skoczek. - Do związku co jakiś czas spływają prośby z różnych miejsc i wskazanie, że ktoś byłby zainteresowany współpracą przy postawieniu normalnej albo dużej skoczni. My chcemy jednak zacząć od podstaw, tak jak powinniśmy. W takim miejscu trzeba mieć zainteresowanie, chętne dzieci, trenerów. Pokazujemy, że można od czegoś takiego zacząć i jeśli zbuduje się zasięg takiego projektu, to można robić kolejne kroki. Ci, których zauważymy na tych wydarzeniach, czy którym będzie bardzo zależało na rozpoczęciu treningów, później mogą trafić do klubów, albo szkół sportowych. Znam takie przypadki, już teraz, dzieci, które przeprowadzają się z całymi rodzinami, bo chcą spróbować zaangażować się w ten sport. Da się. To kwestia tego, co zrobią rodzice, samorządy i dla chcącego nie ma w tym nic trudnego - uważa Adam Małysz.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS