Konsternacja wsrod zaufanych Wadimira Putina. Kreml knuje nowy plan

Od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę Władimir Putin oraz jego otoczenie straszyło Polskę i NATO możliwością użycia broni atomowej. W marcu tego roku rosyjski prezydent ogłosił, że jego kraj jest gotowy na wojnę nuklearną . Będzie się topić Warszawa, a Wilno zatonie. Będziemy oglądać matowy zachód słońca i to, jak grzyb atomowy będzie się unosił nad polskim bagnem — mówił wiosną 2023 r. jeden z propagandzistów Putina Ryhor Azaronak . Desperackie kroki Kremla. Brakuje mu żołnierzy, więc ściągnął na front marynarzy. Ślad po nich zaginął Czerwone linie Władimira Putina Jak donosi "The Washington Post", na Kremlu rośnie świadomość, że wielokrotne stosowanie gróźb nuklearnych obniża ich wartość, a Zachód przekracza kolejne "czerwone linie" Moskwy. Analitycy i urzędnicy zbliżeni do wysokich rangą rosyjskich dyplomatów twierdzą, że Putin szuka bardziej zniuansowanej i ograniczonej odpowiedzi na to, że Zachód pozwolił Ukrainie na użycie pocisków dłuższego zasięgu do ataków na Rosję. Nastąpił przesyt gróźb nuklearnych. Zachód jest już odporny na takie oświadczenia i nikogo one nie przerażają — mówi cytowany anonimowo przez "The Washington Post" wysoki urzędnik Kremla. Użycie broni atomowej z punktu widzenia wojskowego jest mało skuteczne, a dodatkowo mogłoby doprowadzić do niezadowolenia jedynych kontrahentów rosyjskich — krajów tzw. Globalnego Południa. Przez dwa lata chłopiec narzekał na nieprzyjemny zapach. Powodem było to, co miał w nosie Rosja ma plan w sprawie broni nuklearnej Nieco inaczej sprawę ocenia były doradca Putina politolog Siergiej Markow, który uważa, że "Rosja zepsuła Zachód" i że dużo mówiła o czerwonych liniach, ale nic nie zrobiła. "W pewnym momencie będziemy musieli eskalować" — ocenia. Jak wskazał politolog, wachlarz rosyjskich możliwości jest bardzo szeroki: od zamknięcia ambasady w Londynie aż po ataki na bazy lotnicze w Polsce i Rumunii. Ponieważ Rosja nie ma wątpliwości, że w pewnym momencie na pewno dojdzie do ataków na Moskwę, musimy uderzyć pierwsi — pointuje Markow.