Home/world/"Ukraincy dali nam superbunkier". Polak jak tylko tam weszlismy to sie zaczeo

world

"Ukraincy dali nam superbunkier". Polak jak tylko tam weszlismy to sie zaczeo

Na dzien dobry dostalismy z kumplem taka przygode. Ukraincy dali nam superbunkier. Jak tylko tam weszlismy to zacza strzelac po nas czog. I wtedy sie dowiedziaem co to znaczy jak strzela czog. Syszysz wystrza i prawie w tym samym momencie wybuch czyli nie masz mozliwosci sie ukryc. Mozesz tylko siedziec w swojej jamce i miec nadzieje ze nie walnie gdzies obok ciebie. To jest tak potezna eksplozja ze nie masz szans opowiada w ksiazce "Psy na ruskich. Polacy walczacy z Rosja w Ukrainie" 50-latek o pseudonimie "Hagrid".

September 26, 2024 | world

"Żona dała mi wybór: ona albo wyjazd. No to wybrałem wyjazd. Proste męskie decyzje. Jak ci kobieta mówi: ja albo praca, którą chcesz wykonywać, to wybierasz swoje życie" — opowiada "Hagrid" "Podpisałem kontrakt i przewieźli nas na bunkier legionistów w Charkowie. Rosjanie bombardowali ten budynek. Ale to miejsce jest nie do ruszenia. Tam chyba są ze cztery poziomy podziemi. Nawet jak rakietą uderzysz, to na dole co najwyżej się trochę pyłu posypie, i tyle" — relacjonuje "Uczyłem się tej wojny dzień po dniu. Drobne rzeczy mogą przesądzić o twoim życiu lub śmierci. Na przykład, jak siedzisz w bunkrze i dron zrzuca ci granat na schodki, to zamiast siedzieć na końcu, musisz siedzieć na początku" — wspomina Polak Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu Fragment pochodzi z książki "Psy na ruskich. Polacy walczący z Rosją w Ukrainie", która została wydana przez Wydawnictwo Otwarte. Książka miała premierę 11 września. Poniżej prezentujemy fragment za zgodą wydawnictwa: Ogólnie, to ja jestem dzisiaj rozbity po nocy i wiesz, no i zaczynam się jąkać. Dobrze, mnie już obudzili chłopy o dziewiątej, bo tam tyle się narobiło dzisiaj w nocy, że no tragedia, rozumiesz. Wstrząsająca relacja Polaka z akcji bojowej. "Ty wiesz, że będę cię musiał zastrzelić?" Ja teraz jestem koło Pokrowska, to jest Donbas. Znaczy na kierunku Awdijiwka, Perwomajśke. Zły kierunek. Ale teraz to każdy kierunek jest tak samo zły chyba. Rosjanie cisną. Tak naprawdę czyszczą wszystko artylerią, metr po metrze, pozycja po pozycji. Nie ma za bardzo szans ani postrzelać, ani przyszturmować, bo mają dobry sprzęt. Mają drony dobre, mają noktowizję, mają termowizję i mają zaje****e pozycje. Po dzisiejszej akcji w nocy to farcikiem wszystko poszło. Chociaż to też tak nie do końca. U nich reakcja na naszą akcję była dwuminutowa, ale dostaliśmy taki ostrzał, że nie wiedzieliśmy, co się dzieje. *** Dlaczego tu jestem? Pracowałem ciężko przez całe życie i jak to się zaczęło, to stwierdziłem, że zrobię sobie wakacje życia. Mam wojskowe doświadczenie, dwa lata w polskiej armii. W wojsku byłem kabuzem – odporny na wiedzę, trudny do zajeb***a. Ochranialiśmy lotnisko, więc tych wart się nazbierało, jak wychodziłem, miałem ich sto dziewięćdziesiąt osiem. Czego się tam nauczyłem oprócz tego, że zaliczyłem ponad sto dziewięćdziesiąt osiem skoków z paki stara? Chyba tylko pić i palić. W każdym razie nie dostałem tam niczego, co by mi się później przydało na wojnie, chociaż wtedy jeszcze o tym nie myślałem. Strzelań za moich czasów było malutko, każdą pestkę się liczyło. Po wojsku pojechałem do Holandii. Zatrudniłem się w ochronie osobistej. Pracowałem u faceta, który się zajmował systemami wydobywania ropy. Ochraniałem jego rodzinę i latałem z nim po świecie. To również w żaden sposób nie przygotowało mnie do wojny. Nie pamiętam niczego, co mogłoby mnie przygotować do wojny takiej jak ta. Polak wpadł w pułapkę podczas szturmu na Rosjan. "Ruszyli na nas" [FRAGMENT KSIĄŻKI] W 2004 roku przeprowadziłem się do Wielkiej Brytanii. To jest kraj, w którym marzenia się spełniają. Co sobie wymarzysz, to się spełni i tym możesz być. Zaczynałem jak każdy – zapieprzałem za trzy funty pięćdziesiąt na godzinę bez umowy o pracę dla jakiegoś pakistańca. Później zacząłem prowadzić magazyn na dwadzieścia cztery ciężarówki – załadunek, wyładunek, od groma roboty. Rozkręciłem własną firmę spedycyjną. Kupiłem dom. Miałem żonę i dwójkę dzieci. Zawsze mnie ciągnęło do pomagania. Angażowałem się w pomoc biednym i bezdomnym na ulicy. Tam jest dużo ludzi uzależnionych od alkoholu, od narkotyków. Polacy i inne wschodnioeuropejskie nacje nie przyznają się do tego, bo to jest dla nich wstyd. Na Wyspach jest inaczej – ludzie imprezują razem, piją razem, uzależniają się razem, a potem razem proszą o pomoc socjalną i ją dostają. Chyba uzależniłem się od tego pomagania. Finlandia przygotowuje się do starcia z Rosją. Finowie odrobili lekcje, bo dobrze pamiętają "kosze z chlebem" Mołotowa Był w moim życiu przełomowy moment, kiedy znalazłem na ulicy młodego chłopaka, któremu wcześniej pomagałem. Ten chłopak był w bardzo trudnej sytuacji. Państwo nie dało mu mieszkania, więc żył w namiocie w parku. Do tego miał ciężką cukrzycę. Zasypiał i budził się trzy dni później. Raz poszedłem do niego z jedzeniem. Nie dawał znaków życia. Kiedy zacząłem nim potrząsać, wybiegły z niego szczury. Po prostu zjadły go od środka. Wtedy mnie to złamało, jeśli chodzi o życie w Anglii. Jak można dopuścić do takiej sytuacji? *** Żona dała mi wybór: ona albo wyjazd. No to wybrałem wyjazd. Proste męskie decyzje. Jak ci kobieta mówi: ja albo praca, którą chcesz wykonywać, to wybierasz swoje życie. Już tam kupiłem dom, już ma ogarnięte, dwójka dzieci. Niech sobie tam dłubie to swoje, wychowuje dzieci. Podstawę ma zajebistą. A ja się poszwendam i pooglądam świat. Wysyłamy sobie kartki świąteczne i to wszystko. Tu mi odpowiadał klimat. Afganistany, Iraki – dla mnie to za gorąco. Nie lubię się pocić. Poza tym robiłem w przeszłości w prywatnej ochronie, to się troszeczkę nalatałem po świecie. A jeśli chodzi o inny rodzaj motywacji, to na pewno samolot, który spadł w Katyniu. Zyskała na tym Rosja, zyskał Eurosojuz, bo nie wierzę, że Niemcy też o tym nie wiedzieli. To był zamach na nasz kraj. Taka jest moja opinia i nie zmieniam jej. Nie żebym chciał się mścić. Ja chcę traktować to jako pracę, a emocje mieszają w głowie. Nie chcę tego traktować prywatnie, bo już dawno bym zwariował. Rosja to państwo upadłe. Znany analityk pokazuje, jak Putin chciał zbudować imperium, ale poległ Na Ukrainie wylądowałem we wrześniu 2022 roku. Spodobało mi się w tym kraju. Tu jest jak w Polsce trzydzieści lat temu. Ludzie są od ch**a mili i serdeczni. Idę ulicą, podchodzi do mnie kobieta, przytula mnie, płacze i dziękuje, że przyjechałem bronić jej kraju. Wszystko dlatego, że zobaczyła orzełka na moim ramieniu. Przewieźli nas od razu do Jaworowa, gdzie żołnierze międzynarodowego legionu odbywają szkolenie. Tam byliśmy dwa miesiące. To szkolenie przypominało mi poborówkę z polskiego wojska starego typu. To były podstawowe rzeczy: półgodzinna przebieżka z rana, potem przemarsz marszem zabezpieczonym, jakieś szkolenie z min. Kto co wiedział, to przekazywał innym, ale z naszej grupy osiemdziesięciu ludzi to może trzech miało jakieś pojęcie. Przyjechał ukraiński instruktor, zrobił szkolenie medyczne, inny zrobił zajęcia z rzutu granatem. To samo, co w starym polskim wojsku, to się absolutnie nie nadawało na front. Żołnierze grzmią na temat warunków służby na granicy. "Po prostu czekamy na nowy przypadek śmierci" Z tej grupy osiemdziesięciu ludzi w Jaworowie do dziś zostało nas pięciu czy sześciu. Dlaczego? Tu jest coś takiego jak zalew kolumbijców, generalnie chłopaków z Ameryki Południowej. Oni przyjeżdżają tu na zarobek. Na szkoleniu mają spanie i jedzenie. Potem w strefie walk dostają już pieniądze, ale oni robią tam tylko warty. Jeszcze na froncie było ich ze trzydziestu, ale odmówili pójścia na szturm, więc legion zerwał z nimi kontrakt. Oni potem idą do innej jednostki, znowu się szkolą dwa miesiące, a jak przychodzi do szturmu, znów zrywają kontrakt. I tak w kółko. Generalnie przeczekują, żeby dostać stały pobyt. Dla wojska to jest problem, bo oni na papierze zajmują miejsce tym, którzy by się bardziej przydali. Z wojowaniem u nich nie za dobrze, zweryfikować ich też nie ma jak, bo jak zweryfikujesz chłopa z Kolumbii czy z Peru? Z naszej strony, chłopaków, którzy realnie chcieli walczyć, było duże ciśnienie na kontrakt. Można nam przecież było zrobić przyspieszone szkolenie w dwa tygodnie, a potem zweryfikować na drugiej czy trzeciej linii, bez trzymania ludzi bez sensu przez dwa miesiące. *** 5 listopada podpisałem kontrakt i przewieźli nas na bunkier legionistów w Charkowie. Rosjanie bombardowali ten budynek. Ale to miejsce jest nie do ruszenia. Tam chyba są ze cztery poziomy podziemi. Nawet jak rakietą uderzysz, to na dole co najwyżej się trochę pyłu posypie, i tyle. Byliśmy tak tylko przez chwilę. Po dwóch dniach w autobusie przyjechaliśmy chyba o północy, wydali nam broń i rozjechaliśmy się na miejsca docelowe. My trafiliśmy do Stelmachiwki. Dostaliśmy zakwaterowanie w opuszczonych wiejskich domkach. Warunki podstawowe: śpiwór, spanie na podłodze, jak było zimno, to trzeba było sobie porozbierać z drewna zbombardowane domy, żeby się ogrzać. Hakerzy wykradli tajne dane dotyczące kontraktu Rosji z Iranem. Tak Kreml dał się naciągnąć na drony Przyjechaliśmy tam, żeby się osłuchać z artylerią. Nie było z tym problemu, bo jak tylko wysiedliśmy z samochodu, to od razu zaczęła walić. A potem każdy dzień, każda noc to samo. To była tak zwana druga linia, która weryfikuje wielu ludzi. Jeszcze w Jaworowie było sporo "komandosów". Jeden chłopak tworzył tam już polski oddział specjalny. Wykruszył się po pierwszych dwóch tygodniach, bo mu nerwy puściły. Więc kto wytrzyma na drugiej linii, to potem będzie już walczył. W Stelmachiwce było ciężko. Pod koniec wszystko tam już się paliło. Ruscy zrzucali fosfor, pracowały po nas wasiloki (radzieckie moździerze automatyczne) dziura na dziurze, dróg już w zasadzie nie było. Nie szło przespać spokojnie nocy. Po tygodniu przenieśli nas do Oskiłu i tam już było trochę łatwiej. Ruszyliśmy wojować. Legion skupia się na pozycjach obronnych – na siedzeniu w okopach i trzymaniu pozycji. Śpisz cały czas na alarmie, jak trzeba, idziesz pięć kilometrów z buta na pozycję, tam strzelają do ciebie z artylerii i zrzucają granaty z dronów. Z jednych pozycji masz do Rosjan kilometr, z innych trzysta metrów. [Reklama] Książkę możesz zamówić tutaj Na dzień dobry dostaliśmy z kumplem taką przygodę. Ukraińcy dali nam superbunkier. Jak tylko tam weszliśmy, to zaczął strzelać po nas czołg. I wtedy się dowiedziałem, co to znaczy, jak strzela czołg. Słyszysz wystrzał i prawie w tym samym momencie wybuch, czyli nie masz możliwości się ukryć. Możesz tylko siedzieć w swojej jamce i mieć nadzieję, że nie walnie gdzieś obok ciebie. To jest tak potężna eksplozja, że nie masz szans. Albo zabiją cię odłamki, albo wyssie z bunkra powietrze i cię udusi, albo wibracje rozerwą ci wnętrzności. Ten pierwszy raz był straszny. Dużo ludzi się wtedy wykruszyło. Ale ja jestem zacięty. Nieoficjalnie: Zachód jest rozczarowany "planem pokojowym" Wołodymyra Zełenskiego. Myśli o rozmowach z Putinem — Bloomberg Uczyłem się tej wojny dzień po dniu. Drobne rzeczy mogą przesądzić o twoim życiu lub śmierci. Na przykład, jak siedzisz w bunkrze i dron zrzuca ci granat na schodki, to zamiast siedzieć na końcu, musisz siedzieć na początku. Znam przypadek gościa, który wszedł do bunkra, ściągnął kamizelkę i wtedy spadł granat. Facet odsunął się jak najdalej i zasłonił kamizelką. Granat urwał mu dwa palce, którymi ją trzymał. To było jego pierwsze spotkanie z wojną. Trzeba pilnować radia i baterii do niego, bo co godzinę musisz się przez to radio meldować. Jeśli nie zameldujesz się przez dwie czy trzy godziny, to ukraińska artyleria uznaje, że twoja pozycja jest zdobyta i zaczyna po niej pracować. Lepiej pracować z Ukraińcami niż z Latynosami. Ukraińcy zresztą lubią z nami pracować. Po pierwsze język, łatwiej się dogadać. Po drugie wiedzą, że wielu Polaków ma przeszkolenie wojskowe. Jest tu ze mną Kacper, był pięć lat w Legii Cudzoziemskiej, a potem od razu przyjechał tutaj. Wymieniamy się z nimi doświadczeniami. Na początku uczyliśmy się głównie od nich, to byli ludzie, którzy przyjeżdżali na czteromiesięczne rotacje i siedzieli na pozycjach dzień po dniu, byli więc bardzo dobrze zorganizowani. Wszystko mieli ogarnięte – jedzenie, ciepłą wodę, nawet kąpiel. Jak przyjechał legion, to nic nie było zorganizowane. Były problemy z jedzeniem, z wodą. Ludzie nie wiedzieli jeszcze, jak działać w tych warunkach. Ktoś rozpalił w piecu, to zaraz po tym domu zaczął pracować czołg. Ktoś poszedł sr*ć w pole, to już pracowała po nim artyleria. Ktoś chodził z latarką po nocy... Na samym początku Ukraińcy uczyli nas, jak przeżyć. Fragmenty pochodzą z książki "Psy na ruskich. Polacy walczący z Rosją w Ukrainie", która została wydana przez Wydawnictwo Otwarte. Autorem książki jest Marcin Wyrwał.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS