Blogs
Home/world/Europa jest w potrzasku. Kartele zbudoway prawdziwe imperium

world

Europa jest w potrzasku. Kartele zbudoway prawdziwe imperium

W Antwerpii w ciagu ostatnich 12 miesiecy skonfiskowano rekordowe 116 ton kokainy. Wedug informacji portalu Bloomberg to o 10 proc. wiecej niz rok wczesniej. Na samym poczatku procesu produkcyjnego w Kolumbii kokaina ma wartosc 1 dol. amerykanskiego za gram substancji. Transporty ktore ida do atlantyckich portow Brazylii Salvador de Bahia Belem z przeznaczeniem do Afryki Zachodniej i potem do Europy juz na etapie pakowania do kontenerow osiagaja wartosc 20-30 dol. za gram. Po dostarczeniu do Afryki i rozadowaniu na miejscu co oznacza ominiecie kolejnej kontroli celnej wartosc rosnie do 45 dol. I tutaj niejednokrotnie zaczynaja sie schody.

September 18, 2024 | world

Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onet W tekstach na temat narkotyków trzeba uważać przede wszystkim na dwie rzeczy. Po pierwsze, aby nie popaść w stereotypy, bo te mają coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Wśród takich stereotypowych wyobrażeń jest chociażby wizerunek przemytników: wąsatych mężczyzn o oliwkowej skórze, noszących przy sobie kilka sztuk broni, wiecznie gotowych do jej użycia gdzieś na granicy pomiędzy Meksykiem i USA. Wiele dla promocji tego typu obrazków zrobił amerykański przemysł filmowy, takimi produkcjami jak słynny serial "Narcos" czy film "Sicario". Nie chodzi tu o odmawianie im walorów rozrywkowych, bo to rzeczy nierzadko wybitne, a czasami po prostu wciągające. Ważniejsze, by zrozumieć, że nie tak odbywa się obecnie przemyt narkotyków, zwłaszcza w Ameryce Północnej. "To nie turystyka, to inwazja". Mieszkańcy walczą z wynajmem krótkoterminowym Tamtejszy rynek zdominowały już narkotyki syntetyczne, opioidy, substancje przygotowywane w laboratoriach na obrzeżach wielkich miast i często przewożone przez granicę całkowicie legalnie, jako produkty farmaceutyczne dostępne w większości aptek, zarówno w USA, jak i w Meksyku. Z wąsami i pistoletami ma to niewiele wspólnego. Po drugie, pułapką bywa sposób prowadzenia narracji – nie może być monotonna, ale też nie należy popadać w ckliwość. Kilka tygodni temu brytyjski dziennik "The Guardian" opublikował duży reportaż o wykorzystywaniu nieletnich migrantów do transportu i handlu narkotykami w Europie Zachodniej. Punktem wyjścia opowieści był dworzec kolejowy w Brukseli, który dla tych dzieci stał się domem, miejscem pracy, często jedyną znaną im rzeczywistością na Starym Kontynencie. I owszem, tragedia kilkulatków zmuszanych do roznoszenia pakunków z białym proszkiem jest trudna do przyswojenia, aczkolwiek wiadomo, że dzieciaki są ostatnim elementem łańcucha dostaw. Znacznie ważniejsze jest podejście systemowe do tego zjawiska, którego akurat w reportażu "Guardiana" zabrakło. Kto ów proszek sprowadza i skąd, kto za niego płaci i ile, komu to się opłaca – od tych pytań powinno się zaczynać dyskusję o narkotykach. Szczególnie że danych na ten temat, coraz bardziej wiarygodnych, jest z każdym rokiem więcej. W każdym porcie przemyt European Drug Report 2024, coroczna publikacja przygotowywana przez Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA), nie pozostawia wiele miejsca na interpretację wniosków. W tej chwili Europejczycy zażywają więcej kokainy niż kiedykolwiek w historii. Pokazują to właściwie wszystkie dostępne dane liczbowe. "Nie chcę tu umierać". Prawdziwe życie na krawędzi. Oto najniebezpieczniejszy dworzec kolejowy w Europie Zacznijmy od punktów początkowych – miejsc, w których narkotyki zaczynają swoją podróż w ramach łańcucha dostaw na kontynencie. Tutaj najważniejszą rolę odgrywają porty. W Antwerpii w ciągu ostatnich 12 miesięcy skonfiskowano rekordowe 116 ton kokainy. Według informacji portalu Bloomberg to o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. Wzrost zanotowano także w kalabryjskim porcie Gioia Tauro na południu Włoch, w Marsylii, w Pireusie i w Dublinie. Spadek – w portach holenderskich, w tym w szalenie popularnym Rotterdamie. Te dane należy jednak interpretować z pewną rezerwą, bo nie dają pełnego obrazu ruchu przemytniczego. Mowa tu o transportach, które udało się wykryć, a nie o całej ilości przerzuconych narkotyków. Ta zawsze będzie kilkunasto-, czasami kilkudziesięciokrotnie wyższa, bo żadna administracja portowa na świecie nie jest w stanie prześwietlić wszystkich kontenerów dostarczanych do tych gigantycznych portów. W przypadku Gioia Tauro włoskie ministerstwo spraw wewnętrznych szacuje, że ubiegłoroczna konfiskata 2,7 tony kokainy, oczywiście rekordowa, stanowiła nie więcej niż 10 proc. przerzucanego tamtędy towaru. Według dziennika "Corriere della Sera" port ten jest miejscem wwozu 90 proc. całej kokainy trafiającej na włoski rynek. Belgia jak latynoska republika: narkotyki, przemoc i zorganizowana przestępczość Europejskie władze i tak radzą sobie lepiej niż latynoamerykańskie. Tu warto przytoczyć statystyki z ekwadorskiego Guayaquil, jednego z najważniejszych pacyficznych portów Ameryki Łacińskiej, z którego wypływa w świat miesięcznie 300 tys. kontenerów. Lokalni urzędnicy są w stanie sprawdzić zawartość maksymalnie co piątego. Jeśli zatem ilość zarekwirowanych narkotyków spada, nie wiadomo do końca, czy dzieje się to, bo przemytników odstraszyły skuteczne działania władz, czy zwyczajnie stali się sprytniejsi. Akurat Holendrzy chwalą się lepszą współpracą z rządami państw latynoskich, z drugiej strony populacja tego kraju jest, patrząc na proporcje, najbardziej uzależniona w Europie. Dane EMCDDA dowodzą, że aż 3 proc. holenderskiego społeczeństwa używa kokainy. Na drugim miejscu znaleźli się Hiszpanie (2,4 proc.), potem Irlandczycy (2,3 proc.), a następnie Duńczycy i Norwegowie (po 2,1 proc.). W liczbach bezwzględnych to kilka milionów ludzi na kontynencie. Najwięcej zaś jest najmłodszych. Jak wynika z wyliczeń "Guardiana", aż 2,5 mln Europejczyków w wieku od 15 do 34 lat zażywa kokainę. To 2,5 proc. tej grupy wiekowej. Przebitka, jakich mało Łatwo zauważyć, że narkotyk jest popularny przede wszystkim w krajach bogatych i dobrze rozwiniętych. Ma to przełożenie na całą ekonomię tego sektora, bo na kokainie da się zarobić nawet z 70-krotną przebitką. Ciekawą analizę opublikowała Globalna Inicjatywa przeciwko Międzynarodowej Przestępczości Zorganizowanej (GI-TOC, Global Initiative against Transnational Organized Crime). Wynika z niej, że na samym początku procesu produkcyjnego, w Kolumbii, kokaina ma wartość 1 dol. amerykańskiego za gram substancji. W momencie gdy dostaje się w andyjskie góry i do brazylijskiej Amazonii (jeden z głównych szlaków przemytu drogą lądową), jej wartość rośnie trzykrotnie. Im trudniejszy i bardziej niebezpieczny szlak, tym wyższy przelicznik. Cena zależy też od jakości, a ta od odbiorcy końcowego. Dlatego kokaina przeznaczona na rynek lokalny, latynoski, często kończy właśnie na 4-5 dol. za gram, np. na ulicach Buenos Aires czy Montevideo. "Dajmy mu 500 tysięcy". Szwagier prezydentki Hondurasu sfilmowany podczas negocjacji łapówek z handlarzami narkotyków Jednak transporty, które idą do atlantyckich portów Brazylii (Salvador de Bahia, Belém), z przeznaczeniem do Afryki Zachodniej i potem do Europy, już na etapie pakowania do kontenerów osiągają wartość 20-30 dol. za gram. Po dostarczeniu do Afryki i rozładowaniu na miejscu (co oznacza ominięcie kolejnej kontroli celnej) wartość rośnie do 45 dol. I tutaj niejednokrotnie zaczynają się schody. Substancję rzadko przerzuca się dalej drogą morską. Jeśli kartele decydują się na przemyt najpierw przez Amerykę Łacińską, potem przez Afrykę, z Zatoki Gwinejskiej kokaina podróżuje najczęściej przez pustynię. Albo w ciężarówkach, zakamuflowana, razem z transportami żywności czy innych dóbr, albo w plecakach migrantów. Na tym kontynencie stacją końcową są przede wszystkim Maroko i Libia, choć twarde narkotyki przedostają się do Europy raczej przez to drugie państwo. Z Maroka najwięcej przemyca się haszyszu, głównie do Portugalii i Hiszpanii. Często to przerzut niemal detaliczny, indywidualny, na który celnicy przymykają oko. Z Portugalczykami jest trudniej, Marokańczyków da się przekupić za 200 euro od osoby. Tak przynajmniej twierdzili przemytnicy, z którymi rozmawiałem w Lizbonie dwa lata temu. Kiedy kokaina trafia do Europy, jej wartość dochodzi do 50-60 dol., czasem nawet 85 dol. za gram. Zależy to przede wszystkim od odległości od źródła. Im bardziej na północ, tym drożej, co akurat zrozumiałe, bo substancja musi pokonać więcej kilometrów, trzeba przekupić więcej urzędników, policjantów i celników. Dlatego w Paryżu będzie ona kosztować jakieś 65 dol., ale w Oslo już 85 dol., gdzieś pomiędzy tymi widełkami sytuują się ceny na ulicach Londynu, Dublina i Edynburga. Substancje całkiem legalne Eksperci z GI-TOC, EMCDDA i innych organizacji zajmujących się międzynarodowym handlem narkotykami wskazują rok 2016 jako przełomowy dla europejskiej konsumpcji twardych dragów. Wtedy całkowita ilość zarekwirowanej kokainy w europejskich portach prawie się podwoiła w ciągu 12 miesięcy i od tego czasu notuje się tu niemal wyłącznie skokowe wzrosty. Ów 2016 r. to jeszcze ok. 80 ton zabranych przestępcom. 2022 r. – już ponad 320 ton, wskazują dane ONZ. Do tego doliczyć należy 37 ton zarekwirowanych przez władze Wielkiej Brytanii, która po opuszczeniu Unii Europejskiej nie jest wliczana do statystyk EMCDDA. Na terenie Polski znajdowało się gigantyczne laboratorium. Substancje mogły zabić nawet 4 mln osób Skąd ta zmiana akurat wtedy? Należy ją łączyć z apogeum epidemii opioidów w Stanach Zjednoczonych. Wtedy narkotyki syntetyczne cementowały swoją dominującą pozycję na rynku amerykańskim, ale wiele latynoskich karteli nie przerzuciło się jeszcze na ich produkcję. Dodatkowo napotykały ogromną konkurencję ze strony Meksykanów, którzy produkcję narkotyków w laboratorium opanowali szybciej. Tu kluczem do zrozumienia problemu jest też polityka międzynarodowa. Do stworzenia tego rodzaju dragów potrzeba chemicznych prefabrykatów, których najwięcej na świecie produkują Chiny. Ponieważ jednak Państwo Środka ma drakońskie przepisy antynarkotykowe (za przemyt grozi tam kara śmierci), tamtejsza przestępczość zorganizowana wyspecjalizowała się w eksporcie chemikaliów. Głównie przez Hongkong, właśnie do Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza do Meksyku. Tu znowu trzeba uważać, żeby przy analizowaniu zjawiska nie wylać dziecka z kąpielą. W przeważającej większości przypadków substancje te są w pełni legalne, przynajmniej w świetle prawodawstwa takich krajów jak Meksyk. Co potem z nimi się robi, to już inna kwestia, lecz na etapie kontroli celnej trudno takie ładunki zatrzymać. Chyba że jest się bardziej restrykcyjnym w kwestii importu chemikaliów jako takich. Właśnie to podejście przez długie lata ratowało Unię Europejską przed zalewem narkotyków syntetycznych. Po prostu znacznie trudniej było dostać substancje niezbędne do ich produkcji. Fentanyl i inne opioidy są już oczywiście na Starym Kontynencie dostępne bez większych przeszkód. Ponieważ początkowo nowy produkt monopolizowali Meksykanie, kartele z Kolumbii i Brazylii oraz ich podwykonawcy z Ekwadoru i Boliwii skoncentrowali wysiłki na Europie. W tym miejscu trzeba zauważyć, że istnieje element, który amerykańscy scenarzyści wiernie oddali w swoich serialach. Europejskie – zwłaszcza włoskie – organizacje przestępcze nawiązały stałe, zinstytucjonalizowane sojusze z partnerami w Ameryce Łacińskiej. Jak pisze specjalistyczny portal śledczy poświęcony przestępczości zorganizowanej, InSight Crime, prekursorem była kalabryjska ’ndrangheta, która do współpracy z kolumbijskim kartelem Cali oddelegowała stałego ambasadora. Popyt był ogromny, bo europejskie społeczeństwa odbijały się po kryzysie, młodzi znów mieli pracę i dobre wynagrodzenie, a w Europie kokaina od zawsze była "narkotykiem imprezowym". W ten sposób interes zaczął się kręcić, aż cały rynek handlu twardymi narkotykami osiągnął na Starym Kontynencie wartość od 7,5 do 10,5 mld dol. Fentanyl, który sieje postrach na amerykańskich ulicach, jest też w Polsce. "Dlaczego nikt nas nie uratuje i nie powstrzyma tej trucizny!?" Nie znaczy to, że hossa będzie trwała w nieskończoność. Europejskie organy ścigania coraz lepiej ze sobą współpracują. Natomiast dalekie od ideału jest partnerstwo z władzami w Ameryce Łacińskiej, głównie dlatego, że to słaby partner. Jak w przypadku kraju takiego jak Ekwador, na poły upadłego, spodziewać się skutecznych kontroli celnych, jeśli gangi kontrolują tam cały system penitencjarny? To mrzonka, od samego początku wiadomo było, że ciężar prowadzenia skutecznej walki z handlarzami narkotyków spoczywać będzie niemal wyłącznie na barkach krajów bogatych. I w pewnym sensie to uczciwy układ, w końcu to ich obywatele napędzają cały proceder. Coraz powszechniejsze, także w Unii Europejskiej, stają się jednak narkotyki syntetyczne i one akurat trafiają tutaj ze wszystkich stron świata. Z Azji, przez Rosję, drogą lądową, choć tutaj komplikacje wywołane sankcjami spowolniły dynamikę handlu. Z Bliskiego Wschodu – przez Morze Śródziemne i Bałkany. Oraz z Ameryki Łacińskiej, chociaż to cały czas mniejszość. Wiele z tych substancji produkuje się też na miejscu, w Europie. W tym znowu przodują Holendrzy i Belgowie. Tamtejsi przestępcy wypożyczają od zubożałych rolników stodoły, zamieniają je w laboratoria i produkują tysiące tabletek momentalnie odbierających życie. I to już jest coraz częściej zjawisko od początku do końca europejskie.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS