Home/sports/Pikarze Legii szybko sprowadzeni na ziemie. Mocny przekaz "Zylety" po Betisie

sports

Pikarze Legii szybko sprowadzeni na ziemie. Mocny przekaz "Zylety" po Betisie

Po zwyciestwie z Realem Betis 10 w Lidze Konferencji Goncalo Feio i Legia Warszawa moga w koncu triumfowac. Ale ani portugalski trener ani tym bardziej kibice nie zamierzali przesadnie swietowac. Chociaz Legia odniosa wartosciowe zwyciestwo w Europie to rzeczywistosc w ekstraklasie ktora jest dla warszawiakow priorytetem jest zupenie inna.

By Konrad Ferszter | October 03, 2024 | sports

Kiedy sędzia zakończył mecz z Betisem, na stadionie przy Łazienkowskiej prawie wszyscy oszaleli z radości. Prawie, bo niezadowolona mogła być tylko spora grupa kibiców z Sewilli. Ale stonowaną radość zaprezentował też Goncalo Feio. Portugalczyk najpierw pokazywał uspokajające gesty, a chwilę potem utonął w ramionach swojego sztabu. Gdy tylko trener Legii wyrwał się z uścisku asystentów, grzecznie podziękował za mecz trenerowi Betisu - Manuelowi Pellegriniemu - i jego ludziom. A potem zebrał całą swoją drużynę na środku boiska. Feio zachował się jak generał, który dowodził swoim oddziałem. Portugalczyk zebrał zawodników w jedno koło i krótko, ale bardzo emocjonalnie do nich przemówił. Nie wiemy, co im powiedział, ale możemy się tylko domyślać. Właśnie takiej Legii oczekiwał nie tylko on, ale też kibice i Dariusz Mioduski, który po zwycięskim golu Steve'a Kapuadiego aż wyskoczył ze swojego miejsca. W końcu to była przyjemna odmiana. Po złych tygodniach w ekstraklasie wygrała i nieco oczyściła gęstą atmosferę. Ale kibice nie dali piłkarzom zapomnieć o codzienności. Po krótkich podziękowaniach kibice z "Żylety" skierowali do piłkarzy mocny przekaz. "Tu się staracie, czemu tak w lidze nie gracie?" - zapytali. Po czym dodali: "Hej Legio, tylko mistrzostwo!". Najlepszy mecz Legii kadencji Feio - To był jeden z najlepszy meczów Legii za mojej kadencji - wypalił Feio po sobotnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze (1:1). Mimo że legioniści przerwali serię dwóch porażek z rzędu w ekstraklasie, to część kibiców odebrała słowa Portugalczyka z oburzeniem, a część ze śmiechem. Przez łzy. Bo Legii po sobotnim nie było za co chwalić. Remis sprawił, że drużyna Feio do prowadzącego w tabeli Lecha Poznań traci już 10 punktów. Atmosfera w Legii była napięta, ale czwartkowy mecz niespodziewanie nieco ją rozluźnił. Niespodziewanie, bo jeśli jakiś mecz można nazwać najlepszym występem Legii za kadencji Feio to właśnie ten przeciwko Betisowi. - Niezależnie od poziomu przeciwnika nie chcemy stracić naszej tożsamości. Oczywiście, że będą momenty, w których będziemy musieli cierpieć bez piłki, ale nagle nie zmienimy naszego stylu - mówił w środę Feio, gdy spytałem go o sposób na pokonanie Betisu. Portugalczyk dał jasno do zrozumienia, że Legia, która w ekstraklasie chce dominować i atakować, w spotkaniu z silnym zespołem z nie postawi jedynie na obronę własnej bramki i kontrataki. I właśnie taką drużynę zobaczyliśmy w czwartek przy Łazienkowskiej. Legia od pierwszych minut pokazała, że nie tylko nie rozpamiętuje ostatnich niepowodzeń, ale też nie przestraszyła się teoretycznie silniejszego przeciwnika. Warszawiacy zaatakowali Betis i w końcu strzelili gola na 1:0. Co ciekawe, po rzucie rożnym, czyli tak samo jak w sobotę z Górnikiem, co jeszcze niedawno było dużym problemem Legii. Gospodarze stłamsili Betis i kontrolowali to, co działo się na boisku. Mimo że w całym meczu goście oddali więcej strzałów, to nie można powiedzieć, by chociaż raz realnie zagrozili bramce Kacpra Tobiasza. I piłkarze, i Feio rozegrali ten mecz po mistrzowsku. Kiedy w drugiej połowie Manuel Pellegrini robił coraz bardziej ofensywne zmiany, Portugalczyk zdjął ofensywnego zawodnika - Luquinhasa - i wprowadził w jego miejsce Rafała Augustyniaka, który został drugim defensywnym pomocnikiem. W ostatnich minutach Legia głównie się broniła. Ale nie była to rozpaczliwa obrona. Piłkarze Feio przyczaili się na własnej połowie i czekali na momenty, w których mogliby wyprowadzić szybki kontratak. Po jednym z nich i podaniu Jeana-Pierre'a Nsame doskonałą sytuację zmarnował Ryoya Morishita, w drugiej niecelnie strzelał Jurgen Celhaka, w trzeciej strzał Rafała Augustyniaka odbił Adrian. Mimo że Legia teoretycznie się broniła, była dużo groźniejsza. I w końcu zasłużenie wygrała mecz. Feio spokojny jak nigdy Dobra Legii być może pozytywnie wpłynęła na zachowanie jej trenera. O wybuchowym charakterze Feio napisano już wszystko. Portugalczyk zachowywał się nagannie i w Legii, i w poprzednich klubach. I trakcie meczów, i poza nimi. Jego wybuchowy charakter poznali jednak nie tylko kibice w Polsce, ale i za granicą. Tak było po rewanżowym spotkaniu III rundy kwalifikacji Ligi Konferencji z Brondby w Warszawie, kiedy Feio pokazał środkowe palce kibicom z Kopenhagi. W tym sezonie ekstraklasy trener Legii oglądał już żółte kartki za niestosowne zachowanie i kontestowanie decyzji sędziów. W czwartek było jednak inaczej. Mimo że mecz miał dużą stawkę, to Feio był spokojny jak nigdy. Można wręcz napisać, że nie przypominał siebie. Chociaż w swoim stylu Portugalczyk niemal cały mecz spędził przy linii bocznej, to tym razem nie można mieć do niego najmniejszych zastrzeżeń. Feio dyrygował drużyną, podpowiadał swoim zawodnikom i bił im brawo, gdy grali tak, jak tego oczekiwał. Od początku spotkania był jednak spokojniejszy niż zwykle. Chociaż zdarzały się momenty nerwowe, to tym razem Feio co najwyżej odchodził w stronę ławki rezerwowych i tam starał się uspokoić. Nerwowych ruchów było jak na lekarstwo, momentami można było odnieść wrażenie, że w stykowych sytuacjach Portugalczyk uspokajał drużynę, a nie ją nakręcał. Symboliczne było też to, że w trakcie pierwszej połowy za spinkę z zawodnikiem Betisu czerwoną kartkę zobaczył jeden z członków sztabu Feio, a nie sam Portugalczyk. Czyżby zmiana na lepsze? Ceny biletów i słaba gra nie odstraszyły kibiców Jeszcze 45 minut przed meczem, gdy zawodnicy obu drużyn wychodzili na rozgrzewkę, stadion Legii świecił pustkami. Tylko na "Żylecie", gdzie zasiadają najzagorzalsi fani z Warszawy, więcej było kibiców niż wolnych miejsc. Pustki na pozostałych trybunach mogły zwiastować jedną z najniższych frekwencji przy Łazienkowskiej w tym sezonie. Obawy były tym większe, że na długo przed meczem wiadomo było, że pakiety i bilety na Ligę Konferencji sprzedawały się słabo. Znacznie słabiej niż przed rokiem, gdy drużyna Kosty Runjaicia w fazie grupowej grała z Aston Villą, Zrinjskim Mostar i AZ Alkmaar. Powodów tego stanu rzeczy było kilka. Po pierwsze, wyższe ceny biletów. Dla porównania: przed rokiem dorośli karnetowicze za pakiet trzech meczów musieli zapłacić od 170 do 360 zł. Ci, którzy karnetu nie mieli, musieli się liczyć z wydatkiem od 195 do 420 zł. W tym roku ceny dla karnetowiczów to 180-420 zł oraz 215-495 zł dla tych, którzy karnetów nie mają. Ale problemem były nie tylko ceny biletów. Kibiców odstraszały też słaba gra i wyniki oraz - być może - dość wczesna pora meczu jak na środek tygodnia. Ostatecznie jednak Legia mogła odetchnąć z ulgą, bo mecz z Betisem obejrzał niemal komplet publiczności. Chociaż w przeciwieństwie do ligowych meczów z Zagłębiem Lubin, Piastem Gliwice, Rakowem Częstochowa czy Górnikiem Zabrze klub nie ogłosił, że sprzedał wszystkie bilety, to na spotkaniu z Betisem pustek też nie było. Wolnych miejsc było jak na lekarstwo, a mimo kiepskich wyników w ekstraklasie, atmosfera przy Łazienkowskiej przypominała tę z najlepszych meczów w Europie z ostatnich lat. Ostatecznie Legia poinformowała, że mecz z Betisem obejrzało 25385 kibiców. To niespełna dwa tys. mniej, niż na zeszłorocznych spotkaniach z Aston Villą i AZ Alkmaar. Pytanie, czy ten stan rzeczy utrzyma się w dwóch kolejnych meczach z Dinamem Mińsk i Lugano, gdy poziom i prestiż rywala będzie nieporównywalnie niższy niż Betisu. Betis słabszy niż można było się spodziewać Inna sprawa, że w czwartek Betis nie wyglądał jak 7. drużyna poprzedniego sezonu La Liga. - Nie możemy polegać na jednym - dwóch piłkarzach, to byłoby słabe. Terminarz jest bardzo napięty, więc rotacja w składzie jest czymś potrzebnym i naturalnym - mówił w środę Pellegrini, potwierdzając, że dokona kilku zmian w składzie swojej drużyny. W porównaniu do ostatniego spotkania ligowego z Espanyolem (1:0) w wyjściowej jedenastce na mecz z Legią zostało tylko dwóch zawodników. I widać było, jak mocno wpłynęło to na jakość i poziom gry Betisu, dla którego priorytetem były niedzielne derby z Sevillą w La Liga. Gdyby obserwujący mecz nie wiedzieli, że w czwartek Legia grała z teoretycznie najsilniejszym przeciwnikiem w fazie grupowej Ligi Konferencji, to mogliby pomyśleć, że to jeden z najsłabszych rywali. Bo tak naprawdę Betisu nie było za co chwalić. Chociaż w podstawowym składzie znalazł się Vitor Roque, który do niedawna rywalizował z Robertem Lewandowskim o miejsce w składzie Barcelony, to w Warszawie nie pokazał nic. Brazylijczyk regularnie przegrywał pojedynki ze Steve'em Kapuadim oraz Radovanem Pankovem. Ale nie błysnął nie tylko Roque. Z kiepskiej strony pokazali się też zmiennicy na czele z drugim najlepszym strzelcem Betisu w tym sezonie, czyli Ezem Abde. Rotacja i brak zrozumienia w Betisie nie mogą jednak przysłonić tego, co dla kibiców Legii w czwartek najważniejsze. Ich drużyna w końcu zagrała bardzo dobrze i z nadzieją może patrzeć na niedzielny hit z Jagiellonią w ekstraklasie.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS