Home/science/Karol ujawnia co dziao sie w wiezieniu. "Tam nie ma kamer. Sychac jeki"

science

Karol ujawnia co dziao sie w wiezieniu. "Tam nie ma kamer. Sychac jeki"

Karol czesto syszy w wiezieniu "Jakbys nie wojowa to miabys lepiej". Przez trzy miesiace bez skutku stara sie o patna prace. W koncu zostaje zatrudniony w Poczcie Polskiej w sortowni paczek. Gdy straznicy wiezienni przyjezdzaja na kontrole zabieraja go do szatni. Kaza rozebrac sie do naga. Przykuwaja kajdankami do grzejnika. Zastraszaja. Mowia o ukrytym telefonie. Chca zeby sypa.

October 18, 2024 | science

– Takie kontrole robili nam kilka razy w miesiącu. W ich trakcie traktowali nas jak śmieci i zwyrodnialców. Poniżali i naśmiewali się z nas – słyszę od Karola, który w sierpniu opuścił zakład karny w Gdańsku-Przeróbce – Funkcjonariusze czują się bezkarni, bo wiedzą, że nigdzie to nie wypłynie, ponieważ nie ma jak tego udokumentować. A komu się uwierzy: funkcjonariuszowi publicznemu czy skazanemu? – dodaje O pobycie w więzieniu Karol mówi wprost: – Według mnie nie istnieje coś takiego jak resocjalizacja. Tam można się tylko zdemoralizować Więcej takich historii przeczytasz na stronie głównej Onetu Za podpis na wekslu, którego nie powinien był złożyć, Karol* zostaje skazany na rok i osiem miesięcy bezwzględnego więzienia. Przyznaje się do winy. Nie próbuje wybielać. Ma wtedy 33 lata, waży 77 kg i pali jednego papierosa za drugim. W połowie zeszłego roku sam zgłasza się na komisariat. Nie chce, by sąsiedzi widzieli, jak go wyprowadzają i pakują do radiowozu. Ma mokre dłonie i nogi jak z waty, gdy mówi policjantom, po co przyszedł. Widzą, że się stresuje. Przed odwiezieniem go do aresztu śledczego w Bydgoszczy, dodają mu otuchy. Uspokajają. – Jesteś w dobrej sytuacji, bo nie musieliśmy po ciebie jechać. Dzięki temu będziesz lepiej traktowany – słyszał. W drodze do zakładu nie zakuwają go w kajdanki. W radiowozie jeden z policjantów daje mu nawet skorzystać ze swojej komórki. Karol wybiera numer partnerki, rozmawia z nią do momentu, gdy policyjny wóz zatrzymuje się przed bramą aresztu. – Ci policjanci byli ostatnimi, którzy potraktowali mnie jak człowieka. Po przekroczeniu bramy aresztu śledczego zaczęła się moja trauma, która wciąż siedzi mi w głowie – słyszę. Zostaje odarty z godności. Opowiada wszystko ze szczegółami. Polecamy: Po tej zbrodni w Giżycku nastała atmosfera grozy. "To była egzekucja" "Mordami do ściany" – W Bydgoszczy spędziłem dwa tygodnie. Nie było tam oddziału półotwartego dla skazanych po raz pierwszy, dlatego przetransportowali mnie do zakładu karnego w Gdańsku-Przeróbce – mówi. Trafia tam w sierpniu zeszłego roku. Spędza 10 miesięcy. Już pierwszego dnia poznaje barczystego, łysego strażnika. Jego przezwisko wryło mu się w pamięć. Scena jak z filmu "Skazani na Shawshank". Obskurny korytarz. Stoi w rzędzie z innymi więźniami, których przywieźli razem z nim, gdy klawisz ryczy: "Mordami do ściany ku***, to nie Bydgoszcz, żebyście sobie robili, co chcecie!". Później od innych skazanych słyszy: "Uważaj, bo jak ktoś mu się nie podoba, to zrobi wszystko, żeby go zniszczyć". Wciąż ma jego szyderczy uśmiech przed oczami. – Ten strażnik lubował się w przeprowadzaniu nielegalnej kontroli osobistej w pomieszczeniach bez kamer – słyszę. Karol często słyszy jęki więźniów, gdy za nimi i łysym strażnikiem zamykają się drzwi. Podobnie jak inni zdaje sobie sprawę, co dzieje się w środku. Później na twarzach skazanych widzi ślady, których nie da się ukryć. – Wtedy przez kilka dni nie wypuszczali ich do pracy, żeby nikt nie zauważył – przekonuje. On sam – jak zapewnia – tylko raz dostaje w twarz. Zostaje zdzielony paskiem od zegarka, który ma na ręku. Gdy łysy strażnik zabiera mu go, chce, by przyznał, że ukrywa w nim narkotyki. Potem, w łazience bez kamer, wyjmuje z kieszeni już odpakowany test na narkotyki. – Jaką miałem mieć pewność, że test nie został sfałszowany przez tego funkcjonariusza? – zastanawia się Karol. – Gdy wynik wyszedł negatywny, kazał mi się ubrać i spier****ć do celi – słyszę. Odtąd Karol nie nosi już zegarka. Nie chce kolejnego spotkania ze strażnikiem, który wypala wzrokiem dziurę w jego nadgarstku. Zobacz: Wojtek o pracy w więzieniu. "Usłyszałem: zrób tak, żeby dożył do rana" Skarga – W więzieniu nie lubi się osób, które są roszczeniowe, a ja taki byłem – mówi Karol. – W jakim sensie był pan roszczeniowy? – dopytuję. – Pisałem skargi do różnych instytucji. Niektóre nigdzie nie docierały, bo były niszczone przez oddziałowych – słyszę. Przywołuje jedną ze scen. Pokój strażników. Na biurku leży jego skarga do Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Funkcjonariusz drze pismo na jego oczach. – Moja konkubina jechała do mnie na widzenie z drugiego końca Polski. Wszystko było umówione. Takie były zapewnienia wychowawcy. A gdy przyjechała, nie wpuścili jej, bo powiedzieli, że nie ma jej na liście – słyszę. – Później od wychowawcy usłyszałem, żebym zamknął mordę i jeszcze raz umówił sobie widzenie, a moją konkubinę nazwał "panienką do poru*****a". Z tego powodu pisze skargę. Chce poznać dane wychowawcy, żeby założyć mu sprawę cywilną. Strażnicy sami zajmują się jego skargą. Gdy ją niszczą, słyszy: "Jeszcze jeden taki numer, a wylądujesz na oddziale zamkniętym. Z łatką konfidenta". Wie, do czego są zdolni. – Jak strażnicy chcieli komuś uprzykrzyć życie, to szli na oddział, wskazywali na kogoś palcem i mówili, że to jest pedofil albo "peugeot", czyli osoba, która się znęca nad najbliższą rodziną. I takie osoby obrywały – słyszę. Czytaj: Trzy historie zza krat. "Tutaj nie dzieje się dobrze" Ryzyko Karol postanawia zaryzykować. Gra va banque. Jeszcze raz pisze skargę do dyrektora zakładu, a przy pomocy adwokata wysyła kopię do Centralnego Zarządu Służby Więziennej. – Wtedy się zaczęło – opowiada. – Gdy w zakładzie dowiedzieli się, że skarga poszła wyżej, usłyszałem, że "teraz sobie przej*****m" i że "mam wszystko upier*****e". Wychowawca rozpowiedział na oddziale, że donoszę na innych, przez co miałem problemy. Ma zapomnieć o płatnej pracy, o którą się stara. – Karnie kazano mi za to sprzątać codziennie dyżurkę oddziałowego, co w środowisku więziennym wykonują tylko "frajerzy i konfidenci" – wyjaśnia. Gdy biorą go na rozmowę, słyszy: "Czy ty jesteś jakiś poj****y? Myślisz, że będziesz nam tu nasyłał swojego prawnika?". Naciskają, by wycofał skargę, jeśli nie chce trafić na Kurkową 12. Pod tym adresem mieści się oddział zamknięty aresztu śledczego w Gdańsku. Straszą go "karnym wpie****m". Ma też nakłonić swoją konkubinę, by i ona wycofała skargę, którą także napisała. Słyszy: "Inaczej nigdy nie dopuścimy jej na widzenie". Oboje się uginają. Polecamy: Mroczny zakątek. Duszenie, topienie, rażenie paralizatorem. Tak wyglądał terror w więzieniu w Barczewie Praca i wyżywienie O płatną pracę Karol zabiega przez trzy miesiące. Zawsze słyszy: "Jakbyś nie wojował, to miałbyś lepiej". W końcu jednak dopina swego. Zostaje zatrudniony w Poczcie Polskiej. W sortowni paczek. Karol: – Wywalczyłem sobie tę pracę ze względu na mój obowiązek alimentacyjny. Mój adwokat interweniował w tej sprawie w sądzie. – Tak naprawdę nie pracowaliśmy tylko w niedzielę. Przerzucaliśmy po trzy, cztery tony paczek dziennie. Z taśmy ściągaliśmy je sami, niektóre ważyły po 60 kilogramów, a do pracy dostawaliśmy zazwyczaj pół czerstwego bochenka chleba i woreczek dżemu albo krążek mocy, czyli plaster salcesonu najgorszej jakości – słyszę. – Pracownicy Poczty chcieli nas wesprzeć jedzeniem, ale grożono im dyscyplinarką. Na szczęście na popołudniowej i nocnej zmianie pracodawca rozdawał skazanym po dwie bułki. Gdyby nie one, nikt by nie był w stanie wytrzymać tej pracy. Często chodziło się do pracy tylko dla tych bułek – dodaje. Karol: – Przez cały mój pobyt w więzieniu mięsa na obiad doświadczyłem dwa razy. Najczęściej była to kasza i soja, a dla dietetyków makaron z marchewką. Zupy to była sama woda, w której pływał olej, żeby podnieść jej kaloryczność. Mam taką traumę przez kaszę, że już nigdy nie wezmę jej do ust. Tak samo soi. Gdy opuszcza więzienie, waży 56 kilogramów, ponad 20 mniej niż rok wcześniej. Zobacz: Wytykali jej wiek, gdy chciała adoptować dziecko. Zwrot w sprawie Edyty i Michaliny Poniżenie Bus przywozi i odwozi skazanych. Jeżdżą bez konwojentów. Pracują bez nadzoru strażników. Karol dobrze jednak pamięta ich wizyty, gdy wpadali na kontrolę osobistą. – Podczas takich kontroli wyzywali nas i kazali rozbierać się do naga, choć jest to niezgodne z Kodeksem Karnym Wykonawczym – zapewnia. Przywołuje teksty: "Ty kur**! Podnoś jaja, bo na pewno coś tam schowałeś". "Ruchy!". – Nie odzywali się jak do drugiego człowieka, tylko jak do zwierzęcia. Scena. Jedna z kontroli. Szatnia w sortowni. Pomieszczenie bez kamer. Karol w pośpiechu ściąga ubranie. Łącznie z bielizną. Wstrzymuje oddech. Ma przerażenie w oczach. Pierwszy raz jest w takiej sytuacji. Gdy jest nagi, strażnicy przykuwają go do grzejnika. – I tak trzymali przez pół godziny. Potem to samo zrobili dwóm innym skazanym. W ten sposób próbowali wyciągnąć od nas jakieś informacje, wymusić przyznanie się do czegoś albo doniesienie na kogoś, nawet jeśli było nieprawdziwe. Straszyli, że kogoś i tak muszą wywieźć na Kurkową – tłumaczy. – Co od pana chcieli? – Chcieli się dowiedzieć, czy w szatni albo w zakładzie jest gdzieś ukryty telefon komórkowy. – Złożył pan skargę? – Pan chyba żartuje. Karol: – Takie kontrole robili nam kilka razy w miesiącu. W ich trakcie traktowali nas jak śmieci i zwyrodnialców. Poniżali i naśmiewali się z nas. Funkcjonariusze czują się bezkarni, bo wiedzą, że nigdzie to nie wypłynie, ponieważ nie ma jak tego udokumentować. A komu się uwierzy: funkcjonariuszowi publicznemu czy skazanemu? Czytaj: Zapytał skazaną na dożywocie o jej marzenie. Poszedł do dyrektora, wszystko załatwił Normalny – Oczywiście byli też normalni funkcjonariusze, ale czasami niewiele mieli do powiedzenia przez tych złych – słyszę. Do "normalnych" Karol zalicza swojego ostatniego wychowawcę, który, jak mówi, widział w nim człowieka i dzięki któremu dostał przepustkę, choć podczas rozmowy z więzienną psycholog usłyszał, że jest zwyrodnialcem i na przepustkę nie zasługuje. – Pani psycholog poniżała mnie w trakcie rozmowy, a wychowawca jako jedyny nie wrzucał mnie do jednego wora z tymi wszystkimi patologiami, które przebywały w zakładzie. Wstawił się za mną – słyszę. To dzięki niemu Karol opuszcza zakład po połowie kary. – Sam przyznał, że ja tam nie pasowałem, a dłuższy pobyt w tym środowisku mógłby mi tylko zaszkodzić. Według mnie nie istnieje coś takiego jak resocjalizacja. Tam można się tylko zdemoralizować – uważa. Fachowa pomoc – W więzieniu wszystko próbują leczyć witaminą C. Nie ma dostępu do fachowej pomocy. A jak ktoś się źle czuje, ma 40 stopni gorączki, to nikogo to nie obchodzi. Jak pracujesz, to masz iść do pracy – opowiada. Mówi o skazanym, który chorował na cukrzycę. Poziom cukru: 37. – Oddziałowy powiedział, że nie zamierza mu udzielić pomocy. To nas, skazanych, obarczył tym, żeby mu pomóc. A przecież gdyby cokolwiek mu się stało, prokurator najbardziej czepiałby się nas, bo byliśmy z nim w celi – słyszę. Gdy jego stan się pogarsza, ratują go słodkimi napojami i słodyczami, które kupili dla siebie w kantynie. Trauma W czerwcu Karol zostaje warunkowo zwolniony i opuszcza więzienne mury. Po wyjściu na wolność zgłasza się do specjalnego ośrodka. Chce, by pomogli mu uporać się z traumą, której doświadczył. Panikuje już przed wejściem do budynku, gdy wpada na strażników więziennych. – Nie wiedziałem, czy mam uciekać, czy stać na baczność. Paraliżował mnie strach. Stanowisko zakładu karnego Mjr Marek Stuba, rzecznik aresztu śledczego w Gdańsku, nie odpowiedział na pytanie, czy podczas kontroli osobistej na terenie Poczty Polskiej, gdzie pracowali skazani, funkcjonariusze służby więziennej kazali im się rozbierać do naga, przykuwali kajdankami do grzejników, próbując w ten sposób wyciągnąć od nich informacje. Zapewnił jedynie, że kontrole w miejscach pracy przeprowadza się zgodnie z przepisami, a podstawą prawną prowadzonych czynności jest ustawa o służbie więziennej. "Na sposób kontroli prowadzonych w stosunku do grup roboczych u kontrahenta zewnętrznego nie wpływały skargi zarówno od osadzonych, jak i od kontrahentów" – podkreślił mjr Stuba. Rzecznik zaznaczył też, że w okresie od sierpnia 2023 do czerwca tego roku skarg nie odnotowano również na sposób kontroli osobistych, które odbywają się na terenie zakładu. "Zgodnie z przepisami kontrolę osobistą przeprowadzają funkcjonariusze służby więziennej tej samej płci, co osoba kontrolowana podczas nieobecności osób postronnych i osób odmiennej płci oraz w miejscu niedostępnym w czasie dokonywania kontroli dla osób postronnych. Osoba kontrolująca przeprowadza kontrolę w sposób możliwie najmniej naruszający dobra osobiste osoby kontrolowanej" – napisał. Z nadesłanych odpowiedzi wynika, że nie było też zgłoszeń dotyczących niszczenia korespondencji przez oddziałowych. Rzecznik potwierdził natomiast, że zarówno do zakładu karnego, jak i Centralnego Zarządu Służby Więziennej wpłynęły dwie skargi partnerki Karola, które zostały jednak wycofane, więc nie były rozpoznane. Nie odpowiedział natomiast, czy funkcjonariusze służby więziennej naciskali na skazanego, by jego partnerka wycofała skargi. Zapewnił jedynie: "Nie wpłynęło zgłoszenie do jednostki dotyczące rzekomego »straszenia osadzonego«, jeżeli skargi nie zostaną wycofane". Dodał też, że partnerka osadzonego "nie została wpuszczona na widzenie, ponieważ się nie zapisała". Na pytanie, czy funkcjonariusze służby więziennej uniemożliwiali Karolowi podjęcie płatnej pracy mimo ciążącego na nim obowiązku alimentacyjnego, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. * Imię bohatera zostało zmienione. Kontakt z autorem: [email protected]

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS