science
Amerykanie byli w szoku gdy weszli do "akademii terroru SS". "Modle sie zeby panstwo uwierzyli w to co widziaem"
Amerykanscy zonierze widzieli smierc zadawana na dziesiatki sposobow. Ale widok wagonow penych setek gnijacych trupow w pasiakach by ponad ich siy. Dla wzietych do niewoli esesmanow nie mieli litosci.
Przypominamy archiwalny tekst Onetu Do dzisiaj nie wiadomo dokładnie, ilu hitlerowców zginęło już po wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Dachau. Niektórych bez ceregieli rozstrzelali amerykańscy żołnierze, innych – więźniowie (z broni ukradkiem podsuniętej przez wyzwolicieli). Kilku dosłownie rozszarpano na strzępy. Alianci w ciągu poprzedniego miesiąca wyzwolili wiele obozów koncentracyjnych w Rzeszy, ale do tak brutalnych samosądów raczej przy tych okazjach nie dochodziło. Hitlerowskich załóg często już w obozach nie było, kiedy wkraczali tam brytyjscy czy amerykańscy żołnierze. Jeśli byli, traktowano ich jak wziętych do niewoli jeńców, chronionych przez konwencję genewską. Czekał ich sąd, proces i wyrok (czasem jednakowoż odwleczony o lata). Dlaczego w Dachau było inaczej? Akademia terroru Tutejszy obóz koncentracyjny miał wyjątkowo złą sławę z kilku powodów. Był pierwszym miejscem tego typu w III Rzeszy – naziści uruchomili je dosłownie parę tygodni po dojściu do władzy, adaptując na ten cel starą prochownię na bagnistych terenach nieopodal Monachium. Z początku pieczę nad kacetem sprawowała bawarska policja, dopiero później zarząd przejęło SS. Więźniowie Dachau i jego blisko 140 podobozów ginęli nie tylko z powodu skrajnego niedożywienia, nieludzkiego traktowania i pracy ponad siły (Dachau zapewniało niewolniczą siłę roboczą sektorowi zbrojeniowemu, przedsiębiorstwom SS i innym prywatnym firmom). Prowadzono tu też zbrodnicze eksperymenty medyczne na więźniach, m.in. przy użyciu komory dekompresyjnej. Ochroniarz Hitlera krzyczał: "szef się pali!". Tak wyglądały ostatnie godziny führera Dachau miało jeszcze jedną funkcję: było ośrodkiem szkoleniowym esesmanów. I to bardzo specyficznym – to tutaj mieli zdobywać swoje szlify kandydaci na komendantów kolejnych hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Jeden z historyków nie bez powodu określił to miejsce jako "akademię terroru". Wiosną 1945 roku obóz był dramatycznie przepełniony, bo od wielu miesięcy docierały doń "marsze śmierci" z innych ewakuowanych łagrów. Spośród niemal 70 tys. więźniów całego kompleksu ponad 30 tys. znajdowało się w głównym obozie – przebywali w koszmarnych warunkach sanitarnych, byli skrajnie wygłodzeni, szalała też epidemia tyfusu. Obezwładniająca woń śmierci Dwie amerykańskie dywizje piechoty dotarły w ten rejon rankiem 29 kwietnia. Teren obozu miał zostać odizolowany – to oznaczało zakaz wstępu do obozu i zakaz jego opuszczania, a także zabezpieczenie dowodów niemieckich zbrodni dla potrzeb międzynarodowej komisji. Podpułkownik Felix Sparks, dowódca jednego z amerykańskich batalionów, opowiadał później, że rozkaz zajęcia obozu go zirytował – Sparks nie uważał tego miejsca za obiekt wojskowy. W ogóle wiedział o KL Dachau niewiele, a jego żołnierze – jeszcze mniej. Jeden z żołnierzy 45. Dywizji: "Nie miałem pojęcia, co to jest obóz koncentracyjny. W Nowym Jorku widziałem obóz dla niemieckich jeńców, grali tam w piłkę za ogrodzeniem, takie rzeczy. Myślałem, że chodzi o coś podobnego". Zabezpieczywszy miasteczko Dachau, Amerykanie ruszyli wzdłuż torów w kierunku obozu. Wtedy natknęli się na znalezisko, które prawdopodobnie zdeterminowało dalszy przebieg wypadków. "Wszechogarniająca woń śmierci" dotarła do żołnierzy na długo przed tym, nim zobaczyli na torach blisko 40 wagonów kolejowych, w większości towarowych. Wagony były wypełnione trupami – w sumie parę tysięcy ciał, w różnym stanie rozkładu. Niektóre ciała były nagie, inne okryte obozowymi pasiakami, wiele miało roztrzaskane czaszki. Było jasne, że ofiary przez wiele dni były zamknięte w wagonach. "Niektórzy jakby wpatrywali się w nas martwymi oczami. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Jakby chcieli nas zapytać: «Nie mogliście się pospieszyć?»" – wspominał pewien amerykański szeregowiec. 45. Dywizja nie składała się z żółtodziobów – jej żołnierze uczestniczyli w inwazji na Sycylię, a także walkach we Włoszech i południowej Francji. Jeden z jej żołnierzy: "Widzieliśmy ludzi rozrywanych od odłamków, płonących żywcem, widzieliśmy śmierć zadawaną na dziesiątki sposobów, ale na to nikt nas nie przygotował". Żołnierze to łapali się za głowy, to płakali, to padali na kolana i wymiotowali. Następną reakcją była z trudem tłumiona wściekłość. Do obozu zbliżali się w milczeniu, bez żartów i docinków. Marsz śmierci. "Widok tych postaci mną wstrząsnął" "Wybijemy drani co do jednego!" Poza paroma desperatami na wieży wartowniczej, którzy strzelali do Amerykanów i szybko zostali zneutralizowani, obóz się nie bronił. Gdy żołnierze 45. Dywizji wkraczali do niego z jednej strony, przy głównej bramie poddawali obóz dwaj esesmani (wśród nich tymczasowy p.o. komendanta) i pracownik Czerwonego Krzyża. Według historyka Harolda Marcuse dotychczasowy komendant obozu, podpułkownik SS Martin Weiss, uciekł był wraz z większą częścią załogi (schwytano go w Monachium jeszcze tego samego dnia) i przekazał obóz porucznikowi Heinrichowi Wickerowi. Pod rozkazami tego ostatniego znajdowało się prawdopodobnie kilkuset ludzi – nie tylko Niemców, ale i esesmanów z węgierskich oddziałów Waffen-SS oraz więźniów funkcyjnych. Ludzie Sparksa, brnąc w głąb obozu, zobaczyli jeszcze więcej trupów. Natknęli się na komorę gazową i krematorium, a także kilka wybetonowanych pomieszczeń, wypełnionych nagimi ciałami od podłogi po sufit. Wygląd żywych więźniów czasem niewiele się różnił od wyglądu umarłych, a w powietrzu unosił się smród rozkładu i ekskrementów. Co do następnych wydarzeń – relacje się różnią; zarówno te zebrane parę dni po incydentach, jak i po wielu latach. Świadkowie słyszeli okrzyki: "Wybijemy drani co do jednego!" i "Nie bierzemy jeńców". Żądza zemsty była raczej regułą niż wyjątkiem nie tylko w Dachau. To, że wcześniej nie dochodziło do masowych samosądów w innych obozach, należy przypisać raczej wpływowi wojskowej dyscypliny. Słynny dziennikarz Edward Murrow (wówczas korespondent wojenny CBS), który oglądał oswobodzenie Buchenwaldu, w swoich relacjach radiowych z trudem maskował nienawiść do Niemców. "Modlę się, żeby państwo uwierzyli w to, co widziałem" – mówił słuchaczom. Gdy wrócił do Londynu, oznajmił jednemu z kolegów, że "na świecie jest o 20 mln Niemców za dużo". Bill Downs, członek ekipy Murrowa, który zwizytował wyzwolone przez Sowietów Auschwitz, powiedział po powrocie, że chciał zastrzelić pierwszego Niemca, który mu się nawinie. Trudno podejrzewać, by zwykli żołnierze – walczący w dodatku z Niemcami od miesięcy - myśleli inaczej. Bunt Sonderkommando w Auschwitz. Okrutna zemsta Niemców Zbrodnia pod murem szpitala Zabijanie hitlerowskich jeńców, jak długo oficjalnie twierdzono, zaczęło się od spędzenia ich na placyk, używany jako skład węgla. Placyk był półzamknięty kamiennym murem, sąsiadującym z obozowym szpitalem. Pułkownik Sparks zostawił blisko 50 jeńców do pilnowania paru żołnierzom z karabinem maszynowym. Jeśli wierzyć świadectwu Sparksa, zostawił ich ledwie na moment, gdy usłyszał krzyk "Próbują wiać!", a następnie serię z kaemu. Kopnął 19-letniego szeregowca, który obsługiwał karabin i kazał mu przerwać ogień; podobno żołnierz był przerażony i niemal łkał. Okazało się, że seria zabiła 12 więźniów i raniła kilkunastu innych. Sparks twierdził potem, że w próbę ucieczki nie wierzył; sam kazał udzielić pomocy rannym i natychmiast zabronił żołnierzom otwierania ognia w obozie bez jego rozkazu. W jego opinii to ten incydent został rozdmuchany do rozmiarów zbrodni wojennej. W sumie – jak twierdził – tego dnia pojmano około 200 esesmanów, z czego zginęło w różnych incydentach "30, może 50". Tym ostatnim, jak twierdził niedwuznacznie, "i tak zgotowano łaskawszy los niż oni sami zgotowali swoim ofiarom". Amerykańska armia prawdopodobnie od początku była świadoma, że zabójstw było więcej – byli nie tylko świadkowie, ale i zdjęcia oraz film (później w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął). Dość powiedzieć, że jeszcze w maju 1945 r. wyznaczono podpułkownika Jamesa Whitakera do przeprowadzenia wojskowego śledztwa w sprawie "domniemanego znęcania się nad niemieckimi strażnikami". W raporcie ze śledztwa opisano wiele innych przypadków zabijania esesmanów w Dachau. Tyle że raport ujawniono dopiero na początku lat 90. – już po tym, jak pojawiły się inne książkowe relacje, w tym wspomnieniowe, z tamtych wydarzeń. Wynikało z nich, że 12 jeńców zabitych przy "próbie ucieczki" to był ledwie ułamek zbrodni. Wstrząsające relacje z "Małego Oświęcimia". Ambulatorium było piekłem Rannym nie udzielano pomocy Najpierw Amerykanie (niedługo po wejściu do obozu) ponad 120 esesmanów rozstrzelali sami. Potem ok. 40 hitlerowców zabili oswobodzeni więźniowie – często z broni, którą ukradkiem i na moment "wypożyczali" im żołnierze. Hitlerowcy, którzy zginęli od kuli, i tak mieli szczęście – według zeznań świadków kilkudziesięciu jeńców zatłuczono na śmierć (gołymi rękami, szpadlami, kilofami), a kilku kapo zostało ponoć rozerwanych żywcem na strzępy. W zabójstwach celowali ponoć dwaj porucznicy, których bezpośrednim przełożonym był Sparks: William Walsh i Jack Bushyhead. Walsh miał dokonać pierwszych zabójstw i przeprowadzić "selekcję", aby oddzielić esesmanów od reszty jeńców. Z kolei Bushyhead (według różnych relacji) albo osobiście rozstrzelał z karabinu maszynowego ok. 350 jeńców, albo wydał w tej sprawie bezpośredni rozkaz. Ranionym esesmanom nie udzielano pomocy medycznej, co przyznał w dochodzeniu nawet lekarz batalionu. W sumie tego dnia zginęło w Dachau prawdopodobnie ok. 560 wziętych do niewoli hitlerowców. Zabójstwa ustały dopiero pod wieczór, kiedy na miejscu pojawił się inny batalion z 45. Dywizji. Dachau było ponad ich siły Żołnierzom, którzy byli zamieszani w egzekucje w dniu wyzwolenia Dachau, włos z głowy nie spadł. Choć rozważano postawienie ich przed sądem wojennym (najwyższym stopniem oskarżonym byłby ppłk Sparks), sprawie ukręcono łeb. Zrobił to osobiście słynny generał George S. Patton, który dopiero co objął stanowisko wojskowego gubernatora okupowanej Bawarii. Przejrzawszy dokumenty sprawy, nazwał je "stertą śmieci" i ponoć "własnoręcznie spalił na swoim biurku" – w co, znając biografię Pattona, nietrudno uwierzyć. Latem 1943 r. amerykańscy żołnierze rozstrzelali na Sycylii (tzw. masakra w Biscari) ponad 70 jeńców, w większości włoskich. Jeden z podoficerów przyznał się wtedy do udziału w zbrodni, ale go nie skazano, biorąc pod uwagę skrajne fizyczne i psychiczne wyczerpanie bojem. Sprawę zatuszował w obawie przed "złą prasą" właśnie Patton. David Israel, weteran 45. Dywizji i jej oficer wywiadu podczas II wojny światowej, poświęcił incydentowi w Dachau jeden z rozdziałów książki o nieznanych epizodach II wojny światowej. Nie wybielał czynów swoich towarzyszy broni (sam pojawił się w Dachau dopiero cztery miesiące po zakończeniu wojny), ale szukał okoliczności łagodzących. Nie było o nie trudno: "Mówimy o żołnierzach, którzy byli od 500 dni w boju, a ich jednostka poniosła straty na poziomie 75 proc. Zabijali i widzieli zabijanie. To, co zobaczyli w Dachau, było już dla nich nie do wyobrażenia" – tłumaczył. Świadkowie wydarzeń nigdy nie dostali okazji, aby opowiedzieć o nich w sądzie. Za to na salę sądową trafili już pod koniec 1945 roku niektórzy ocaleli z masakry. Po procesie załogi Dachau 28 oskarżonych (w tym komendanta obozu) powieszono. Niektórzy z nich dożyli tego procesu tylko dlatego, że gdy w dniu wyzwolenia obozu Amerykanie zaczęli do nich strzelać, padli na ziemię i udawali martwych.
PREV NEWS"Kim do cholery jest ten facet". Urzednicy do spraw obrony USA zszokowani wyborem szefa Pentagonu przez Donalda Trumpa
NEXT NEWSProblemy z donia Andrzeja Dudy. Ujawni co sie stao z prezydentowi
Dziwaczna fobia szwedzkiej ministry. Inni politycy musza sie do niej dostosowac
"Bananofobia" nie jest oficjalnie uznana przypadoscia ale urzednicy w Szwecji i tak musza mierzyc sie z jej skutkami. Tabloid "Expressen" cytuje zaskakujace e-maile z biura ministry do spraw rownosci. Wspopracownicy polityczki prosza by w pomieszczeniach w ktorych przebywa nie byo "zadnych sladow bananow".
Jacek Sutryk zatrzymany przez CBA. Wrocawski ratusz zabiera gos
Prezydent Wrocawia Jacek Sutryk wielokrotnie skada zeznania w tej sprawie nie uchyla sie od rozmowy ze suzbami policja czy prokuratura. Stad nasze zaskoczenie taka forma prowadzenia tej sprawy powiedziaa na konferencji prasowej rzeczniczka wrocawskiego ratusza.
Depresja sezonowa. Naukowcy dokonali przeomowego odkrycia
Dni staja sie coraz krotsze i bardziej szare temperatury spadaja zima negatywnie wpywa na nastroje wielu ludzi. Wydaje sie jednak ze niektore osoby gorzej radza sobie z brakiem swiata i jesienna aura. Badacze przyjrzeli sie rytmowi okoodobowemu i znalezli gen ktory moze odpowiadac za tzw. depresje sezonowa.
Prezydent Wrocawia zatrzymany przez CBA. Kim jest Jacek Sutryk
Prezydent Wrocawia Jacek Sutryk zosta dzis rano zatrzymany przez agentow Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zatrzymanie ma miec zwiazek z afera woko Collegium Humanum. Rzecznik MSWiA Jacek Dobrzynski potwierdzi ze polityk zosta przewieziony do wydziau zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Katowicach. Oto kim jest Jacek Sutryk.
Od lata bada konflikty zbrojne. Ostrzega przed planem Donalda Trumpa. "Poczatek pozogi ktora pochonie cay swiat"
Dr Simon Bennett od ponad 25 lat wykada zarzadzanie ryzykiem na Uniwersytecie w Leicester oraz bada konflikty zbrojne na caym swiecie. Co do wojny w Ukrainie nie ma optymistycznych prognoz. Uwaza ze obietnica Donalda Trumpa dotyczaca rozluznienia stosunkow z Rosja to nic innego jak blef. Zdaniem eksperta bedzie wrecz przeciwnie. Prezydentura Trumpa sprawi ze swiat stanie sie nieskonczenie bardziej niebezpiecznym miejscem mowi w rozmowie z serwisem Metro.
Fala zatruc toksycznymi srodkami wsrod dzieci. Ministerstwo reaguje
Ministerstwo rolnictwa ogranicza sprzedaz silnie toksycznych srodkow do ochrony roslin w internecie dowiaduje sie Radio ZET. To odpowiedz na coraz czestsze zatrucia dzieci preparatami do tepienia owadow i gryzoni oraz amanie przepisow. Resort przygotowuje takze zmiany w przepisach dzieki ktorym dostep do tych srodkow maja miec tylko profesjonalisci. Z kolei jak informuje prokuratura wiceminister rolnictwa Micha Koodziejczak zozy zawiadomienie w sprawie sprzedazy srodka gryzoniobojczego.