Home/science/Woda zalewaa osrodek. Ruszyli z pomoca na ich drodze staney suzby

science

Woda zalewaa osrodek. Ruszyli z pomoca na ich drodze staney suzby

- Nawet 1997 roku jezdzi samochod ktory ogasza ze prowadzona jest ewakuacja. Teraz nie dostalismy zadnej informacji. Jakis mezczyzna krzycza na moscie ze woda sie podnosi - mowi Magorzata Stokowska Komendant Maltanskiej Suzby Medycznej w Nysie. Pracownicy Domu opieki "Orpheo" przez dwa dni probowali uzyskac informacje jak wyglada ich poozenie - Wobec braku jakiegokolwiek kontaktu ze suzbami i - jak sie okazao - sprzecznych komunikatow podejmowalismy byskawiczne decyzje na podstawie wasnych obserwacji poziomu wody.

September 26, 2024 | science

Zmień miejscowość Popularne miejscowości - Nawet 1997 roku jeździł samochód, który ogłaszał, że prowadzona jest ewakuacja. Teraz nie dostaliśmy żadnej informacji. Jakiś mężczyzna krzyczał na moście, że woda się podnosi - mówi Małgorzata Stokowska, Komendant Maltańskiej Służby Medycznej w Nysie. Pracownicy Domu opieki "Orpheo" przez dwa dni próbowali uzyskać informacje, jak wygląda ich położenie - Wobec braku jakiegokolwiek kontaktu ze służbami i - jak się okazało - sprzecznych komunikatów, podejmowaliśmy błyskawiczne decyzje na podstawie własnych obserwacji poziomu wody. Sobota 21 września ze szlamu wyciągamy zdjęcia roześmianych wnucząt, pamiętniki, suszone na kaloryferze miesiącami woreczki z herbatą i aparaty słuchowe. Wszystko szło do kosza. To trochę jakby wyrzucać do worka najcenniejsze pamiątki. Ostatnie, co zostało tym ludziom z ich wcześniejszego życia. Nie było innego wyjścia. Wszystko zalała wielka i brudna woda . W kompleksie domów opieki w Dworze Biskupim mieszka blisko 100 osób. Głownie starsze i niepełnosprawne. Około 40 procent z nich, to osoby całkowicie samotne. Rodzina kontaktuje się z nimi tylko w święta. Większość rodzin mieszka poza granicami kraju. Jak mówią opiekunowie to zapracowani ludzie, którzy nie zawsze mają możliwość odwiedzać swoich bliskich. Dom został zalany przez falę powodziową , która wdarła się do miasta. Placówka nie otrzymała oficjalnej informacji ze Sztabu Kryzysowego w Nysie o zbliżającym się zagrożeniu - Dyrektor wraz z opiekunem, dosłownie przedarli się na drugą stronę mostu, gdzie mieścił się nyski sztab. - Dopiero wtedy uzyskaliśmy informację od pani wiceburmistrz, że idzie kolejna fala powodziowa - mówi Interii Małgorzata Stokowska. Piątek Ale od początku... Piątek 13 września. W mediach pojawiają się pierwsze informacje o możliwych podtopieniach. Wszyscy rozmawiają między sobą o możliwych scenariuszach. Nikt jeszcze nie zakłada tego najgorszego . Informacje o stanie rzeki i prognozach pracownicy ośrodka pozyskiwali z mediów społecznościowych i pocztą pantoflową, wciąż nie docierał do nich żaden oficjalny komunikat. 14 września rozpoczęli przygotowywanie zapasów. Na wyższych piętrach gromadzili wodę butelkowaną, żywność, leki, środki pielęgnacji i dokumentację medyczną. Sobota Przez kolejne 48 godzin pracownicy ośrodka będą próbowali pozyskać potwierdzoną i wiarygodną informację z urzędów w Nysie . Bez skutku. Telefonu nikt nie odbierał. - Nasi pracownicy po kilka godzin dziennie wydzwaniali na wszelkie dostępne numery administracji. Telefony albo w ogóle nie działały, albo nikt ich nie odbierał - wspomina komendantka służby Maltańskiej. Gdy sytuacja stała się poważna i wszyscy czuli, że Nysie może grozić niebezpieczeństwo, pracownicy zaczęli przeprowadzać pensjonariuszy na wyższe piętra . To ogromna operacja logistyczna, bo wielu podopiecznych to osoby całkowicie leżące, część porusza się na wózkach lub potrzebuje wsparcia przy chodzeniu. Pacjenci z Alzheimerem miewają problem z komunikacją. Każdy pensjonariusz ma swoje potrzeby żywnościowe i cały zestaw leków oraz artykułów medycznych, których wymaga do codziennej pielęgnacji. W międzyczasie pracownicy ośrodka mierzyli się z brakami w dostawach prądu i wody. - Wszystkie wyłączenia mediów i prądu następowały bez uprzedzenia. Opieka w całodobowej placówce wymusza dobrą organizację pracy na co dzień, stąd przy dodatkowym zastrzyku adrenaliny , w związku z powodzią, nasi opiekunowie, w sposób opanowany w bardzo szybkim czasie wykonali - jak dla mnie - tytaniczną pracę - mówi Stokowska. Niedziela Nie pomylili się, do miasta dotarła pierwsza fala. Woda wdzierała się, zalewając drogi i budynki. Dotarła również do ośrodka. - Kilkoro naszych opiekunów wraz z rodzinami pospieszyło na pomoc naszym pensjonariuszom, pomimo wolnego dnia. Była niedziela. Niestety na mostach nie chciano ich przepuścić . Argumenty o tym, że jadą do naszego ośrodka, nie pomagały. Dopiero przyjazd dyrektora domu opieki i opiekuna karetką na most oraz stanowcze wyjaśnienie zagrożenia, jakie stanowi niedopuszczenie opiekunów medycznych do prawie 90 pensjonariuszy, spowodowało, że policja i wojsko , po kilku godzinach blokowania dostępu opiekunów przepuściły nasz personel do placówki - relacjonuje Stokowska. Służby zatrzymywały przejeżdżających przez most, bo przeprawiania się przez niego mogło stanowić zagrożenie dla ich życia. W tym czasie woda zalewała ośrodek. - Nagła fala zalała miasto w ciągu 15-20 minut . Woda, która zbierała wszystko, co napotkała po drodze, dotarła również do naszego obiektu. W ciągu kilku minut wypełniła cały dziedziniec, docierając do połowy okien na parterze. Woda to ogromny żywioł, wdzierała się do środka, wybijała wszystkimi otworami - wspomina. Pracownicy próbowali ratować, co się da, ale w pierwszym i podstawowym zadaniem było zapewnienie bezpieczeństwa podopiecznym. O problemy z komunikacją i brak ostrzeżeń dla ośrodka pytam burmistrza Nysy Kordiana Kolbiarza : - Informacje o zagrożeniu powodziowym były zamieszczane na stronie internetowej urzędu miejskiego oraz na oficjalnych profilach komunikatora Facebook - wyjaśnia. Małgorzata Stokowska mówi jasno: W Internecie pojawiało się mnóstwo sprzecznych informacji . Powinniśmy dostać jasny komunikat. Jesteśmy prywatną placówką, ale to największy ośrodek w Nysie. Naszymi podopiecznymi są mieszkańcy tego miasta. Przecież wiedzą o naszym istnieniu. W tym czasie mieliśmy problemy z dostawami prądu, nie mówiąc już nawet o dostępie do Internetu. - Zdążyliśmy wyłączyć prąd na parterze obiektu i już byliśmy pod wodą - wspomina wzruszona. Poniedziałek W poniedziałek na profilu Miasto i Gmina Nysa oraz innych lokalnych profilach pojawiło się nagranie burmistrza Nysy z zarządzeniem pilnej ewakuacji . - Prawdziwe przerażenie przeżyliśmy, gdy w godzinach późno popołudniowych w mediach społecznościowych nagle pojawiło się nagranie burmistrza z zarządzeniem ewakuacji. Do sztabu kryzysowego w Nysie, jak i do innych służb, nie sposób było się dodzwonić, telefon był głuchy - opowiada Stokowska. W tym momencie część pracowników domu rozpoczęło natychmiastową ewakuację pensjonariuszy na wyższe piętra. Pozostali wciąż dzwonili i próbowali uzyskać instrukcje. - Dopiero w rozmowie z Wojewódzkim Sztabem Kryzysowym w Opolu (tutaj telefon odebrano przy pierwszej próbie połączenia), przekazaliśmy, że od dwóch dni żadna ze służb w Nysie nie jest osiągalna telefonicznie . Bardzo pomocny pracownik Sztabu Wojewódzkiego poinformował nas, że przekażą informację do nyskiego sztabu o istnieniu domu opieki w samym centrum Nysy - mówi i relacjonuje dalej: - W tym samym czasie dyrektor domu Aleksander Leszczyński wraz z opiekunem, dosłownie przedarli się na drugą stronę mostu, gdzie mieścił się nyski sztab . Dopiero wtedy uzyskaliśmy informację od pani wiceburmistrz, że idzie kolejna fala powodziowa. Okazało się, że pełna ewakuacja nie jest potrzebna i że wystarczy wejść na wyższe piętro - uzupełnia. Dzięki pracy mieszkańców Nysy większość miasta udała się ochronić przed ponownym zalaniem. Wtorek We wtorek, gdy woda powoli zaczęła opadać, odsłoniła ogrom strat i zniszczeń. Woda, szlam i wszystko, co przyniosła ze sobą, zniszczyła specjalistyczny sprzęt . Łóżka, szafki i póki na ubrania uległy zniszczeniu. Podłoga i wykładzina, która się na niej znajduje, nadaje się już tylko do wyrzucenia. Podobnie materace, które nieraz okalały specjalne maty antyodleżynowe, również lądują w koszu na śmieci. - Zniszczone są wszystkie podłogi, woda podniosła i zniszczyła parkiet, wymyła panele, wykładziny są nie do odratowania. Woda wdarła się do pralni, niszcząc pralki i suszarki - tak niezbędne i ciężko pracujące w domach opieki. Powódź zniszczyła lodówki, zamrażarki, żywność, która była na najniższych półkach. Mamy nadzieję, że choć część łóżek medycznych po osuszeniu, wyszorowaniu i zdezynfekowaniu będzie mogła być ponownie wykorzystana. Wszystkie materace nadają się jedynie do wyrzucenia - błoto i woda zupełnie je zniszczyły. Zasłony i firany są w opłakanym stanie. Szafy, stoliki czy krzesła nie nadają się do ponownego użytku, a ubrania, buty czy kapcie znajdujące się pod wodą nie nadają się do założenia, nawet gdybyśmy je wyprali. Piękne fotele i kanapy, tak lubiane i oblegane przez pensjonariuszy na co dzień, w zasadzie nie istnieją, pokryte są mułem i szlamem i doszczętnie mokre - tak straty opisuje Małgorzata Stokowska. Zniszczone są również dwie sale jadalniane . W tym jedna z nich wykorzystywana podczas koncertów i spotkań dla pensjonariuszy. - W sali stoi piękny fortepian. Marzy mi się, żeby zniszczone były tylko nogi, a instrument po wysuszeniu i nastrojeniu w przyszłości będzie jeszcze świadkiem kolejnych pięknych wydarzeń - dzieli się komendantka. W tej chwili trudno precyzyjnie oszacować straty wiadomo, że będą to setki tysięcy złotych. Spodziewają się wizyty wynajętego rzeczoznawcy majątkowego z Warszawy jeszcze w tym tygodniu. Dziś najbardziej potrzebują ubrań, środków chemicznych i rąk do pracy, które pozwolą im postawić dom na nogi . - Teraz najważniejszym wyzwaniem będzie zapewnienie tej formy pomocy, która jest mniej widoczna, ale niezbędna do zapewnienia opieki chorym. Przed powodzią z naszego sprzętu dziennie korzystało ok. 30 osób obłożnie chorych lub niepełnosprawnych - mówi Marek Grzymowski, wiceprezes zarządu Fundacji Pomoc Maltańska i dodaje - Aby móc kontynuować tę działalność, musimy przywrócić sprawność naszego maltańskiego ośrodka w Nysie. Zalany został magazyn z częścią sprzętu rehabilitacyjnego oraz pomieszczenia biurowe, zniszczone zostały meble i odzież robocza, zalana jest również nasza karetka. Musimy osuszyć i wyremontować pomieszczenia - magazyn sprzętu rehabilitacyjnego oraz pomieszczenia biurowe. Mieszkańcy ośrodka opuścili swoje pokoje, błyskawiczne zostawiając swoje prywatne rzeczy . Na stołach leżą niedojedzone drożdżówki, gazetki i listy. Najbardziej poruszają zniszczone pamiątki rodzinne. W większości przypadków ostatni kontakt z domem. Zegary, obrazki i zdjęcia. Do wielkich worków na śmieci pracownicy wyrzucają, zniszczone przez muł, eleganckie torebki seniorek, a w nich jedyną szminkę czy puder. Panowie stracili swetry, czapki i dresy. Kosmetyki, szczoteczki do zębów skromny dorobek seniorów wymieszał się z nieczystościami rzeki. Niewiele z tego można było odzyskać. Pytam burmistrza Nysy Kordiana Kolbiarza, na jakie wsparcie ośrodek może liczyć: - Niestety nie ma możliwości finansowego wsparcia odbudowy prywatnego ośrodka . Natomiast będziemy informować o możliwościach pozyskania środków finansowych na odbudowę oraz oferować pomoc w zakresie składania wniosków. Na te słowa odpowiada prezes domu Magdalena Leszczyńska: - Nie oczekiwaliśmy od burmistrza i miasta żadnego wsparcia finansowego . Jedyne czego potrzebowaliśmy to rzetelnej i jasnej komunikacji . Zarówno ja, jak i mąż mamy dziesiątki połączeń, gdy próbowaliśmy dodzwonić się do administracji i służb. Od przejścia fali minęło półtora tygodnia, a po dziś dzień nikt z miasta nie zainteresował się tym czy żyjemy. Sobota. Po powodzi Jest sobota 21 września, jestem w ośrodku i razem z Małgorzatą wyciągamy ze szlamu zdjęcia roześmianych wnucząt, pamiętniki, suszone na kaloryferze miesiącami woreczki z herbatą i aparaty słuchowe. Wszystko szło do kosza. To trochę jakby wyrzucać do worka najcenniejsze pamiątki. Ostatnie, co zostało tym ludziom z ich wcześniejszego życia. Nie było innego wyjścia. Wszystko zalała wielka i brudna woda. - Nasi podopieczni nie wiedzą jeszcze, tak jak i my nie do końca mamy świadomość, co przetrwało, a co zostało bezpowrotnie utracone . Mimo wszystko staram się myśleć, że dla większości to, co najcenniejsze, zostało w sercu - kończy. Nysa po powodzi - Powodzi w Nysie można było zapobiec - uważa burmistrz Nysy Kordian Kolbierz. Jako winnych zalaniu miasta samorządowiec wskazuje wrocławskie Wody Polskie, z którym kontakt był "katastrofalny" . - Nic nikomu nie mówiąc zwiększyły zrzut o tysiące - mówił 25 września na antenie Polsat News. Wcześniej w mediach społecznościowych dodał wpis: "Czy można było jej zaradzić? Tak! Powodzi w Nysie można było zapobiec! O ile wylanie się rzeki Białej Głuchołaskiej było nie do zatrzymania, to woda z rzeki Nysa Kłodzka była do opanowania" - taki wpis umieścił w mediach społecznościowych burmistrz miasta Kordian Kolbierz. Na oskarżenia odpowiedziała Joanna Kopczyńska, prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie . - Oskarżenie dotyczy rzekomego opóźnionego spuszczania wody, co nie jest prawdą . Wodę spuszczaliśmy, jednak musieliśmy to robić w odpowiedni sposób. Po pierwsze tak, żeby nie zaszkodzić miastu, a po drugie, żeby nie uszkodzić infrastruktury - stwierdziła. ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

SOURCE : interiawydarzenia
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS