Blogs
Home/world/Sowieckie "obozy ciszy" w Niemczech. "Widziaam krew przepywajaca pod drzwiami celi"

world

Sowieckie "obozy ciszy" w Niemczech. "Widziaam krew przepywajaca pod drzwiami celi"

Od 1945 r. w sowieckiej strefie okupacyjnej przetrzymywani byli nie tylko nazistowscy oprawcy ale takze przeciwnicy nowego rezimu. W byych nazistowskich obozach koncentracyjnych czesto przebywao nawet 180 tys. ludzi.

September 07, 2024 | world

Arbitralne aresztowania były już dawno wypróbowane i przetestowane w stalinowskim Związku Radzieckim, nie tylko od czasu Wielkiego Terroru w latach trzydziestych XX wieku, ale także od czasu dojścia Stalina do władzy. Ta forma samowoli rozprzestrzeniła się także na Niemcy latem 1945 r., po upadku skądinąd okrutnej i bezkompromisowej dyktatury hitlerowskiej, a ściślej: na sowiecką strefę okupacyjną. II wojna światowa w Europie trwała zaledwie kilka tygodni, kiedy tajna policja zwycięskiego mocarstwa zaczęła używać swojego najważniejszego instrumentu między Morzem Bałtyckim a Rudawami, między Łabą a Odrą. Przykrywką była denazyfikacja i ściganie nazistowskich zbrodniarzy wojennych, podzielane przez wszystkie państwa członkowskie koalicji antyhitlerowskiej. Mieli być tzw. wilkołakami, czyli lojalistami Hitlera W strefach zachodnich funkcjonariusze NSDAP, wyżsi urzędnicy państwowi, funkcjonariusze SS i SA byli aresztowani na zasadach "automatycznego aresztowania" i przewożeni do nowo wyposażonych, całkiem przyjemnych byłych obozów jenieckich lub obozów koncentracyjnych Wehrmachtu. Przez pierwsze dwa lata, aż do wiosny 1947 r., warunki życia były tu lepsze niż w zniszczonych miastach. W sowieckiej strefie okupacyjnej aresztowano także zbrodniarzy wojennych i hitlerowskich oprawców – ale jednocześnie przeciwników nowego reżimu kontrolowanego z Moskwy. Często byli to młodzi ludzie, których faktycznie aresztowano po prostu po to, by siać strach. 70 lat później są ostatnimi ocalałymi z obozów stalinowskich na niemieckiej ziemi. Teraz premier Brandenburgii z SPD Dietmar Woidke, który rządzi w Poczdamie w koalicji z Partią Lewicy, spotkał się z około 200 z nich. Śladami II wojny światowej — Tęskniłem za całą moją młodością — mówi 85-letni Detlew Putzar. Jego głos drży, gdy wraca myślami do swojego internowania. Jako 15-latek wraz z młodszym o rok bratem został aresztowany przez wojsko sowieckie pod koniec 1945 r. Oskarżenie: obaj byli tzw. wilkołakami, lojalistami Hitlera, którzy działali w podziemiu przeciwko okupantom. Ale ta organizacja partyzancka była niczym więcej niż chimerą propagandową. Bracia trafili do jednego z tak zwanych obozów specjalnych na terenie późniejszej NRD, skąd zostali zwolnieni dopiero w 1950 r. W sumie z ich rodzinnego miasta w Meklemburgii uprowadzono 33 młodych ludzi. — Ilekroć wracam myślami do czasu spędzonego w więzieniu, w mojej głowie pojawia się wybuch — mówi Putzar podczas spotkania z Woidke. Najbardziej znane z "obozów ciszy" Po 1945 r. w sowieckiej strefie okupacyjnej istniało już dziesięć takich obozów – informacje o nich można znaleźć m.in. w internetowym projekcie "Miejsca represji". Więziono tu co najmniej 122 tys. 671 Niemców. Zachodni historycy szacują, że mogło ich być od 160 do 180 tys. Poza tym było co najmniej 34 tys. obywateli ZSRR, często byłych jeńców wojennych Wehrmachtu lub osób deportowanych na roboty przymusowe, którym system stalinowski nie ufał, oraz kilkuset obywateli innych krajów. Najbardziej znane z tych "obozów ciszy", których więźniowie byli całkowicie odizolowani od bliskich i otoczenia, zostały utworzone przez tajne służby NKWD w byłych obozach koncentracyjnych Buchenwald i Sachsenhausen , a także w więzieniach takich jak Bautzen i Torgau. Ostatnie obozy zamknięto dopiero w 1950 r. Dziesiątki tysięcy więźniów nie przeżyło wyniszczających warunków życia, które w przeciwieństwie do zachodnich obozów internowania były znacznie gorsze niż poza obozami. Woidke utrzymuje, że nie należy zapominać o tym, co się wydarzyło. Dawne nazistowskie obozy koncentracyjne były często w dalszym ciągu wykorzystywane przez Sowietów niemal bezproblemowo. — To była hańba – mówi. Trzeba rozmawiać o rzeczach, o których w NRD nie wolno było mówić. — Współczesnych świadków jest coraz mniej – podkreśla przedstawicielka stanu Brandenburgii ds. uporania się ze skutkami dyktatury komunistycznej Ulrike Poppe. — Większość z nich ma traumatyczne doświadczenia – relacjonuje Theodor Mittrup ze Związku Stowarzyszeń Ofiar Tyranii Komunistycznej. Doświadczyli przemocy, byli bici i torturowani. — Premierowie pozostałych nowych krajów związkowych również powinni spotkać się z poszkodowanymi – mówi. Byłby to sygnał, aby nie zapominać o tych losach. "Widziałam krew przepływającą pod drzwiami celi" Mająca 92 lata Annerose Matz-Donath jest jedną z najstarszych uczestniczek spotkania. Była dziennikarka mieszkająca obecnie niedaleko Kolonii została aresztowana 11 maja 1948 r. w Halle, gdzie pracowała w liberalnej gazecie. — Długo zastanawiałam się nad przyczyną – mówi. Później dowiedziała się, że znajomy oskarżył ją jako szpiega. — Widziałam krew przepływającą pod drzwiami celi i słyszałam odgłosy bicia – mówi. Często miała śmierć przed oczami. Obecnie we wszystkich byłych lokalizacjach sowieckich obozów specjalnych znajdują się pomniki i cmentarze ofiar. Jednak wiedza o oddziałach Gułagu na ziemi niemieckiej wciąż nie dotarła do wielu Niemców z NRD. Stare kadry SED, czasami przy wsparciu Partii Lewicy, w dalszym ciągu szerzą twierdzenie, że więźniowie byli głównie sprawcami nazistowskimi. Jednakże każdy, kto tak twierdzi, ignoruje faktyczną funkcję arbitralnych aresztowań w czasach stalinizmu: jako narzędzie terroru i braku bezpieczeństwa były one najskuteczniejszym sposobem utrzymania władzy przez reżim.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS