Home/science/Kalisz 1914. Kronika zagady miasta

science

Kalisz 1914. Kronika zagady miasta

U zrode katastrofy kaliskiej nie ma spontanicznego szalenstwa bya to na zimno skalkulowana i metodycznie przeprowadzona zbrodnia.

By Piotr Bożejewicz | October 11, 2024 | science

Kamienice Kalisza sugerują ciągłość mieszczańskiego dostatku. Jednak to wszystko iluzja. Nie widać z perspektywy Głównego Rynku z eleganckim ratuszem, że stulecie temu wszystko to było wypaloną ruiną, jak Warszawa ćwierćwiecze później. Gubernia na pograniczu Wycięty z Wielkopolski po traktacie wiedeńskim Kalisz stał się zachodnią rubieżą imperium carów – Rosja kończyła się 5 kilometrów za Wrocławskim Przedmieściem. Miasto zyskało w Królestwie Polskim kilka pokaźnych gmachów i status miasta gubernialnego, lecz główną atrakcją była granica, zwłaszcza z początkiem nowego stulecia. Decydującym impulsem była Kolej Warszawsko-Kaliska doprowadzona szerokim torem w 1902 r. – szczególnie gdy szyny normalnotorowe włączyły miasto w sieć pruskich kolei. Nowe Skalmierzyce (wtedy Neu Skalmirschütz na granicy z Prusami) otworzyły Kaliszowi gospodarczy róg obfitości, który wzmocnił miasto inwestycjami przemysłowymi i handlem, a przed końcem 1913 r. podwoił liczbę mieszkańców. Teraz populacja 70 tys. nie brzmi imponująco, lecz 100 lat temu miała pokaźniejsze znaczenie. Bliskość granicy z atutu stała się matnią, gdy latem 1914 r. imperia skoczyły sobie do gardeł. Połączenia kolejowe zostały przerwane już 31 lipca, tuż za ostatnim pociągiem z Niemiec pełnym uciekinierów z rosyjskim paszportem. Potencjalnie Kalisz trafił na linię ognia, gdyż od czasu budowy kolei w mieście stacjonował rosyjski pułk kawalerii, naprzeciw zaś, tylko 10 km od rosyjskiej granicy, w Ostrowie Wielkopolskim stały trzy bataliony 155. Pułku Piechoty. Czytaj więcej Mnie tu może wiele rzeczy wkur..., ale to wszystko przestaje się liczyć, gdy sobie pomyślę, że to jest jedyne miejsce na ziemi, na którym uczciwie mogę napisać cztery proste litery: MOJE. Można było odetchnąć z ulgą, że konflikt zaczął się bez wystrzału. Istotnie Rosja nie planowała bronić Kalisza, a rozkaz ewakuacji zapadł już 30 lipca, dwa dni przed formalnym wybuchem wojny, dlatego 1 sierpnia odwrót toczył się pełną parą. Ucieczka Rosjan dostarczyła więcej satysfakcji niż niepokoju; jedyny symptom to gremialny szturm na kasy bankowe. Już w południe wojsko wysadziło most kolejowy, podpaliło porzucony magazyn i zbędny tabor przy dworcu, by odmaszerować ku Wiśle, a ostatni pociąg z urzędnikami odjechał 2 sierpnia przed świtem. Na posterunku pozostał samotny radca Sokołow, gdyż w pośpiechu zapomniano o zgromadzonej w kasie olbrzymiej kwocie 25 tys. rubli w banknotach, sumienny urzędnik palił więc pieniądze i księgi aż do przyjścia Niemców, za co władze okupacyjne go rozstrzelały, a rząd rosyjski uczcił mszą żałobną w stołecznej cerkwi. Od ranka Kalisz był ziemią niczyją, z tymczasową władzą burmistrza Bronisława Bukowińskiego i jego Komitetu Obywatelskiego. Obywatele zaś, zamiast kryć się w piwnicach, tłumnie wylegli z domów, ciekawi burczącego na niebie samolotu z czarnymi krzyżami. Kolejnej rozrywki dostarczył niemiecki zwiadowca kawaleryjski pędzący z obłędem w oczach przez miasto – zdaniem świadków – zbyt pijany lub przerażony, by utrzymać się w siodle, co jest poszlaką w szukaniu źródeł tragedii. Okupanci wkraczali niemrawo, głównie zaś na rowerach, a honorowy komitet powitalny z białą flagą i Bukowińskim na czele czekał długo, aż zjawi się jakiś oficer godny wręczenia kluczy do miasta, lecz spotkany porucznik obcesowo zbył dygnitarzy, mierząc z pistoletu w głowy rozmówców. Lepsze wrażenie wywarli zwykli żołnierze, zwłaszcza że znaczna część okazała się Polakami, gdyż służyli za miedzą w ostrzeszowskich koszarach. Mimo rezerwy po obu stronach porozumienie przebiegło gładko – może nawet życzliwie – choć bez euforycznego bratania. Czytaj więcej Wojna! Czuliśmy się oczyszczeni i wyzwoleni, mieliśmy wielkie nadzieje" – pisał w swoim dzienniku w 1914 r. Tomasz Mann. Te słowa doskonale oddają nastrój panujący wtedy w całej Europie. Chyba jeszcze nigdy wcześniej wybuch wojny nie spotkał się z tak wielkim i powszechnym entuzjazmem. To jednak był zwiad, wycofany z miasta do zmierzchu. Anioł zagłady zjawił się nocą, wraz z 2. batalionem wspomnianego wcześniej 155. Pułku Piechoty z Ostrowa Wielkopolskiego. Dowodził 50-letni mjr Hans Preusker z Drezna – czysty stereotyp oficera pruskiego: sztywny jak kij, z nieodzownym monoklem w oku i krzaczastymi wąsami. Kara bez zbrodni Drobny niesmak sprawił odpowiedzialny za kwaterunek kpt. Kedl, gdy zmienił nobliwe siedziby Towarzystwa Muzycznego w Kaliszu i Stowarzyszenia Chrześcijańskich Rzemieślników w koszary (rosyjskie baraki nie były dość godne lub bał się zasadzki), a w dystyngowanym Hotelu Europejskim kwaterował ze sztabem sam Preusker, świętując sukces szampanem z zapasów restauracyjnych. Do świtu ulice upstrzyły afisze gwarantujące mieszkańcom bezpieczeństwo życia i mienia – nawet bez szczególnych obostrzeń, prócz nakazu zdania prywatnej broni w ciągu następnej doby. Wręcz przeciwnie – Preusker wymagał zwykłego otwarcia sklepów i interesów od rana, dlatego poniedziałek zaczął się prawie zwyczajnie, nie licząc wart i patroli wojskowych – a zwłaszcza potężnej ochrony łącznicy telefonicznej i haubic zaparkowanych w rynku. Sytuacja nie była normalna, lecz znośna. Wieczorem, po części dzięki pięknej pogodzie, wyszli nawet spacerowicze, przesiadując na ławkach. Nawet nie jest pewne, o której godzinie (świadek spod teatru miejskiego wspomniał, że o dziewiątej, inni twierdzą, że o jedenastej) piekło zaczęło się od strzału przy moście Aleksandryjskim (dzisiaj Kamiennym), z czego wynikła kanonada ze wszystkich kierunków. Cokolwiek zaszło, gdy wszystko przykrył ogień karabinu maszynowego, na ulicy zaległo sześciu zabitych i 32 rannych żołnierzy oraz 21 zastrzelonych przechodniów. Kto oddał pierwszy strzał? Nigdy nie ustalono, kto pierwszy strzelał – zwłaszcza zaś, kto zabił niemieckich żołnierzy. Są tylko teorie; mówi się o ukrytych w mieście Kozakach z kaliskiego więzienia, zwolnionych i uzbrojonych przed ewakuacją; mowa wręcz o koronkowej akcji carskiego wywiadu, by sprowokować niemiecki odwet i użyć go w celach propagandowych. Czytaj więcej Uroczystości w Wieluniu. Przybyli na nie prezydent Lech Kaczyński i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski Nie dowiedziono też najprostszego wytłumaczenia, że Niemcy sami się ostrzelali. Wprawdzie zdyscyplinowani i wyszkoleni, to wąchali proch tylko na poligonach. Na terytorium wroga, którego wciąż nie spotkali, zewsząd oczekiwali ataku, nerwowo więc reagowali na przywidzenia – szczególnie w ciemnościach, w czym piwo mogło odegrać niebagatelną rolę. Dr Alfred Dreszer, z urodzenia Niemiec i lekarz szpitala wojskowego w Kaliszu, gdy badał rannych po incydencie, w ciałach znalazł tylko niemieckie pociski (chyba nie bez powodu był krótko aresztowany, a po zwolnieniu gorączkowo ścigany). Niemal w tym samym czasie, bo 4 sierpnia, identyczny wypadek strzelaniny pijanych żołnierzy Landwehry zdarzył się w Częstochowie – tam również za karę rozstrzelano Polaków, choć represje nie sięgnęły skali Kalisza. Pewnie sam mjr Preusker nie przyznałby się w raporcie, że jego batalion sam się wystrzelał, nim spotkał rosyjskiego żołnierza, gdyż byłby to ostatni meldunek. Musiał pomścić przelaną krew Niemców i wymierzyć karę. Jeszcze nocą wzięto zakładników z miejskiej elity, w tym Bukowińskiego, których trzymano do rana pod bagnetami na gołej ziemi. Świtem Preusker wprowadził godzinę policyjną i zakaz prasy, zgromadzeń, a wręcz poruszania się po mieście, nałożył olbrzymią kontrybucję w kwocie 50 tys. rubli, a za włos z głowy niemieckiego żołnierza groził rozstrzelaniem co dziesiątego mieszkańca. Batalion ruszył przez miasto, szukając broni i podejrzanych, których na miejscu, bez sądu rozstrzeliwano – nawet za opór przed rewizją lub wypędzeniem z mieszkania, a wielu zakłuto bagnetem lub rozbito głowy kolbą karabinu. Akcja trwała do zmierzchu, aż osłaniane przez zakładników oddziały Preuskera wycofały się z miasta, choć nie dla świętego spokoju. Major kazał mieszkańcom trwać w domach i palić światła do rana, by iluminacja pomogła celowniczym moździerzy ustawionych na wzgórzu. Ostrzał artyleryjski nie ustał, póki nie zrujnował pięter kamienic. Nie bacząc na zakaz i strzały w plecy, pierwsze tysiące uchodźców ruszyły na wschód z całym majątkiem w rękach. Schrecklichkeit Po 5 sierpnia szał zelżał, gdy oddziałowi Preuskera kazano wracać do Rzeszy. Wątpliwe, by ktoś z dowództwa uznał reakcję majora za wyolbrzymioną – po prostu jego 10. Dywizja jechała na front zachodni. Także mało prawdopodobne, by ratowano morale polskich żołnierzy – odmowy wykonania rozkazu znane są tylko z plotek. Popołudniem, 7 sierpnia, Kalisz przejęli Ślązacy z 7. Pułku Landwehry ppłk. Hofmanna (za wcześnie mieszać w to Korpus Woyrscha, gdyż nie powstał do listopada), a wobec poczynań nowego władcy mjr Preusker był prawie umiarkowany. Znów trzeba oprzeć się na pogłoskach. Podobno Niemcom przywidziała się szarża kawalerii rosyjskiej, w innej relacji wierzchowiec pod oficerem potknął się o drut telegraficzny, przez co jeździec niechcący strzelił. W panice Niemcy otwarli ogień z karabinów maszynowych, nie szczędząc przechodniów, mieszkań i witryn sklepowych. W amoku zginęli cywile, konie i niemieccy żołnierze – co najmniej 18 osób – i szaleństwo mordowania wróciło. Żołnierze ruszyli na domy, bijąc i rozstrzeliwując, po czym zaczęło się regularne niszczenie miasta – od spalenia ratusza z zabitymi urzędnikami. Nocą wojsko odeszło, aby bombardować miasto do świtu, a rankiem wrócić do podpalania. Ogień metodycznie trawił kamienicę za kamienicą, z czym wiązał się powszechny rabunek: dobytek jechał w taborach do Rzeszy, lecz w czyje ręce trafił? Trudno powiedzieć. Hofmann nie zadowolił się kilkoma zakładnikami, jak Preusker. Schwytał ich blisko 800 i trzymał w szczerym polu za miastem. Dwa razy urządzał próbne rozstrzeliwanie, przerywane po załadowaniu broni przez oddział egzekucyjny. Kilkadziesiąt osób naprawdę zabił, część wywieziono na śledztwo w Poznaniu, skąd większość – prócz kilku Rosjan skazanych na obóz w Cottbus – po pacyfikacji zwolniono. Sprawę można pokazać z perspektywy paniki żołdactwa i frontowego amoku, jednak walk w Kaliszu nie było. Nie ma mowy o zbrodni w afekcie; dowódcy i oddziały okupacyjne zmieniały się trzykrotnie przez dwa tygodnie – 14 sierpnia komendanta Hofmanna zastąpił płk Wirth na czele 133. Pułku Landwehry z Saksonii, ale niszczenie miasta z niesłabnącym zapałem trwało do 22 sierpnia, aż spłonął ostatni kwartał na Wrocławskim Przedmieściu za Prosną. Nie było więc emocji i improwizacji, lecz plan i strategia; dowódcy na chłodno prowadzili zadania, wyuczone w akademiach wojskowych z podręcznika „Kriegsbrauch im Landkriege” Meurera, który na śmietnik wyrzucił XIX-wieczny „sentymentalizm i zwiotczałe emocje” w prawie wojennym: niemiecki żołnierz miał stronić od „humanitarnych mrzonek”. Uznanie zbrodni za ponury incydent byłoby uprawnione, gdyby niemiecka taktyka wobec ludności cywilnej nie wracała szablonowym schematem – od Kalisza do tragedii w Louven i miastach francuskich. Niemiecki system walki z cywilnym oporem ma określenie w literaturze słowem Schrecklichkeit (w znaczeniu terroru i zastraszania) – zapowiedź tak przerażających środków, by wpoić respekt dla Niemców na wieki. Przy tym oficerowie z ducha Schrecklichkeit nie przepadli po 1918 r. – bestialstwo Wehrmachtu nie spadło z nieba ani nie powstało wraz z Hitlerem. Kalisz, miasto ruina Po wszystkim Kalisz był wypaloną ruiną i miastem duchów z ledwie 5 tys. mieszkańców. Pół tysiąca kamienic, dziewięć fabryk i gmachy publiczne były zniszczone w 95 proc., zatem w stanie niemożliwym do odtworzenia. Nikt nie liczył strat w ruchomym dorobku, archiwach, zabytkach i dziełach sztuki – samą wartość budynków szacowano na 25 mln rubli w złocie – można sądzić, że nie przesadnie, gdyż zbliżonej kwoty (około 22 mln) doliczyła się strona niemiecka. Łącznie ruiny Kalisza stanowiły aż 30 proc. strat materialnych Królestwa Polskiego w tej wojnie. Trudniej ustalić ilość zabitych, których nie miał kto liczyć, a masowy niekontrolowany exodus zaciemnia liczby – pewnych jest co najmniej 100 zmarłych, jednak część spekulacji mnoży sumę zamordowanych aż pięciokrotnie. Niemieckie tłumaczenia o uprawnionej reakcji na polski atak brzmią absurdalnie w realiach królestwa kongresowego – Polakom, wyzutym z krzty sympatii do Rosji, brakło cienia motywu. Przeciwnie – przerażające relacje uchodźców, podchwycone przez propagandę rosyjską, w znaczny sposób zmieniły relacje. Część elit Rzeszy, nawet skrępowanych cenzurą, widziała w Kaliszu przegraną bitwę. Przed nadchodzącą armią niemiecką kroczyła panika – rozczarowaniem był rajd Kompanii Kadrowej do Kielc; także w Częstochowie, która sama doświadczyła represji śląskiej Landwehry (choć pod auspicjami władz austriackich), rekrutacja do Legionów skończyła się fiaskiem. Rozczarowany był nie tylko Piłsudski, lecz także Berlin. Nikt w Kongresówce nie chciał mieć związku z Niemcami – zarówno spod sztandaru Wilhelma, jak i Franciszka Józefa. Tym bardziej pomysł na Polnische Wehrmacht, gdy Niemcom zależało najbardziej, nie miał szans powodzenia. Rzecz jasna, winnych nikt nie ukarał. Preusker trafił na listę zbrodniarzy wojennych, jednak wyłgał się śmiercią w kwietniu 1918 r. Innych nawet się nie wspomina. Kalisz, jaki dziś widzimy – nawet niepozbawiony uroku – powstał od nowa w dwudziestoleciu międzywojennym. Niestety, za naszą zachodnią granicą rosło nowe pokolenie kulturträgerów.

SOURCE : rp
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS