Home/world/"Cos sie zmienio" w najlepszym miejscu do zycia na swiecie. "Za wielu modych mezczyzn ma przy sobie noz"

world

"Cos sie zmienio" w najlepszym miejscu do zycia na swiecie. "Za wielu modych mezczyzn ma przy sobie noz"

Nie ma lepszego miejsca do zycia niz Wieden. Mieszkania sa relatywnie tanie oferta kulturalna bogata transport publiczny nienaganny a przedmiescia nie sa pierscieniem blokow mieszkalnych i kiepskich perspektyw zyciowych jak w Paryzu czy Sztokholmie. Pochway mozna by mnozyc i mnozyc dlatego tez w tym roku Wieden ponownie znalaz sie na szczycie globalnej listy najlepszych miast do zycia. Jednak ten bogostan jest zakocany przez wydarzenia ktorych do niedawna ta metropolia nie znaa.

September 30, 2024 | world

W lutym miastem wstrząsnęła informacja, że kilkunastu nastolatków od miesięcy gwałciło 12-letnią dziewczynkę . Szantażowali ją, publikując nagrania wideo z pierwszego gwałtu. Nie był to pierwszy taki przypadek: trzy lata temu trzech afgańskich młodzieńców odurzyło narkotykami i zgwałciło 13-letnią dziewczynkę , a następnie oparło jej martwe ciało o drzewo w dzielnicy Donaustadt. W lipcu 19-letni islamski terrorysta próbował dokonać zamachu na koncercie Taylor Swift . To też nie był pierwszy taki przypadek: cztery lata temu inny urodzony w Austrii mężczyzna o macedońskich korzeniach zastrzelił czterech przypadkowych przechodniów w imię Państwa Islamskiego w historycznym centrum Wiednia . W stolicy Austrii mnożą się bójki między grupami nastolatków-imigrantów, często z użyciem noży. "Tragedii udało się zapobiec". Austria ma poważny problem z bezpieczeństwem. "Informowaliśmy o tym już w październiku" Priorytet nr jeden Wiedeń jest nadal jednym z najbezpieczniejszych miast na świecie. Jednak według lipcowego sondażu, 40 proc. Austriaków uważa rozwiązanie problemów związanych z migracją za swój priorytet numer jeden — znacznie wyprzedza zmiany klimatyczne, które zostały uznane za najbardziej palącą kwestię przez 20 proc. wyborców. Na kolejnych miejscach znalazły się edukacja (12 proc.) i bezpieczeństwo (9 proc.). Imigracja jest zatem dominującą kwestią w niedzielnych wyborach parlamentarnych w Austrii . Skrajnie prawicowa Partia Wolności (FPO) od miesięcy prowadziła w sondażach przedwyborczych, obiecując przekształcenie Austrii w twierdzę i, idąc za przykładem węgierskiego sąsiada Viktora Orbána, proponując, aby w ogóle nie udzielać azylu nikomu. Oficjalne wyniki wyborów w Austrii. Zwycięstwo nacjonalistów Najwyższy czas zatem na wizytę ludzi, którzy są wśród migrantów i uchodźców w Wiedniu — i znają sytuację z pierwszej ręki. Grupa 505 Poznaliśmy się dziewięć lat temu, kiedy przybył do Europy z Syrii. Rozmawialiśmy wtedy po angielsku, a w kolejnych latach coraz częściej przechodziliśmy na niemiecki. Od tego czasu uchodźca stał się obywatelem Austrii i nauczył się niemieckiego tak dobrze, że tłumaczy z arabskiego dla władz azylowych i policji. Dlatego nie mogę podać jego nazwiska. Jestem Niemcem i imigrantem w USA. O tym Berlin nie ma pojęcia [OPINIA] Dzięki swojej pracy dociera do sedna wspomnianych walk, które przyciągają tak wiele uwagi w Austrii. Niektóre z zaangażowanych osób to jego rodacy z Syrii, znani w Wiedniu jako grupa 505. — Pochodzą z jednego regionu, jednego dużego klanu, który bardzo ucierpiał pod rządami Państwa Islamskiego, a wielu jego członków zostało straconych. Przybyli do Austrii dopiero w ciągu ostatnich pięciu lat, ale przyjechały ich setki lub tysiące — mówi. Liczba 505 odnosi się do numeru klanu w syryjskim rejestrze. Ta grupa nastolatków pochodzi z bardzo tradycyjnego, wiejskiego środowiska we wschodniej Syrii, gdzie edukacja nie jest priorytetem. Dzięki strukturze klanowej są dobrze zorganizowani, a po dzieciństwie spędzonym w rozbitym kraju są też w pewnym sensie "zahartowani". Na ulicach i w parkach Wiednia stali się poważnym rywalem dla Czeczenów — potomków fali migracyjnej po wojnie rosyjsko-czeczeńskiej na początku tysiąclecia — którzy do tej pory uważani byli za najsilniejszych. Seria bójek i kilka pchnięć nożem między członkami obu społeczności doprowadziła ostatecznie do strzelaniny tego lata na jednym z najpopularniejszych placów Wiednia, Yppenplatz . Konflikt został następnie rozwiązany z policją przez szejka klanowego, który przybył do Austrii w zeszłym roku — a pojednanie, które wynegocjował z Czeczenami, jak dotąd trwa. Więcej noży w kieszeniach — To czysta bitwa o ulice, bitwa dorastających mężczyzn o to, kto ma przewagę — mówi socjolog Hermann Kuschej na spotkaniu w biurach swojego macierzystego instytutu badawczego, Institut fur hohere Studien (Instytut Studiów Zaawansowanych), gdzie bada powiązania między przestępczością a migracją . "Przestępczość zorganizowana, taka jak handel narkotykami, nie jest jeszcze przyczyną". Co więcej, wiedeńskie statystyki są pod wieloma względami uspokajające. Na przykład liczba morderstw spada od dziesięcioleci; w połowie lat 90. było ich dwa razy więcej niż obecnie. Liczba gwałtów i brutalnych napaści również nie wzrosła w dłuższej perspektywie. Tylko niewielka mniejszość nowo przybyłych łamie prawo. Jednak odsetek skazanych, którzy nie mają austriackiego obywatelstwa, jest wysoki — około 40 proc. w ostatniej dekadzie. W przypadku niektórych przestępstw, takich jak gwałt, odsetek obcokrajowców jest jeszcze wyższy. — Wiedeń nie stał się mniej bezpiecznym miastem dla przeciętnego obywatela — podsumowuje socjolog przestępczości Hermann Kuschej. — Wzrost przestępczości pozostaje w przeważającej mierze ograniczony do grup imigrantów. Ruch Viktora Orbana właśnie urósł w siłę. Austria chce iść w ślady Węgier. "Kanclerz narodu" budzi złe demony Jednak zimny język statystyk to jedno, a subiektywne odczucia mieszkańców to drugie. — Coś się zmieniło. Ludzie, którzy mają odwagę cywilną, zastanawiają się teraz dwa razy, czy interweniować, gdy widzą nękanie lub bójkę na ulicy. Ponieważ zbyt wielu młodych mężczyzn ma przy sobie nóż — mówi dziennikarz Clemens Neuhold z Profil, wiodącego liberalnego tygodnika informacyjnego, który od ponad 20 lat zajmuje się migracją i kwestiami z nią związanymi. Za wielkie miasto, za mały kraj Kontrast między młodym, wykształconym Syryjczykiem pracującym dla austriackich władz a grupą agresywnych nastolatków pokazuje, że w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak "syryjscy uchodźcy". Przybyły bardzo różne grupy uchodźców. W latach 2014-2016 do Austrii i Niemiec przybyli głównie Syryjczycy z klasy średniej. Dlatego też nie pojawili się oni znacząco w statystykach przestępczości w Wiedniu. Ale w ciągu ostatnich pięciu lat miał miejsce bardziej ukryty exodus pod przykrywką pandemii , inflacji i wojny w Ukrainie . W podróż udały się niższe klasy społeczne, ludzie, którzy przez lata przetrwali na podzielonej północy i wschodzie Syrii, na marginesie społeczeństwa w sąsiednim Libanie lub w Turcji, gdzie opinia publiczna zwróciła się przeciwko Syryjczykom. To dość beznadziejne środowisko. W ciągu ostatnich dwóch lat dołączyła do nich nowa, trzecia grupa Syryjczyków, głównie dzieci. Przybywają oni w ramach łączenia rodzin, do którego uznani uchodźcy mają prawo na mocy międzynarodowych konwencji. W ciągu ostatniego półtora roku każdego miesiąca do Wiednia przybywało w ten sposób około 350 syryjskich dzieci w wieku szkolnym i 300 dzieci w wieku przedszkolnym. Szkoły pękają w szwach, a wspomniany wcześniej tygodnik "Profil" zapytał wiosną tego roku na swojej okładce: "Czy Wiedeń jeszcze sobie poradzi?". Magnes We wszystkich tych "falach" Wiedeń czuje, że jest w rzeczywistości zbyt dużą metropolią dla małej Austrii, zbudowaną pierwotnie jako centrum znacznie większego imperium. Dwumilionowe miasto jest magnesem, który przyciąga zdecydowaną większość nowo przybyłych — więc podczas gdy wiedeńskie szkoły muszą wchłaniać około 350 syryjskich dzieci miesięcznie, szkoły w pozostałej części dziewięciomilionowej Austrii przyjmują tylko 150 każdego miesiąca. Metropolia, która kurczyła się w drugiej połowie XX w., rośnie w bezprecedensowym tempie od początku nowego tysiąclecia. W zeszłym roku liczba ludności przekroczyła dwa mln, o pół miliona więcej niż trzydzieści lat temu. Skład populacji zmienia się równie szybko. Prawie połowa — 45 proc.— z dwóch mln mieszkańców to imigranci , głównie z Serbii (100 tys.) i Turcji (75 tys.). Ponad 50 tys. Syryjczyków i 25 tys. Afgańczyków dołączyło w ciągu ostatniej dekady. Geert Wilders z dumą ogłasza: "W Europie czasy się zmieniają!". Antyimigranckie partie są na fali — Nie jesteśmy już po prostu zróżnicowanym społeczeństwem. Staliśmy się społeczeństwem bardzo zróżnicowanym — mówi socjolog Kenan Gungor, który bada migrację w Austrii. — Ale wiele osób tutaj nigdy nie zgodziło się co do tego, że Austria powinna być krajem imigracyjnym. Zwracają oni baczną uwagę na wszelkie negatywne wiadomości, które jeszcze bardziej zwiększają ich niechęć i złość. Czują, że nie są już panami własnego domu". Rezerwa się skończyła Wzrost liczby ludności i zmiany wywierają dużą presję w szczególności na szkoły. Na przykład jedna ze szkół podstawowych w imigranckiej dzielnicy Favoriten 15 lat temu miała 13 klas, a obecnie ma ich 24 — liczba uczniów w każdej klasie pozostała mniej więcej taka sama. Latem Wiedeń zatrudnił 1600 nowych nauczycieli, z których część to jeszcze studenci, którzy teraz uczą w niepełnym wymiarze godzin. Ale nie ma gdzie zatrudnić więcej nauczycieli. W ciągu ostatniej dekady ratusz budował około 100 nowych sal lekcyjnych rocznie. — Zawsze mieliśmy pewną rezerwę, ale w 2022 r. przyjęliśmy cztery tys. ukraińskich uczniów. Kiedy syryjskie dzieci zaczęły przybywać w ramach łączenia rodzin, rezerwa się skończyła — mówi Bettina Emmerling, specjalistka ds. edukacji z liberalnej partii NEOS, odpowiedzialna za edukację i integrację w wiedeńskim ratuszu. Ratusz musiał zbudować dodatkowe sale lekcyjne z mobilnych kontenerów w pięciu szkołach. Nowy, radykalny pomysł UE. Rozważa częściowe deportacje migrantów. Eksperci alarmują. "Powód do niepokoju" Tutaj status i poczucie bycia obcokrajowcem są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Szkoły nie są miejscem, w którym nowe pokolenie może wyemancypować się od swojego pochodzenia. Mniej więcej jedna piąta nowo przybyłych syryjskich dzieci nigdy nie chodziła do szkoły. Mieszkały w obozach dla uchodźców lub w zniszczonych regionach, gdzie ich nie było. Albo ich rodzice nie posłali ich do szkoły, aby jedna z grup zbrojnych — takich jak kurdyjskie milicje, które pokonały Państwo Islamskie — nie wzięła ich w swoje szeregi. Wiedeń zorganizował dla tych dzieci specjalne ośmiotygodniowe "zajęcia orientacyjne", podczas których mogą nauczyć się rzeczy, których rodowici wiedeńczycy uczą się już w przedszkolach. Czym są nożyczki — Jak trzymać ołówek, czym są nożyczki, jak przebiega dzień szkolny, jak zachowywać się w szkole i w miejscach publicznych podczas wycieczek szkolnych, a następnie podstawy naszej demokracji i równości płci — mówi Ulrike Rotgers z wiedeńskiej Dyrekcji Edukacji, która wpadła na pomysł zajęć. Do tej pory wzięło w nich udział około 300 dzieci, z których najstarsze ma 14 lat. Maksymalnie szesnaścioro uczniów w każdej klasie orientacyjnej jest nauczanych przez dwóch nauczycieli — jednego niemieckiego dla obcokrajowców i jednego arabskiego. Po ośmiu tygodniach od tego momentu dzieci przejdą do zwykłych szkół podstawowych i średnich. W pierwszych tygodniach roku szkolnego będą uczęszczać do specjalnych klas, w których uczą się języka niemieckiego lub na specjalne kursy, na których uczą się czytać i pisać. Wiedeński ratusz wierzy, że w żadnym wieku nie jest za późno i że dzieci te mogą odnieść sukces. "Systemu nie da się już uratować". Wstrząsy w niemieckiej edukacji po ujawnieniu oszustw nauczycieli Sytuację komplikuje jednak fakt, że to właśnie w szkołach najbardziej widoczne są gwałtowne zmiany demograficzne zachodzące w Wiedniu. Ponad 60 proc. uczniów wiedeńskich szkół podstawowych, czyli pierwszych czterech klas, nie posługuje się na co dzień językiem niemieckim. Jedna piąta mówi tak źle, że nie jest w stanie zrozumieć wyjaśnień nauczyciela. W niektórych dzielnicach nikt w klasie nie używa niemieckiego w życiu codziennym poza szkołą. I to właśnie do tych dzielnic syryjskie rodziny przeprowadzają się najczęściej z powodu niższych czynszów. Najpierw Czesi Najbardziej znaną z tych dzielnic jest Favoriten, która jest sceną wielu problemów opisanych we wstępie. W parku Helmuta Zilka doszło do zbiorowego gwałtu na 12-letniej dziewczynce. Konflikty między grupami młodych Syryjczyków i Czeczenów koncentrują się w pobliżu Reumannplatz. Kościół w pobliżu tego samego placu został zdewastowany islamistycznymi hasłami namalowanymi sprejem. Skrajnie prawicowa Partia Wolności, która obiecuje przekształcić Austrię w twierdzę , od miesięcy prowadzi w sondażach wyborczych. W dzielnicy Favoriten bardziej widoczna jest nowa partia Liste Gaza, która chce zmienić proizraelską politykę Austrii. Autor. Dzielnica Favoriten była niegdyś ośrodkiem imigrantów w czasach monarchii habsburskiej, kiedy mieszkała w niej duża społeczność czeskich robotników. Mieszanka różnic narodowych i niższego statusu klasowego doprowadziła również do konfliktów między czeskimi imigrantami a lokalnymi władzami. Dziś na głównym deptaku można spotkać minimalną liczbę rodowitych Austriaków, którzy w większości są emerytami rozmawiającymi ze sobą na przykład w lokalnej cukierni. Ale dzielnica z pewnością nie jest niebezpieczną strefą zakazu wstępu ani dzielnicą islamistów. Ogródek przed irlandzkim pubem jest pełen gości z kuflem piwa, a Świadkowie Jehowy na ulicy wabią ludzi do swoich szeregów tureckimi i arabskimi czasopismami. "Przeproś!" — Cieszę się, że nie dorastałem tutaj. Status i poczucie bycia obcokrajowcem są tu przekazywane z pokolenia na pokolenie — mówi Rusen Timur Aksak, który urodził się w tureckim gastarbeiterze w małym miasteczku w Tyrolu. — Od najmłodszych lat miałem kontakt z prawdziwą Austrią i jej mieszkańcami i jestem za to wdzięczny. "Nie wiadomo, co wydarzy się za godzinę. To będzie katastrofa". Uciekli przed ludobójstwem, szykują się na wielką wojnę [REPORTAŻ] Aksak poszedł do gimnazjum pod koniec lat 90. i był jedyną osobą ze społeczności tureckiej w swojej klasie, ale jako nastolatek zbłądził. Za kluczowy moment uważa szkolny mecz piłki nożnej, podczas którego chłopiec z sąsiedniej klasy znieważył go na tle rasowym po faulu. Ogarnęła go wściekłość i kiedy nauczyciel nie patrzył, z całej siły kopnął obrażającego go gracza w brzuch, krzycząc: "Przeproś!". — Widziałem szok nie tylko na jego twarzy, ale także na twarzach jego kolegów z klasy — mówi. — Od tego dnia patrzyli na mnie inaczej. Nadal siedzieliśmy w tej samej sali, ale nie czułem się już jak w swojej klasie. Rzucił szkołę, udzielał się w ulicznym gangu, chciał zostać gangsterem, był zły. — Ale nie wiedziałem dokładnie na kogo i dlaczego. Tak ma wielu młodych mężczyzn w społeczności imigrantów. Nie wiedzą kim są, jakie jest ich miejsce w tym kraju — mówi. Dzięki pomocy rodziców w końcu wrócił do szkoły, a teraz regularnie pisze felietony dla wiedeńskiego magazynu "Falter". Uważa, że kluczem do jego sukcesu jest to, że zawsze doskonale mówił po niemiecku. Sedno problemu W wielu częściach Wiednia marzenie o wielokulturowym społeczeństwie jest żywe, na przykład w popularnej dzielnicy Neubau, gdzie obok siebie mieszkają głównie lewicowo-liberalni staruszkowie i imigranci, którzy awansowali do klasy średniej dzięki pracowitości i edukacji. Ale w Favoriten Turcy w większości pozostają wśród swoich, chodząc na przykład do fryzjerów prowadzonych przez Turków. Syryjczycy chodzą do fryzjerów prowadzonych przez Syryjczyków, a Serbowie, Czeczeni i inni również pozostają w ten sposób w swoich społecznościach. To nie jest wielokulturowe współistnienie, ale mieszanka monokulturowych wysp — mówi Aksak. — Moi znajomi, którzy osiągnęli przyzwoite wykształcenie, wyprowadzili się do innych dzielnic lub wysłali swoje dzieci do prywatnych szkół — dodaje. Jedna ze szkół w dzielnicy Favoriten jest obecnie prowadzona przez Alev Korun, która w 2008 r. została pierwszą w Austrii posłanką tureckiego pochodzenia (z Partii Zielonych). Uważa ona, że imigranckie pochodzenie dzieci ma drugorzędne znaczenie. — Sednem problemu nie jest narodowość czy religia. To kwestia społeczna: rodzice nie są dobrze wykształceni, pochodzą z niższych klas społecznych i dlatego nie mogą pomóc swoim dzieciom — mówi. Sugeruje, że państwo powinno przekazać więcej pieniędzy specjalnie do szkół, do których uczęszczają dzieci biedniejszych i mniej wykształconych rodziców — aby wyrównać szanse. Islamizacja W obecnej sytuacji lokalne szkoły nie są jednak miejscem, w którym nowe pokolenie może wyemancypować się ze swojego pochodzenia i znaleźć drogę do austriackiej klasy średniej. Zeszłoroczne badanie PISA, które porównuje poziom szkolnictwa w krajach OECD, przyniosło niepokojące wnioski: 15-16-letnie austriackie dzieci ze środowisk imigranckich są średnio dwa lub trzy lata w tyle za swoimi "rodzimymi" rówieśnikami w zakresie umiejętności matematycznych i językowych. Muzułmanie najliczniejszą grupą religijną w Wiedniu. Spada liczba katolików 35 proc. uczniów szkół podstawowych w Wiedniu wyznaje obecnie islam, podczas gdy 21 proc. to katolicy. Z doświadczenia wielu nauczycieli wynika, że islamizm wkracza do klas, w których przeważają dzieci z rodzin muzułmańskich. — Młodsze pokolenia są bardziej religijne. Duża liczba dziewcząt w wielu szkołach wymawia się od pływania i częściej niż w przeszłości zakrywa włosy chustą. Podczas Ramadanu uczniowie są wyczerpani postem — mówi Susanne Wiesinger, nauczycielka, która prowadziła związek zawodowy nauczycieli w dzielnicy Favoriten i sześć lat temu napisała szeroko dyskutowaną książkę o "wojnach kulturowych" w klasach. Jak zauważa, islam daje wielu nastolatkom tożsamość, siłę, pewność siebie i często poczucie wyższości — podobnie jak mięśnie. Niewystarczająca edukacja Wspomniana wcześniej Bettina Emmerling z partii NEOS, która w swoim zakresie obowiązków ma wiedeński system edukacji, stawia na szkoły dzienne, które mają rozwiązać te problemy. Są to klasy, z których dzieci nie wracają do swoich społeczności zaraz po obiedzie — często do swoich telefonów, gdzie oglądają tureckie lub arabskie treści. — Staramy się stworzyć jak najwięcej takich szkół, w których dzieci się rozwijają i przekonać rodziców, by zatrzymali w nich swoje dzieci — mówi. Jednocześnie zwiększa liczbę oferowanych letnich kursów języka niemieckiego. — Jest miejsce dla ośmiu tys. uczniów. Zainteresowanie jest duże, ale często dzieci, które najbardziej tego potrzebują, nie uczęszczają na kursy. Ich rodzice nie rozumieją znaczenia edukacji — mówi Bettina Emmerling. Polityk odrzuca przenoszenie dzieci z dzielnic imigranckich do innych części miasta. Ale jej — i całemu Wiedniowi — brakuje kompetencji, by przeforsować niektóre kluczowe propozycje. Wzywa na przykład do wprowadzenia obowiązkowego dwuletniego uczęszczania do przedszkola. Do tej pory obowiązkowe było jedynie pół dnia w roku poprzedzającym rozpoczęcie nauki w szkole podstawowej. Przedszkolaki, które mówią w domu po turecku, arabsku lub serbsku, nie poprawią wystarczająco swojego niemieckiego w tak krótkim czasie. Jednak taki fundamentalny obowiązek musiałby być egzekwowany przez następny rząd federalny. Według wielu ekspertów i nauczycieli, jednym z głównych problemów jest obecny austriacki system edukacji , który selekcjonuje dzieci pomiędzy elitarnymi gimnazjami i szkołami powszechnymi, w których zdecydowana większość imigrantów pozostaje po zaledwie czterech latach wspólnego uczęszczania. — Cztery lata to zdecydowanie zbyt krótki czas, by dzieci mogły dogonić językową czołówkę tubylców — mówi Bettina Emmerling. Cel: reemigracja Jednak reforma, która zniosłaby te wieloletnie gimnazja i zatrzymałaby wszystkie dzieci w tej samej klasie na dłużej, została odrzucona przez dwie partie, które wygrały niedzielne wybory: konserwatywną Partię Ludową i skrajnie prawicową Wolną Partię (FPO). "Ich celem jest remigracja, czyli powrót cudzoziemców do swoich krajów". Austriackie media komentują wynik wyborów. "Historyczne" zwycięstwo nacjonalistów Mimo trudności z wprowadzeniem zmian mających pomóc w integracji, ograniczenie liczby nowo przybyłych stało się priorytetem. Odchodząca koalicja rządząca Partii Ludowej i Zielonych renegocjowała nierozpatrzone wnioski o łączenie rodzin — w nadziei, że przynajmniej spowolni to napływ większej liczby dzieci do Austrii. Nowy rząd może dołączyć do Szwecji, Danii i Holandii, które po latach otwartości utrudniają przyjazd nowych obcokrajowców. Próbują kupić czas na rozwiązanie istniejących problemów.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS