Home/business/Inwestorzy graja pod wezwanie na mBank

business

Inwestorzy graja pod wezwanie na mBank

Zakusy UniCredit na przejecie Commerzbanku wywoay pozytywna reakcje kursu mBanku.

September 22, 2024 | business

Włoski bank ogłosił 11 września, że po odkupieniu od niemieckiego skarbu 4,5 proc. akcji Commerzbanku ma już 9 proc. i jest gotowy zwiększyć swoje zaangażowanie. Od tego czasu cena akcji mBanku wzrosła o kilkanaście procent do ok. 670 zł, odbijając się od dołka w okolicach 600 zł. Tymczasem indeks WIG-Bbank wzrósł w tym czasie zaledwie symbolicznie. - Na rynku mówi się, że w przypadku przejęcia Commerzbanku przez UniCredit Włosi musieliby ogłosić wezwanie na akcje mBanku. A to z tego względu, że pośrednio przejęliby ponad 50 proc. akcji polskiej instytucji – mówi Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities. Obowiązek ogłoszenia wezwania po przejęciu spółki giełdowej nakłada polskie prawo. Ustawa przewiduje, że każdy, kto przekroczy próg 50 proc. akcji w danej spółce, musi ogłosić wezwanie na pozostałe akcje. W tym przypadku gdyby UniCredit zdobył większość w akcjonariacie Commerzbanku, stałby się także pośrednio właścicielem 69 proc. akcji mBanku. - Regulacje dotyczące nabywania znacznych pakietów akcji spółek publicznych przewidują pośrednie nabycie akcji takiej spółki publicznej. Może ono polegać na uzyskaniu statusu podmiotu dominującego wobec dotychczasowego większościowego akcjonariusza spółki publicznej. W takim wypadku może dojść pośrednio do przekroczenia progu 50 proc. głosów w spółce publicznej, co będzie rodzić obowiązek ogłoszenia wezwania na wszystkie pozostałe akcje tej spółki - mówi Paweł Piotrowski, radca prawny z kancelarii Greenberg Traurig. Wezwanie musi zostać ogłoszonego w ciągu trzech miesięcy od przekroczenia progu i musi spełniać wymogi co do ceny minimalnej. - Co do zasady cena minimalna wymagana w wezwaniu nie może być niższa niż średnia z trzech oraz sześciu miesięcy poprzedzających ogłoszenie wezwania - dodaje Paweł Piotrowski. Podobna sytuacja zdarzyła się w 2006 r. Wtedy UniCredit przejął niemiecki HVB, a wraz z nim 71 proc. akcji BPH. Następnie ogłosił wezwanie na pozostałe 29 proc. akcji, oferując 702,11 zł, ale kurs akcji na rynku oscylował już w okolicach 800 zł, więc w wezwaniu nie sprzedano żadnych akcji banku. Później doszło do fuzji części BPH z Pekao. Niska minimalna cena może być wyjściem dla Włochów, aby wymigać się od prawnego obowiązku, o ile kurs giełdowy będzie im sprzyjał. Mogą go także uniknąć, jeżeli nabędą pakiet, który wystarczy do utrzymania kontroli nad Commerzbankiem, ale bez przekraczania progu 50 proc. akcji, choć wtedy byłoby trudno o fuzję. Inną opcją byłoby zejście Commerzbanku poniżej 50 proc. w akcjonariacie mBanku przed dokończeniem transakcji. Unikanie przez UniCredit wezwania może być o tyle konieczne, że nawet jeśli skupiłby akcje, to prawdopodobnie nie mógłby ich zatrzymać. - Komisja Nadzoru Finansowego wymaga, aby znacząca część akcji banków pozostawała w wolnym obrocie. Zatem w przypadku gdyby UniCredit nabył 100 proc. akcji mBanku, mógłby zostać na niego nałożony obowiązek, aby ponownie odsprzedał 25 proc. – mówi Łukasz Jańczak. Z drugiej strony ewentualne wezwanie to okazja dla wielu inwestorów instytucjonalnych na wyjście z inwestycji - OFE razem z TFI mają w swoich portfelach ok. 21 proc. akcji mBanku z 31 proc. pozostałych. - Może to być dosyć komfortowa sytuacja dla OFE, których udział w pozostałych akcjach jest największy. W dłuższej perspektywie zapewne chciałyby one wyjść z inwestycji – mówi Łukasz Jańczak. Kurs akcji mBanku znajduje się poniżej cen docelowych z rekomendacji analityków, a w połowie przypadków akcje wyceniono na ponad 700 zł. - Fundamentalnie kurs akcji mBanku się broni. Spółka ma bardzo dobre wyniki działalności podstawowej obciążone przez problem frankowy. Ale inwestorzy patrzą na to, ile bank jest wart bez strat frankowych, a następnie szacują, ile jeszcze strat może ta batalia sądowa wygenerować – mówi Łukasz Jańczak. - mBank i Millennium skorzystają najbardziej na końcu sagi frankowej pod względem poprawy raportowanego zysku netto. mBank zwiększył pokrycie portfela rezerwami do 130 proc. i jest to najwyższy poziom na polskim rynku, co pokazuje także jego skłonność do zawierania ugód. Do tego mamy zmianę na stanowisku prezesa, a nowemu powinno zależeć, żeby tę sprawę jak najszybciej zamknąć. To oznacza duże koszty, ale rezerwy na ten cel już zostały zawiązane – mówi Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ. Poprzedni wieloletni prezes banku Cezary Stypułkowski słynął z nieprzejednanej postawy wobec frankowiczów, Cezary Kocik natomiast może rozkręcić program ugód. Zwłaszcza że procesy stają się coraz bardziej kosztowne. - Bankowi powinno też zależeć na szybszym zakończeniu tych spraw, gdyż od grudnia mamy niekorzystną zmianę, jeśli chodzi o moment rozpoczęcia naliczania odsetek ustawowych, które obecnie wynoszą ponad 11 proc. rocznie. To sprawia, że droga sądowa niesie ze sobą jeszcze wyższe koszty – mówi Michał Sobolewski. Problemem wciąż pozostaje wycena ryzyka frankowego, gdyż granica potrzebnych rezerw nieustannie przesuwa się w górę i trudno powiedzieć, ile ostatecznie będzie ich trzeba. - Liczba pozwów w sprawie kredytów spłaconych rośnie. Choć wciąż jest relatywnie niska, to jest to kilka procent, ale nie więcej niż 10 proc., więc potencjał na dalszy wzrost jest duży. Wielu kredytobiorców nie chce do tego wracać, a może też być tak, że uzysk z takiego procesu byłby niewielki. Dlatego zakładam, że odsetek nie będzie tak wysoki jak w portfelu aktywnym – tam jest 60-70 proc., ale to jest nieco złudna statystyka, bo w każdym kwartale część portfela się spłaca i przesuwają się te kredyty do spłaconych – mówi Łukasz Jańczak. Wzrost zysku netto powinien przełożyć się na powrót do wypłaty dywidendy – ostatni raz mBank dzielił się zyskiem z akcjonariuszami w 2018 r. - W tym roku nie było dywidendy i mamy zapowiedź, że w przyszłym roku też jej nie będzie. To nie jest wielka strata, bo wynik wciąż będzie obciążony frankami i ewentualna dywidenda byłaby niewielka. Aczkolwiek zdolność dywidendową mBank już ma, bo spełnia wymogi w tym zakresie. Gdy skończą się sprawy frankowe, to dywidenda mogłaby być już widoczna – mówi Łukasz Jańczak. - Mamy teraz emisję dodatkowego kapitału AT1, co wskazuje, że wypłacalność spółki jest na takim poziomie, który nie daje dużo miejsca na wzrost. Gdy problem frankowy zostanie rozwiązany, to pojawią się zyski, które uzupełnią kapitał. Jeżeli bank chce myśleć o wzroście akcji kredytowej, a takie są ambicje nowego zarządu, to musi postawić na wzmocnienie kapitału – mówi Michał Sobolewski. A okazji na pewno trochę będzie – będą inwestycje związane z armią, atomem czy OZE. Rentowności skorygowane o wpływ franków są większe niż koszt kapitału, więc pod względem budowania wartości dla akcjonariuszy dywidenda nie musi być priorytetem. - Jednocześnie mBank podtrzymuje swój średnioterminowy cel wypłaty 50 proc. wypracowanych zysków w formie dywidendy. W mojej ocenie w perspektywie średnioterminowej jest to cel osiągalny – mówi Michał Sobolewski.

SOURCE : pb
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS