Blogs
Home/science/Wado Taneski. Sfrustrowany dziennikarz zosta morderca

science

Wado Taneski. Sfrustrowany dziennikarz zosta morderca

W niewielkiej Macedonii Ponocnej jak dotychczas odnotowano dwa przypadki seryjnych zabojstw. Ale tylko jeden z mordercow opisywa swoje zbrodnie we wasnej rubryce kryminalnej by nim Wado Taneski. Zgina w celi tuz przed procesem i tu pytania sie mnoza. Czy mordowa aby miec materia do reportazy sledczych Dlaczego jego ofiara paday starsze sprzataczki

November 15, 2024 | science

Był późny wieczór i współosadzeni w celi dawno już spali. Nikt nic nie słyszał, wszystko odbyło się w absolutnej ciszy. Służby wraz z policją starały się nakreślić możliwy przebieg zdarzenia. Co stało się w areszcie? Przyjęto, że Włado Taneski najprawdopodobniej sam włożył głowę do miski. W jego płucach znaleziono wodę, a jako ostateczną przyczynę śmierci podano "utonięcie". Czy faktyczni było to samobójstwo i jaką mroczną przeszłość skrywał Taneski? Ówczesny rzecznik macedońskiej policji Iwo Kotewski rozkładał ręce: "Teraz, kiedy go nie ma, możemy nigdy nie dowiedzieć się, co się stało". Jednak sam morderca zadbał, żeby pamięć o nim nie zgasła. Zostawił niemało tropów, naprowadzających na ślady prawdy – rozrzucone puzzle macedońskiej zbrodni. Trzy ofiary Pierwszą odnaleziono Mitrę Simjanoską. Miała 64 lata, zaginęła w listopadzie 2003 r. Jej ciało było skrępowane, została zgwałcona, sprawca torturował ją, w końcu udusił. Druga nazywała się Ljubica Licoska. W dniu zaginięcia miała 56 lat, a odnaleziono ją po ponad trzech miesiącach, w lutym 2008 r. Nie żyła od ledwie kilku dni, zatem musiała być przetrzymywana. Trzecia to Żiwana Temelkoska, 65-latka. Policja odnalazła jej ciało skrępowane kablem telefonicznym. Wszystkie zamordowane przez Taneskiego kobiety łączył dojrzały wiek i to, że pracowały jako sprzątaczki. Później miało się też okazać, że wszystkie nie tylko mieszkały niedaleko oprawcy, ale i znały się z jego matką. Zresztą w tak niedużej miejscowości jak 25-tysięczne Kiczewo, trudno byłoby nie znać się choć z widzenia, zwłaszcza jeśli ktoś, jak Włado Taneski, mieszkał tam od urodzenia, z krótką przerwą na studia. Wielu sąsiadów wspominało dziennikarza jako dość zamkniętego i "żyjącego w swoim świecie". Niektórzy zarzucali mu, że przez lata wspólnego sąsiadowania ani razu się z nimi nie przywitał. Natomiast koledzy z pracy zapamiętali go zgoła inaczej, jako wesołego, inteligentnego i zawsze pomocnego pracownika. Miał ponadto wyróżniać się przydatną w zawodzie dziennikarza bezkompromisowością i, jak mówił jego dawny szef, redaktor Ognen Tchancharicz, "nie było dla niego świętości, układów, jednakowo tropił wszystkich - czy to policjantów, czy urzędników". CZYTAJ: Polował na pary. Mężczyzn zabijał Jednak czas takiego pisarstwa dobiegał końca, a styl jego artykułów, warsztatowo i merytorycznie bez zarzutu, należał do innej dziennikarskiej epoki. Stopniowo malało zapotrzebowanie na takie teksty, a on jako wolny strzelec, musiał się mocno nagimnastykować, żeby gazety chciały drukować jego artykuły. "Było w nim wtedy dużo żalu – opowiadał w telewizyjnym wywiadzie kolega po fachu – on tyle pisał, nawet wiersze i chyba ze trzy powieści; niesłusznie go odsunięto na boczny tor". Do tego jeszcze żona Wesna radziła sobie znacznie lepiej od niego i kiedy Włado degradowano, ona awansowała i, zabrawszy dzieci, wyjechała do pracy w Skopje, stolicy Macedonii Północnej. Ale o tej historii za chwilę, bo teraz spróbujemy spojrzeć na życie Taneskiego chronologicznie. (Nie) wszystko o jego matce O dzieciństwie i młodości mordercy. Włado Taneski urodził się w 1952 r. Ojciec był weteranem drugiej wojny światowej, matka pracowała jako sprzątaczka. Miał starszego brata i młodszą siostrę, o których wiadomo właściwie tylko tyle, że od razu po osiągnięciu pełnoletności czym prędzej wyprowadzali się od rodziców. Atmosfera w domu była napięta. Straumatyzowany wojennymi przeżyciami ojciec miał wprowadzać do życia rodziny twardą dyscyplinę, ale to matka Gorica ponoć wyróżniała się szczególną przemocowością, zwłaszcza wobec średniego syna. Na czym polegały nadużycia? Czy był bity, poniżany, wykorzystywany, tego zapewne już się nigdy nie dowiemy. Sytuacja Taneskiego uległa zmianie dopiero wtedy, gdy wyruszył na studia i związał się z koleżanką z uczelni, Wesną (Wiosną). Kobieta wspominała później, jak dobrym i kochającym małżeństwem byli przez 31 lat. "Wielu nawet zazdrościło naszego związku, tak byliśmy zgodni", powiedziała w jednym z wywiadów. A pytana o konflikty, po chwili wahania wyznała, że jedyne które pamięta, zdarzyły się, gdy mieszkali z jej rodzicami. Nietypowo jednak, jak na patriarchalne środowisko ówczesnej Macedonii, to Wesna okazała się tą silniejszą i zdolniejszą połówką i można tylko domniemywać, że jej zawodowy awans – została pierwszą prawniczką w Kiczewie – oraz jego niespełnione ambicje przyczyniły się nie tylko do jej wyjazdu, ale i ostatecznego rozstania. Pozbawiony żony i dwóch synów Taneski znów musiał nawiązać relacje z matką. Możliwe, że to ona zapoznała go ze swoimi koleżankami, które trudniły się sprzątaniem i mogły za stosowną opłatą doglądać i jego, teraz kawalerskiego mieszkania. Krajobrazu rozpaczy dopełniły zgony rodziców. Mniej więcej w tym samym czasie ojciec się powiesił. Zaś kilka lat później odeszła matka. Oficjalnie przedawkowała środki nasenne, choć nie wiadomo czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy działanie celowe. I właśnie w takich okolicznościach Włado Taneski z podupadającego dziennikarza znów stał się poczytny. Rzeklibyśmy, narodził się na nowo jako doskonały reporter śledczy. I zawsze, kiedy w Kiczewie bądź okolicach wydarzały się niepokojące rzeczy, był pierwszy i przed innymi pisał o tym nie tylko do lokalnej, ale i ogólnokrajowej prasy. Anatomia zbrodni 3 lutego 2004 r. na wysypisku śmieci w Kiczewie wśród plątaniny przewodów złomiarz odnalazł kabel wystający z czarnej, materiałowej torby. Kiedy rozchylił materiał, jego oczom ukazały się poćwiartowane zwłoki obwiązane przewodem telefonicznym. Za sprawą ujemnej temperatury ciało było zachowane w niezłym stanie, jak na dwa tygodnie, które według patologów, miały upłynąć od zbrodni. Ofiarą okazała się Mitra Simjanowska, której zaginięcie zgłoszono dwa miesiące wcześniej. Co działo się z nią przez ostatnie kilkadziesiąt dni, gdzie przebywała czy też raczej, gdzie była przetrzymywana – nie ustalono. Natomiast dla prowadzących sprawę służb oczywistym wydało się, że sprawcami morderstwa muszą być dwaj młodzi mężczyźni, Ante Risteski i Igor Mirceski, którzy kilka miesięcy wcześniej zostali zatrzymani pod zarzutem zgwałcenia i zamordowania starszego mężczyzny. Przyznali się częściowo do tych zarzutów i tłumaczyli, że napad miał być motywowany celami rabunkowymi, ale stanowczo odżegnywali się od gwałtu. Oskarżyciele poszli jednak za ciosem i obwinili ich też o przestępstwa na Simjanowskiej. Ponoć przyznali się i do tego, ale i tym razem nie potwierdzali zgwałcenia. Sąd nie dał im wiary i zostali skazani w obu sprawach. ZOBACZ: Nazywali ją królowa włamywaczy. Na ostatnią akcję udała się w wieku 90 lat Dowodem łączącym przestępstwa miały być tortury, gwałty i przede wszystkim – charakterystyczne skrępowanie ciał. Po latach obrońcy obydwu skazańców odwołali się do trybunału w Strasburgu, ale jak na razie sprawa nie znalazła swojego finału. Nieoczekiwanie jednak przemówił ktoś jeszcze. Super-reporter Taneski w 2004 r. pisał, że według niego sprawcami obu przestępstw nie mogli być Risateski i Mirceski, bowiem kobietę uprowadzono, kiedy oni przebywali w areszcie. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, aby bliżej przyjrzeć się autorowi tych artykułów. M jak morderstwo Przez kilka następnych lat w Kiczewie panował względny spokój. Nie działo się nic nadzwyczajnego i relacje Taneskiego znów straciły na znaczeniu. Przełom nastąpił w 2008 r. kiedy zadzwonił do głównej gazety w Skopje. Niemal równo z komunikatami policji powiadomił redakcję, że w jego rodzinnych stronach ponownie doszło do makabrycznej zbrodni. I jak poprzednio, także wówczas przypadkowy bezdomny natknął się na ciało kobiety, ukryte pod stertą śmieci gdzieś na obrzeżach miasta. Ofiara miała wiele obrażeń ciała, w tym dziwną ranę na klatce piersiowej, zadaną najprawdopodobniej ostrym narzędziem. Ręce i nogi były związane, a szyja opleciona kablem telefonicznym. Syn, który wcześniej zgłosił zaginięcie swojej matki, rozpoznał w denatce Ljubicę Licoską. W tej sprawie Taneski nie ograniczał się do śledzenia poczynań kryminalnych, ale wykazywał się prawdziwie detektywistycznym zmysłem. Z rozmachem zawodowego śledczego przedstawiał czytelnikom własne analizy. Pisał, że obie zamordowane kobiety, Simjanoiwska i Licoska, były w podobnym wieku, miały krótkie włosy farbowane na brąz i niebieskie oczy. Z czasem w artykułach zaczął posuwać się jeszcze dalej i w plastyczny sposób relacjonował, jak kobiety mogły dać się uprowadzić sprawcy, jak wyglądały ich ostatnie chwile, jak płakały i błagały o litość. Wszystko to miało być oczywiście tylko literacką fikcją, albo raczej dziennikarską hipotezą, ale czytelnicy chłonęli te kroniki kryminalne. Także Taneski jako pierwszy zasugerował, że sprawca może być seryjnym mordercą. Ale policja nawet nie zwracała uwagi na jego opisy. Śledczy spekulowali, że mordercą Licoskiej mógł być ktoś z bliskich Risteskiego czy Mirceskiego, kto chciał udowodnić sędziom, że ci dwaj nie odpowiadają za morderstwo i gwałt z 2004 r. Ale na rozważaniach się skończyło i choć sprowadzono najlepszych fachowców z kraju, żadne konkluzje nie zapadły. Nic już z ciebie nie zostanie Kiczewianie nerwowo oglądali się za siebie i nie pozwalali żonom ani dzieciom na samotne spacery. Nie bez powodu. Po kilku miesiącach od odkrycia ciała Licoskiej na peryferiach odnaleziono kolejne zwłoki. 16 maja 2008 r. pracownik lokalnego klubu sportowego natrafił na czarną torbę, ukrytą w krzakach nieopodal stadionu. A w niej znów ciało. Tym razem zaginionej kilka dni wcześniej Żiwany Temelkoskiej. Te zwłoki też obwiązane były kablem, nagie i zmasakrowane. Na głowie ofiary widać było kilka ran, jedna wydawała się śmiertelna. W pochwie kobiety znaleziono zaś bandaże, kawałki drewna oraz butelkę po wodzie kolońskiej. Tego nawet dla biernych macedońskich służb było za wiele. Opinia publiczna domagała się ukarania sprawcy bestialskich mordów. Rozpoczęło się więc realne, jak mogłoby się wydawać, dochodzenie. Pracom policji towarzyszyły różnorakie teorie. Według jednej sprawca mógł mieć jakiś psychiczny problem związany z czystością i dlatego tak obsesyjnie rozprawiał się z kobietami zajmującymi się sprzątaniem. I choć brzmi to kuriozalnie, dla śledczych liczył się wtedy każdy, nawet najmniej racjonalny trop. Wreszcie utworzono profil domniemanego zabójcy i ustalono, że musi to być ktoś mieszkający w miarę blisko, znający ofiary, raczej nie najmłodszy i potencjalnie wzbudzający zaufanie. Zajęto się także analizą zachowanych śladów DNA, m.in. spermy odnalezionej na zwłokach, którą przynajmniej w dwóch przypadkach uznano za identyczną. Dla kryminologów jasnym było, że przestępca za każdym razem powtarza ten sam schemat zdominowania, upokorzenia i pozbawienia życia ofiary. Najpierw porywa, przetrzymuje, prawdopodobnie głodzi, potem bije, brutalnie gwałci, a po zamordowaniu dodatkowo rozczłonkowuje, jak gdyby chciał mieć ostateczną pewność, że nikt mu już nie zagraża. Nie wszystek umrę Psychologowie twierdzili, że zabójca bardzo dbał, aby jego czyny nie zostały zapomniane. Na razie jednak śledczy nie potrafili skorzystać z tej wiedzy. A niepodejrzewany przez nikogo Taneski z dnia na dzień rozwijał swój kunszt. Wreszcie – po latach posuchy - nadszedł jego czas. Był gwiazdą macedońskiej publicystyki śledczej. Czytelnicy czekali na kolejne artykuły, a on co rusz dzwonił do redakcji w stolicy i oznajmiał, że ma "nowego newsa". Opisywał, co znaleziono przy ofiarach, jakie miały rany i jak długo były przetrzymywane. Dla uzyskania jeszcze lepszych efektów Taneski odwiedzał rodziny zabitych kobiet. Jako zatroskany dziennikarz wprost żerował na rozpaczy bliskich. Dla osób z zewnątrz nie było w tym nic niepokojącego, opinia publiczna jest przecież przyzwyczajona, że media mają swoje źródła. Także policja zdawała się nie zwracać uwagi na szczególnie aktywnego dziennikarza. Do czasu. Działania śledcze zaczęły się konkretyzować, najpierw wytypowano 100 mężczyzn, potem 50, później 10 i metaforyczna pętla zaczęła się coraz mocniej zaciskać. Przełom w śledztwie nastąpił wtedy, gdy Włado Taneski napisał, że ofiara była skrępowana konkretnym rodzajem kabla. Jak to możliwe, zastanawiali się kryminalni, przecież poza nimi nikt nie miał takiej wiedzy. "Zostałam aresztowana. Usuń mój numer". Jade znalazła swoje nagie zdjęcia w komputerze ojczyma. Tydzień później już nie żył Udało im się niepostrzeżenie pobrać próbkę od Taneskiego i wyniki porównano z DNA mordercy, pobranego z ciał zabitych kobiet. I właściwie już nie musieli się nawet wysilać, żeby go aresztować, bo główny podejrzany sam do nich przyszedł. Przekonany o bezkarności i pełen pychy, jak miał w zwyczaju, zaszedł "w odwiedziny" na komisariat. Zapewne chciał się dopytać o jakieś nowinki w wiadomej sprawie, ale czekało go widowiskowe zatrzymanie. Tamten dzień, 20 czerwca 2008 r., dokładnie zapamiętał cytowany Tchancharicz. W Skopje krążyły już pogłoski, że być może bliski jest finał tej sprawy, każda gazeta chciała to opisać i redaktor próbował dodzwonić się do współpracownika, Włado Taneskiego. A ten nie odbierał, choć zawsze niemal "dyżurował pod telefonem". Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi Oskarżony Taneski zachowywał spokój. Śniady, ciemnowłosy, o ładnym uśmiechu białych zębów, na policyjnych zdjęciach patrzy szeroko otwartymi oczami. Do niczego się nie przyznaje, potem zmienia zdanie, kręci, kluczy. Policjanci wraz z prokuratorem przeszukali jego kiczewskie mieszkanie, ale prawdziwe skarby znaleźli dopiero na daczy. Można je zobaczyć, bo sprawa macedońskiego mordercy najbardziej rozpaliła rosyjskich blogerów i jeden z nich w sobie tylko znany sposób dotarł do policyjnych zdjęć. I tak gdzieś na rubieżach internetu znajdujemy te fotografie. Domek pośród drzew i krzewów, proste wiejskie wyposażenie, jakaś szafka, lustro, stół, terakotowa posadzka. Przewrócone krzesło. Damski but, kawałki ubrań, potłuczone szkło, zwoje telefonicznych kabli, walające się po podłodze foliowe worki. Detektywi bez trudu znaleźli więcej dowodów. Poza przedmiotami należącymi do zmarłych ich uwagę zwróciły ogromne ilości pornograficznych czasopism i filmów, zwłaszcza oscylujących wokół zagadnień gwałtu i tortur. Już w areszcie Taneskiego odwiedziła żona. Próbowała dociec, co się stało z dawnym ukochanym. Dlaczego nigdy nie powiedział jej, że ma jakieś problemy, przecież na pewno mogłaby mu pomóc. A później w rozmowie z dziennikarzami oświadczyła, że nie może sobie nawet wyobrazić, jak to możliwe, że przez tyle lat nic podejrzanego nie dostrzegła. Z lękiem wyznała, że to ona mogła być jego pierwszą ofiarą. W ciągu zaledwie dwóch dni prokuratura przygotowała akt oskarżenia: porwanie trzech kobiet, gwałty, zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Według prawa macedońskiego —gwarantowane dożywocie. Po czym przeniesiono go do aresztu śledczego w Tetowie, gdzie miał czekać na proces. Nie minęły jednak trzy dni i jego życie dobiegło końca. Zakończył je w miednicy z wodą. Kompleks Edypa Nagła śmierć pokrzyżowała prokuratorskie plany. Być może w toku śledztwa okazałoby się, że ofiar było więcej? Kto bowiem faktycznie odpowiada za gwałt i zabójstwo starszego mężczyzny z 2004 r., za które skazano Risteskiego i Mirceskiego? Czy Włado Taneski stał też za zaginięciem i najprawdopodobniej śmiercią Goricy Pawlewskiej. Tej historii macedońska policja nie wyjaśniła, a kobieta również była sprzątaczką, na dodatek miała takie samo imię jak matka oskarżonego. Serbski prywatny detektyw Braca Zdrawkowić, o pseudonimie Agamemnon, zastanawiał się w podcaście, czy Taneski nie przyczynił się choćby pośrednio także do samobójczej śmierci ojca. Według niego musiał cierpieć na kompleks Edypa. Pojęcie to, ukute przez Zygmunta Freuda. określa sytuację, kiedy dorastający syn kieruje swoje erotyczne zainteresowania ku matce, ojciec zaś staje się jego oczywistym przeciwnikiem. Zdrawkowić w spekulacjach szedł jeszcze dalej i twierdził, że Taneski musiał wielokrotnie podglądać matkę, być może także w czasie zbliżeń z ojcem, za co faktycznie byłby przez obydwoje karany. Trudno w jakikolwiek sposób zweryfikować te hipotezy, ale faktem jest, że we Freudowskiej koncepcji za pociągiem erotycznym do matki niejednokrotnie kryła się trauma po wykorzystaniu seksualnym w młodości. Czy tak było i w tym przypadku? Psychologowie i psychiatrzy mieliby tu bardzo dużo do powiedzenia, ale żaden z nich nie zdążył przeprowadzić analiz. Jednak ci, którzy śledzili tę sprawę z bliska, niektórzy policjanci i co wnikliwsi dziennikarze, byli zgodni – morderca wręcz rytualnie powtarzał scenariusz zbrodni i niewątpliwie tkwiła w nim wielka nienawiść do kobiet.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS