Home/business/Ekonomista Fed ekonomia suzy tylko elitom

business

Ekonomista Fed ekonomia suzy tylko elitom

Jeremy Rudd ekonomista pracujacy w amerykanskim banku centralnym napisa przewodnik po wspoczesnej makroekonomii. Wysza z tego gorzka krytyka ekonomistow zakonczona konkluzja ze zajmuja sie gownie tworzeniem uzasadnienia dla politycznych wizji. Ale to moze Rudd za duzo oczekuje i nie umie przeskoczyc poprzeczki ktora niepotrzebnie zawiesi za wysoko

September 22, 2024 | business

Max Tegmark, szwedzki fizyk i kosmolog, napisał kiedyś, że jego podejście do nauki zaczęło się od ekonomii. Zrezygnował jednak z tego kierunku, bo zobaczył, że ekonomiści zajmują się głównie pisaniem uzasadnień dla decyzji podjętych przez polityków. Była to uwaga gorzka, ale gdzieś może zahaczała o prawdę. Do identycznej konkluzji doszedł Jeremy Rudd w wydanej w tym roku książce „A Practical Guide to Macroeconomics”. Jest to przegląd teorii makroekonomii w kilku najważniejszych obszarach: wzrostu gospodarczego — długo- i krótkookresowego, rynku pracy, inflacji, polityki pieniężnej i fiskalnej. Wniosek z tego przeglądu — teoria ma tak miałkie podstawy, że nie może służyć niczemu innemu jak celom politycznym. Jeremy Rudd zajmuje się analizami praktycznymi na potrzeby decyzji podejmowanych przez najważniejsze urzędy w USA. W przeszłości pracował w zespole doradców ekonomicznych prezydenta, od 25 lat zaś pracuje dla Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej, w skrócie Fedu, amerykańskiego banku centralnego. Głównym celem jego książki jest więc pokazanie, jak teoria ekonomii opisuje zjawiska, z którymi mierzą się decydenci na najwyższych szczeblach. Jest to przegląd dość skrótowy i podręcznikowy (momentami dość trudny dla nieobeznanego czytelnika), ale z wieloma smaczkami, które analityków powinny zainteresować. Jego generalna konkluzja jest taka, że teoria jest tak słabo rozwinięta, że trudno z niej korzystać w wiarygodny sposób. Można opisać to prostym przykładem. PKB kraju i jego wzrost opisuje się często z perspektywy tzw. funkcji produkcji, która rozbija produkt na jego podstawowe determinanty — kapitał, pracę i wydajność wykorzystania tych czynników. Narodowy Bank Polski np. regularnie w swoich projekcjach makroekonomicznych pokazuje szacunek potencjalnego wzrostu gospodarczego Polsk, oparty właśnie na rozbiciu PKB na te trzy czynniki. Jest to bardzo ważny element analiz, ponieważ wzrost powyżej potencjału jest uznawany za inflacjogenny i tym samym wymagający zaostrzenia polityki pieniężnej. Rudd przekonuje, że konstruowanie tego typu funkcji produkcji nie ma żadnego fundamentalnego sensu, nie odzwierciedla prawdziwych procesów produkcyjnych dziejących się w gospodarce. Nie da się zmierzyć zmian realnych wartości kapitału w ujęciu całej gospodarki. Nie da się zsumować wartości maszyn, urządzeń, środków transportu, budynków i opisać ich jedną zmienną jako wkład do produkcji tak jakby to działo się na poziomie firmy. Można to robić, bo wiele instytucji i naukowców to robi, ale te wartości nie reprezentują istotnych zależności gospodarczych. Rudd pisze tak: „Fakt, że ekonomiści wciąż używają funkcji produkcji jako teoretycznej bazy analiz (...) jest bardziej niż zawstydzający. Ten problem został już rozstrzygnięty w latach 80. i to przez poważnych, mainstreamowych ekonomistów. Ich wnioski były jasne: potencjału podażowego gospodarki nie można przedstawić przy pomocy funkcji produkcji oprócz sytuacji, gdy przyjmie się jakieś absurdalne założenia”. Cała książka składa się z takich przykładów. Większość z nich można sprowadzić do jednego zastrzeżenia wobec modeli makroekonomicznych: nie da się sensownie agregować zachowania jednostek (firm, ludzi) i przedstawiać jako jednej zmiennej. Rynek pracy? Nie ma czegoś takie, są różne rynki pracy: branżowe, zawodowe, geograficzne. Reprezentatywny konsument? Nie ma czegoś takiego — każdy człowiek jest inny i podejmuje decyzje na podstawie innych motywacji. Inflacja? Uśrednianie cen różnych towarów wymaga przyjęcia tylu założeń, że konstrukt staje się trochę abstrakcyjny. Nawet jeżeli już nam się uda skorzystać z jakieś sensownej miary, to nie da się dobrze wyjaśnić, co ją właściwie determinuje. Rudd pisze: „Makroekonomia w obecnej formie ma bardzo małą przydatność do wyjaśniania, przewidywania i zarządzania gospodarką”. Jego konkluzje są jednak dużo bardziej gorzkie. Próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego ekonomia, wyjaśniając tak mało, przyciąga tak wielkie zainteresowanie studentów, rządu, biznesu, opinii publicznej. „Wyjaśnieniem tego, dlaczego ekonomia cieszy się poważaniem w naszym społeczeństwie, jest to, że pełni ona rolę usprawiedliwiania interesów elit i tego, co one i tak chcą robić (...). Zapewnia fundament dla porządku społecznego, który skądinąd trudno jest uzasadnić. Ten fundament jest wygodnie opakowany w pozornie neutralne koncepcje takie jak efektywność i optymalność”. Wydawałoby się, że Rudd odsłonił przed nami tajniki ekonomii i ukazał, że król jest nagi. Do pewnego stopnia tak jest. Ja jednak myślę, że Rudd też czegoś nie dostrzegł: jego finalne konkluzje są dość jasne zarówno dla praktyków analiz ekonomicznych, jak też dla socjologów wiedzy. Dla praktyków jasne jest to, że modele mają charakter nietrwały i niepewny. Teoria zapewnia paletę wyjaśnień, których potrzebujemy do podejmowania decyzji: raz korzystamy z takiego elementu palety, innym razem z innego, weryfikując za każdy razem, który sprawdza się lepiej. Analityk Peter Schwartz napisał kiedyś w doskonałej książce „The Art of The Long View” tak: „Nie oceniaj ludzi po tym, czy mają rację, ale jak często pozwalają ci spojrzeć na problem w nowy sposób” . Frustracja wobec niespójności teorii może dotknąć tylko kogoś, kto wierzy, że wiedza to skała. Nie jest. Jeżeli zaś chodzi o oskarżenie, że ekonomia służy elitom. Cóż, każda wiedza jest warunkowana społecznie i służy systemowi relacji, w ramach, którego powstaje. Makroekonomia z natury rzeczy dotyka polityki, bo obejmuje problemy dystrybucji dochodów i majątku, czyli ważne przyczyny konfliktów społecznych. Jak pisał węgierski socjolog Karl Mannheim jeszcze w pierwszej połowie XX wieku, wiedza polityczna nie jest w stanie wyjść poza społeczeństwo i spojrzeć na nie z zewnątrz. Ona powstaje wewnątrz społeczeństwa i jest elementem jego sporów. Temu nie da się zapobiec, natomiast można sobie to po prostu uświadomić i dążyć do większej otwartości na różne sposoby myślenia.

SOURCE : pb
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS