health
Zaledwie 93 lata temu w Polsce ostatecznie zniesiono... panszczyzne. Jak to mozliwe
Wielkanoc 1931 r. bya dla okoo stu rodzin mieszkajacych na polskim Spiszu i Orawie podwojna okazja do swietowania. Ludzie ci od kilkunastu dni byli bowiem naprawde... wolni i mogli samodzielnie decydowac o swoim losie i majatku. Jak to mozliwe skoro od pokolen uczymy sie w szkole ze panszczyzna zostaa w Polsce zniesiona do 1861 r.
Okazuje się, że często zapomina się o "żelorce", czyli formie umowy między chłopem a szlachcicem Historycy do dziś spierają się, czy układ pan-żelorz był sprawiedliwy. Z jednej strony chłopi mieli warunki do życia, ale z drugiej możnowładcy bardzo w to życie ingerowali Za niewykonane dniówki karbowy (namiestnik pana) zabierał chłopom np. zwierzęta gospodarskie. Szlachta decydowała też, kiedy mogą oni zawrzeć małżeństwo oraz z kim mają to zrobić W latach 30. około sto żelorskich rodzin mieszkało na Spiszu we wsiach należących do węgierskich rodzin szlacheckich Salomonów i Jungenfieldów 20 marca 1931 r. Sejm II Rzeczpospolitej przyjął ustawę, która ostatecznie skasowała na ziemiach polskich ostatni przejaw pańszczyzny Pańszczyzna, czyli przymusowa i darmowa praca chłopów na rzecz szlachty istniała w Polsce od XVI w. Nie da się ukryć, że początkowo była motorem, który napędzał gospodarkę I RP. Jest też jednak jasne, że de facto praca ta czyniła z chłopów niewolników, której warunki życia były tylko niewiele lepsze o tych, jakie miała ludność przywożona z Afryki na plantacje obu Ameryk. Przyjęło się uważać, że pańszczyznę na ziemiach polskich zniesiono w XIX w. Najpierw wolność osobistą i uwłaszczenie na swojej ziemi dostali chłopi mieszkający w zaborze pruskim (lata 1811-1850). Później byli chłopi z Galicji, czyli zaboru austriackiego, gdzie pańszczyznę zniesiono w 1848 r. Najpóźniej, bo dopiero w 1861 r. pańszczyznę zniesiono w zaborze rosyjskim. Mimo to chłopi odpracowujący pańszczyznę żyli jeszcze w II Rzeczpospolitej, która odzyskała niepodległość w 1918 r. Jak to możliwe? Otóż trzeba pamiętać, że Polska po odzyskaniu niepodległości scalała swoje ziemie, które wcześniej należały do każdego z trzech wymienionych wyżej zaborców oraz Węgier (skrawki Spisza i Orawy). Te co prawda były częścią Austro-Węgier, ale miały sporą autonomię, która dawała im możliwość wprowadzania na swoim terytorium innych praw. Odczuwali to górale spod Tatr. O ile ci z Podhala byli mieszkańcami austriackiej Galicji, to już ich sąsiedzi z wiosek leżących po drugiej stronie granicznej rzeki Białki, czyli na historyczno-geograficznym Spiszu byli obywatelami Węgier. Podobnie rzecz miała się na Orawie, która sąsiaduje z Podhalem od zachodu. Polecamy: "Człowiek bez twarzy" i współautor zdrady. Najbardziej tajemnicza postać Goralenvolku Żelorzy musieli pracować dla szlachcica nawet 150 dni w roku Na Węgrzech pańszczyznę co prawda też zniesiono (18 marca 1848 r.), ale ówczesny madziarski sejm, który obradował w Bratysławie, chcąc obronić interes szlachty zdecydował się wówczas jedynie na rozwiązanie połowiczne. Uwłaszczenie dostali tylko chłopi, którzy gospodarowali na swojej ziemi od pokoleń. Ustawa nie objęła jednak poddanych siedzących na tzw. kopanicach, czyli tych, którzy dzierżawili ziemię na zasadzie dobrowolnej umowy z panem. W zamian ciążył na nich obowiązek odrabiania robocizny. Pozostawali oni tym samym bez ziemi i nie mieli jak wyżywić swoich rodzin lub też mieli tej ziemi tak mało, że jej plony były zbyt skromne, by starczyły do przeżycia. W obu przypadkach chłopi musieli ponownie poddać się w zależność feudalną. Tak powstała "żelorka". Była to w teorii dobrowolna umowa pomiędzy panem a chłopem. Pan dawał chłopu grunt, na którym mógł on wybudować dom i który mógł uprawiać. Zazwyczaj były to 3 morgi, czyli mniej więcej 1,5 hektara. Do tego szlachcic dostarczał drewno na budulec, paszę dla dwóch krów, które pozwalał paść na "pańskich łąkach", a także dawał chłopom prawo do zbierania jagód i grzybów w pańskim lesie i przywożenia z niego co miesiąc fury drewna na opał. W zamian możnowładca oczekiwał, żeby żelorz pracował dla niego w folwarku. Polecamy: Spór o rozmowy w Magdalence. "Trochę za wiele tych toastów" Jak dużo trzeba było pracować dla pana? W zależności od wsi mocno się to różniło. Na terenach Polskiego Spiszu odrobek wynosił od 25 do nawet 50 dni za każdą morgę. W praktyce np. we wsi Niedzica (dzisiejszy pow. nowotarski) żelorzy musieli pracować dla szlachcica nawet 150 dni w roku. Szlachcic decydował, z kim żelorz mógł zawrzeć małżeństwo Pracowano od świtu do wieczora jedynie z przerwą na obiad. Prace za dorosłego mogły wykonywać jego dzieci, ale wówczas taka dniówka liczyła się tylko jako 1/3 normalnego odrobku. Jeden dzień pracy ojca równał się więc 3 dniom pracy dzieci, które wysyłano np. do pasania krów. Historycy spierają się, czy układ pan-żelorz był sprawiedliwy. Z jednej strony chłopi mieli warunki do życia, ale z drugiej możnowładcy mocno w to życie ingerowali. Każde, nawet najmniejsze przewinienie karano. Za niewykonane dniówki karbowy (namiestnik pana) zabierał chłopom np. zwierzęta gospodarskie. Szlachta decydowała też, kiedy mogą oni zawrzeć małżeństwo oraz z kim mają to zrobić. Rzadko też pozwalano dorosłym dzieciom żelorzy na opuszczenie wsi i np. osiedlenie się w mieście. Żelorka była obecna w całym Królestwie Węgier (części składowej Cesarstwa Austro-Węgier). Liczby pokazują, że gdy w 1848 r. sejm węgierski znosił pańszczyznę, to uwłaszczenie na gruncie dostało 624 tys. 134 chłopów. Około 1,2 mln osób dalej musiało pozostawać w stosunku feudalnym. Teoretycznie byli oni wolni i mogli odejść gdziekolwiek, ale w praktyce oznaczałoby to dla nich śmierć głodową. Zostawali więc żelorzami. Polecamy: To nie pierwsza tak trudna Wielkanoc Polaków. Jak dawniej wyglądały święta? Jeśli chodzi o obecne ziemie polskie na Spiszu i Orawie, które przed 1918 r. były częścią Węgier, to nie wiadomo dokładnie, ilu początkowo żyło tu żelorzy. Przez lata części chłopów udało się wykupić swoją ziemię od szlachty, więc liczba żelorzy spadała. Po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości wielu takich osób w nowej Polsce więc nie było. W latach 30. około sto żelorskich rodzin mieszkało na Spiszu we wsiach należących do węgierskich rodzin szlacheckich Salomonów i Jungenfieldów. Byli oni mieszkańcami wsi: Falsztyn, Niedzica oraz Łapsze Niżne. Obok "żelorzy pańskich" istnieli też w Łapszach Niżnych i Wyżnych, Trypszu, Frydmanie i Niedzicy żelorze kościelni. Było to około dziesięciu rodzin na wieś. Ich obowiązki były znaczniej lżejsze i wynosiły średnio 20,5 dnia w ciągu roku. Swoich żelorzy mieli też księża po drugiej stronie Podhala, czyli na Orawie. Wspomnienie ostatniego żelorza Nic więc dziwnego, że po odzyskaniu przez Polskę niepodległości fakt, iż w II RP dalej istnieje pańszczyzna był dla wielu inteligentów z pobliskiego Zakopanego czy Nowego Targu wyrzutem sumienia. Od 1920 r. trwały więc dyskusje nad tym, jak zakończyć ten stan rzeczy. W zabiegach tych przewodził przede wszystkim poseł rodem z Zakopanego Wojciech Roj - członek PSL-u. Ostatecznie jednak wolna Polska potrzebowała aż 13 lat, by kwestię żelorzy uregulować. Sejm w Warszawie “Ustawę o likwidacji stosunków żelorskich na Spiszu” przyjął dopiero 20 marca 1931 r., a więc niemal równo 90 lat temu. Na jej podstawie Skarb Państwa poprzez Ministerstwo Rolnictwa wykupił od Salamonów i Jugenfieldów grunty pod domami rodzin żelorzy, ich areał rolny został natomiast uwłaszczony. Ludzie ci wreszcie stali się panami swojego losu z własnym majątkiem. Co ciekawe, regionalna gazeta "Na Spiszu" w 2006 r. przeprowadziła wywiad z Janem Janosem. Ten 103 -letni wówczas mieszkaniec Niedzicy (zmarł kilka miesięcy później) był ostatnim żyjącym chłopem, który odrabiał pańszczyznę na ziemiach polskich. Jak wspominał, na rzecz hrabiny (nazywanej przez górali grofką) pracował jako dziecko i młody mężczyzna. Najpierw pomagał odpracowywać pańszczyznę rodzicom. Gdy sam założył rodzinę, aż do 1931 r. też był żelorzem i przypadało mu do pracy na rzecz dworu aż 140 dni w roku. Latem orał i kosił pola, a zimą pracował w dworskim młynie. Mimo to mężczyzna ten do końca życia wspominał dziedziczkę Ilonę Salamon jako sprawiedliwą kobietę. To pokazuje, że przynajmniej niektórzy żelorze mieli inny system wartości niż mieszkający po sąsiedzku całkowicie wolni górale. W latach 30. baron Jungenfield, pan na dworze w Falsztynie (dziś gmina Łapsze Niżne) podczas przejażdżki samochodowej po okolicy pokłócił się z jednym z górali. Chciał go bić batem, a w zamian sam... ledwo uszedł z życiem. Zapomniał bowiem, że ma do czynienia nie ze swoim poddanym żelorzem, a góralem z sąsiedniej wsi Czorsztyn. Jako że ta leżała podczas zaborów już w austriackiej Galicji, pańszczyznę zniesiono w niej 80 lat wcześniej.
PREV NEWSBrutalny atak na klasztor w Hiszpanii. Nie zyje zakonnik inni sa ranni
NEXT NEWSPojedynek Sikorskiego z Trzaskowskim. W sieci zaroio sie od gosow poparcia
Rosja nie daje spokoju "zagranicznym agentom". Ta decyzja uderzy w ich portfele
Rosyjskie wadze z luboscia utrudniaja zycie osobom i organizacjom ktore oskarzaja o suzenie obcym interesom. Najnowszy projekt uniemozliwi im wypacanie pieniedzy za granica. "Pieniadze beda lezec na koncie i czekac" komentuje Wiaczesaw Woodin przewodniczacy Dumy.
Tragiczny fina kotni w samochodzie. Nie zyje 31-latek
Policja pod nadzorem prokuratury bada okolicznosci smierci 31-latka ktory zmar po potraceniu przez samochod osobowy w gminie Wachock Swietokrzyskie. W zwiazku z wypadkiem zatrzymano 25-letnia kierujaca autem kobiete. Ze wstepnych ustalen wynika ze przed wypadkiem doszo miedzy nimi do kotni.
Niemcy reaguja na "pokojowe" plany Donalda Trumpa. Wskazuja kluczowego gracza
Minister spraw zagranicznych Niemiec Annalena Baerbock odniosa sie we wtorek do planow Donalda Trumpa dotyczacych zakonczenia wojny w Ukrainie. Wyrazia watpliwosc co do powodzenia ewentualnej inicjatywy amerykanskiego prezydenta elekta. Podkreslia tez ze do rozwiazania konfliktu rosyjsko-ukrainskiego niezbedny jest udzia krajow Europy informuje agencja Anadolu.
"Gigantyczne zagrozenie". Rezim Putina wpad w puapke ZSRR. Profesor ekonomii jego koniec nadejdzie znacznie szybciej niz mozemy sobie wyobrazic
Wadimirowi Putinowi udao sie nabrac wiele osob ze stoi na czele poteznego rezimu cieszy sie powszechnym poparciem i moze walczyc z Ukraina az do jej cakowitego pokonania. To czysty blef. Ostatnie miesiace pokazay ze nie jest w stanie obronic swoich obywateli utrzymac gospodarki i lojalnych sojusznikow. Jedyne co robi to rozkrada wasny kraj. Mimo tego ze propaganda Kremla stanea na gowie obnazy swa najwieksza sabosc. Dzieje sie dokadnie to co dziao sie w ostatnich latach Zwiazku Radzieckiego pisze Piotr Zaszew profesor ze Sztokholmskiej Szkoy Ekonomii w Rydze.
Roszady w Ministerstwie Przemysu. Powoano nowego penomocnika
Wojciech Wrochna zosta powoany nowym penomocnikiem rzadu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej w Ministerstwie Przemysu.
"Postawie Putinowi 24-godzinne ultimatum". Kandydat na kanclerza Niemiec chce dac Ukrainie wyczekiwana przez Kijow bron
Friedrich Merz kandydat na kanclerza Niemiec z ramienia Unii Chrzescijansko-Demokratycznej CDU w wywiadzie dla tygodnika "Stern" oswiadczy ze jesli wygra wybory zamierza postawic Rosji ultimatum zazada od Moskwy zaprzestania walk w Ukrainie i da Putinowi 24 godziny na odpowiedz.