Home/science/Powodz tysiaclecia. "Lekarz by zszokowany. Zbada mnie i kaza przec"

science

Powodz tysiaclecia. "Lekarz by zszokowany. Zbada mnie i kaza przec"

W Czechach drogi zmieniy sie w jedna wielka rzeke. Razem z pradem pyney drzewa wyrwane z korzeniami barierki walizki ludzi. W miasteczku Odry usyszelismy ze wykolei sie pociag "Sobieski". Do Polski jechalismy objazdami. Woda zalewaa nie tylko jezdnie ale tez lasy po obu stronach szosy zabudowania rolnicze i podworka. Widzielismy martwe zwierzeta domowe ktore pyway po powierzchni wody podreczne rzeczy ktorych nikt juz nie szuka i samochody ciezarowe lezace do gory koami na poboczu albo po okna zatopione w wodzie tak swoje wrazenia z powrotnej podrozy z wycieczki do Hiszpanii Katarzynie Bondzie dzisiaj pisarce kryminaow w lipcu 1997 r. dziennikarce "Kuriera Podlaskiego" przedstawia mieszkaniec Biaegostoku. Z 12 autokarow tego dnia do celu dojechay jedynie trzy. Pozostae musiay czekac az wielka woda ustapi.

September 24, 2024 | science

Powódź tysiąclecia zaczęła się 4 lipca od pięciodniowych obfitych opadów deszczu na obszarze między Wrocławiem, Katowicami i Brnem. Zanotowano wówczas opady powyżej 200 mm, a na części obszaru ponad 300 mm, czyli w ciągu kilku dni spadła miesięczna ilość opadów, a w górach nawet dwumiesięczna Przejrzeliśmy białostocką prasę z lipca 1997 r., by zobaczyć, jakie wiadomości docierały z wówczas zalanych południowo-zachodnich terenów kraju — Lekarz był zszokowany. Zbadał mnie i kazał przeć, bo zaczęła wychodzić główka Rysia — swój poród podczas powodzi relacjonowała Teresa z Raciborza. — Jak mnie wyciągnęli z helikoptera, to byłam jeszcze po kolana we krwi — dodawała Dzień po powodzi na ulicach Kłodzka panował okropny krzyk i lament. Z każdego miejsca dolatywały jęki i płacz — tak wtedy reagowali ludzie, kiedy widzieli zniszczony dorobek własnego życia. Bezmiar tej ludzkiej tragedii uwypuklały przypadki bogacenia się na powodzi Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Początek Pierwsze informacje, jakie w pierwszym tygodniu lipca 1997 r. docierały do mieszkańców Białostocczyzny, dotyczyły informacji o ofiarach śmiertelnych powodzi na południu kraju. Z początkiem miesiąca przez całą Polskę przetoczyły się burze z obfitymi opadami deszczu, które wywołały podtopienia i zalania domów. Ulewy spowodowały, że w kilku województwach ogłoszono alarm powodziowy. Powódź tysiąclecia. Tak wyglądała Polska w lipcu 1997 r. 8 lipca białostockie dzienniki drukowały depesze Polskiej Agencji Prasowej, że w ówczesnym woj. wałbrzyskim zarządzono ewakuację pięciu gmin: Stronie Śląskie, Lądek-Zdrój, Kłodzko, Międzylesie i Bystrzycy Kłodzkiej. W siedmiu sąsiednich gminach obowiązywało pogotowie przeciwpowodziowe. Najtrudniejszą sytuację gazety odnotowywały w Wilkanowie koło Bystrzycy Kłodzkiej. Po zalaniu wsi przez rzekę Wilczkę ewakuowano 1 tys. 300 osób. Woda zalała odcinek drogi i zablokowała dojazd do przejścia granicznego w Boboszowie. Wezbrane do 5 m wody Nysy Kłodzkiej zalały wiele ulic Kłodzka, dworzec PKS i ujęcia wody pitnej. Ewakuowano pierwszych mieszkańców miasta, w tym dzieci z przedszkola przy Grunwaldzkiej. Alarm przeciwpowodziowy ogłoszono w części woj. krakowskiego. W Stróży rzeka Raba podmyła zakopiankę. Pogotowie obowiązywało też w woj. jeleniogórskim, gdzie rzeka Bóbr w górnym odcinku najbardziej groziła powodzią. Centralne Biuro Prognoz IMGW zapowiadało ustąpienie intensywnych opadów w ciągu najbliższych dni, ale deszcz prognozowało do końca lipca. Mocno padało jeszcze na Górnym Śląsku i Pogórzu Sudeckim. Opole widziane z amfibii Do Opola kulminacyjna fala powodziowa przyszła 10 lipca 1997 r. W ciągu kilkunastu godzin 40 proc. miasta pochłonęła woda. Zaczęła opadać kolejnego dnia, ale na osiedlu Zaodrze w niektórych miejscach sięgała 4 m nad gruntem. Żeby przekonać się o rozmiarze klęski, wystarczyło wtedy pójść na Zaodrze. Leszek Miller ocenił działania rządu w czasie powodzi. Wspomniał 1997 r. "Dzielnica wyglądała jak ogromne zielono-brązowe jezioro. Woda była tak mętna, że już na wysokości 2-3 cm nie było widać dna. A dno to ogromne połacie mulistej, oślizłej mazi. Nad wszystkim unosił się bagienny zapach" — relacjonowali dziennikarze białostockiej popołudniówki "Kurier Podlaski" — "Od padliny i fekaliów pływających w wodzie, powietrze na terenach zalanych robi się coraz cięższe". Z Zaodrza można było jedynie się ewakuować. Osoby, które opuściły je wcześniej, pilnujące tu grupy ratunkowe wpuszczały tylko w wyjątkowych sytuacjach. Mieszkańcy narzekali na blokowanie powrotu, a strażacy byli bezlitośni. Tym, którzy zostali w swoich domach, pomagali z co chwilę nadlatujących helikopterów. Na dachach stali ludzie. Apatyczni, wpatrzeni w horyzont lub wymachujący kolorowymi płachtami. Białe — to prośba o jedzenie i wodę do picia. Niebieskie — to prośba o pomoc medyczną. Czerwona z prośbą o ewakuację też się nagle pojawiła. Na ostatnim piętrze domu machała ciężarna kobieta. Ratownicy obwiązali ją linami i wciągnęli do śmigłowca. Urodziła w szpitalu. Po 1997 r. musieli przenieść całą wieś. Teraz powódź już im nie zagraża W tydzień po przejściu fali, w domach na opolskim Zaodrzu wciąż nie było prądu, gazu i sprawnej kanalizacji. Woda nawet po przegotowaniu nie była zdatna do użycia. Przekazanie prosto do rąk wody, konserw, pieczywa, czy pampersów nie było łatwe. Paczki z darów żołnierze dostarczali łodziami do oczekujących w oknach i na dachach. Nie było to łatwe, bo żeby dopłynąć, trzeba było omijać wystające z wody zatopione samochody, lampy uliczne, korzenie poprzewracanych drzew. Woda płynęła wartko jak w strumieniu. Próby wrzucenia pakunków na balkon czy taras często kończyły się fiaskiem. "Zdesperowani ludzie, nie patrząc na higienę, nurkują w odmętach w poszukiwaniu zagubionej konserwy" — pisał białostocki dziennik i zauważał, że najbardziej chodliwym towarem w Opolu były wtedy baterie do latarek i radyjek, które często były jedynym łącznikiem ze światem. Wśród ekip ratowniczych dziennikarze widzieli w Opolu strażaków z Augustowa. Przez kilkanaście godzin na rękach i "na barana" przenosili schorowanych, kobiety i dzieci. Rozlana Odra w 1997 r. zmyła z powierzchni tutejsze wysypisko śmieci, oczyszczalnię ścieków i stary poniemiecki cmentarz, na który nie odważyli się nawet wkroczyć żądni sensacji fotoreporterzy. Racibórz. Narodziny Rysia Pierwsze wody płodowe odeszły 10 lipca rano, na pięć dni przed wyznaczonym terminem. W jej kamienicy powódź zalała cały parter, a kiedy pojawiły się pierwsze skurcze, o pomoc zwróciła się do cywilów w łódce. — Prosiłam, by mnie zabrali do szpitala, a oni na to: musisz rodzić w domu. Bóle były coraz silniejsze, dzieci poleciały po sąsiadów. Sąsiedzi związali sznur z prześcieradeł i zaczęli wrzeszczeć z okna o ratunek — opowiadała dziennikarzom z Białegostoku 34-letnia Teresa Lajtner, listonoszka z Raciborza, która już miała sześcioro dzieci. Po kilku minutach podpłynęła kolejna łódź. Sąsiedzi trzymali rodzącą za ręce, ratownicy za nogi. W ten sposób "zeszła" z piętra do łódki. — Bałam się, byłam nieprzytomna z bólu — dwa tygodnie później mówiła już spokojnie o tych zdarzeniach. Spięcie w programie na żywo. Poszło o powódź i działania Donalda Tuska Teresa dotarła do sali konferencyjnej pobliskich Zakładów Elektrod Węglowych. Widziała tam tylko krzesła i stoły. Wezwano lekarza. Pojawił się internista. Usłyszał, że kobieta rodzi. — Był zszokowany. Zbadał mnie i kazał przeć, bo zaczęła wychodzić główka Rysia — relacjonowała. — Nawet nie miał czym zawiązać pępowiny, ale bardzo był miły — kiedy po porodzie trafiła z dzieckiem do Szpitala Miejskiego w Raciborzu, pamiętała jeszcze: — Jak mnie wyciągnęli z helikoptera, to byłam jeszcze po kolana we krwi — opowiadała Teresa. Kiedy wróciła do domu przy ul. Fabrycznej, w domu nie było ani wody, ani prądu, ani gazu. Herbatę podgrzewała Rysiowi na pożyczonej butli gazowej. Noworodek nie marudził, nie płakał, leżał na małej kozetce pod dziecięcym kocem. Ówczesny wiceprezydent Raciborza podsumował tę historię tak: — Ten poród to najmilszy akcent w całej tej tragedii. Wrocław. Walka z żywiołem W sobotę, 12 lipca fala powodziowa na Odrze wdarła się do miasta. "Najtrudniejsza sytuacja jest we Wrocławiu. W nocy woda przerywała umocnienia z worków z piaskiem stawianych przez mieszkańców i zalewała miasto. Zanotowano pęknięcie jednego z mostów, inny zalała wezbrana Odra. Brakuje światła. Są coraz większe kłopoty z paliwem" — 14 lipca 1997 r. pisała białostocka "Gazeta Współczesna". Tego samego dnia "Kurier Podlaski" donosił: — "Atak powodzi na Wrocław trwa. Woda zaatakowała Bibliotekę Uniwersytecką. Powódź zaczęła się też wdzierać do ogrodu zoologicznego, zagrażając zwierzętom. Nie wiadomo, na jak długo wystarczy Wrocławiowi żywności i wody pitnej". Mieszkańcy osiedla Kozanów zostali odcięci od reszty miasta. Fala wysokości 2-3 m zalała bloki, domy jednorodzinne i wiele samochodów. Dziennikarze donosili, że trudno było im uzyskać bieżące informacje w sztabie kryzysowym miasta, a żołnierze z Głogowa pływali po zalanych dzielnicach Wrocławia bez rozkazów i koncepcji pomocy. Na Kozanowie przy niezalanej komendzie policji trzy amfibie stały bezczynnie, a ich dowódcy czekali na rozkazy. Ludzie sami i chaotycznie ustawiali kolejne wały z worów z piaskiem. Pojawiły się przypadki szabrownictwa. Po przejściu fali powodziowej udało się obronić Dworzec Główny PKP, rynek i Ostrów Tumski. Gdzieniegdzie poziom wody sięgał pierwszego pietra budynków. Kolejne mosty stawały się nieprzejezdne i odcinały dojazd do kolejnych dzielnic. 15 lipca Polska Agencja Prasowa podawała, że woda we Wrocławiu zaczęła opadać, jednak wiele ulic i dzielnic jeszcze pozostawała pod wodą. Ministerstwa wygospodarowały kolejne setki milionów ze swoich budżetów na usuwanie skutków powodzi. Unia Europejska przyznała Polsce 300 tys. ECU dla ofiar powodzi. Wcześniej Komisja Europejska przekazała 500 mln ECU bezzwrotnej pomocy dla krajów dotkniętych powodzią. Prezydent Aleksander Kwaśniewski zrzekł się swoich poborów do końca 1997 r. Kancelaria przesyłała je na konto PCK. Na rzecz powodzian polscy artyści muzyczni nagrali singiel "Moja i twoja nadzieja". Tydzień później do sklepów trafiły płyty i kasety z przebojami m.in. Renaty Przemyk, Grzegorza Turnaua, Kasi Nosowskiej, Liroya, O.N.A. i Myslovitz, z których dochód w całości trafił do ofiar powodzi. 19.07.1997 przed warszawską siedzibą TVP odbył się koncert "Twoja i moja nadzieja". Podczas 12-godzinnej imprezy na estradzie wystąpiło 30 polskich wykonanwców i zespołów. Całkowity dochód z koncertu, sprzedaży płyt i aukcji wartosciowych przedmiotów przekazany zostanie na rzecz powodzian. N/z: piosenkarze i prezenterzy telewizyjni wspólnie wykonali piosenkę "Twoja i moja nadzieja Kłodzko. Wilk napił się wody Kiedy pierwsza fala powodzi przeszła przez miasto, ludzie przypomnieli sobie, że pewien człowiek żyjący kilkanaście lat wcześniej, przez jednych szanowany za "nadprzyrodzone zdolności", przez innych nazywany "obłąkanym", przewidział tę powódź. Był to rolnik — Filipek. Powiedział, że wilk napije się wody z Nysy Kłodzkiej. Wilk ten jest wyrzeźbiony na budynku, w którym w centrum Kłodzka mieściła się restauracja "Wilcza Jama". "I rzeczywiście, poziom wody, niczym linią zaznaczony na murze, sięga dokładnie pyska wilka. Zatem pierwsza przepowiednia spełniła się. Filipek przewidział też, że wilk napije się wody w "trzy kosy": rzeka wylała 7.07.97, a w dacie są trzy siódemki, przypominające kształtem trzy kosy. Ludzie z trwogą przypominają sobie drugą przepowiednię rolnika, zgodnie z którą następna fala zaleje większą część miasta — aż do fontanny przy Ratuszu. Trzecia powódź ma całkowicie zniszczyć miasto..." — pisała dziennikarka "Gazety Współczesnej", która odwiedziła Kłodzko 18 lipca. Pierwsza fala powodziowa zabrała w mieście siedem osób. Mężczyznę bez nóg, który nie chciał dać się ewakuować. Kiedy wzywał pomocy, było już za późno. Innego 75-letniego mężczyznę zabrała fala, gdy wyszedł z domu wyrzucić śmieci. Następnego dnia jego martwe ciało pływało po zalanym osiedlu. Zwłoki kolejnych dwojga ludzi wypłynęły z zalanego kościoła. Nie było wiadomo, czy przyniosła je fala, czy w świątyni szukali schronienia. Dzień po powodzi na ulicach panował okropny krzyk i lament. Z każdego miejsca dolatywały jęki i płacz — tak wtedy reagowali ludzie, kiedy widzieli zniszczony dorobek własnego życia. Bezmiar tej ludzkiej tragedii uwypuklały przypadki bogacenia się na powodzi. Okradanie sklepów monopolowych, sklepów z AGD czy muzycznych przestały zaskakiwać. Zdumienie wywoływały sposoby, którymi szabrownicy wypuszczali się po łupy. Byli tacy, którzy pływali na materacach i pontonach, czy inni, w trumnach wymytych z zakładu pogrzebowego. Sklepikarze płukali butelki z piwem, czy wywozili zalane towary spożywcze i je sprzedawali. Niewiarygodny był handel zalanym wodą mięsem. Właściciele sklepów, które nie ucierpiały w powodzi, podnieśli ceny żywności, a szczególnie wody butelkowanej. Powódź w Kłodzku zniszczyła 1 tys. mieszkań, ponad 100 sklepów, drogi i mosty. Zrujnowała Starówkę i odbudowane nabrzeża nad Nysą Kłodzką. 7 lipca 1997 r. pozostał w pamięci mieszkańców Kłodzka, jako "swoista hekatomba". Bez końca zastanawiali się, czy wówczas można było tego uniknąć. Groźna Odra W pierwszych dniach powodzi na zalane tereny pojechał premier Włodzimierz Cimoszewicz. Z zaplanowanymi wizytami w Głuchołazach, Kłodzku i nad rzekę Lubonię, gdzie groziło przerwanie tamy. Poziom wód Odry i jej dopływów wzrastał z dnia na dzień i przekraczał stany alarmowe. W gminach Branice i Prudnik zarządzono ewakuację ponad 60 gospodarstw. Na tamie w pobliżu Jarnołtówka do przelania się wody przez zaporę brakowało kilkunastu centymetrów. Z okolicznych terenów ewakuowano mieszkańców i turystów. Ruch na przejściach granicznych z Czechami w Chałupkach i Głuchołazach władze wstrzymały do odwołania. Na tym pierwszym pękło przęsło mostu na Olzie. Wzburzone wody rzeki uszkodziły most w dwóch miejscach. To był początek powodzi tysiąclecia. W tydzień zalanych ponad 50 miast Kolejne dni to kolejne działania. W usuwaniu pierwszych skutków powodzi w Głubczycach, Głuchołazach, Wilkanowie, Prudniku, Kłodzku, Mysłakowicach, Ołdrzychowicach i Bardzie Śląskim mieszkańcom pomagało ponad 500 żołnierzy z brygad w Brzegu i Opola. 8 lipca 1997 r. rząd powołał sztab koordynacyjny do zapobiegania skutkom powodzi. 10 lipca akcja przeciwpowodziowa trwała już na terenie 13 województw. Mimo zaniku opadów na Śląsku nadal najtrudniejsza sytuacja była w Opolu, Kędzierzynie-Koźlu, Nysie, Prudniku oraz Raciborzu, gdzie trwała ewakuacja tysięcy osób odciętych przez wodę. W tydzień od początku kataklizmu pod wodą znalazło się ok. 307 ha. Całkowicie lub częściowo zalanych było ponad 50 miast i ok. 280 wsi. W zorganizowany sposób ewakuowano 15 tys. 700 osób. Przerwane wały Po przerwaniu wałów w Boguszycach i Rogowie Opolskim 10 lipca nad ranem błyskawicznie pod wodą była już zachodnia część Opola. Woda przedzierała się przez wszystkie zapory. Władze zarządziły natychmiastową ewakuację. W Kędzierzynie-Koźlu kobiety i dzieci ewakuowały śmigłowce. Tysiące osób były odcięte przez wodę zalewającą Nysę. Pod wodą był też Racibórz, gdzie ludzie wciąż koczowali na dachach zalanych domów. Nie wszyscy chcieli być ewakuowani. W woj. wrocławskim Odra wystąpiła z koryta i zalała osiedle Zwierzyniec w Oławie. Ewakuowano mieszkańców, a władze wojewódzkie zapowiedziały kolejne przemieszczenia ludności z sąsiednich miejscowości. 13 lipca w całym kraju ponad 180 miejscowości było w całości pod wodą, 140 zalanych częściowo. Odnotowano 1 tys. 300 km nieprzejezdnych dróg i 206 mostów. Trzy kolejowe i dwa drogowe przejścia graniczne były nadal nieczynne. Ok. 240 tys. ha gruntów było pod wodą. Tego dnia fala kulminacyjna przeszła przez Brzeg Dolny, gdzie stany alarmowe były przekroczone o ok. 4 m. Alarm powodziowy obowiązywał w 13 województwach, w kolejnych czterech ogłoszono pogotowie przeciwpowodziowe. Służby sanitarne nie odnotowały nadzwyczajnych zachorowań na choroby zakaźne. Rozpoczęło się ustalanie powodziowych szkód, które w tym czasie były szacowane na 1 mld zł. Zabójcze deszcze W piątym dniu intensywnych opadów prasa informowała o siedmiu śmiertelnych ofiarach powodzi. 8 lipca 1997 r. w kanale samochodowym w swoim garażu Raciborzu (woj. katowickie) utonęła 60-letnia kobieta. Wcześniej powódź spowodowała śmierć czterech osób w woj. wałbrzyskim, dwie utonęły w woj. jeleniogórskim. W tych trzech województwach na początku miesiąca powódź przyniosła największe straty materialne. 10 lipca nad ranem Komenda Główna Policji informowała, że liczba śmiertelnych ofiar powodzi wzrosła do 18 osób. Do niedzieli 13 lipca powódź spowodowała śmierć 33 osób. 17 lipca gazety informowały, że powódź objęła 21 województw, a całkowita zalana powierzchnia wyniosła 455 tys. hektarów. Z zalanych terenów ewakuowano 132 tys. osób, z czego 72 tys. pozostawało poza swoimi domami. Oficjalne dane mówiły już o 46 śmiertelnych ofiarach powodzi. 22 lipca media informowały o 52 zmarłych osobach. Najwięcej — 13 — powódź pochłonęła w woj. wałbrzyskim, po dziewięć osób utonęło w opolskim i nowosądeckim. Łącznie w powodzi tysiąclecia zginęły 54 osoby, a ok. 1 tys. 500 rodzin straciło dach nad głową. Straty materialne oszacowano na 3,5 mld dolarów. Wyciszenie 1 sierpnia 1997 r. gazety donosiły za depeszami agencyjnymi, że po drugiej bardzo wydłużonej fali kulminacyjnej na Odrze, poziom wody w Słubicach opada. Nie przelała się przez wały, ale mocno je nadwyrężyła i rozmiękczyła. Zagrożone były jeszcze tereny w okolicach Kostrzyna przy ujściu Warty do Odry. Z 27 dotkniętych powodzią województw, siedem jeszcze walczyło z alarmami powodziowymi, kolejnych siedem z pogotowiem przeciwpowodziowym. Z ponad 655 tys. ha wszystkich zalanych terenów, pod wodą zostawało jeszcze 198 tys. ha. Łącznie ewakuowano ponad 165 tys. osób, z czego ponad 49 tys. wciąż było poza własnymi domami. Zalanych było 1 tys. 360 miejscowości, 1 tys. 230 kolejnych dotkniętych jej skutkami. Z kolejnymi dniami zainteresowanie tematem powodzi opadało, jak poziom wody w Odrze i innych mniejszych rzekach, które przez kilka tygodni ze strumyków zamieniły się w rwące i wściekłe potoki.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS