Home/science/Mia zabic prawie tysiac osob. Pojawia sie zaskakujaca watpliwosc

science

Mia zabic prawie tysiac osob. Pojawia sie zaskakujaca watpliwosc

Legend o Christmanie krazy wiele jednak nie wiadomo nawet ktore z nich sa prawdziwe. Zabija bo lubi i taki mia cel w zyciu nie potrzebowa szczegolnej okazji ani powodu. Urodzony morderca chcia wasnorecznie zabic co najmniej tysiac osob i niewiele mu zabrako do osiagniecia takiej liczby. Jego krwawa passe zakonczya kobieta.

September 22, 2024 | science

To był morderca rekordzista, żaden inny zbrodniarz w historii świata nie miał na koncie tylu ofiar. Słynął również z licznych tożsamości, nie wiadomo jak naprawdę miał na imię Nie ma nawet pewności, czy tajemniczy morderca o stu twarzach istniał naprawdę, choć opowieści o nim nie brakuje Morderca bez litości potrafił zabić nawet własnych kompanów. Zabił niemalże tysiąc osób w ciągu 13 lat Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Choć tajemniczy złoczyńca miał wiele różnych twarzy, nazwisk i krąży o nim sporo legend, jedno jest pewne – jeśli istniał naprawdę, świat nie znał drugiego równie okrutnego człowieka, jak Christman Gennipperteinga. Był rabusiem i mordercą, a określenie "seryjny", co najwyżej by go rozbawiło. Podobnie jak samo zabijanie. W jego towarzystwie nikt nie mógł się czuć bezpiecznie. Nie potrzebował powodu... Polecamy: Wszystkie żony Polaka szybko umarły. Prawda okazała się szokująca Namaszczony morderca i pasjonat zbrodni Wiele wskazuje na to, że legendarny złoczyńca pochodził z Kerpen w Nadrenii (okolice Kolonii) i z pozoru był zwykłym rabusiem i rzezimieszkiem napadających na podróżujących traktami ludzi. Niestety oprócz zamiłowania do złota i kosztowności lubował się w zabijaniu. Do tego stopnia, że ani napadnięci podróżni, ani jego kompani nie mogli być pewni, czy z takiego spotkania ujdą z życiem. Zabijał, bo lubił i mógł, nie potrzebował powodu, by uśmiercić całkowicie przypadkową osobę czy własnego kolegę z drużyny. Na szybkich skokach na podróżnych dorobił się niemałej fortuny. Według niektórych źródeł mógłby spokojnie w tamtych czasach kupić co najmniej kilka przyzwoitych domów, w jakich mieszkali epokowi artyści czy śmietanka towarzyska. W literaturze donoszącej o jego mrożących krew w żyłach wyczynach spotkać się można z kilkoma nazwiskami. Najczęściej pojawia się Gennipperteinga lub Gniperdoliga. Jego działalność trwała aż 13 lat i prawdopodobnie w tym czasie zamordował nawet 964 osoby. Cały czas działał w jednej okolicy i jakby tego było mało, swoje dokonania skrupulatnie opisywał w dzienniku. Co również jest dość zaskakujące jak na XVI-wieczne standardy. Według niektórych źródeł Gennipperteinga miał w życiu jasny cel, osiągnąć magiczną liczbę tysiąca uśmierconych przez siebie osób. Na szczęście mu się to nie udało. Oczywiście to marne pocieszenie, bo liczba jego ofiar była zatrważająca. Polecamy: Fantomas siał grozę na Śląsku. Przez lata zabijał bezkarnie Tatuś z piekła rodem Christman zamieszkiwał jaskinię, jednak nie przeszkadzało mu to wcale w uwiciu sobie rodzinnego gniazdka. Podczas jednego ze swoich napadów uprowadził młodą dziewczynę, którą uwięził na lata i wykorzystywał seksualnie. Nowa żona Gennipperteingi spędziła w jaskini siedem lat i urodziła szóstkę dzieci. Za każdym razem, gdy wychodził z jaskini, przykuwał jej nogę łańcuchem. Mimo licznych ciąż po jaskini nie biegała wesoła gromadka, ponieważ każde narodzone dziecko, bestia zabijała. Według opowieści na zabijaniu się nie kończyło. Ciała zamordowanych dzieci wieszał przed jaskinią, by jak opisują źródła, "tańczyły dla niego na wietrze". Trudno nawet wyobrazić sobie, co nim kierowało. Prawdopodobnie własne dzieci były dla niego jedynie nową okazją do zabijania. Łatwe ofiary, podstawione pod sam nos. Jak darmowy deser po sowitym obiedzie. Przez swoją arogancję w mordowaniu sam w końcu doczekał się namiastki sprawiedliwości. Choć więziona kobieta latami musiała znosić wszystko, co najgorsze, ostatecznie przyczyniła się do ujęcia szesnastowiecznego psychopaty. To dzięki niej udało się schwytać legendarnego mordercę. Po wielu latach udało jej się namówić bestię, by pozwoliła jej się wybrać do pobliskiego miasteczka i zobaczyć z innymi ludźmi. Z jakiegoś powodu Christman zgodził się na taką wycieczkę. Być może był przekonany, że po tylu wspólnych latach "żona" nie zdradzi go. Prawie się udało. Polecamy: Kwasowy zabójca. Rozpuszczał ofiary w kąpieli Kobieta wybrała się do pobliskiego Bergkessel, gdzie po wielu latach w odosobnieniu i życia w skrajnej przemocy, zobaczyła zwykłe życie. Ludzi i biegające, wesołe dzieci. To przelało szalę goryczy i doznała załamania. Na taki widok zaczęła lamentować, jednak nie była w stanie nikomu zdradzić, co się z nią dzieje. Dopiero gdy okoliczni mieszkańcy zaprowadzili ją do burmistrza, sprawa się wydała. Gdy miejscowi przekonali ją, że jej wyznanie jest sprawą życia i śmierci, a także w grę wchodzi ocalenie duszy, opowiedziała dokładnie swoją historię. Oko za oko. Jakie życie, taka śmierć Cała akcja ujęcia mordercy była sprytnie zaplanowana, aby nie miał najmniejszej szansy umknąć sprawiedliwości. Kobieta wróciła do swojego oprawcy, zostawiając za sobą ślady. Podobno przez całą drogę powrotną znaczyła ją ziarnami groszku. Chodziło o to, aby maksymalnie uśpić czujność zwyrodnialca, by Christman niczego nie podejrzewał. 27 maja 1581 r. do śpiącego spokojnie u boku porwanej kobiety mordercy zbliżyło się 30 mężczyzn z miasteczka. Bez trudu został pojmany, pomstując na nieszczęsną ofiarę. W zamieszkiwanej przez rozbójnika jaskini znaleziono mnóstwo łupów i najważniejszy dowód potwierdzający zeznawania kobiety – krwawy pamiętnik dokładnie opisujący wszystkie bestialskie dokonania Gennipperteingi . Bezzwłocznie ruszył proces, którego finał był już dawno przesądzony. 17 czerwca 1581 r. najbardziej brutalny zabójca świata został uznany za winnego i skazany na powolną i bolesną śmierć. Kat miał dokonać dzieła poprzez łamanie kołem. Co istotne, bardzo dbano o to, by skazaniec zbyt szybko nie zakończył męczarni, a tortury trwały jak najdłużej. Codziennie pojono go alkoholem dla wzmocnienia. Zanim ostatecznie bestia wyzionęła ducha, minęło 9 długich dni. Zmarł tak, jak zabijał i nikt nie miał wątpliwości, że w pełni na swój los zasłużył. Polecamy: Była jedną z największych seryjnych morderczyń wszech czasów. Prawda okazała się przerażająca Każdy potwór ma swoją legendę Historia niemieckiego mordercy mieszkającego w jaskini do dziś rozpala wyobraźnię i powoduje wiele sporów. Choć opowieści o całym zdarzeniu przez stulecia ewoluowały i zmieniały się w dziesiątki legend i strasznych historyjek, prawdopodobnie bazuje na jednym źródle. Całe zdarzenie opisał Caspar Herber z Lochem. Niestety tutaj zaczynają się nieścisłości, ponieważ miasto o takiej nazwie znajduje się nie w Niemczech, a w Holandii. Podobny problem dotyczy również miejsca, w którym miała zdradzić go więziona niewiasta, Bergkessel — próżno szukać takiej mieściny w Niemczech. Przez setki lat bestia z okolic Kolonii przybierała różne nazwiska. Christmann Gropperunge, Christian Guipperdinga, Christian Gnipperdinga, a opowieści stawały się coraz krótsze i pozbawione cennych szczegółów. Sam morderca natomiast był opisywany jako coraz straszniejszy. Niektóre legendy mówią nawet o ciągotach Christmana do kanibalizmu. Miał zjadać zamordowanych podróżnych i własne dzieci. Jednak to, co najbardziej podważa wiarygodność całej historii to jeden ważny szczegół – jego jaskinia. Mało prawdopodobne wydaje się, aby przez 13 lat morderca mógł spokojnie przebywać w jednym miejscu i co kilka dni mordować w tej samej okolicy ludzi, a potem niepostrzeżenie ukrywać się nieopodal. Jedno jest pewne – jeśli Christman Gennipperteinga istniał naprawdę, świat nie znał gorszego potwora i bardziej pracowitego seryjnego mordercy. Polecamy: Bestia siała postrach w miasteczku. Ludzie bali się wychodzić na ulice

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS