Blogs
Home/health/Kozinski sia postrach na caym Mazowszu. Jego znakiem charakterystycznym byy czarne zeby

health

Kozinski sia postrach na caym Mazowszu. Jego znakiem charakterystycznym byy czarne zeby

W dwudziestoleciu miedzywojennym Kazimierz Kozinski by jednym z najbardziej poszukiwanych przestepcow w Polsce. Urodzony w Korabiewicach herszt wraz ze swoja banda sia postrach na caym Mazowszu. Syna z braku zahamowan bezwzglednosci wobec ofiar i swoich czarnych zebow. Wielokrotnie skutecznie ucieka policji. Gdy wreszcie udao sie go dopasc suzby nawet nie proboway uzywac kajdanek. Od razu pady strzay.

Koziński siał postrach na całym Mazowszu. Jego znakiem charakterystycznym były czarne zęby
February 07, 2025 | health

Kazimierz Koziński dorastał na wsi, gdzie pomagał rodzicom na roli. W połowie lat 20. wyjechał do Żyrardowa i tam założył kilkuosobową szajkę rozbójniczą, która słynęła z brutalności i bezwzględności Ofiary herszta dokładnie zapamiętywały jego wygląd. Zdradzały go zęby. Na przodzie w górnej szczęce brakowało mu dwóch siekaczy. Pozostałe były czarne Koziński co chwilę zmieniał kryjówki i często chował się u swoich kochanek, których miał niezwykle dużo. Za ukrywanie go do więzienia trafiła m.in. "czarna Gienia", która najprawdopodobniej była największą miłością bandyty Koziński, którego ostatecznie zastrzelono podczas zasadzki, zabił łącznie dziesięć osób, a wśród jego ofiar byli m.in. policjanci Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu W dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce kwitło życie przestępcze. W kraju wręcz roiło się od groźnych oprawców i bezwzględnych gangów, które szukały jak najłatwiejszych sposobów na zarobienie pieniędzy. Na Mazowszu postrach siał urodzony w 1904 r. w Korabiewicach Kazimierz Koziński. Niewiele wiadomo o jego dzieciństwie i wczesnej młodości. Dorastał na wsi, pomagając swoim rodzicom na roli do połowy trzeciej dekady XX w. To wtedy najprawdopodobniej przeniósł się do podwarszawskiego Żyrardowa, gdzie początkowo szukał legalnej pracy. Szybko jednak zmienił zdanie i zszedł na złą drogę. Zobacz: "Wampir z Olsztyna" zabił cztery osoby w kwadrans. Nie oszczędził 3-latki. "Za głośno płakała" Wyjechał ze wsi, by szukać pracy. Kazimierz Koziński założył bezwzględną bandę Koziński stworzył kilkuosobową szajkę rozbójniczą, która specjalizowała się w napadach na mieszkania i domy. Herszt zastraszał ofiary, a kiedy te nie chciały mu ulec, torturował je, wymuszając pieniądze i kosztowności. Młody gangster szybko znalazł się na celowniku policji. O jego bandzie zrobiło się głośno na początku lat 30. Do służb zgłaszały się kolejne ofiary szajki, które szczęśliwie uszły z życiem. Koziński nie mógł liczyć na anonimowość, ponieważ świadkowie jego napadów dokładnie zapamiętywali jego charakterystyczny wygląd. Był jasnym blondynem, średniego wzrostu, z krótko przystrzyżonym wąsikiem. Przede wszystkim zdradzały go jednak zęby. Na przodzie w górnej szczęce brakowało mu dwóch siekaczy. Pozostałe były prawie czarne i całkowicie spróchniałe. Przeczytaj: "Krwawy Czesio" tłukł ofiary młotkiem i grzebał je w piwnicy. Zabił nawet 2-letniego synka Policja nie mogła go dopaść. Pomagały mu kochanki Kazimierz Koziński miał kilku bliskich wspólników. Byli to m.in.: Stefan Komorowski, Jan Serafin oraz Jan Petyra. Żaden z nich nie posiadał nawet podstawowego wykształcenia. Nie mieli także na siebie żadnego pomysłu. Policja miała ich na celowniku, ale nie była w stanie złapać. Bandyci chowali się w kolejnych melinach, pozostając nieuchwytnymi. W końcu policjantom udało się dopaść Komorowskiego i Serafina. Na wolności jednak wciąż przebywali Koziński i Petyra, którzy co chwilę skutecznie unikali obław. Aż do października 1931 r. To wtedy na peronie kolejowym w Woli Grzybowskiej przechodzień natknął się na ciało mężczyzny. Jak się okazało, był to Petyra. Przestępca miał ranę postrzałową głowy. Wszystko wskazywało na to, że zabił go wspólnik, który bał się zdrady. Osamotniony Koziński, ścigany przez służby, uciekł do Warszawy. Podczas jednej z obław zranił trzech żyrardowskich policjantów. Potem uciekł na moment na Lubelszczyznę. Krwawy zbój dostawał schronienie u swoich kochanek, których miał na pęczki. Po pewnym czasie Koziński wrócił do Warszawy i pojawił się na robotniczym Targówku. Tam jeden z policjantów postanowił go wylegitymować. Wtedy bandyta śmiertelnie go postrzelił i uciekł. Po tej zbrodni wszczęto intensywne poszukiwania. Dokładnie przeczesywane były miejsca wszystkich napadów z bronią w ręku, do których doszło w Warszawie i okolicznych powiatach. Sprawdź: Brat "wampira z Zagłębia" też zawisł. Uwagę zwróciła ostatnia ofiara Zaczął strzelać do policjantów. Kazimierz Koziński miał patent na znikanie W lutym 1932 r. do policjantów dotarło zgłoszenie — Koziński był widziany w Rembertowie pod Warszawą. Z relacji świadka wynikało, że przestępca miał być u swojego znajomego Jana Mroza. Szybko pod wskazanym domem zjawili się st. przodownik Józef Sikorski, komendant miejscowego PP, post. Piotr Dzięcioł oraz delegowany z Urzędu Śledczego w Warszawie post. Tomasz Karwański. Sikorski i Karwański weszli do środka. Dzięcioł został przed budynkiem. Chwilę później zaczęła się krwawa jatka. "W izbie zastano dwóch mężczyzn: właściciela mieszkania Mroza i drugiego, który podał nazwisko Michalski. Poproszony o dowód osobisty nieznajomy sięgnął do kieszeni, skąd błyskawicznym ruchem wyciągnął pistolet. Pierwszym strzałem położył wywiadowcę Karwańskiego trupem na miejscu, następnym postrzelił ciężko w twarz st. przod. Sikorskiego, który stracił przytomność. Na odgłos strzałów wpadł do mieszkania z rewolwerem w ręku post. Dzięcioł, jednak broń mu się zacięła i w tej chwili otrzymał dwa strzały w pierś. Bandyta Koziński wraz z Mrozem zbiegli w okoliczne lasy" — relacjonował te zdarzenia tygodnik "Na Posterunku". Wkrótce gospodarz domu został wytropiony i zatrzymany. Koziński wciąż pozostawał nieuchwytny. Cała policja warszawskiego garnizonu została postawiona na nogi. Utworzono nawet brygadę specjalną, której zadaniem było schwytanie bandyty. Komendant główny policji wyznaczył 3 tys. zł nagrody za pomoc w ujęciu przestępcy. Koziński często zmieniał kryjówki i dość skutecznie zacierał za sobą ślady. Policja przeczesywała wszystkie miejsca, w których mógł przebywać i surowo liczyła się z osobami, które mogły pomagać mu się ukrywać. Pomocnicy przestępcy trafiali za to do więzienia. Spotkało to m.in. Eugenię Skibakównę, znaną bardziej pod pseudonimem "czarna Gienia", która najprawdopodobniej była największą miłością poszukiwanego bandyty. Wejdź: To oni stworzyli mafię w Polsce. Znów jest głośno o "Słowiku", "Wańce" i "Parasolu". W tle poważne zarzuty Ścigany listem gończym Koziński omal nie wpadł w marcu 1932 r. Policja otoczyła wtedy jedno z gospodarstw w Zamłądzu koło Otwocka, gdzie się ukrył. Kolejny raz dopisało mu jednak szczęście. Wyczekał odpowiedni moment, wyskoczył z okna i, strzelając na prawo i lewo, uciekł do pobliskiego lasu. Wolnością nie cieszył się zbyt długo. Niemal dwa miesiące po tych wydarzeniach policji znów udało się namierzyć Kozińskiego. Służby były zdeterminowane i połączyły poszukiwanego z okrutnym mordem, który popełniono w Ostrowie. W nocy z 27 na 28 kwietnia 1932 r. w bestialski sposób pozbawiono tam życia 52-letnią Katarzynę Krogulową oraz troje jej dzieci: 21-letnią Franciszkę, 17-letniego Władka, który był niepełnosprawny i 16-letnią Józkę. Mord miał charakter rabunkowy. Sprawca zastrzelił ofiary. Na początku maja 1932 r. śledczy wpadli na trop 28-letniego wówczas Kozińskiego tuż za północnymi rogatkami Warszawy, w Jabłonnie. Przestępca próbował nie zwracać na siebie uwagi, ubierając perukę oraz malując brwi. Rzadko wychodził z meliny. Chodził jedynie po zakupy do sklepu i po gazetę do kiosku na stacji kolejowej. Kliknij: "Krzyś" szkolił młodych gangsterów. Na jego pogrzebie pojawił się Olbrychski Wyszedł do kiosku po gazetę. To były jego ostatnie chwile Policjanci przygotowali zasadzkę. 12 maja zjawili się na wspomnianej stacji. Wywiadowcy przebrali się za kolejarzy, żołnierzy oraz sprzedawców i zajęli różne punkty obserwacyjne. "Gdy bandyta znalazł się w pobliżu wejścia do budynku stacyjnego, najsilniejszy wywiadowca rzucił się nań, chwytając go z tyłu za ręce, drugi zaś funkcjonariusz usiłował unieszkodliwić bandytę. Zbrodniarz, szarpiąc się, był bliski wydostania się z rąk wywiadowców" — relacjonował reporter "Tajnego Detektywa". Jasnym stało się, że Koziński nie da się złapać żywcem. Padła komenda do oddania strzału. Ranny zbir zaczął szarpać się z jeszcze większą siłą i odepchnął od siebie wywiadowców. Wtedy padły kolejne strzały, które zakończyły jego życie. Jeden z najgroźniejszych przestępców tamtych lat nie został pochowany. Jego ciało trafiło do Instytutu Anatomii Opisowej dla badań antropologiczno-kryminalnych. Po jego śmierci zakończyło się śledztwo w sprawie zabójstwa rodziny Krogulów. Jak się okazało, to nie Koziński dokonał mordu. 28-latek zabił jednak łącznie 10 innych osób, a wśród jego ofiar byli m.in. policjanci.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS