science
Jak scigano katow z Auschwitz. "Anio Smierci" umar podczas kapieli
Kilku najwazniejszych w tym komendant obozu trafio na szubienice. Niektorych skazywano na dozywocie jeszcze w latach 60. Ale sprawiedliwosci wymkneo sie stanowczo zbyt wielu chocby osawiony Josef Mengele. Takze dzieki cichemu przyzwoleniu niemieckich wadz po wojnie.
Spośród ponad 6 tys. esesmanów, którzy służyli w Auschwitz i którzy przeżyli wojnę, mniej niż 800 usłyszało jakikolwiek wyrok Po pierwszych powojennych rozliczeniach, nazistowskich zbrodniarzy wojennych – w tym oprawców z Auschwitz – ścigano mniej gorliwie Prokuratorzy, którzy chcieli ich oskarżać, bili w RFN głową w mur. Procesy były przewlekane, sprawców traktowano też przed sądami nader łagodnie Na ustaleniu, gdzie się ukrywa doktor Josef Mengele — "Anioł Śmierci" z rampy w Birkenau — długo bardziej zależało izraelskiemu wywiadowi niż władzom RFN Pojedynczych esesmanów z załogi obozu – jak Oskar Gröning, tzw. księgowy z Auschwitz – próbowano osądzić jeszcze w obecnej dekadzie Komendant Rudolf Höss prośby o łaskę nie składał, bo wiedział, że jej nie otrzyma. Max Grabner, jeden z największych sadystów obozowego SS, mówił, że w Auschwitz nie miał właściwie żadnej władzy. Richard Baer, główny oskarżony w tzw. drugim procesie oświęcimskim, umarł przed jego rozpoczęciem. Doktora Josefa Mengelego szukał w Ameryce Południowej izraelski wywiad – władze RFN miały nawet odcisków palców "Anioła Śmierci". Za swoje zbrodnie odpowiedziało przed sądami ledwie 12-15 proc. esesmanów z załogi Auschwitz. Komendant w mundurze marynarza Zacznijmy od liczb. Przez załogę obozu Auschwitz w ciągu niecałych pięciu lat jego istnienia przewinęło się ponad 7 tys. esesmanów i nadzorczyń. Jakieś 1,5 tys. z nich przeniesiono na front jako członków formacji Waffen-SS i część tej grupy poległa w walkach. W momencie zakończenia wojny na terenie zachodnich stref okupacyjnych znajdowało się więc 5,5-6 tys. osób podejrzanych o zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne w związku ze służbą w Auschwitz (opieram się tu na szacunkach historyka Aleksandra Lasika). Jedną z nich był założyciel i komendant obozu – Rudolf Höss. W ostatnich dniach wojny zastosował się on do rozkazu Himmlera (którym był zresztą rozczarowany): wmieszać się między żołnierzy regularnych sił zbrojnych. Podał się za marynarza. Nie miał na ramieniu esesmańskiego tatuażu z grupą krwi, więc nie wzbudził podejrzeń i szybko wypuszczono go z niewoli, a zaczęto szukać dopiero po paru miesiącach. Mało brakowało, a zatłukliby go na miejscu Alianckie służby zorientowały się, że na trop poszukiwanych nazistów można wpaść poprzez obserwację ich rodzin. Brytyjczycy aresztowali żonę Hössa, grożąc jej, że jeśli nie poda miejsca pobytu męża i nazwiska, którego ten używa, ich dzieci znajdą się w pociągu na Syberię. Wskazała im gospodarstwo rolne koło Flensburga. Mało brakowało, by oficerowie brytyjskiego wywiadu po zgarnięciu Hössa zatłukli go na miejscu – powstrzymał ich lekarz wojskowy. Były komendant nie zdołał się otruć, bo przydziałowa ampułka z cyjankiem, którą nosił na wszelki wypadek, parę dni wcześniej się zbiła. Höss pojawił się w Norymberdze – nie jako oskarżony, lecz jako poboczny świadek. W największym z tamtejszych procesów (listopad’45-październik’46) sądzono głównie architektów zbrodni nazistowskich, a nie bezpośrednich sprawców – czyli m.in. członków esesowskich załóg w obozach. Potem Höss został przewieziony samolotem do Polski. W Warszawie osądził go Najwyższy Trybunał Narodowy – specjalny sąd, przed który mieli trafiać niemieccy zbrodniarze wojenni. Tu wyjaśnienie: już w tzw. deklaracji moskiewskiej (1943) alianci ustalili, że podejrzani o takie zbrodnie będą po wojnie wydawani tym krajom, na terytorium których je popełnili (jeśli ich działalność okazałaby się "ponadgraniczna", mieli być sądzeni przed wspólnym trybunałem – vide: Norymberga). Przed NTN odbyło się w sumie siedem procesów. Dwa z nich dotyczyły zbrodni popełnionych w Auschwitz, a sprawa Hössa była zdecydowanie najgłośniejszą spośród nich, także w znaczeniu międzynarodowym – chodziło tu bowiem również o pokazanie sposobu działania Auschwitz jako machiny. Kierownik fabryki i jego duma W obliczu dokumentów i zeznań świadków Höss nie miał żadnych wątpliwości, jaki będzie finał procesu. Odpowiadał na pytania stanowczo, bez wahania i lawirowania. Nie żałował ofiar, opisy zbrodni go nie poruszały. Relacjonował, jak pod jego kierownictwem zamordowano co najmniej 2,5 mln ludzi (tę liczbę dopiero później zweryfikowano). Uczestników procesu uderzało pomieszanie "nuty lekkiej dumy", z jaką opowiadał o dobrze wykonanej pracy, i przepraszający ton, gdy mówił o "obiektywnych trudnościach", które stawały mu na drodze. Jeden z obserwatorów odnotował, że Höss opowiadał o obozie, jakby chodziło o kierowanie fabryką. Inny – że zeznania komendanta przypominały raczej przemowę po otrzymaniu przezeń jakiegoś niemieckiego odznaczenia. POLECAMY: Chłopiec, który poszedł za tatą do Auschwitz. Jeremy Dronfield: ich więź pomogła im przetrwać Höss pozostawił po sobie spisaną w celi autobiografię. W tym wstrząsającym świadectwie przeplatają się wspomnienia żydowskich matek, które prowadzą swoje dzieci do komór gazowych, i sielankowe obrazy z życia rodzinnego komendanta. Podczas jego służby w Auschwitz rodzina Hössów mieszkała przecież w willi z pięknym ogrodem – 150 metrów od obozowego krematorium. Komendanta Auschwitz powieszono w kwietniu 1947 r. na terenie obozu. Były więzień Stanisław Hantz, który był świadkiem jego egzekucji, stwierdził, że Hössa "powinni wsadzić w klatkę i wozić po całej Europie, (...) żeby mogli pluć na niego, by dotarło do niego, co zrobił". Esesmani ze szczytu hierarchii Kilka miesięcy później zaczął się (w Krakowie) drugi z "oświęcimskich" procesów przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Oskarżonych było 40. Nie chodziło tylko o ich indywidualną odpowiedzialność, ale również o sam udział w SS i załodze obozu, które uznano za organizacje przestępcze. Wśród oskarżonych znaleźli się esesmani ze szczytu obozowej hierarchii. Najważniejszymi byli Arthur Liebehenschel (komendant obozu macierzystego od jesieni 1943 r.) i Max Grabner. Ten drugi był szefem wydziału politycznego, tj. obozowego Gestapo. Osobiście wybierał więźniów na egzekucje pod "ścianą śmierci" na dziedzińcu bloku nr 11. Brał też udział w pierwszych akcjach gazowania i palenia zwłok w obozie macierzystym. Był też kierownik obozu Hans Aumeier (ukończył trzy klasy podstawówki), a także Erich Mushfeldt, który nadzorował Sonderkommanda w krematoriach (w cywilu – piekarz) i osobiście rozstrzeliwał setki więźniów, którzy nie przeszli selekcji. Był też m.in. Franz Kraus (zabijał podczas "marszów śmierci") czy dr Johann Kremer, doktor filozofii i medycyny, który jako obozowy lekarz mordował więźniów zastrzykami z fenolu. Maria Mandel (jedna z pięciu sądzonych kobiet) była kierowniczką obozu kobiecego w Birkenau. Zapracowała sobie na przydomek "Bestia", m.in. dlatego, że posyłała na śmierć urodzone w obozie noworodki i wyznaczała kobiety i dzieci do zbrodniczych doświadczeń pseudomedycznych. Wszyscy najważniejsi oskarżeni bili więźniów i znęcali się nad nimi, mordowali własnoręcznie i mordowanie zlecali. Część prowadziła selekcje, część asystowała przy masowej eksterminacji w komorach gazowych. Przyznali się do bicia, zasłaniali się rozkazami W trzytygodniowym procesie esesmani przyjęli inną taktykę niż Höss. Niektórzy przyznali się co najwyżej do bicia. Grabner twierdził, że właściwie nie miał w obozie władzy. Ktoś pytał z goryczą, gdzie są teraz Hitler i Himmler. Liebehenschel tłumaczył, że za jego rządów więźniom żyło się w obozie lepiej. Oczywiście zasłaniali się rozkazami, ale Trybunał wytknął w uzasadnieniu wyroków, że nawet jeśli zabijali na rozkaz, nikt nie zmuszał, by przy tym katowali więźniów. 23 osoby skazano na śmierć przez powieszenie (wyroki wykonano przy Montelupich w styczniu’48). Sześć innych osób dostało dożywocie, siedem – 15 lat. To były – z uwagi na status oskarżonych – stosunkowo wysokie wyroki. W latach 1946-53 odbył się także szereg mniejszych postępowań przed sądami okręgowymi, wojewódzkimi i specjalnymi. Zdarzały się wyroki śmierci (ponad 30), ale najczęściej orzekano karę trzech-czterech lat więzienia, bo spora część oskarżonych to byli wartownicy czy personel obozowej administracji. Zobacz także: Historia polskich narciarzy w obozie Auschwitz-Birkenau Nierzadko katów z Auschwitz sądzili alianci zachodni – w związku ze zbrodniami popełnianymi w innych obozach. Tak było z komendantem Birkenau Josefem Kramerem, kierownikiem tamtejszego obozu kobiecego Franzem Hösslerem czy osławioną Irmą Grese (odpowiadali także za zbrodnie w obozie Bergen-Belsen). Kierownik krematoriów w Birkenau, Otto Moll (wyjątkowy sadysta) był sądzony "za" Dachau, a Friedrich Entress – lekarz obozowy, który "zaszpilował" tysiące ludzi zastrzykami fenolu – w procesie załogi Mauthausen. Niektórzy sądom i trybunałom się wywinęli – w różnych okolicznościach. Gerhard Palitzsch, główny wykonawca egzekucji, odpowiedzialny też za wiele gwałtów w obozie, zginął jeszcze w 1944 r. na Węgrzech lub w Jugosławii. Zastępca komendanta Karl Fritzsch, który jako pierwszy użył w Auschwitz cyklonu B do gazowania ludzi, zginął w walkach o Berlin. Lekarz garnizonu SS Eduard Wirths, odpowiedzialny za zbrodnicze eksperymenty na więźniach, popełnił samobójstwo w brytyjskiej niewoli. Ginekolog Carl Clauberg, który okaleczył setki Żydówek i Cyganek, odsiedział 10 z 25 lat wyroku w ZSRR. Zwolniony, w ojczyźnie wrócił do zawodu i o swoich wojennych "osiągnięciach" mówił z dumą. Aresztowano go, ale zmarł w oczekiwaniu na proces. Zwykli Niemcy zamiast potworów Ostatni komendant Auschwitz Richard Baer, odpowiedzialny m.in. za zbrodnie popełniane podczas "marszów śmierci", przez 15 lat udawał robotnika leśnego. Umarł w areszcie, parę miesięcy przed zaplanowanym procesem (1963). Miał być głównym oskarżonym. To był tzw. drugi proces oświęcimski (zarazem pierwszy z kilku, jakie miały się odbyć we Frankfurcie nad Menem). Przed sąd doprowadzono głównie esesmanów średniego i niskiego szczebla, bo niestrudzony heski prokurator Fritz Bauer chciał pokazać społeczeństwu RFN pełen przekrój załogi obozu. Zarzuty dotyczyły wyłącznie morderstw – bo zgodnie z zachodnioniemieckim prawem za udział w masowych zbrodniach oskarżeni mogliby odpowiadać jedynie jako współsprawcy. Skazano 17 z 22 oskarżonych, ale tylko sześciu dostało dożywocie. Bauerowi zależało, by proces był symbolem – udało mu się połowicznie. Narzekał, że niemieckie media prezentowały oskarżonych jako potwory. Społeczeństwo mogło się więc od nich łatwo dystansować, choć w istocie byli tzw. zwykłymi Niemcami. Sędziom Bauer zarzucał, że przyczynili się do wykreowania wizerunku III Rzeszy jako kraju "okupowanego przez nazistów", w którym zbrodniarze po prostu nie mieli innego wyjścia niż wykonywać rozkazy. W kolejnym procesie najwyższym wyrokiem było 8 lat. W czwartym, ostatnim z symbolicznych procesów frankfurckich (już w latach 70.) nikogo już nie skazano. Było jeszcze w RFN kilkanaście pomniejszych postępowań – wszystkie pokazywały olbrzymie problemy republiki z rozliczeniem zbrodni nazistowskich. Złożyło się na to kilka czynników. Amnezja, amnestia i wymówki Nie najmniej ważnym była zimna wojna – ok. 1949 r. współpraca niedawnych aliantów w przekazywaniu sobie zbrodniarzy nazistowskich właściwie zamarła. Jednocześnie zachodni alianci w obliczu zagrożenia ze strony ZSRR postawili na przeciągnięcie Niemców na swoją stronę. To oznaczało szybkie zarzucenie i tak powierzchownej denazyfikacji i włączenie wielu niedawnych nazistów do procesu budowy nowego państwa. Większość Niemców ochoczo na tę amnezję-amnestię przystała. Machina sprawiedliwości w RFN – nieoczyszczona z nie tak dawnych zwolenników nazizmu – raczej szukała wymówek niż z przekonaniem tropiła zbrodniarzy. Co odważniejsi prokuratorzy tacy jak Bauer bili głową w mur, co pokazuje film fabularny "Labirynt kłamstw" (skądinąd przeciętny). Świadkowie narzekali na formalizm i przewlekłość spraw, arogancję oskarżonych i tupet ich obrońców. Sądy nieraz traciły z oczu samą służbę oskarżonych w SS (uznanym już w Norymberdze za organizację przestępczą) i ich udział w systemie masowej zbrodni. Pozwoliło to wykpić się od odpowiedzialności m.in. setkom obozowych wartowników. Za to zbyt często traktowano oczywistych zbrodniarzy jak podejrzanych o pospolite przestępstwa, drobiazgowo szukając świadków (ci najczęściej nie żyli) i dokumentów (te najczęściej poniszczono). "Na tych procesach najlepiej rozumieli się nawzajem i najlepiej rozumieli to, co wydarzyło się w obozie, tylko ofiary ich kaci" – pisał Jan Masłowski. Jak wskazywał Laurence Rees (autor książek i filmów dokumentalnych o historii III Rzeszy), naziści zbudowali komory gazowe, by oszczędzać zdrowie swoich żołnierzy, którzy nie wytrzymywali udziału w masowych egzekucjach. Dla tysięcy "zwykłych Niemców" miała to być po latach nieoczekiwana przysługa – wielu mogło mówić, że do masowej zagłady nie przyłożyli ręki. Nieuchwytny Anioł Śmierci Ściganie zbrodniarzy z Auschwitz (i nie tylko) z początku stało chaosem, a potem – nieporadnością i zaniechaniem, co pokazuje jak w soczewce powojenna historia osławionego Josefa Mengelego, "Anioła Śmierci" z rampy w Birkenau. Mengele już w 1945 r. był w obozie jenieckim, ale przez dwa miesiące nikt go nie rozpoznał. Ukrył się potem w gospodarstwie rolnym w Bawarii. Figurował na listach głównych zbrodniarzy wojennych, ale alianci mieli za mało środków w stosunku do potrzeb, by ścigać takich jak on. Szukano np. informacji o nim, pisząc nazwisko z błędem: Mengerle. Wyjechał z kraju wiosną 1949 r., na fałszywym paszporcie Czerwonego Krzyża. Z Włoch wypłynął do Buenos Aires (jak wielu nazistów, zawdzięczał pomoc katolickiemu biskupowi Aloisowi Hudalowi). Korzystał z pomocy rodziny w kraju , a jednocześnie reprezentował w Ameryce Południowej firmę ojca, produkującą sprzęt rolniczy. Kilka razy pojawił się w powojennych Niemczech, zdołał też załatwić sobie paszport RFN na prawdziwe nazwisko. Pomógł mu w tym ambasador w Argentynie, dawny doradca Ribbentropa. Mało kto w RFN się kwapił, by Mengelego ścigać. Prokurator Bauer do tego stopnia nie ufał w tej kwestii własnemu państwu, że podrzucił parę informacji izraelskiemu wywiadowi. Mosad zamierzał za jednym zamachem wywieźć z Argentyny i Adolfa Eichmanna, i właśnie Mengelego – udało się tylko z tym pierwszym, bo "Anioł Śmierci" ukrywał się już wtedy w Paragwaju. Dopiero kiedy zrobiło się głośno o uprowadzeniu i procesie Eichmanna, gazety zaczęły szerzej pisać o zbrodniach Mengelego. Bonn niby zainteresował się miejscem jego pobytu, ale nigdy nie wysłał agentów w teren, nie miał nawet jego odcisków palców. Mengele znacznie bardziej obawiał się zresztą Mosadu niż niemieckich służb. Ponieważ i Izrael w pewnym momencie odpuścił poszukiwania, wokół Mengelego zaczął się tworzyć mit "nieuchwytnego nazisty". "Anioł Śmierci" umarł podczas kąpieli w Atlantyku, powodem był udar mózgu. Zwłoki zidentyfikowano dopiero parę lat po śmierci. Dopiero wtedy jego tropiciele zorientowali się, że dwie ostatnie dekady życia Mengele spędził w Brazylii. "Niewinny księgowy", który widział to na własne oczy Za wieloznaczny symbol może uchodzić biografia Oskara Gröninga. Miał 22 lata, gdy trafił do Auschwitz jako esesman (o obozie nigdy wcześniej nie słyszał). Sam nikogo nie zabił, był trybikiem w machinie: sortował pieniądze zagrabione ofiarom i wysyłał je do Rzeszy. Służbę w obozie zakończył w 1944 r., nie bez żalu. Nie oburzały go zbrodnie, których był świadkiem – co najwyżej zbędna ostentacja i sadyzm, które im towarzyszyły. Żydów uważał za wrogów rasy i państwa. Także dzieci. "Wrogiem była ich krew" – mówił po kilkudziesięciu latach, gdy dotarł do niego magazyn "Spiegel" i wspomniany Laurence Rees. Po wojnie Gröning przez kilkadziesiąt lat pracował w kadrach huty szkła, był też ławnikiem w sądzie pracy. "Spokojny, nie wadził nikomu" – a przy tym twierdził, że służba w SS pomogła mu w karierze, bo nauczyła go dyscypliny. Nie czuł się winny. Niemieccy prokuratorzy oskarżyli go w 2014 r. – był już po dziewięćdziesiątce – o pomocnictwo w zamordowaniu 300 tys. ludzi. Umarł, nim zaczął odsiadywać czteroletni wyrok. Ani jego, ani takich jak on przez dziesięciolecia nie ciągano w Niemczech po sądach – ponad 85 proc. esesmanów z Auschwitz nie spotkały z powodu tej służby żadne konsekwencje. Jakkolwiek historia "księgowego z Auschwitz" ilustruje tę ponurą prawidłowość, tkwi w niej również pewna dziejowa ironia: Gröning był współsprawcą, ale i naocznym świadkiem. Swoją przeszłość przestał pod koniec życia ukrywać również dlatego, że miał dość kontaktów z ludźmi kwestionującymi Holocaust. Ci bowiem przekonywali go w listach i telefonach, że Auschwitz to była halucynacja, że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę. Odpowiadał im, że komory gazowe, stosy do palenia ciał i krematoria widział na własne oczy: "Te zbrodnie naprawdę popełniono. Ja tam byłem". (pc)
PREV NEWSDariusz Barski odpowiada Adamowi Bodnarowi. "To jest taka prosta metoda"
NEXT NEWSGrozny wypadek koo Lublina. Auto dachowao na jezdni
Niszczycielski supertajfun zbliza sie do Filipin. Porywy wiatru maja ponad 200 km na godz.
Supertajfun Man-yi zblizajac sie do filipinskiej wyspy Catanduanes przybiera na sile. Lokalne media podaja ze wiatr osiaga w porywach nawet 240 km na godz. To juz szosty tajfun na Filipinach w ciagu ostatniego miesiaca. Z regionow najbardziej zagrozonych ewakuowano juz ponad 650 tys. osob.
Spor o transport nad Morskie Oko. "Nie mozemy sie godzic na takie traktowanie"
Wadze gmin powiatu tatrzanskiego nie chca elektrycznych busow nad Morskie Oko informuje RMF FM. Zamiast nich proponuja wozy konne wspomagane elektrycznie. Pismo w tej sprawie podpisane przez lokalnych samorzadowcow oraz Stowarzyszenie Przewoznikow do Morskiego Oka zostao wysane do Ministerstwa Klimatu i Srodowiska.
Byy rektor Collegium Humanum opusci katowicki areszt
Wpacono 2 mln z poreczenia majatkowego za byego rektora Collegium Humanum Pawa Cz. - W zwiazku z tym prokurator uchyli srodek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania - przekazaa w sobote prokurator Katarzyna Calow-Jaszewska z biura prasowego Prokuratury Krajowej. Podejrzany mia wspopracowac z prokuratura.
Olaf Scholz po rozmowie z Putinem. "NATO jest silniejsze niz kiedykolwiek. Rosja musi podjac negocjacje"
Olaf Scholz ktory chce walczyc o ponowna kadencje na stanowisku kanclerza Niemiec rozmawia w ostatnim czasie z przywodcami najwiekszych mocarstw. W jego ocenie "nic nie wskazuje na to" aby porozumienie pomiedzy Donaldem Trumpem a Wadimirem Putinem w sprawie zakonczenia wojny odbyo sie ponad gowa Ukrainy.
Rosyjski okret krazy woko podwodnych kabli. Irlandzkie wojsko zareagowao
Rosyjski okret szpiegowski typu Jantar ktory zacza patrolowac wody terytorialne Irlandii w poblizu strategicznych podmorskich rurociagow i kabli zosta eskortowany przez irlandzka marynarke wojenna. Okret ktory wczesniej przemierza kana La Manche zosta zauwazony u wybrzezy Wyspy Man podaje Irish Examiner.
Byy rektor Collegium Humanum wyszed z aresztu. Nowe informacje z prokuratury
Prokurator uchyli srodek zapobiegawczy wobec byego rektora Collegium Humanum Pawa Cz. w postaci tymczasowego aresztowania i zastosowa wobec podejrzanego srodki zapobiegawcze przekazaa PAP w sobote prokurator Katarzyna Calow-Jaszewska z biura prasowego Prokuratury Krajowej. Podejrzany mia wspopracowac z prokuratura.