Home/sports/Jego wina... Najwiekszy przegrany meczu Polska - Chorwacja OCENY

sports

Jego wina... Najwiekszy przegrany meczu Polska - Chorwacja OCENY

Alez to by szalony mecz Polacy dobrze zaczeli wyszli na prowadzenie ale pozniej zdrzemneli sie na siedem minut i w tym czasie stracili trzy gole. Pozniej jednak zdoali sie podniesc i doprowadzic do wyrownania. Reprezentantow Polski za mecz Ligi Narodow z Chorwacja 33 ocenilismy w skali 1-6.

By Dawid Szymczak | October 15, 2024 | sports

Cóż, mamy problem z jego oceną. Do straty pierwszej bramki - bezrobotny. Przy strzale Sosy właściwie też, bo przy tak znakomicie uderzonej piłce i tak nie mógł nic zrobić. Drugi gol też niespecjalnie go obciąża - piłka wpadła tuż przy słupku. Przy trzecim piłka przeleciała mu między nogami. Baturina uderzał jednak nieatakowany, z bardzo bliska. Stracił trzy bramki, a nie miał żadnej udanej interwencji. Dopiero w drugiej połowie zaczął bronić strzały Chorwatów. Trzy razy pokazał się z naprawdę dobrej strony, co podbija jego ocenę. Zaczął bardzo dobrze - to on jeszcze na połowie Chorwatów odebrał piłkę Matanoviciowi, co zapoczątkowało bramkową akcję. Nie zawinił przy żadnej ze straconych bramek. Problem z polską obroną jest jednak fundamentalny, wykracza poza konkretne nazwiska. W tej formacji nie ma lidera. Ani materiału na lidera. Piszemy o tym przy Bednarku, ale dotyczy to każdego polskiego stopera. Dobrze odnalazł się przy rzucie rożnym w 74. minucie. Główkował, a piłka minimalnie minęła słupek. Szkoda, było blisko gola na 4:3. Jego wina rosła z każdym kolejnym straconym golem. Przy pierwszym wybił piłkę z pola karnego po dośrodkowaniu Modricia. A że spadła prosto na nogę Sosy, który strzelił gola na 1:1? Pech. Przy drugim - był spóźniony, nie zdążył doskoczyć do asystującego Baturiny. Przy trzecim - zawinił najbardziej, bo po prostu podał piłkę do stojącego tuż przed polem karnym rywala. Zszedł z urazem jeszcze przed przerwą. Nie zatęskniliśmy. Piątkowski grał o niebo lepiej. Grał, jak cała reprezentacja. Dobrze na początku, gdy pewnie wyglądał w obronie, ale też zaskakująco chętnie rozgrywał piłkę i podłączał się do ofensywnych akcji. Później jednak gasł, stawał się coraz mniej pewny. Aż wreszcie - w drugiej połowie - znów zaczął grać lepiej i pod koniec meczu zatrzymał dobrą kontrę Chorwatów. Szkoda niecelnego podania w doliczonym czasie gry. Największa niespodzianka w składzie. W klubie uzbierał w tym sezonie zaledwie 71 minut w Pucharze Ligi Angielskiej, a w Premier League nawet nie powąchał murawy. I to, niestety, było widać. Gdy Chorwaci mocniej go naciskali, tracił piłkę, reagował za wolno. Przy drugim golu stracił orientację. Generalnie - brakowało mu szybkości: z piłką i bez piłki. Jak w soczewce pokazała to akcja z 54. minuty, gdy podał prosto pod nogi rywala i niezbyt szybko po tej stracie wracał. Kolejny odcinek serialu "Kadra szuka defensywnego pomocnika" nie przyniósł przełomu. Po godzinie zmieniony przez Maxiego Oyedele. Do 45. minuty wydawało się, że przegapia szansę, którą dostał od Probierza. Niemrawy w grze do przodu, często źle ustawiony w obronie. Ale nagle się obudził. I to jego indywidualna akcja skończyła się drugim golem Polaków. Odważnie ruszył z piłką, zbiegł do środka, wreszcie podał do Zalewskiego i zaliczył asystę. Na stadionowych telebimach pokazywane były jeszcze powtórki tej akcji, a on mógł zdobyć bramkę na 3:3. W sytuacji sam na sam z bramkarzem uderzył prosto w niego. Był na boisku do 60. minuty. Po przerwie miał kilka udanych interwencji w obronie. Zaczął od dwóch niecelnych podań na połowie Chorwatów, a później niecelnie zagrał też na swojej połowie. Z jego straty zrodziła się druga bramka Chorwatów, a tuż po tej stracie dał się jeszcze bardzo łatwo ograć Suciciowi, który po chwili pokonał Bułkę. Niedopuszczalna bierność w obronie. Niestety - powtarzalna w przypadku reprezentantów Polski. Znacznie lepiej spisywał się po przerwie. Dobrze, że mając tak dobry strzał z dystansu, coraz częściej z tego korzysta. Golem na 3:3 odpokutował za grzechy z pierwszej połowy. Lewa noga to ponoć ta bardziej precyzyjna, prawa jest silniejsza. I to lewa noga wyprowadziła Polskę na prowadzenie. Prawa z kolei otworzyła drogę do strzelenia drugiego gola, gdy leżąc na murawie zdołał zgrać piłkę do Kamińskiego, który po chwili asystował Zalewskiemu. Po drodze miał kilka niecelnych podań, które giną wobec zasług w obu bramkowych akcjach. Zszedł trzymając się za bolący mięsień. Kibice pożegnali go zasłużonymi brawami. Perełka. Selekcjoner musi tylko o niego dbać i dawać mu grać. To on asystował przy pierwszej bramce - dostrzegł Zielińskiego i idealnie podał mu piłkę. Żywy, chętny do gry, odważny. Do tego stopnia, że próbował nawet przepchnąć Josko Gvardiola. Cmokać można też choćby nad tym, jak przyjmuje niewygodne podania. Jeszcze w końcówce szukał rozstrzygającego gola strzałem z dystansu - w bramkę nie trafił, ale mogło się podobać samo to, jak przyszykował sobie piłkę do uderzenia. Lider reprezentacji Polski. Jego gol na 2:3 ponownie podłączył Polskę do tego meczu. Gdyby każdy polski piłkarz miał chociaż połowę jego odwagi i technicznych możliwości, oglądalibyśmy inną reprezentację. Zaraz po przerwie to on wysłał sygnał do ataku, gdy wdarł się między dwóch Chorwatów i oddał celny - aczkolwiek dość słaby - strzał. Pod koniec meczu szukał kolejnej asysty raz za razem dośrodkowując piłkę w pole karne. Niewdzięczny mecz dla napastnika. Nie miał żadnej bramkowej okazji, nawet nie oddał strzału na bramkę. Walczył, szarpał się z chorwackimi obrońcami, biegał za bardziej i mniej celnymi zagraniami kolegów. Ambicji odmówić mu nie można. Zszedł zmęczony w 60. minucie. Jeszcze przed przerwą wszedł za kontuzjowanego Dawidowicza i zagrał znacznie lepiej od niego. Był pewny, agresywny. Bardzo obiecujący występ. Patrząc na biedę w polskiej obronie, zdecydowanie zapracował na kolejną szansę. Klasa. Konkret za konkretem. Wszedł na pół godziny, a zdążył asystować przy golu Szymańskiego na 3:3 i do końca ścigał się do piłki z bramkarzem Dominikiem Livakoviciem, który wybijając piłkę, niebezpiecznie trafił go w kolano i zasłużenie dostał czerwoną kartkę. Lewandowski, mimo bólu, dotrwał do końca meczu. Spokojniejszy niż z Portugalią. Chętniej grał do przodu, nie szukał tylko bezpiecznych rozwiązań. Nie zawsze zagrywał celnie, ale po stratach od razu dopadał do rywali i walczył o odzyskanie piłki. Najmniej widoczny spośród rezerwowych. Niczego nie zawalił, ale nie miał też większego udziału w ofensywnych akcjach. Zostajemy przy wyjściowej nocie. Wszedł za kontuzjowanego Zielińskiego kwadrans przed końcem meczu. Wrócił więc na po ośmiu latach. Brawo za wytrwałość!

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS