Blogs
Home/science/Urodzili sie w USA ale to Polska jest im blizsza. Tak modzi Polacy w Teksasie dbaja o swoje korzenie

science

Urodzili sie w USA ale to Polska jest im blizsza. Tak modzi Polacy w Teksasie dbaja o swoje korzenie

Yessika zaozya polski ludowy zespo taneczny przy kosciele w Houston Kuba przewodniczy polskiemu stowarzyszeniu na prestizowym Texas AM University Bartek studiowa historie by uczyc o Polsce. Choc maja rozne przezycia to aczy ich jedno przekonanie ze pielegnowanie polskosci to ich obowiazek. Gdy patrze na moich rowiesnikow na uczelni ktorzy maja zagraniczne korzenie to widze jak wielu z nich gubi gdzies wartosci kultury z ktorej pochodza. Dlatego chce abysmy utrzymywali polskie tradycje mowili po polsku i promowali nasz kraj. Jestesmy z tego dumni mowi 21-letni Kuba.

November 15, 2024 | science

Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Do polskiego kościoła w Houston chciałam wybrać się już wcześniej, ale dotąd zawsze przerażała mnie wielka amerykańska droga. Chociaż Google Maps pokazuje tylko 25 minut, to na samą myśl o pięciopasmowych autostradach, zjazdach na rampach i setkach innych samochodów, pojawia się ucisk w żołądku. Nadeszły jednak święta wielkanocne. Amerykanie niespecjalnie je obchodzą, ale ja czuję, że to jest właśnie ten moment, kiedy moja polskość domaga się, by przygotować święconkę, usłyszeć kościelne organy i zaśpiewać "Ojcze nasz". Wkładam najbardziej odświętną sukienkę, zapinam pasy, wybieram adres "1731 Blalock Road" i udaję się do kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Wiem, że poczucie wspólnoty z rodakami na pewno jakoś na mnie zadziała, ale nie spodziewam się, że po usłyszeniu ojczystego języka zaleje mnie taka fala wzruszenia. Wszystko jest tutaj dokładnie jak w domu i gdyby nie ten przeraźliwy teksański upał, pomyślałabym, że to jedna z parafii na Kielecczyźnie. Dla mnie, po pół roku pobytu w USA, jest to jedno z najbardziej niesamowitych doświadczeń. Dla Polaków mieszkających tam od zawsze — kolejna zwykła niedziela. Nie ma znaczenia czy urodzili się w USA, czy w Polsce i jak poprawny jest ich ojczysty język — wszyscy tutaj są na równi Polakami. A między ławami każda mama, w tak samo polski sposób, upomina dziecko w czasie mszy, szepcząc do niego "nie gadaj!". *** W Teksasie mieszka około 280 tys. osób polskiego pochodzenia. Pierwsza polska osada w USA, Panna Maria, została założona właśnie w Teksasie w 1852 r. Osadnicy, głównie rolnicy, przybyli z Opolszczyzny i z czasem zakładali kolejne miejscowości, w których do dziś pozostaje jakiś polski pierwiastek. Nic więc dziwnego, że w całym stanie istnieje wiele organizacji polonijnych, które mają wspierać społeczność polską oraz promować jej kulturę i tradycje. Należą do nich młodsi i starsi; urodzeni jeszcze w Polsce i ci, którzy ojczyznę bezpośrednich przodków znają wyłącznie z opowieści. To właśnie dla nich powstają te miejsca. *** Polska młodzież w Teksasie jest bardzo liczna. Widzę to nie tylko w polskim kościele w Houston, ale też gdy przeglądam roczniki i media społecznościowe teksańskich uniwersytetów. Polskie nazwiska są tam wyjątkowo liczne. Oczywiście tak liczne, na ile mogą być dziesiątki tysięcy kilometrów od ich kraju pochodzenia. Kiedy patrzę na zdjęcia tych młodych Amerykanów z pięknymi uśmiechami, moją uwagę przykuwają koszulki z biało-czerwonymi elementami. W Stanach Zjednoczonych swoje pochodzenie podkreśla się na każdym kroku. Oni nie są wyjątkami. Przed domem, obok flagi amerykańskiej, wisi polska flaga. Na samochodzie umieszczają naklejki "Polish Texan", a popularna tradycja dekorowania podwórka z różnych okazji np. graduation, czyli zakończenia liceum, zawiera biało-czerwone akcenty. Polak był świadkiem zamachu na Roberta F. Kennedy'ego. "Napastnik mierzył pistoletem w mój żołądek" Kiedy rozmawiam z Polakami, których dzieci urodziły się już w Stanach Zjednoczonych, widzę, że ważne jest dla nich, żeby potomstwo w jakiś sposób czuło się związane z ich ojczyzną. Może nie tak jak ze swoją własną, amerykańską, ale jednak. Wiedzą, że nie jest to łatwe. Nie pomaga w tym zwykła codzienność, którą wyznacza rytm zajęć w amerykańskiej szkole. Nawet jeżeli angielski nie jest ich pierwszym językiem, to, siłą rzeczy, bardzo szybko się nim staje. Bezpośredni kontakt z krajem też nie jest najłatwiejszy. Polska jest przecież daleko. A podróż do Europy? To spory wydatek, nie każdego na to stać, a najlepiej mieć jakiś konkretny cel. Czy w takiej sytuacji można na dłuższą metę podtrzymać zainteresowanie odległym krajem, którego nazwa pada tylko czasem w rozmowach z rodzicami, w szkole na geografii albo na spotkaniach po kościele? Okazuje się, że można. Z silnym amerykańskim akcentem, z angielskimi wstawkami, ale po polsku i z pełnym zaangażowaniem moi rozmówcy opowiadają o tym, jak to jest być młodym Polakiem w Teksasie. W swoich historiach wyjaśniają, dlaczego tak ważne jest dla nich, aby budować więź z ojczyzną. Bartek Szumiec, 23 lata Urodziłem się w 2001 r. w Chicago, moi rodzice przylecieli tutaj w latach 90. Nawet nie tylko rodzice, ale cała rodzina, razem z ciociami i wujkami! Przez pierwsze lata życia naturalne było dla mnie, że wszyscy wokół mówili po polsku. W domu, w sklepie, w kościele, na podwórku. Po angielsku nauczyłem się mówić, dopiero, kiedy poszedłem do szkoły. Wtedy też rodzice zapisali mnie do polskiej szkoły. To było oczywiste, że polskie dzieci w weekendy chodzą do polskich szkół. Co ciekawe, tych polskich szkół było w okolicy tak dużo, że spokojnie mogłem sobie wybierać, do której chcę pójść. Mieliśmy lekcje religii, polskiego i historii. W klasie było nas około trzydzieścioro i nauczyciele pilnowali, abyśmy zawsze mówili po polsku. A na przerwach? To różnie, raczej po angielsku rozmawialiśmy... Przyznam szczerze, że wtedy wszyscy chodziliśmy do tej szkoły tylko dlatego, że rodzice nam kazali. Sami pewnie wolelibyśmy grać albo po prostu robić coś innego, a nie siedzieć w ławce. Ale z perspektywy czasu jestem bardzo im bardzo wdzięczny. Razem z moją dziewczyną, która też jest Polką, wiemy, że nasze dzieci też na pewno wyślemy do polskiej szkoły, tak jak nasi rodzice wysłali nas. To właśnie najbliżsi zaszczepili we mnie miłość do ojczyzny. Moi dziadkowie ze strony taty pochodzili z pogranicza polsko-niemieckiego, dziadek walczył podczas II wojny światowej. Tata bardzo pilnował, abym wiedział co dzieje się w Europie i w Polsce. W naszym domu zawsze bardzo dużo mówiło się o historii Polski. Zafascynowało mnie to na tyle, że zdecydowałem się studiować historię na University of Illinois, bardzo chciałem być nauczycielem historii Europy. Studiowałem historię i cały czas jestem na bieżąco z tym, co się dzieje w Polsce. Mam wrażenie, że tutaj ludzie w ogóle się tym nie interesują, nie obchodzi ich specjalnie co się dzieje w Ukrainie i mówią o toczącej się tam wojnie tylko w kontekście, że "wydajemy na nią dużo pieniędzy". A ja czytam, oglądam, rozmawiam z rodziną, której duża część przecież tam mieszka. W ogóle, to gdy jeszcze mieszkałem w Chicago dostałem dwie oferty pracy: w Houston i w Atlancie. Pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem gdzie jest więcej Polaków. Wtedy padło na Houston. Z racji tego, że przez 15 lat tańczyłem w polskich ludowych zespołach tanecznych to zacząłem szukać, czy w Teksasie też taki mają. Tak znalazłem się w Wawelu, grupie tanecznej działającej przy polskiej parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Zazwyczaj spotykamy się trzy razy w tygodniu na dwie godziny, ale to zależy od sezonu. Zespół liczy w sumie 12 par, więc jest nas sporo. Wszyscy są między 20. a 30. rokiem życia, na co dzień zajmują się nieruchomościami albo rozwijaniem własnych firm. Znalezienie tych kilku godzin w tygodniu czasem jest wyzwaniem, ale bardzo nam na tym zależy. Co prawda nie wszyscy perfekcyjnie mówią po polsku, więc rozmawiamy też po angielsku, ale po polsku zawsze się modlimy i śpiewamy. Bez wyjątku. Przez to, że dołączyłem niedawno, nie miałem jeszcze wielu okazji do występowania, ale wiem, że podróże w związku z różnymi polonijnymi festiwalami są częste, ostatnio byli np. w Seattle. A w zeszłym roku to nawet do Rzeszowa polecieli! CZYTAJ: Młodzi Hiszpanie wolą Polskę. "U nas nawet z dyplomem będziesz kelnerem" A wiesz, że wszystkie regionalne stroje, jakie mamy, są szyte w Polsce? Tak samo buty. Chcemy, by było tak oryginalnie, jak tylko może być. O, a teraz akurat czytam książkę po polsku. Napisała ją moja ciocia, tytuł to "Żywe torpedy 1939". Przez to, że jest to książka historyczna, to wielu słów nie rozumiem, widzę je pierwszy raz w życiu. Ale bardzo mnie to interesuje. Długo mi schodzi, ale nie poddaję się i czytam. Ktoś w pracy zapytał mnie, dlaczego moje imię tak egzotycznie brzmi. Mimo że od zawsze mieszkam w USA, to właśnie tutaj, w Teksasie, spotkało mnie to pierwszy raz. W Chicago to była normalna sprawa. Teraz, gdy w życiu zawodowym otacza mnie mniej Polaków, tym bardziej czuję, jak bardzo jestem z Polską związany i jak bardzo czuję się Polakiem. Mówiąc szczerze, to czas wolny spędzam tylko z Polakami. Moja dziewczyna jest Polką, mój najlepszy przyjaciel jest Polakiem. Czy to celowe? Nie, to nie jest oczywiście żaden warunek, że trzeba być Polakiem, aby się ze mną przyjaźnić, ale siłą rzeczy bardzo nas ta polskość łączy i tak czuję się najlepiej. Oczywiście, chciałbym częściej bywać w Polsce. Latam tam mniej więcej co dwa lata. Ostatnio byłem właśnie dwa lata temu u babci i dziadka w Nowym Targu. A w maju przyszłego roku na pewno przylecę na wesele kuzyna mojej dziewczyny. Swoją drogą, gdy się poznaliśmy, to okazało się, że nasze rodziny w Polsce mieszkają dosłownie 10 minut od siebie. Powiem ci, że kiedyś chciałbym przeprowadzić się do Polski. Jestem Amerykaninem, dobrze mi tutaj i niczego mi nie brakuje. Ale gdyby w pracy powiedzieli mi, że wysyłają mnie do Polski, to nie wahałbym się ani chwili, mógłbym lecieć nawet jutro. Yessica Króżel, 31 lat Kiedy się urodziłam? W 1993 r., w Houston. Moi rodzice w latach 90. przeprowadzili się do Teksasu z Przemyśla. Ja jestem pierwszym pokoleniem w naszej rodzinie urodzonym w USA. Tutaj już tak jest, że dzieci imigrantów chodzą nie tylko do codziennej amerykańskiej szkoły, ale też do polskiej szkoły, która działa w weekendy. Ja też byłam jednym z nich. Szkoły najczęściej są przy kościele. Dlaczego? Bo tutaj kościół łączy Polaków. Pewnie widziałaś, że obok kościoła w Houston jest mniejszy budynek. Właśnie tam się uczyliśmy. Gdy 15 lat temu kończyłam polską szkołę pomyślałam, że fajnie byłoby nie stracić tej więzi, jaka nas połączyła, i coś zorganizować. W ten sposób w 2010 r. wpadłam na pomysł, żeby stworzyć grupę taneczną "Wawel". Chcemy promować polską kulturę poprzez śpiew i taniec. Jak to wygląda? Mamy trzy grupy: "Wawel", liczący ok. 30 młodych osób, "Babcia Wawel", gdzie jest siedem seniorek oraz "Mini Wawel", do którego przynależy ok. 30 małych dzieci. Jeździmy po całych Stanach i promujemy Polskę. W zeszłym roku zabrałam dzieci nawet do Polski. Każdą naszą aktywność, czy to występ, czy inne inicjatywy, można śledzić w internecie. Dbamy o to. Cała teksańska Polonia dobrze wie, co akurat robimy. I tak, cały czas rozmawiamy po polsku, razem obchodzimy różne święta. Jak to we wspólnocie. Jakub Ściuk, 21 lat Urodziłem się w 2003 r. w Chicago. W latach 90. moi rodzice przeprowadzili się do USA. Tata pochodzi z Przemyśla, a mama z Mielca. Prawdę mówiąc, to nic nie kojarzy mi się z dzieciństwem tak, jak polskie tradycje, zwłaszcza te świąteczne. W Wigilię zawsze jest dwanaście potraw. Koniecznie z barszczem czerwonym i kompotem z suszu. Tak samo na Wielkanoc — zawsze przygotowujemy koszyk i chodzimy do kościoła. O, i śmigusa-dyngusa zawsze obchodziliśmy! Do 14. roku życia chodziłem do polskiej szkoły. Zresztą tak jak większość moich polskich kolegów. Nasza szkoła w Houston nie była zbyt liczna i nauka kończyła się na ósmej klasie. Przyznam szczerze, że gdy byłem dzieckiem, to tego wręcz nie cierpiałem. Uważałem, że to niesprawiedliwe, że inne dzieci mogą w sobotę odpoczywać, a ja muszę chodzić do drugiej szkoły. Teraz, gdy patrzę wstecz, jestem wdzięczny rodzicom za to, że miałem kontakt z innymi polskimi dziećmi i miałem okazję mówić po polsku. Kiedyś częściej latałem do Polski. Teraz jest trudniej, bo dużo czasu spędzam na nauce. Uczelnia jest wymagająca, kierunek inżynieria mechaniczna — też. Ale mnie od zawsze interesowała budowa maszyn, szczególnie rakiet i samolotów. Polska też, oczywiście. Na kampusie mamy nawet polską grupę — Texas A&M Polish Association, której jestem przewodniczącym. Bardzo zależało mi, żeby utrzymywać kontakt z innymi studentami i profesorami, którzy mówią po polsku. Z reguły spotykamy się co dwa tygodnie i organizujemy różne "polskie wydarzenia". Zastanawiamy się, co możemy razem zrobić, aby bardziej eksponować polską historię i kulturę. Ogólnie chodzi o to, aby trzymać się razem. Na razie jest nas piętnaścioro i przewodzi nam prof. Jim Mazurkiewicz, który jest takim spoiwem łączącym nas z innymi Polakami spoza Teksasu. Co jeszcze? Należę też do Polish American Council of Texas, która łączy wszystkich Polaków w Teksasie. Spotykamy się co drugi miesiąc i rozmawiamy o sprawach ważnych dla teksańskiej Polonii — zawsze w sumie szykują się jakieś święta, wydarzenia czy festiwale. Moi rodzice też są bardzo zaangażowani — pomagają przy organizacji polskiego festiwalu, ale sponsorują też Houston Polish Film Festival. Czyli wynajmują kina i puszczają tam polskie filmy. W tym roku nie mogłem wpaść, ale byłem w zeszłym roku i było wspaniale. To, co mówią i myślą o innych krajach, wywołuje zdziwienie. "Dla Polaków taka postawa jest niezrozumiała" O, a niedawno brałem udział w bardzo interesującej dyskusji ze studentami z Łodzi. Rozmawialiśmy o polskiej polityce, o tym, jak wynik wyborów w USA wpłynie na Polskę, o Rosji, o wojnie w Ukrainie. Różne punkty widzenia, bo ja wypowiadałem się z punktu widzenia Amerykanina, ale to bardzo ważne, żeby tak dyskutować. Tak jak mówiłem wcześniej, gdy byłem młodszy, to Polski jeździłem z reguły co dwa lata, a od kiedy zacząłem studia to niestety nie miałem okazji, więc poza rodziną nie mam w Polsce żadnych znajomych. Dlatego tak bardzo doceniam te nasze spotkania Polonii. Zresztą, nie wyobrażam sobie, aby miało być inaczej. Bo jestem Polakiem. Gdy patrzę na moich rówieśników na uczelni, którzy mają zagraniczne pochodzenie, to widzę jak wielu z nich gdzieś gubi wartości kultury, z której pochodzą. To dla mnie smutne, bo widzę, że mierzą się z tym, że nie wiedzą, kim właściwie są. Dlatego chcę utrzymywać polskie tradycje i mówić po polsku. Ostatecznie ważne jest to, kim jesteśmy. A jesteśmy Polakami. Bardzo się cieszę, że mogłem ci to wszystko opowiedzieć. Nie sądziłem, że kiedyś będę rozmawiał o tym, jak to jest być Polakiem. A jest to coś, z czego jestem bardzo dumny. Megan Głowski, 24 lata Urodziłam się w 2000 r. w Dallas. Mój tata jest Polakiem, tak jak ja urodził się tutaj, w Teksasie. Jego dziadkowie jako pierwsi przyjechali z Wielkopolski do Ameryki, także nasza rodzina już od pokoleń mieszka w USA. Z tego, co wiem, rodzina mojego dziadka pochodziła z okolic Poznania. A moja mama? Ma irlandzkie korzenie, urodziła się w Karolinie Północnej. To, że w połowie jestem Polką, to dla mnie coś naprawdę wyjątkowego. Naprawdę. Razem z siostrą gotujemy po polsku, co mnie akurat kojarzy się dziadkiem, który, gdy nas odwiedza, zawsze gotuje. O, i lubimy przy tym słuchać polskiej muzyki. Nie, nie chodziłam do polskiej szkoły. Ale pięć lat temu zaczęłam się uczyć polskiego. Wcześniej próbowałam uczyć się sama, ale różnie to wychodziło... Teraz studiuję weterynarię na Texas A&M University, za półtora roku zaczynam pracę. Sześć lat temu dołączyłam do Texas A&M Polish Association. Chciałam po prostu poznać innych Polaków i dowiedzieć się czegoś więcej o Polsce, polskim języku i kulturze. No i co? Sprawy się tak potoczyły, że jestem teraz wiceprzewodniczącą naszego klubu. Prawdę mówiąc, to niestety nie znam mojej rodziny w Polsce. Może dlatego tak zależy mi na nauce polskiego i byciu blisko polskiej kultury... Może dlatego tak bardzo chce, żeby pamięć o naszych korzeniach nie przepadła. Chcę poznawać historię moich przodków i podtrzymywać tradycje kraju, z którego pochodzą. Myślę nawet, że to mnie do nich zbliżyło, szczególnie do dziadka. I jak tak sobie teraz myślę, to pozwoliło mi też zrozumieć, kim sama jestem. W tym roku po raz pierwszy byłam w Polsce. Odwiedziłam Warszawę, Gdańsk, Malbork, Sopot, Poznań, Wrocław, Katowice, Kraków i Zakopane. Wszystko bardzo mi się podobało i planuję tam wracać. Nie wykluczam, że kiedyś mogłabym zamieszkać w Polsce. Jeśli znalazłaby się tam dla mnie praca, to czemu nie...?

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS