Home/world/Tajemnice Putina wychodza na jaw. Tak Kreml truje swoich przeciwnikow SLEDZTWO

world

Tajemnice Putina wychodza na jaw. Tak Kreml truje swoich przeciwnikow SLEDZTWO

Do tej pory Kreml tru swoich przeciwnikow mezczyzn. Nieznane do tej pory informacje wychodza na swiato dzienne i okazuje sie ze celem Putina stay sie teraz Jelena Kostiuczenko Natalia Arno i Irina Bablojan. Od dawna pracuja one nad ujawnianiem kamstw Kremla. Kazda z nich zostaa otruta nieznanymi toksynami w europejskich miastach. Ich sprawy pozostaja nierozwiazane. Dlaczego

September 24, 2024 | world

Dmitrij Muratow, redaktor naczelny "Nowej Gaziety", sam do końca nie wie, jak wpadł na pomysł rozwiązania tego problemu. Jego zagraniczna korespondentka Jelena Kostiuczenko, która dokumentowała rosyjskie zbrodnie wojenne w Ukrainie, już wcześniej była w niebezpieczeństwie. Muratow, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, poradził jej, żeby pozostała na Zachodzie. Podczas swojego pobytu w Berlinie Kostiuczenko zaczęła nagle skarżyć się na ostre bóle brzucha, bezsenności, nudności i niepokój. Jej twarz i palce puchły, dłonie stawały się czerwone. Tekst publikujemy dzięki uprzejmości serwisu The Insider. Prosimy o wsparcie niezależnych rosyjskich dziennikarzy z The Insider Została otruta. Tak przynajmniej wynika z analiz lekarzy, naukowców i ekspertów od broni chemicznej, z którymi The Insider rozmawiał w tej sprawie. Kostiuczenko nie jest jedyną ofiarą zatrucia. Oprócz niej jeszcze dwie rosyjskie dziennikarki otwarcie sprzeciwiające się Władimirowi Putinowi, mieszkające i pracujące poza Rosją, miały w ostatnich miesiącach podobne dolegliwości. W grę wchodzą liczne poszlaki sugerujące, że kobiety padły ofiarą zaplanowanej akcji. Drzwi do ich hotelowych pokoi były otwarte. Wokół ich mieszkań krążyły samochody, a tam, gdzie mieszkały, unosił się podejrzany zapach. Otrucie trzech dziennikarek miało miejsce po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. Ta seria przypomina inne, podobne zatrucia wrogów Kremla w ciągu ostatniej dekady. Ich celem byli m.in. Emilian Gebrew — bułgarski handlarz bronią, Siergiej Skripal — brytyjski szpieg, Aleksiej Nawalny i Władimir Kara-Murza — rosyjscy opozycjoniści. Zatrucia te — co jako pierwszy ustalił The Insider — zostały przeprowadzone przy użyciu wojskowego środka paralityczno-drgawkowego Nowiczok przez agentów rosyjskich służb specjalnych. Teraz ponurzy mordercy z Rosji trują w inny sposób. Oto kulisy tych akcji. Kostiuczenko opisuje zbrodnie wojenne Rosjan Historia 36-letniej Jeleny Kostiuczenko zaczyna się 28 marca 2022 r. — w dniu, w którym "Nowa Gazieta", jeden z ostatnich niezależnych serwisów informacyjnych w Rosji (z którym także współpracuje Onet — red.), opublikowała jej depeszę z okupowanego Chersonia. Kostiuczenko pisała w tekście o torturach i porwaniach ukraińskich cywilów. Opisała przykuwanie jeńców do kaloryferów, bicie kolbami karabinów i zakładanie przez Rosjan worków na głowy dzieci. Dwa dni po opublikowaniu jej artykułu, założona w 1993 r. "Nowa Gazieta" zdecydowała się zamknąć działalność. Muratow, redaktor naczelny pisma, otrzymał drugie zawiadomienie od Roskomnadzora — rosyjskiej Federalnej Służby Nadzoru Łączności, Technologii Informacyjnych i Środków Masowego Przekazu. Dwa zawiadomienia zwykle oznaczają, że zbliża się postępowanie karne. Biorąc pod uwagę to, że rosyjska kara za rozpowszechnianie "dezinformacji" na temat wojny w Ukrainie — co w zasadzie jest równoznaczne z mówieniem o niej prawdy — sięga nawet 25 lat więzienia, Muratow prewencyjnie "zawiesił" gazetę, której przełomowe reportaże śledcze przyniosły mu w 2021 r. Pokojową Nagrodę Nobla. W sumie na przestrzeni lat za swoją pracę śledczą zamordowanych zostało siedmiu dziennikarzy "Nowej Gaziety" — w tym Anna Politkowska, Jurij Szczekoczkin i Anastazja Baburowa. "Zawieszenie" pracy "Nowej Gaziety" nie zniechęciło jednak Kostiuczenko. "Kadyrowcy mają rozkaz cię znaleźć" Jelena pracowała wtedy w Zaporożu, w południowo-wschodniej Ukrainie. Planowała podróż do Mariupola. 30 marca odebrała telefon od kolegi z redakcji "Nowej Gaziety". "Moje źródła informują, że Kreml wie, że jedziesz do Mariupola. Mówią, że kadyrowcy mają rozkaz cię znaleźć" — powiedział jej kolega. Bojownicy lojalni Ramzanowi Kadyrowowi — watażce i marionetce w rękach Putina — mieli zabić dziennikarkę. Okazuje się, że informacje o podróży, o której mieli wiedzieć tylko Muratow i Olga Bobrowa (redaktorka "Nowej Gaziety") miały także osoby trzecie. Kolega dziennikarki dotarł do nagrania podsłuchu, na którym Kostiuczenko omawia swoją podróż. Jej telefon był podsłuchiwany. Wszystko wskazuje na to, że robili to agenci rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Kostiuczenko przypomniała sobie pewne wydarzenie, do którego doszło w Chersoniu. Przed budynkiem, w którym mieszkała, przez dwie nocy z rzędu stał samochód. Pewnej nocy z auta wysiadł mężczyzna, który zdawał się obserwować mieszkanie. Zanim odjechał, dziennikarka zauważyła wypukłe urządzenie zainstalowane na dachu przypominające antenę satelitarną. Niecałą godzinę po telefonie kolegi do Kostiuczenko zadzwonił informator z ukraińskiego wywiadu. Kobieta dowiedziała się od niego, że służby ustaliły, że na terenie Ukrainy planowany jest zamach na dziennikarkę "Nowej Gaziety". Później zadzwonił do niej Muratow. "Nie możesz już jechać do Mariupola. Musisz natychmiast opuścić Ukrainę" — powiedział. Kostiuczenko uznała, że przeczeka zagrożenie w Europie. Wybrała Niemcy, kraj w sercu Europy. Myślała, że będzie w nim bezpieczna, mimo że rosyjscy zabójcy działali również tam. Ostatnio w sierpniu 2019 r. zamordowano czeczeńskiego dysydenta Zelimchana Changoszwilego — został zastrzelony z bliskiej odległości w berlińskim parku Tiergarten przez Wadima Krasikowa, agenta FSB. W kwietniu 2022 r. Muratow ponownie zadzwonił do dziennikarki. Powiedział, że nie może wrócić do Rosji. Gdyby to zrobiła, zostałaby zabita. "Wiesz, brzydko pachniesz. Poszukam dezodorantu" Kostiuczenko wynajęła mieszkanie w Berlinie. Zaczęła współpracę z niezależnym serwisem rosyjskim "Meduza" (z którym także współpracuje Onet — red.). Znów miała pojechać do Ukrainy. Z powodu cyberataku na ambasadę Ukrainy w Berlinie, który zakłócił rozpatrywanie wniosków wizowych, Kostiuczenko musiała pojechać po wizę do Monachium. Była 21.30, 17 października 2022 r. Kostiuczenko wsiadła do nocnego pociągu do Monachium. W wagonie zdjęła buty i położyła się na siedzeniach. Następnego ranka dotarła do miasta i spotkała się z przyjaciółką w jej mieszkaniu. Tam dziennikarka spała jeszcze przez godzinę, później umówiła się na spotkanie w konsulacie. Ta sama przyjaciółka (której nazwiska nie ujawniamy na prośbę Kostiuczenko) przyjechała po nią samochodem. Obie poszły na obiad do lokalnej restauracji. Usiadły na zewnątrz. Kostiuczenko wspomina, że jedzenie nie miało smaku. Połowę zawartości talerza zostawiła nietkniętą. W trakcie spotkania w kawiarni pojawiły się trzy jej kolejne znajome, mężczyzna, a następnie jeszcze dwie kobiety. Kostiuczenko pamięta, że zastanawiała się, czy Monachium jest tak małym miastem, że tak wiele znajomych osób mogło przejść obok tej samej kawiarni w ciągu jednego popołudnia. Podczas powrotnej jazdy samochodem Kostiuczenko wyczuła dziwny zapach wydobywający się z jej ciała. Jej przyjaciółka, zwykle nieśmiała i uprzejma, powiedziała jej: "wiesz, brzydko pachniesz. Poszukam dezodorantu". "Na peronie zalałam się łzami" Kostiuczenko wsiadła do pociągu powrotnego i poszła do toalety. Jej przyjaciółka miała rację co do nieprzyjemnego zapachu. — Namoczyłam papierowe ręczniki i zaczęłam się myć. Okazało się, że bardzo się pociłam. Zapach potu był ostry i dziwny, czuć było zgniłe owoce — wspomina Kostiuczenko. Pociąg wyjechał z Monachium o godz. 16. Jelena otworzyła laptopa i zaczęła pisać tekst. Wkrótce zdała sobie sprawę z tego, że w kółko czyta ten sam akapit. Zaczęła boleć ją głowa. Nie mogła się skoncentrować. Na początku myślała, że znowu zaraziła się koronawirusem. "Chcę żyć, dlatego piszę ten tekst". Rosyjska dziennikarka Jelena Kostiuczenko opowiada, jak próbowano ją otruć O godz. 20:00 jej pociąg wjechał do Berlina. Gdy weszła na peron, zdała sobie sprawę z tego, że straciła już wszystkie siły. Z wielkim trudem znalazła drogę ze stacji do metra. Droga z przystanku do domu, zwykle nie dłuższa niż pięć minut, tym razem trwała trzy razy dłużej. Kostiuczenko odkryła, że jej torba jest niezwykle ciężka, a także, że brakuje jej tchu. — Na peronie zalałam się łzami — mówi. Nie rozumiałam, w którym kierunku iść. Pomogli mi inni pasażerowie. Gdy tylko dotarła do swojego mieszkania, upadła na łóżko i zasnęła. Dziewczyna Kostiuczenki, Jana, powiedziała, że dziennikarka wyglądała normalnie, kiedy przyjechała do domu, była "tylko" bardzo zmęczona, a jej serce biło bardzo szybko. Następnego ranka Kostiuczenko obudziła się z silnym bólem brzucha, nieco powyżej żołądka. Ból promieniował do kręgosłupa. Miała też tak silne zawroty głowy, że nie mogła wstać z łóżka. Najgorszym objawem była bezsenność. Miała też mdłości i wymiotowała. Zamiast wezwać karetkę, umówiła się na wizytę w przychodni, gdzie przyjęto ją 10 dni później, 2 października. Dwóch lekarzy poinformowało ją, że prawdopodobnie cierpi na skutki uboczne koronawirusa i że wyzdrowieje do sześciu miesięcy. Życie w blasku fleszy i tajemnicze zaginięcie. O tych historiach huczał cały świat Wykonali badanie ultrasonograficzne i pobrali krew. Badanie krwi wykazało, że miała podwyższone enzymy wątrobowe: transaminazę alaninową (ALT) i transaminazę asparaginianową (AST) — ich liczba była pięciokrotnie wyższa niż norma, nie było to związane z koronawirusem. Miała również krew w moczu, co także wskazywało na brak związku dolegliwości z wirusem COVID-19. "Istnieje możliwość, że zostałaś otruta?" Kostiuczenko: "nie, nie jestem aż tak niebezpieczna" Kostiuczenko została przebadana pod kątem wirusowego zapalenia wątroby, na wypadek gdyby została zarażona podczas podróży zagranicznych. Wynik był negatywny. Z czasem ból brzucha i zawroty głowy ustąpiły. Kobieta czuła się po prostu słabo i miała mdłości. Pojawiły się jednak nowe objawy: przebarwienia i obrzęk dłoni. — Opuchlizna powiększała się. Moja twarz nie była moją twarzą — wspomina Kostiuczenko. Stojąc przed lustrem, potrzebowałam czasu, by się rozpoznać. Dziennikarka nie mogła się porządnie wyspać. Jeden z rosyjskich lekarzy w Berlinie, który wcześniej zajmował się ofiarami zatruć, w tym Aleksiejem Nawalnym i popularnym pisarzem Dmitrijem Bykowem, zbadał przypadek Jeleny. Lekarz, który poprosił o niewymienianie jego nazwiska ze względów bezpieczeństwa, najpierw zasugerował, że Kostiuczenko może nie cierpieć na żadną naturalną dolegliwość. Gdy jechała do domu ze szpitala, lekarz wysłał jej SMS-a: "czy istnieje możliwość, że zostałaś otruta?". Odpisała: "nie, nie jestem aż tak niebezpieczna". Jednak do listopada wszystkie inne wyjaśnienia, dlaczego czuła się tak źle, zostały zweryfikowane i odrzucone. 12 grudnia poziom enzymów wątrobowych Kostiuczenko był siedem razy wyższy, niż przewiduje norma. Lekarze powiedzieli, że pozostało jej tylko jedno wyjście — poddać się badaniom specjalistów ze szpitala uniwersyteckiego Charite w Berlinie — tego samego, który leczył Nawalnego po jego zatruciu w 2020 r. Aby jednak przeprowadzić testy na obecność toksyn, Kostiuczenko musiała złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na berlińskiej policji, co też uczyniła. Była przesłuchiwana przez dziewięć godzin. Jej sprawą zajmował się ten sam niemiecki śledczy, który badał dowody zabójstwa Changoszwilego. Prowadził on również dochodzenie w sprawie otrucia Piotr Wierziłowa, producenta punkowej grupy aktywistycznej Pussy Riot. Został on otruty we wrześniu 2018 r. po tym, jak przebiegł przez boisko piłkarskie podczas meczu finałowego Pucharu Świata. Był wówczas ścigany przez rosyjską policję w sekwencji przypominającej Benny'ego Hilla. Wszystko to działo się na oczach Putina, który przyglądał się temu wydarzeniu. "Twoja nieostrożność, twoja i twoich kolegów, jest nie do pojęcia" Śledczy był zirytowany faktem, że Kostiuczenko tak długo zwlekała ze skontaktowaniem się z organami ścigania. Teraz, dwa i pół miesiąca po wystąpieniu pierwszych objawów, znalezienie jakichkolwiek śladów toksyn w jej organizmie było prawie niemożliwe. Fakt, że Kostiuczenko nie brała pod uwagę możliwości, że może być celem próby zabójstwa, zdenerwował niemieckiego śledczego. — Właśnie to nas wkurza. Przyjeżdżasz tu i myślisz, że jesteś na wakacjach, że tu jest jak w raju. Nie myślisz, że musisz zachować ostrożność. Mamy tu zabójstwa na tle politycznym. Są tu rosyjskie służby specjalne. Twoja nieostrożność, twoja i twoich kolegów, jest nie do pojęcia — stwierdził przedstawiciel niemieckich służb. Mieszkanie i rzeczy Kostiuczenko zostały sprawdzone pod kątem promieniowania, podobnie jak ona sama. — Zabrali rzeczy, które miałam na sobie w Monachium — powiedziała. Jelena Kostiuczenko w Biesłanie: Dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, za namową berlińskiej policji Kostiuczenko trafiła do szpitala Charite. Lekarze pobrali jej tam krew w ilościach wystarczających do przeprowadzenia kilku badań jednocześnie. Kiedy jednak poprosiła policję o wyniki badań, ta stwierdziła, że doszło do nieporozumienia i jej krew została przebadana tylko na obecność alkoholu, narkotyków i stężenia leków przeciwdepresyjnych, które Kostiuczenko zażywała. Adwokat Kostiuczenko zapytał, czy lekarze będą nadal badać jej krew, tym razem na obecność toksyn. Policja odpowiedziała, że w laboratorium szpitala Charite nie ma wystarczającej liczby próbek do przeprowadzenia nowej analizy. 23 stycznia ekspert zaproszony przez policję próbował pobrać krew Kostiuczenko. Wykonał cztery próby i za każdym razem stwierdzał, że jej krew jest "zbyt gęsta". Kiedy Kostiuczenko poprosiła klinikę o znalezienie innego eksperta, policja powiedziała jej, że to będzie "biurokratyczny koszmar" i zapytała Kostiuczenko, czy jej lekarz nadzorujący mógłby pobrać próbki krwi i przekazać je policji. Lekarze z kliniki, w której leczyła się Jelena, powiedzieli, że nie są w stanie przestrzegać wymaganych prawem zasad łańcucha dostaw i że to policja musi zorganizować kolejne testy. Do 20 lutego policja zrezygnowała. Prawnik Kostiuczenko został poinformowany, że minęło zbyt wiele czasu od możliwego zatrucia, aby przeprowadzić odpowiednią analizę kryminalistyczną. 2 maja niemiecka prokuratura poinformowała prawnika, że zamyka sprawę z powodu braku dowodów potrzebnych do wszczęcia śledztwa. 21 lipca służby wznowiły sprawę w oczekiwaniu na dodatkowe testy. Czym jest nowiczok, którym próbowano otruć Siergieja Skripala? The Insider rozmawiał z wieloma ekspertami medycznymi, lekarzami i specjalistami doświadczonymi w diagnozowaniu zatruć, w tym z byłym głównym chemikiem w międzynarodowej Organizacji do spraw Zakazu Broni Chemicznej. Wszyscy zgodzili się, że objawów Kostiuczenko nie można wytłumaczyć niczym innym niż zatruciem egzogennym (pochodzącym spoza ciała człowieka — red.). Jej toksykologia wykazała ostre uszkodzenie wątroby (stąd znaczny wzrost enzymów ALT i AST) i nerek. Eksperci uważają, że Kostiuczenko była narażona na działanie jakiegoś związku chloroorganicznego, takiego jak dichloroetan. Ponadto sugerują, że trucizna została wchłonięta przez skórę lub połknięta. "Myślałam, że boli mnie ząb i muszę iść do dentysty. Nawet nie myślałam o zatruciu — powiedziała Natalia Arno" 47-letnia Natalia Arno, prezes fundacji Wolna Rosja z siedzibą w Waszyngtonie — amerykańskiej organizacji pozarządowej wspierającej rosyjskich aktywistów, dziennikarzy i ruchy prodemokratyczne — stworzyła jedną z najskuteczniejszych amerykańskich grup działających w imieniu dysydentów — nie tylko Rosjan, lecz także Białorusinów i Kazachów na uchodźstwie. Fundacja działa również na rzecz uwolnienia ukraińskich jeńców wojennych z rosyjskiej niewoli. Fundacja została już uznana za organizację "niepożądaną" w Rosji, zanim jeszcze odegrała kluczową rolę w pomocy rządowi USA w opracowaniu systemu sankcji przeciwko otoczeniu Putina. — Powiedziano nam, że nasz raport dotyczący sankcji znalazł się na stole Putina na początku lutego — powiedział Arno. Jej wiceprezes, Władimir Kara-Murza, który mieszkał w Waszyngtonie, został dwukrotnie otruty Nowiczokiem podczas podróży po Rosji. W kwietniu Kara-Murza został skazany na 25 lat więzienia po tym, jak kilka miesięcy wcześniej został aresztowany za wypowiadanie się przeciwko wojnie w Ukrainie w amerykańskiej telewizji. Otwarte drzwi hotelowego pokoju W dniu 2 maja 2023 r. Natalia Arno uczestniczyła w prywatnym wydarzeniu w Pradze, po którym około godziny 19:30 wróciła do swojego hotelu Garden Court Hotel w centrum miasta. Arno od razu zauważyła, że drzwi do jej pokoju są otwarte, a pamiętała, że je zamykała. Niczego nie brakowało i wszystko wyglądało tak, jak zostawiła, z wyjątkiem dziwnego zapachu przypominającego perfumy, którego wcześniej nie było. Recepcja powiedziała jej, że pokojówka prawdopodobnie zostawiła otwarte drzwi i obiecała się temu przyjrzeć. Arno poszedł spać około godz. 2 w nocy. Trzy godziny później obudziła się z rozdzierającym bólem. Najwyraźniejszym objawem był przeszywający ból zębów i języka. Arno wzięła środki przeciwbólowe, ale nie zadziałały. Kilka godzin później ból zaczął się rozprzestrzeniać, jakby "wędrując" po jej ciele. Czuła go w uszach, klatce piersiowej, pachach i kręgosłupie. Arno miała też dziwny posmak w ustach. Widziała niewyraźnie. Zdrętwiały jej ręce i nogi. To nie był pierwszy raz, kiedy Arno wróciła do pokoju hotelowego, w którym były ślady wtargnięcia. Pod koniec lipca 2021 r. uczestniczyła w wydarzeniu w Wilnie, gdzie spotkała się z aktywistami. Podczas tej podróży również poczuła zapach perfum w swoim pokoju, choć słabszy niż ten, który unosił się w hotelu w Pradze. W Wilnie dostała gorączki i czuła się osłabiona, jakby miała grypę lub była przeziębiona. Wysypka szybko rozprzestrzeniła się po całym ciele, chociaż kobieta nie ma żadnych alergii. Podobnie jak Kostiuczenko, Arno czekała na wizytę u lekarza. — Gdybym miała najmniejsze podejrzenia co do zatrucia, nie odbyłabym lotu transatlantyckiego, ale udałabym się do kliniki w Pradze i do ambasady USA w Czechach — powiedziała portalowi The Insider. Zamiast tego zmieniła bilety, aby złapać wcześniejszy lot do domu do Waszyngtonu, gdzie natychmiast szukała pomocy medycznej. Zameldowała się w szpitalu Inova Alexandria w Alexandrii w stanie Wirginia. 4 maja przeszła wszystkie badania krwi, ale nietypowość jej objawów, a także podejrzany zapach w jej pokoju hotelowym, były czynnikami, które przekonały ją do skontaktowania się z FBI. — Pobrali moją krew, zrobili kilka innych testów i przesłuchiwali mnie kilka razy — powiedziała Arno, dodając, że agenci zabrali jej walizkę i ubrania, w których podróżowała. — Wykryto u mnie podwyższony poziom ołowiu, który mógł wynikać z przyczyn środowiskowych. Agenci wrócili kilka tygodni temu, zabrali więcej moich ubrań oraz pasty do zębów i obiecali jak najszybciej zakończyć dochodzenie. Za pierwszym razem przyjechali z ekspertami z laboratorium chemicznego, ostatnio przywieźli ludzi z laboratorium biologicznego. FBI nie powiedziało tego publicznie, ale kiedy agenci po raz pierwszy przyszli na ostry dyżur na początku maja i wykonali pierwszą partię testów, powiedzieli, że to nie był Nowiczok — stwierdziła kobieta. Chociaż FBI wykluczyło, że za otrucie odpowiedzialny był ten środek, lekarze Arno utrzymują, że w rzeczywistości została ona otruta neurotoksynami (do tej grupy należy także Nowiczok — red.). Irina Bablojan: Dłonie stały się purpurowe i parzyły, jakby dosłownie bawiła się ogniem W połowie października Irina Bablojan, 36-letnia dziennikarka rosyjskiej stacji radiowej Echo Moskwy, przeniosła się z Moskwy do Tbilisi w Gruzji. Zamieszkała w hotelu King Tamar. Wieczorem 25 października Bablojan poczuła się źle. Następnego ranka obudziła się z silnym osłabieniem i zawrotami głowy. Tej nocy jej dłonie stały się purpurowe i parzyły, jakby dosłownie bawiła się ogniem. U Bablojan również rozwinęła się opuchlizna, która wkrótce rozprzestrzeniła się na jej stopy. Nie zwracając uwagi na objawy, postanowiła trzymać się zaplanowanych wakacji w Erywaniu, stolicy Armenii, dokąd pojechała z Tbilisi w nocy 27 października. W samochodzie, który prowadził ktoś inny, bardzo się rozchorowała. Bablojan miała mętlik w głowie i nie mogła się skoncentrować. — Miałam wrażenie, że moje ciało nie jest już moje. Czułam się jak bawełna i odczuwałam silny niepokój — mówi. Po przybyciu do hotelu w Erywaniu Bablojan poprosiła o termometr. Poszła do swojego pokoju, ale nie mogła zasnąć. Czuła mdłości i ból brzucha, taki sam jak Kostiuczenko. W ustach czuła metaliczny posmak. Skóra Bablojan w różnych częściach ciała stała się czerwona. Ból, osłabienie i bezsenność ustąpiły po około dwóch dniach, ale zaczerwienienie utrzymywało się. Podobnie jak w przypadku Kostiuczenko i Arno, Bablojan nie uznała, że warto zgłosić się do toksykologa. Ograniczyła swoje obawy do poddania się testom na alergie. Testy dały wynik negatywny. Po przeprowadzce do Berlina kilka miesięcy później i utrzymujących się objawach, takich jak wysypka i bezsenność, Bablojan przesłała próbki krwi do badań toksykologicznych w szpitalu Charite. Jednak kilka dni później klinika poinformowała ją, że jej próbki zostały "utracone". Następnie do Iriny zwrócili się śledczy policyjni, którzy przesłuchali ją na temat wydarzeń, które doprowadziły ją do podejrzenia zatrucia. Po rzekomej utracie początkowych próbek Bablojan ponownie poddała się testom (wyniki nie są znane). Według ekspertów, z którymi rozmawiał The Insider, objawy opisane przez Bablojan nie mogą być przekonująco wyjaśnione chorobą — zatrucie egzogenne wydaje się najbardziej rozsądną diagnozą. Eksperci zgadzają się jednak, że odkrycie toksyny (lub wielu toksyn) jest obecnie mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę czas, jaki upłynął od domniemanego zatrucia. "Chcę żyć" Wszystkie trzy dziennikarki, których doświadczenia z ostatniego roku pozostają niewyjaśnione, nadal pracują za granicą — Bablojan w Echu Moskwy w Berlinie. Arno pozostaje w USA, ale w ostatnich miesiącach podróżowała do Europy w ramach wydarzeń organizacji pozarządowej Free Russia Foundation, podejmując, jak powiedziała The Insider, najlepsze możliwe środki ostrożności. Książka Kostiuczenko o tym, jak Rosja popada w faszyzm, ma się ukazać za kilka tygodni. Niemiecka policja powiedziała jej, że rozgłos może nie działać na jej korzyść, biorąc pod uwagę fakt, że ktokolwiek został wysłany, aby ją zabić w Ukrainie lub w Berlinie, może być zachęcony do podjęcia ponownej próby. Kostiuczenko opisała swoje podejrzenia i wspomnienia dotyczące otrucia po rosyjsku w tekście dla portalu Meduza. Wzywa w nim wszystkich innych Rosjan, którzy uciekli ze swojej ojczyzny i obecnie przebywają za granicą, do zachowania ostrożności i natychmiastowego zgłaszania nietypowych objawów fizycznych lekarzom — a także do skontaktowania się z The Insider, który aktywnie bada wszystkie podejrzane przypadki zatrucia. Kostiuczenko podkreśla, że nie opłaca się myśleć, że jest się zbyt nieszkodliwym, by stać się celem. "Chcę żyć" — pisze kobieta.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS