Home/science/Transport do pieka. Ukraincy opowiadaja o koszmarze rosyjskiej niewoli. "Ludzie gnili zywcem" CZESC 2

science

Transport do pieka. Ukraincy opowiadaja o koszmarze rosyjskiej niewoli. "Ludzie gnili zywcem" CZESC 2

Kiedy dotarlismy na miejsce zabrali sie za "przetwarzanie" nas jak sami to okreslili. Ow proces polega na tym ze bili nas po gowie plecach klatce piersiowej. Wyzywali nas i kopali. Robili wszystko co przyszo im do gowy mowi Oeksandr. Ukrainski zonierz bra udzia w obronie Mariupola i w czasie walk trafi do rosyjskiej niewoli. Wyladowaa w niej rowniez Julia z miasta Czystiakowe w obwodzie donieckim. Nie braa udziau w walkach jej "wina" byo to ze znalaza sie w nieodpowiednim miejscu i czasie. To co tam robili byo nie do zniesienia wspomina ze strachem.

September 18, 2024 | science

Od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę Ukraina zwróciła ponad trzy tysiące osób z rosyjskiej niewoli w ramach wielu wymian. Są to głównie żołnierze, ale nie tylko: pomimo podpisania Konwencji Genewskiej, Rosja porywa również cywilów. Ludzie są uprowadzani i przetrzymywani w ośrodkach zatrzymań, a do domu wracają okaleczeni psychicznie i fizycznie. Ukraińcy, którzy zostali wymienieni na rosyjskich żołnierzy, opowiedzieli The Insider, jak byli bici drewnianymi deskami podczas "przesłuchań". Byli również zmuszani do nauki rosyjskiego hymnu, śpiewania rosyjskich pieśni patriotycznych, bici za mówienie po ukraińsku i głodzeni. "Upili się i wsiedli na nas, mówiąc, że »ujeżdżają świnie«." Uwolnieni Ukraińcy opowiadają o niewoli w rosyjskim piekle [CZĘŚĆ 1] Spędził ponad rok w rosyjskiej niewoli. Dziś mówi: śmierć nie jest tak zła, jak bycie rosyjskim jeńcem [CZĘŚĆ 3] Tekst publikujemy dzięki uprzejmości niezależnego rosyjskiego serwisu The Insider. Prosimy o wsparcie niezależnego rosyjskiego dziennikarstwa Ołeksandr: Usiadłem i podparłem ręką głowę. Myśleli, że zasnąłem — wyciągnęli mnie i pobili Ołeksandr, żołnierz Gwardii Narodowej Ukrainy, brał udział w obronie Mariupola i został wzięty do niewoli wraz z resztą obrońców Azowstal. Był przetrzymywany w niej przez 20 miesięcy. 31 stycznia 2024 r. powrócił do kraju w ramach wymiany jeńców. W Gwardii Narodowej Ukrainy służyłem jeszcze przed wybuchem wojny na pełną skalę . Kiedy Rosjanie zaatakowali nasz kraj, znajdowaliśmy się w pobliżu Mariupola. Otrzymaliśmy rozkaz jego obrony. Na początku walczyliśmy w pobliżu tego miasta — w Starym Krymie i Kremeniwce. Szliśmy coraz głębiej w miasto i po półtora miesiąca walk znaleźliśmy się w zakładach metalurgicznych Azowstal. Pod koniec marca 2022 r. zostałem ranny i trafiłem do szpitala — wtedy jeszcze nie brakowało w nim antybiotyków i środków przeciwbólowych. Później było znacznie gorzej. Ledwo chodziłem — byłem ranny w nogę, głowę i plecy. Moi koledzy żołnierze wciąż byli jednak w stanie wykopać jedzenie spod gruzów, więc udało nam się stworzyć pewne "zapasy". Wciąż działała też logistyka — transport żywności i wszystko inne. Jewgienij przeżył rosyjski obóz jeniecki. To, co działo się w Ołeniwce, mrozi krew w żyłach Zanim się poddałem, byłem w stanie się już trochę poruszać. Wzięliśmy więc nosze z ciężko rannymi i wyszliśmy. Pchaliśmy rannych do ambulansów. Nas załadowali do autobusów i zabrali do Ołeniwki. W Ołeniwce było źle. Wodę przywieziono nam dopiero po dwóch, trzech dniach. Ranni otrzymywali pomoc od znajdujących się wśród nas medyków, którzy korzystali z leków i materiałów opatrunkowych, które udało im się zebrać w Azowstalu. Nie było antybiotyków. Kilku chłopaków miało otwarte rany — nie było ich czym zszyć. Ludzie gnili żywcem. Do tego było mało miejsca: spaliśmy na podłodze, na korytarzach — wszędzie, gdzie tylko się dało. Jedzenie też było kiepskie: karmili nas małymi porcjami, żebyśmy nie umarli. W czerwcu zaczęli nas transportować dalej. Część wywieźli do okupowanego obwodu ługańskiego, część do Doniecka, część do Rosji. Ja trafiłem do Gorłówki. Zabrali mnie na przesłuchanie. Pytali mnie o to, kto popełnił zbrodnie wojenne w Mariupolu — te, których oni dokonali. Wszczęli wobec sprawców sprawy karne, ale to była tylko formalność. Po Gorłówce, tuż przed wymianą, przewieźli mnie do kolonii karnej w Rosji. Zabrali nas 23 stycznia. Domyślaliśmy się, że zabierają nas na wymianę, ale nie mieliśmy pewności — równie dobrze mogli przewozić nas do innego więzienia. Jechaliśmy dość długo. Domyślałem się, że wiozą nas do obwodu rostowskiego, ale ciężko było powiedzieć, bo mieliśmy przesłonięte oczy. Następnie wsadzili nas do samolotu. Wylądowaliśmy i powiedzieli nam: "Nie wrócicie do domu. Ukraińcy zakłócili wymianę — zestrzelili samolot, który wyleciał przed wami". Następnie przewieźli nas do aresztu śledczego w Taganrogu. Rosjanie mordowali, bo chcieli zatrzeć ślady tortur? 50 zabitych jeńców, najmłodszy miał 20 lat [LISTA] Kiedy dotarliśmy na miejsce, zabrali się za "przetwarzanie" nas — jak sami to określili. Ów proces polegał na tym, że bili nas po głowie, plecach, klatce piersiowej. Wyzywali nas i kopali. Robili wszystko, co przyszło im do głowy. Potem zamknęli nas w celach, po siedem lub osiem osób w każdej. Dwa razy dziennie wyrzucali nas na korytarz na tak zwaną "inspekcję", podczas której bili nas i zmuszali do wykonywania różnych poleceń. "Wstań do porannego rozciągania", "na inspekcję" — i tym podobne rzeczy. Oczywiście jedzenie było złe. Była balanda [zupa więzienna], zupa cebulowa — niesolona, czasem jakieś ziemniaki zmieszane ze śledziem. Najmniejsza rzecz mogła wywołać potok wyzwisk. Raz dostałem lanie za to, że zasnąłem przy stole. Wyciągnęli mnie i pobili. Ja po prostu usiadłem i podparłem ręką głowę. Myśleli, że zasnąłem. Żyliśmy tak przez tydzień, potem zabrali nas na wymianę. Oczywiście nikt nam o tym nie powiedział: po prostu przyszli i kazali nam spakować rzeczy. Potem zawiązali nam oczy, ręce, załadowali do policyjnych furgonetek i zawieźli na lotnisko . Tam wsadzili nas do samolotu i zabrali — jak się później dowiedzieliśmy — do obwodu biełgrodzkiego. Znowu podstawili policyjne furgonetki. Uznałem to za zły znak — bałem się, że może to oznaczać nowe więzienie, a potem kolejne — więcej "przetwarzania" i "przyjęć". Dopiero kiedy wsadzili nas do autobusów i kazali zawiązać nam oczy i ręce, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że w końcu zostaliśmy zabrani na wymianę. Kiedy wszedł ukraiński przedstawiciel i powiedział: "chłopcy, witajcie w domu!", byliśmy wniebowzięci. Julia: "Pobili mnie. Położyli na stole i wkładając konewkę do ust, polewali wodą" Julia została wzięta do niewoli w mieście Czystiakowe (wcześniejsza nazwa: Torez) w obwodzie donieckim. Spędziła w niej 1 rok i 8 miesięcy. Została wymieniona 17 października 2022 r. Mój mąż zmarł w 2014 r. Kiedy rozpoczęła się wojna na Donbasie, zabrał nas z Torezu do Mariupola. Po jego śmierci nie byłam jednak w stanie sama poradzić sobie z dwójką dzieci, pracą i czynszem i musiałam wrócić do Torezu, który znajdował się pod rosyjską okupacją. W 2019 r. wyszłam za mąż po raz drugi, a dwa lata później tak zwani funkcjonariusze bezpieczeństwa państwowego "Donieckiej Republiki Ludowej" przyszli do naszego domu i oskarżyli mnie i mojego męża o szpiegostwo. Z workami na głowach, zakuci w kajdanki, zostaliśmy przewiezieni do Doniecka. Tam bezlitośnie nas pobili, a następnie zabrali do "izolacji". Przebywaliśmy w niej nieco ponad miesiąc. Izabela: Moja mama była torturowana, wielokrotnie gwałcona. Mam dziurę w sercu W tym czasie przychodzili do mnie trzy lub cztery razy dziennie i zmuszali do podpisania dokumentów stwierdzających, że współpracowałam z SBU [Państwową Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy]. Powiedziałem, że tego nie robiłam i nie zamierzam niczego podpisywać, ale nic to nie dało. Nie patrzyli na to, czy mają do czynienia z kobietą, czy z mężczyzną. Kiedy odmówiłam, natychmiast zaczęli mnie bić. Tym, co ostatecznie mnie złamało, były groźby dotyczące moich dzieci. Kiedy nas zabrali, zostały one z przyjacielem. Pewnego dnia funkcjonariusze bezpieczeństwa DRL przyszli do mnie i powiedzieli mi, że jeśli nie podpiszę dokumentu stwierdzającego, że jestem szpiegiem, wyślą moje dzieci do sierocińca. Pokazali mi dokumenty potwierdzające, że już zostały tam zarejestrowane. Zaczęłam płakać. Poprosiłam: "oddajcie dzieci mojemu przyjacielowi", a oni odpowiedzieli: "podpisz, że przyznajesz się do winy, a pozwolimy twojemu przyjacielowi przejąć opiekę nad dziećmi". Podpisałam więc papier, że jestem ukraińskim szpiegiem — po to, by moje dzieci nie trafiły do sierocińca. Odcinanie palców, obcinanie uszu, kłucie w pachwinach i stawach. Tak Rosjanie traktują ukraińskich jeńców wojennych To, co tam robili, było nie do zniesienia. Bili mnie. Położyli na stole, włożyli do ust konewkę i wlewali do nich wodę. Panował rygorystyczny reżim. W ciągu dnia nie można nam było siedzieć ani leżeć. Kiedy się budziłam, podnosiłam śmierdzący materac, potem przez cały dzień byłam na nogach. Do tego kazali nam uczyć się hymnu DRL — szło mi to ciężko, nic nie wchodziło mi do głowy. A oni chodzili po ludziach i straszyli — dziewczyny w celi zaczęły mi więc pomagać w nauce. Każda cela była nagrywana, cały czas nas obserwowali. Bili nas głównie śledczy z DRL, kiedy nas odwiedzali. Pierwszego dnia, kiedy nas przywieziono, kazali oni strażnikom pobić nas — mnie i mojego męża — ponieważ odmawialiśmy mówienia czegokolwiek — nie rozumieliśmy, co się dzieje. Zostałam dotkliwie pobita. Wciąż słyszę krzyki mojego męża. To wszystko wygląda dość standardowo — stawiają cię plecami do ściany i biją, a ty nie masz prawa się bronić, bo wtedy ciosy będą silniejsze. Jednocześnie zawsze w ich obecności masz na głowie worek — nie możesz go zdjąć bez pozwolenia. Kiedy po raz pierwszy próbowałam to zrobić, uderzyli mnie mocno i powiedzieli, że nie mogę. A kiedy otworzyli celę, musiałam natychmiast wziąć torbę i ją założyć. Znosiłam to wszystko, dopóki nie przenieśli mnie do aresztu śledczego w Doniecku. Byłam tam przez rok i siedem miesięcy. Później mnie wymienili. W Doniecku nie było takich nadużyć. Wszyscy byli od czasu do czasu przenoszeni z jednej celi do drugiej. W pierwszej celi było sześć osób, w drugiej osiem, w trzeciej sześć, a w ostatniej czternaście. Była to cela polityczna, jak ją nazywaliśmy, ponieważ służyła do przetrzymywania wszystkich "szpiegów" i "terrorystów". "Przytuliliśmy dzieci, przeżegnaliśmy się i pożegnali z życiem". Wspomnienia ze schronu w kombinacie Azowstal Jedzenie było obrzydliwe. Były dni, kiedy można było je zjeść i takie, kiedy się nie dało. Ci, którzy trafili do więzienia przed wojną, otrzymywali paczki z zewnątrz. Ci, którzy zostali aresztowani po 24 lutego [data inwazji Rosji], nie mieli takiej możliwości. Raz w miesiącu można było umyć się we wspólnej łaźni. Prowadzili nas przez wartownię, oczywiście w asyście strażników — byli nimi zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Przebieralnie były po jednej stronie, prysznice po drugiej. Byliśmy nadzy, wszyscy na nas patrzyli. Nie było się czym okryć, nie było ręczników. Wciąż nie mogę uwierzyć, że przez to wszystko przeszłam. Dla nich wybicie zębów mężczyźnie nic nie znaczy. Rozebranie kobiety do naga i molestowanie jej też nie. Znam kobiety, które razili prądem po genitaliach. Jak ci ludzie, po robieniu tak okropnych rzeczy, mogą wrócić do domu i przytulić się do swoich bliskich? Jak Rosja narusza prawo międzynarodowe Dane dotyczące liczby Ukraińców w niewoli są bardzo zróżnicowane. Według najnowszego raportu Ministerstwa ds. Reintegracji Tymczasowo Okupowanych Terytoriów Ukrainy (utworzony przez ukraiński rząd w 2016 r. w celu zarządzania kwestiami związanymi z okupowanymi częściami obwodów donieckiego, ługańskiego i Krymu — red.) Rosja przetrzymuje ponad 4 tys. Ukraińców. Wśród nich ponad 3 tys. osób to wojskowi, a blisko tysiąc to cywile . 25 lutego 2024 r. Dmytro Lubinets — Komisarza Parlamentu Ukrainy ds. Praw Człowieka — stwierdził jednak, że Kreml przetrzymuje aż 28 tys. ukraińskich cywilów, uznając ich za jeńców wojennych. Rosjanin opowiada, jak torturują Ukraińców. "Policzę do trzech..." Trzecia Konwencja Genewska wymaga od państw tworzenia biur informacji o jeńcach wojennych, znajdujących się na ich terytorium. Ma to zapewnić im krewnym możliwość ubiegania się o informacje na ich temat. Rosja nie tylko odmawia stworzenia takiego systemu, ale także narusza prawo jeńców do komunikowania się z krewnymi. Nawet Czerwony Krzyż jest trzymany w niewiedzy w sprawie tożsamości, liczby i warunków ukraińskich jeńców wojennych. W grudniu 2023 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ po raz pierwszy użyło pojęcia "cywilnych zakładników" w odniesieniu do Ukraińców "przetrzymywanych" przez Rosję. Język ten pojawił się w rezolucji zatytułowanej "Sytuacja w zakresie praw człowieka na tymczasowo okupowanych terytoriach Ukrainy, w tym w Autonomicznej Republice Krymu". Termin "cywilni zakładnicy" jest odpowiedni, ponieważ władze rosyjskie, które nazywają swoją wojnę na pełną skalę "specjalną operacją wojskową", często nie zapewniają "przetrzymywanym" Ukraińcom praw przysługujących im na mocy konwencji genewskich. Prawnik Nikolaj Polozow, założyciel inicjatywy humanitarnej "Poszukiwanie. Niewola" powiedział The Insider: — Bardzo trudno jest znaleźć zarówno wojskowych, jak i cywilów [jeńców wojennych], ponieważ strona rosyjska nie trzyma ich razem z innymi więźniami. Mają oddzielne pomieszczenia, na śledztwa lub do sądów eskortują ich oddzielne konwoje. Szukamy cywilów od półtora roku i to wszystko przy niewiarygodnym wysiłku — władze rosyjskie robią wszystko, aby nie ujawniać ich nazwisk, miejsca pobytu, statusu prawnego — nie udostępniają niczego. Nie dopuszczają [do informacji ani do jeńców] przedstawicieli Komitetu Czerwonego Krzyża, tak jak nie dopuścili komisji do zbadania zbrodni w Ołeniwce. To ukrywanie informacji pozwala stronie rosyjskiej traktować ukraińskich więźniów według własnego uznania. Oficjalnie Kreml nie uznaje wojny (nazywa agresję na Ukrainę "specjalną operacją wojskową" — red.), a więc jeńcy wojenni znajdują się w "szarej strefie", czyli praktycznie "poza prawem".

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS