science
Tajemnice poczatkow czowieka. Archeolog obala popularny mit
Emocjonujemy sie lotami na Ksiezyc czy sztuczna inteligencja ale najciekawsze wydarzenia w dziejach naszego gatunku miay miejsce zanim wynalezlismy pismo czowiek kiedys zszed z drzewa zacza wykorzystywac narzedzia zaja sie uprawa handlem tworzeniem sztuki... Niestety na temat prehistorii naroso wiele szkodliwych mitow z ktorymi rozprawia sie teraz brytyjski archeolog David Wengrow.
Badacz wskazuje, że nie było czegoś takiego jak "kolebka ludzkości" Archeologia dzisiaj dostarcza dowodów na to, że ludzie mogli budować skomplikowane społeczeństwa już 60 tys. lat temu, Wengrow jest przekonany, że z ludźmi żyjącymi 100 tys. lat temu też moglibyśmy porozmawiać o życiu, wojnie i pokoju Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Przypominamy archiwalny tekst Onetu Już po paru minutach spotkania dochodzi do mnie, że David Wengrow jest kimś, kto absolutnie bryluje na domówkach. Ilość faktów, ciekawostek i dykteryjek, jakie ma na podorędziu byłaby w stanie wskrzesić najbardziej drętwą, imprezową pogawędkę. Na początku wspomina o plemieniu, które kiedyś zamieszkiwało wschodnie wybrzeże USA, gdzie zamożność okazywano organizacją "imprez w stylu Berlusconiego bunga-bunga" (a nawet celowo niszcząc majątek). Potem opowiada o polinezyjskim ludzie, którego członkowie zamieniali się miejscami na rok, co było oryginalną formą — jak byśmy powiedzieli dzisiaj — "transferu know-how". A czy wiedziałem o tym, że niektórzy Indianie z Ameryki Północnej kiedyś parali się rolnictwem, ale potem porzucili je dla bardziej koczowniczego trybu życia po tym, jak przejęli konie od Europejczyków? Szczerze mówiąc: nie miałem zielonego pojęcia. Jak również o dziesiątkach innych faktów z przeszłości naszego gatunku, którymi naszpikowane są "Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości" — książka, którą Wengrow, brytyjski archeolog związany z University College London napisał (do spółki ze zmarłym niedawno amerykańskim antropologiem Davidem Graeberem) po to, żeby odkłamać wiele mitów, półprawd i zwyczajnych bzdur, które o prahistorii człowieka powtarzają i laicy, i uznani autorzy książek — z historykiem Yuvalem Noahem Hararim, który zdobył sławę dzięki książce "Sapiens. Od zwierząt do bogów" na czele. Czy ludzie mają swoją Ewę Weźmy chociażby historię o "mitochondrialnej Ewie" (mitochondria to części komórek, które dziedziczymy po matce; ponieważ mają własne DNA, są przydatne w badaniach genealogicznych). Zrobiło się o niej głośno w latach 80. jako o pramatce wszystkich ludzi — prehistorycznej kobiecie, z którą wszyscy dzielimy część naszego kodu genetycznego. Ustalono, że żyła mniej więcej 150 tys. lat temu gdzieś we wschodniej Afryce. Informacjom o tym towarzyszyły romantyczne wizje kolebki ludzkości, swoistego Edenu, skąd ludzie rozpierzchli się na wszystkie kontynenty. Wengrow wskazuje, że wizja ta nie znajduje naukowego potwierdzenia. Dzisiaj bowiem wiemy, że nasi przodkowe zamieszkiwali całą Afrykę — od Maroka po Kapsztad – i byli dość zróżnicowani fizycznie. Dodatkowo dzielili Czarny Ląd z naszymi kuzynami, których natura obdarzyła mniejszymi mózgami (jak Homo naledi ). "Współczesnemu obserwatorowi taki świat przypominałby raczej krainę zamieszkiwaną przez hobbitów, gigantów i elfy niż cokolwiek, z czym mamy do czynienia dziś" — czytamy w książce. Owszem, potem ludzie nabrali dzisiejszego wyglądu — ale stało się to dużo później. Nie było jednego Ogrodu Eden – kolebki ludzkości. Kolejny mit dotyczy dokładnego czasu, kiedy praczłowiek stał się bardziej "współczesny". Część badaczy jest zdania, że stało się to po przybyciu praludzi do Europy. Miałoby świadczyć o tym bogactwo stanowisk archeologicznych na Starym Kontynencie. Brytyjczyk jednak wskazuje, że jest ono pokłosiem funduszy, którymi dysponuje tutejsza nauka; gdyby tyle samo pieniędzy na ten cel mogła przeznaczać np. Kenia, to mielibyśmy więcej dowodów na osiągnięcia ludzi sprzed dziesiątków tysięcy lat. Faktycznie, to w jaskini u wybrzeży Kenii, na stanowisku zwanym Panga ya Saidi odkryto paciorki z muszli i pigmenty sięgające 60 tys. lat wstecz (a nawet miejsce pochówku dziecka). To dowody na działalność artystyczną i handlową (a także rytuały) kilkadziesiąt tysięcy lat przed stworzeniem kultur, o których uczymy się dzisiaj na lekcjach historii. "Czasem nazywam to »leniwym rolnictwem«" A propos — najgorsza zdaniem Brytyjczyka jest jednak bajka o początkach cywilizacji. Leci ona mniej więcej tak: dawno, dawno temu ludzie żyli w niewielkich, przemieszczających się społecznościach. Żywili się owocami runa leśnego i tym, co upolowali (dlatego określa się tych ludzi mianem "łowców-zbieraczy"). Było to życie marne, dlatego jak tylko ktoś wymyślił rolnictwo, to wszyscy od razu się na nie rzucili. Brytyjczyk przypomina, że opowieść ta jest nieco leciwa – jej autorem jest XVIII-wieczny, francuski filozof Jean Jacques Rousseau. — W połowie XVIII w. oczywiście nie było żadnych, twardych dowodów na poparcie tej narracji. A ponieważ ich nie było, to ludzie opierali się na spekulacji: mówili na temat początków cywilizacji, co im przyjdzie do głowy — wskazuje archeolog. Tak też zrobił Rousseau, tyle że Francuz poszedł o krok dalej: stwierdził, że rolnictwo sprowadziło na ludzkość różne plagi, z którymi borykamy się do dziś. Wśród nich: nierówności społeczne, bo wraz z uprawą ziemi miała pojawić się własność prywatna. A jak własność prywatna, to i aparat przymusu do jej ochrony, przemoc, a nawet niewolnictwo. — Niesamowite jest to, że cały czas spotykam profesorów uniwersyteckich, którzy wciąż powtarzają tę opowiastkę — oburza się Brytyjczyk. — Nawet niedawno czytałem artykuł naukowy jakiegoś Amerykanina, który napisał, że australijscy Aborygeni nie wynaleźli rolnictwa, ponieważ nie znali własności prywatnej — mówi. Rzeczony Amerykanin powtórzył bajkę Jeana Jacquesa Rousseau, chociaż — jak mówi Wengrow — "nie ma ona najmniejszego sensu". Dlaczego? Bo we wczesnym rolnictwie to natura odwalała za ludzi brudną robotę; przykładem chociażby Delta Nilu, gdzie wylewająca co roku rzeka zostawiała warstwę żyznego mułu. — Takiego gruntu nie trzeba było ani uprawiać, ani odsalać, ani irygować, ani nawet wyrywać z niego chwastów. Ludzie po prostu rzucali na niego nasiona i patrzyli, jak im rosną. Czasem nazywam to "leniwym rolnictwem" — mówi Wengrow. W związku z tym pomysł, że któregoś dnia ktoś postawił ogrodzenie wokół kawałka gruntu i stwierdził: teraz będę uprawiał pszenicę jest absurdalny (przy okazji warto wspomnieć, że takie "leniwe rolnictwo" pojawiło się w wielu miejscach na świecie, nie tylko na Bliskim Wschodzie). Nie jest też prawdą, że kiedy tylko ludzie wymyślili rolnictwo, to nie zajmowali się już niczym innym. — W Ameryce były plemiona, które porzuciły osiadły tryb życia po tym, jak przejęły od Europejczyków jazdę konną. Do dzisiaj w dorzeczu Amazonii żyją ludzie, którzy trochę zajmują się rolnictwem, a trochę łowieniem ryb, a trochę jeszcze czym innym — mówi archeolog. Czy praludzie mieli królów? Bajka francuskiego filozofa oburza Wengrowa także z tego powodu, że odmawia społeczeństwom nierolniczym możliwości tworzenia skomplikowanych struktur społecznych. A jeszcze relatywnie niedawno na Wielkich Równinach w Ameryce Płn. żyły plemiona Indian, którzy przez większość czasu funkcjonowali jak łowcy-zbieracze, ale raz do roku zbierali się na wielkie polowanie na bizony. — Tworzyli wtedy coś podobnego do państwa, z siłami porządkowymi włącznie. Kontrola była potrzebna, bo jeśli coś poszło nie tak, to wszyscy mogli mieć problem przez resztę roku. Polowania zapewniały im bowiem jedzenie; ze skór robili ubrania, a nawet domostwa. To "państwo" było więc bardzo autorytarne, ale trwało mniej więcej cztery miesiące w roku. Ludzie potem rozchodzili się, żeby znów żyć w mniejszych grupach — mówi archeolog. Owo płynne przechodzenie z jednej formy organizacji społecznej do drugiej zadaje również kłam tezie, że raz wymyśliwszy państwo (czy coś na wzór państwa) ludzie się już go trzymali. — Nauka dostarcza nam dzisiaj mnóstwo przykładów na to, że w swojej historii ludzie bez przerwy eksperymentowali. "Przymierzali" różne modele społeczne, odrzucali je, czasami przyjmowali dwa na raz... więc nawet łowcy-zbieracze, których uznajemy za prymitywnych czasem zmieniali kompletnie "ustrój" z bardzo egalitarnego na hierarchiczny. I z powrotem — mówi Wengrow. Opowiastka Jeana Jacquesa Rousseau jest szkodliwa jeszcze z innego względu: relegując pradawnych ludzi do roli dzikusów odmawia im także innych osiągnięć cywilizacyjnych, jak np. wspaniałe budowle. W rzeczywistości było jednak inaczej, na co wskazują chociażby dowody zebrane w naszej części Europy (np. w okolicy rosyjskiej wsi Judinowo), w tym tzw. "mamucie domy" budowane ze szczątek tych zwierząt. "Mówimy tu o naprawdę oszałamiających ilościach mięsa: na każdą strukturę potrzeba było tyle mamutów, ile pozwalało nakarmić setki osób przez mniej więcej trzy miesiące" — czytamy w "Narodzinach wszystkiego". Co więcej — na czele takiej społeczności wcale nie musiał stać król, książę czy jakiś inny władca. Ludzie w swojej historii byli bowiem zdolni do organizowania się bez struktur władzy, które dzisiaj uznajemy za oczywiste. "Trafia do wyobraźni nie dlatego, że jest oparta na dowodach" Historia o rolnictwie – tak ją przedstawił Rousseau – jest szkodliwa z jeszcze jednego względu: sugeruje mianowicie, że rozwój ludzkości odbywał się za pomocą skoków. Taka wizja jest kusząca, ponieważ pozwala w dość łatwy sposób przedstawić całe nasze dzieje za pomocą drabiny, po której wspinaliśmy się według schematu: jeden szczebel – skok/rewolucja — kolejny szczebel – skok/rewolucja itd. Wengrow oczywiście nie neguje, że wynalezienie elektryczności czy półprzewodników to były rewolucje; wskazuje jednak, że stosowanie tego schematu do czasów sprzed wynalezienia pisma prowadzi do wypaczeń. — Udomowienie roślin uprawnych trwało ok. 3 tys. lat... to wystarczająco długi okres, żeby nie objęła go nawet bardzo szeroka definicja słowa "rewolucja" — wskazuje. Jeśli ludzie przez tysiące lat eksperymentowali, jak piszą Wengrow z Graeberem — "odkrywając" rolnictwo, a potem je porzucając; przyjmując jedna formę organizacji społecznej, a potem inną — to schemat drabiny napędzanej rewolucjami jest nieprawdziwy. A to właśnie jest schemat, w który prehistorię ludzkości chcą wtłoczyć niektórzy autorzy jak wspomniany już Yuval Noah Harari, który w swojej niezwykle popularnej książce "Sapiens" wymienia ich cztery, w tym rewolucję kognitywną, kiedy praczłowiek stał się bardziej "współczesnym" człowiekiem. — Osobiście uważam, że część książki dotycząca pradawnej historii ludzi – czyli czasów przed wynalezieniem pisma – jest całkowicie błędna — mówi Wengrow. Błąd kryje się w tym, że Harari — świadomie lub nie – powtarza również bajkę Rousseau o rolnictwie; faktycznie, zajęcie się uprawą w "Sapiens" zajmuje poważne miejsce w historii ludzkości jako druga, wielka rewolucja. "Naszym zdaniem wersja przedstawiona przez Harariego trafia do naszej wyobraźni nie dlatego, że oparta jest na dowodach, ale dlatego, że słyszeliśmy ją już tysiące razy, tylko z udziałem innych bohaterów. Większość z nas słyszała ją już w wieku niemowlęcym. Jeszcze raz powracamy do Rajskiego Ogrodu, tyle że tym razem to nie podstępny wąż namawia człowieka do spróbowania zakazanego owocu wiedzy. Jest to sam owoc (a mówiąc konkretniej, ziarna zboża)" — czytamy w "Narodzinach wszystkiego". Bogactwo dowodów archeologicznych wskazuje jednak dzisiaj, że ludzie nie zawsze w swojej historii podążali jednokierunkową drogą od rolnictwa do państwa i dalej do współczesności. Problem z tą narracją jest też taki, że sugeruje ona pewną konieczność dziejową: oczywiście, że musiało powstać państwo; oczywiście, że ludzie musieli wynaleźć kapitalizm i globalizm; nie było innego wyjścia, to najlepsze możliwe systemy. Co prowadzi nas do kolejnego punktu, bo "Narodziny wszystkiego" to książka nie tylko o archeologii, ale też prowokująca opowieść o polityce, socjologii i antropologii, która nie boi się zadać najbardziej prowokującego pytania ze wszystkich: czy wszystko naokoło musi być urządzone dokładnie w taki sposób, w jaki jest urządzone? Czy nie ma innej drogi? "Ekstremizm to myśleć, że nic nie można zmienić" Weźmy kapitalizm. Zgodnie z "drabiniastą" wizją rozwoju ludzkości, nie było przed nim ucieczki – i oczywiście mogli go wymyślić wyłącznie Europejczycy po reformacji, oświeceniu itd. Ale Wengrow mówi, że zręby kapitalizmu powstawały w różnych miejscach na świecie w różnym czasie. Dla przykładu: niektóre plemiona w Ameryce Płn. tak bardzo ceniły ciężką pracę lub gromadzenie oszczędności, że badający ich antropolog Walter Goldschmidt doszedł do wniosku, że charakteryzuje ich niemalże protestancka etyka pracy (chociaż nigdy nie słyszeli o protestantyzmie). — Goldschmidt doszedł do wniosku, że w innych okolicznościach technologicznych ludzie ci mogli wynaleźć system, który przypominałby kapitalizm — tłumaczy Wengrow (ponieważ ludzkość charakteryzuje niewyczerpana wręcz różnorodność, to sąsiednie plemiona nie przykładały wagi do oszczędzania, tylko organizowały wspomniane na początku imprezy bunga-bunga). Jeśli odrzucimy tę mentalną drabinę, to otwiera się przed nami pole możliwości. I faktycznie Wengrow zdaje się być przekonany, że skoro historyczne powody pokazują, że ludzie organizowali się na setki różnych sposobów, to dzisiaj też byłby możliwy taki "reset". Razem z Graeberem nazywają w "Narodzinach wszystkiego" ową elastyczność w konstrukcji społeczeństw jedną z fundamentalnych wolności ludzkich; sugerują też, że w dzisiejszych czasach jest ona zagrożona. Ale czy myślenie, że może być inaczej nie jest nieco naiwne? Wengrow mówi wprost: nie. — Mamy do czynienia z czymś, co określamy w książce jako wojnę z polityczną wyobraźnią: jeśli starasz się w ogóle myśleć o alternatywach dla obecnego systemu to jesteś utopistą albo innym szaleńcem. Moim zdaniem przejawem znacznie gorszego typu ekstremizmu jest jednak stanowisko, zgodnie z którym możliwy jest tylko jeden system, który można co najwyżej nieco poprawiać — mówi naukowiec. Pytam Wengrowa jak widziałby taką zmianę — chociażby w takim miejscu jak Polska, które dzieli granicę z makabrycznym dyktatorem z palcem na atomowym guziku. Archeolog nie neguje faktu, że potrzeba bezpieczeństwa jest poważną siłą kształtującą rzeczywistość. — Tylko że są różne aspekty bezpieczeństwa. Jest taki, w którym człowiek ma pewność, że żyje w społeczeństwie, gdzie prawdopodobieństwo, że po wyjściu z domu nikt w niego nie strzeli z łuku jest niskie. Ale jest też bezpieczeństwo związane ze świadomością, że jeśli już do tego dojdzie, to naokoło będzie mnóstwo ludzi, którzy będą chcieli mu pomóc — wskazuje. To jest kolejna pułapka, w którą wpadamy, wskazuje Wengrow: bierzemy jeden wycinek ludzkiej mentalności — np. strach przed utratą życia czy majątku — i wokół niej budujemy całą historyczno-polityczną narrację. — To, czy czyni nas ludźmi to fakt, że potrafimy podejmować moralne decyzje odnośnie tego, jak reagować na te uczucia. I jestem przekonany, że 100 tys. lat temu moglibyśmy odbyć podobną rozmowę — o filozofii, życiu, wojnie, pokoju — bo ludzki mózg nie zmienił się przez ten czas aż tak bardzo — mówi mi badacz. Ciekawe do jakich wtedy doszlibyśmy wniosków?
PREV NEWSDlaczego sie drapiesz gdy ukasi cie komar Efekt domina
NEXT NEWSKsiezyc bedzie ogromny i zaswieci bardzo jasno. Spektakularne zjawisko
Nieoficjalnie Izrael zniszczy iranski osrodek nuklearny
Pod koniec pazdziernika Iran mia zniszczyc scisle tajny i dziaajacy osrodek badan nad bronia jadrowa w Parchin w Iranie poda amerykanski portal Axios powoujac sie na trzy zroda w administracji Bidena oraz dwa zroda izraelskie.
Smiertelne potracenie w Humniskach. Lekarze walczyli o zycie 50-latki
Wczesnym rankiem na drodze wojewodzkiej nr 886 w miejscowosci Humniska pow. brzozowski woj. podkarpackie 64-letni mezczyzna potraci na przejsciu dla pieszych 50-letnia piesza. Niestety mimo natychmiastowej pomocy medycznej kobieta zmara w szpitalu.
Prawybory w Koalicji Obywatelskiej. Jest data
Prawybory w Koalicji Obywatelskiej odbeda sie 22 listopada - zdecydowaa komisja organizujaca gosowanie. Kandydatami na kandydata sa Rafa Trzaskowski i Radosaw Sikorski.
Prezydent Argentyny odwiedzi Donalda Trumpa. Pady absurdalne sowa. "Wiatr wolnosci wieje znacznie silniej"
Prezydent Argentyny zdecydowanie nie traci czasu. Choc Donald Trump nie jest jeszcze prezydentem USA ten juz postanowi zapewnic go o swoim wsparciu. Wzia udzia w gali zorganizowanej przez republikanina w Mar-a-Lago bedac tym samym pierwsza gowa panstwa ktora spotkaa sie z nim od czasu jego zwyciestwa w wyborach. Podczas spotkania wychwala tak jego jak i Elona Muska stwierdzi m.in. ze jego serwis X pomaga "ocalic ludzkosc".
Kim Dzong Un przetestowa drony szturmowe. Oceni jako "atwe w uzyciu" ZDJECIA
Kim Dzong Un wzia udzia we czwartek w testach wydajnosci roznego typu samobojczych dronow produkowanych w Korei Ponocnej. Jak poinformowaa agencja KCNA nakaza rozpoczecie ich masowej produkcji. Stwierdzi ze "atwo jest ich uzywac jako skadnika siy uderzeniowej" i nalezy jak najszybciej przejsc do rozpoczecia seryjnej produkcji.
Rusza karuzela zmian w pogodzie. Weekend peen niespodzianek
Czeka nas bardzo ciekawy weekend. Pogoda zdecydowanie sie zmieni i pojawi sie wiecej sonca zwaszcza w niedziele. Nie oznacza to jednak wyraznej poprawy. Wciaz bedziemy musieli liczyc sie z przelotnymi opadami deszczu i deszczu ze sniegiem. Zacznie tez mocno wiac zwaszcza w gorach. Tam porywy moga osiagac nawet 100 kmh. Sprawdz najnowsza prognoze pogody na sobote i niedziele.