Static Ad
Static Ad
Blogs
Home/sports/Wszyscy sie boja po tym co stao sie ze Swiatek. Niebezpieczny proceder

sports

Wszyscy sie boja po tym co stao sie ze Swiatek. Niebezpieczny proceder

- Podchodze do tego bardzo ostroznie bo widze jak cienka jest granica gdzie mozemy miec kopoty przez bardzo przypadkowe rzeczy - mowi Sport.pl Jan Zielinski komentujac sprawe pozytywnego wyniku testu na doping Igi Swiatek. Dwukrotny mistrz wielkoszlemowy w mikscie wspomina o fali zanieczyszczen lekow i suplementow oraz szalonej metodzie unikania takich wpadek. Spytalismy go tez o kontrowersyjne sowa prezesa PKOl Radosawa Piesiewicza.

By Agnieszka Niedziałek | December 27, 2024 | sports

Rok temu tytuł wielkoszlemowy wciąż pozostawał w sferze marzeń Jana , a na koniec sezonu 2024 miał na koncie już dwa. Oba zdobył w będącym dla niego dodatkiem do debla mikście. Marzył też o debiucie olimpijskim, ale ten nie doszedł do skutku z powodu poważnej kontuzji Hurkacza, który miał mu partnerować. W przyszłym roku 28-latek z Warszawy będzie celował w wielkoszlemowy triumf w deblu, ale już z innym partnerem niż dotychczas. Opowiada teraz Sport.pl o rozstaniu z Hugo Nysem i nawiązaniu współpracy z Sanderem Gille, komentuje głośne sprawy Igi Świątek i Jannika Sinnera dotyczące pozytywnych wyników testów na doping oraz wskazuje stosowane przez siebie środki ostrożności. W mikście wspólne występy dogadywane są zwykle na bieżąco, w tygodniach poprzedzających turnieje wielkoszlemowe. Nie ustala się tego z większym wyprzedzeniem. Jest kilka par, które grają razem dosłownie każdy taki turniej, a reszta się miesza. Ale mam wielką nadzieję, że będziemy dalej występować z Su-Wei. Już nieraz wspominałem w wywiadach, że nie utrzymujemy kontaktu na co dzień, każde z nas żyje wtedy w swoim świecie. Będziemy więc pewnie rozmawiać o tym, gdy już oboje dotrzemy do Australii. Ale zakładam, że po tegorocznych sukcesach - jeśli będzie taka chęć z jej strony, bo z mojej jest - to pewnie wystąpimy ponownie razem. Każdy ma swoją opinię i ma prawo myśleć, co chce. Pan prezes wypowiedział się tak, jak się wypowiedział. Ja zawsze się kierowałem dobrem Huberta i jego powrotem do zdrowia. Widziałem na żywo, jak doznał tej kontuzji. Utrzymywałem potem z nim cały czas kontakt. Nie był w stanie wystąpić w Paryżu i do końca roku skutki tego urazu go nękały - nie był w stanie dokończyć niektórych meczów albo musiał rezygnować ze startów. Mogę jedynie powiedzieć, że trzymam kciuki, by wrócił w pełni zdrowy i znów był w Top10, w której jest jego miejsce. Oglądałem i dopingowałem wszystkich polskich sportowców. Cieszę się z dorobku medalowego, który przywieźliśmy, choć liczyłem, że będzie jeszcze większy. Mam nadzieję, że za cztery lata będę mógł dołożyć do niego swoją cegiełkę. Sam jestem bardzo uważny i bardzo mocno zwracam uwagę na to, co spożywam - jakie suplementy i leki. Zawsze pięć razy się upewniam. Dzwonię do osób, które są odpowiedzialne za zaaprobowanie leków i podanie mi informacji, czy ten konkretny jest bezpieczny. Stosuję preparaty, które znam oraz przyjmuję od lat i nigdy nie było z nimi problemów. Choć, jak widać po przypadku Igi, nie zawsze możemy mieć tę pewność. Podchodzę do tego bardzo ostrożnie, bo widzę, jak cienka jest ta granica, gdzie możemy mieć kłopoty przez bardzo przypadkowe rzeczy. Teoretycznie tak. To szalona metoda, która jest rekomendowana zawodnikom. Dokładnie. Wcześniej dotyczyło to Kamila [Majchrzaka - red.], a potem Igi. Sprawa Sinnera nie dotyczy zanieczyszczenia - u niego było napisane na maści, że zawiera steryd [Włoch argumentował, że zakazana substancja dostała się do jego organizmu poprzez masaże, a on nie wiedział, iż jego fizjoterapeuta stosował wspomnianą maść na skaleczony palec - red.]. To inna kwestia. Zanieczyszczenia są - niestety - częste, bo dużo firm robi masówki. Sprzedają coraz większe nakłady swoich produktów i używają tych samych maszyn oraz tych samych fabryk, które są wykorzystywane do produkcji środków zabronionych w . Trzeba bardzo uważnie sprawdzać, z czego się korzysta. Na ile te firmy są sprawdzone, testowane i czy każda partia preparatu była testowana. Jak widzimy, do jakich przeciążeń dochodzi na korcie, w jakich temperaturach musimy czasem grać oraz jaki to wysiłek dla organizmu i układu nerwowego, to jasne jest, że bez suplementowania możemy doprowadzić do dużych zniszczeń. To oznaczałoby brak energii, złe wyniki badań, złe wyniki na korcie, gorszą dyspozycję i spadek w rankingu, a to skutkuje kolejnymi krytycznymi komentarzami na nasz temat. Musimy się więc wspomagać. Oczywiście, w legalny sposób - witaminami i suplementami - na tyle, na ile możemy. Bo tracimy tych cennych składników o wiele więcej niż tzw. zwykli ludzie na co dzień. Mam jeden czy dwa izotoniki, które stosuję podczas meczów. Wiem, że są sprawdzone. Do tego minerały i witamy, które biorę rano i wieczorem. U mnie to nie jest długa lista - dosłownie na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć spożywane preparaty i w przypadku kontroli antydopingowej zawsze wszystkie wypisuję. Stosuję je od lat i nigdy nie miałem z nimi problemu. Choć Iga stosowała melatoninę od pięciu lat, a nagle jedna partia okazała się zanieczyszczona. Każda kontrola jest swego rodzaju stresem i czekamy na wiadomość, że wynik badania był negatywny. Bo - jak widzimy - w dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Według mnie ta kwestia śladowych ilości jest w ogóle bezsensowna. Jeżeli mowa o jakiś pikogramach - jak to było u Igi - czy setnej lub milionowej części procenta, które ulegają wydaleniu z organizmu po kilku godzinach, ale akurat w międzyczasie była kontrola, to trudno mi się tu dopatrzeć winy sportowca. Ta substancja nie ma na niego wpływu, więc powinny być jakieś normy i wskazane ilości, powyżej których powinno się wszczynać postępowanie i karać zawieszeniem. To prawda. Dlatego też nie chcę się szerzej wypowiadać na ten temat, bo nie jestem specem od antydopingu. Nie znam się na tych wszystkich badaniach, jakie stężenie danej substancji może mieć na kogoś wpływ. Po prostu sam staram się unikać ryzyka i być od tego jak najdalej. Miałem na myśli to, że będziemy mieli wspólnego trenera - Mariusza Fyrstenberga. Przez pewien czas tak samo robiliśmy z moim poprzednim partnerem Hugo Nysem. Teraz od początku będziemy pracować wszyscy razem. Dlatego Sander przyjechał jakiś czas temu do Polski na treningi pod okiem Mariusza. Dogrywamy się, docieramy, poznajemy wzajemnie. Ja też zaplanowałem wyjazd do Belgii. Bo im więcej czasu spędzimy razem przed pierwszymi turniejami, tym lepiej. Jesteśmy w podobnym wieku, mieliśmy też dotychczas podobne wyniki w deblu - tytuł w turnieju rangi Masters 1000, wielkoszlemowy finał. Jesteśmy więc głodni sukcesów. Przeciwieństwa często się przyciągają. Z Sanderem widywaliśmy się od lat na tourze i lubiliśmy się, ale wciąż się poznajemy i nie jestem jeszcze w stanie dużo powiedzieć o nim pod tym względem. Chemia jest. Nie mam pod tym względem żadnych zastrzeżeń. Jest superchłopakiem - pracowity, bardzo zmotywowany, pozytywny. Myślę więc, że będzie to dobre połączenie. On nie boi się presji, niezależnie od wyniku cały czas gra bardzo agresywnie, nie widać po nim stresu. To duży atut. Jest bardzo otwarty i lubiany na tourze - to też fajne, bo będziemy mieli łatwość dogadywania treningów z innymi teamami. Pierwsza wiadomość wyszła od Sandera. Z kilku powodów trochę jej się spodziewałem. Słyszałem plotki, że prawdopodobnie rozstanie się z dotychczasowym partnerem. Wyszło to więc od niego, ale wiedziałem, co odpowiem, kiedy pojawi się ta wiadomość. Tak, kilka zapytań i wstępnych propozycji. Gram z Sanderem i jestem bardzo zadowolony. Nie wymieniłbym go teraz na żadnego innego zawodnika, z którym wcześniej rozmawiałem. Na tyle, na ile poznałem Sandera, to mamy duże oczekiwana wobec siebie i dużą motywację, by wygrywać turnieje i być bardziej ustabilizowanym teamem. A nie takim, który gra w kratkę. Obaj przerabialiśmy to z poprzednimi partnerami. Były momenty bycia bardzo groźnym duetem, a potem dwa-trzy miesiące, gdy był problem z wygraniem meczu. Tak więc nasz główny cel to stabilizacja i pokazanie jej na większości turniejów. Jeśli nam się to uda, to rezultaty, awans w rankingu i wszystko inne przyjdą z czasem. Na pewno jesteśmy głodni pierwszego tytułu wielkoszlemowego w deblu i awansu do ATP Finals. Nie. Uważam, że czas z Hugo na pewno nie był stracony. Osiągnęliśmy życiowe rezultaty, najlepsze miejsca w rankingu - byliśmy w wielkoszlemowym finale, wygraliśmy turnieje rangi 1000, 500 i 250, byliśmy rezerwowym duetem w ATP Finals. Trudno mi powiedzieć, skąd biorą się takie negatywne komentarze. Jak ktoś się potyka, to od razu wytykają go palcami i mówią, że mogło być lepiej. Zawsze mogło być lepiej, ale to sport - porażki są jego częścią. Zaczynaliśmy 2,5 roku temu od challengera 80 we Włoszech. Byłem wtedy ok. 90 miejsca w rankingu, Hugo był 45., a doszliśmy do mojej siódmej pozycji i jego 11. Do tego wspomniane wyniki. Myślę więc, że na pewno nie można nazwać tej współpracy złą, nieefektywną. Oczywiście, były lepsze i gorsze momenty. Ale, jak w każdym związku, trzeba przetrwać te gorsze. Myślę, że to się nawarstwiało z obu stron od jakiegoś czasu. To nie była kwestia niechęci wobec siebie, tylko poczucia, że obaj potrzebujemy czegoś nowego, takiego powiewu świeżości. Wiemy, że jesteśmy w stanie razem osiągać znakomite rezultaty, ale jesteśmy za mało systematyczni. Ta rozmowa wyszła z mojej strony, ale jak tylko ją zacząłem, to Hugo przyznał, że ma podobne odczucia. Załatwiliśmy to bardzo polubownie. To był wrzesień albo październik i ustaliliśmy, że gramy razem do końca roku, a w międzyczasie będziemy aktywnie szukać nowych partnerów. Gdyby nam się nie udało nikogo sensownego znaleźć, to byśmy kontynuowali współpracę. Ale obaj znaleźliśmy, jesteśmy zadowoleni i będziemy się teraz spotykali po przeciwnych stronach siatki. Mariusz zaraził mnie trochę FPL, ale bardziej dlatego, że sezon piłkarski rusza wcześniej. Kiedy więc jeszcze nie ma meczów NBA, to jestem zaangażowany w FPL. Ale jak tylko rusza NBA, to mi umyka, zapominam zrobić skład. Można powiedzieć, że moje zainteresowanie PL umiera na początku grudnia. W szkole sportowej byłem w klasie koszykarskiej, więc ta dyscyplina zawsze była blisko mnie. Mimo że w naszym kraju nie cieszy się ona wielką popularnością i mamy tylko kilka pojedynczych przypadków Polaków w NBA. Moja miłość do tego nabrała zaś jeszcze większej mocy w college'u. On już się wyróżnia. Jest w startowej piątce San Antonio Spurs, a to legendarna drużyna. Fakt, na razie nie radzi sobie ona najlepiej, bo nie ma najmocniejszego składu, ale pojawiają się już nazwiska pod kątem wzmocnienia. Czy Jeremy trafi do innego zespołu? Zobaczymy. Ale już jest bardzo mocnym ogniwem i jestem przekonany, że jeszcze długo będzie występował w NBA. Z jego stylem gry na pewno dostanie wiele ofert z innych klubów.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS