Home/sports/"Fortepian Paderewskiego" na azienkowskiej

sports

"Fortepian Paderewskiego" na azienkowskiej

W sobote po poudniu byem w Teatrze Wielkim na koncercie symfonicznym a wieczorem na stadionie na meczu Legia Gornik. W ciagu niespena szesciu godzin jadem kulture garsciami.

By Stefan Szczepłek | October 01, 2024 | sports

W ramach projektu „Szalone Dni Muzyki” wysłuchałem IX Symfonii „Z Nowego Świata” Antonina Dworzaka w wykonaniu Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus, pod dyrekcją Alexandra Humali. Utwór cudowny, i tak się podobał, że publiczność biła brawo nawet po każdej części. A na koniec poprosiła o bis. Przy Łazienkowskiej spodziewano się, że Filharmonicy Warszawscy pokażą kulturę grania zespołowi z Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Goście prezentowali się trochę jak trupa gwarków po kilku halbach na Barbórce, ale mieli jednego solistę. Lukas Podolski, najbardziej utytułowany zawodnik Lukas Podolski to mistrz świata, wychowanek Musica Antiqua Koeln (jako zawodnik 1. FC Koeln), solista London Symphony Orchestra (Arsenal) i La Scali (Inter Mediolan). Nigdy bardziej utytułowany piłkarz nie biegał po polskich boiskach. Nic dziwnego, że elitarna i obiektywna stołeczna publiczność przywitała go okrzykami, podkreślającymi szacunek dla Zabrza. Odpowiedziała im grupa kibiców z Górnego Śląska, z takim samym uczuciem dla stolicy. A kiedy tylko Podolski dochodził do piłki, zawodnicy Legii wszelkimi sposobami podstawiali mu nogę i wytrącali skrzypce, uniemożliwiając zagranie partii solowej. Czytaj więcej Górnik Zabrze nie ma prezesa ani dyrektora sportowego, ale wiosną gra znakomicie. Ma nawet szansę na mistrzostwo Polski. Mecz, mający być koncertem orkiestr, które wywalczyły w sumie 29 tytułów mistrza Polski, przypominał bardziej występ kapel ochotniczych straży pożarnych na dożynkach w Jazłowcu Dolnym. Goncalo Feio jak dyrygent, który zapomniał partytury Do Górnika trudno mieć pretensje. Legia wyglądała jak filharmonia bez dyrektora artystycznego, bo tylko jego brak może wytłumaczyć zatrudnienie kilku muzykantów, którzy nie potrafią grać. W dodatku zdecydowali się na wariant bez pierwszego skrzypka, co nie mogło się dobrze skończyć. Trener Goncalo Feio podskakiwał przy ławce trenerskiej w nieodpowiednich momentach, niczym dyrygent, który zostawił partyturę w garderobie, a treści utworu nie pamięta. Miało to o tyle niewielkie znaczenie, że muzycy Legii sprawiali wrażenie, jakby chcieli dać koncert, nie znając nut. Nie opanowali też instrumentów, więc co kilka podań presto fałszowali niemiłosiernie. Czytaj więcej Legia Warszawa przegrała drugi kolejny mecz i trzeci w tym sezonie. W obecności 20 tysięcy widzów uległa w Szczecinie Pogoni 0:1. Normalnie w takich sytuacjach sprawy bierze w swoje ręce dyrygent. Ale maestro Feio nie jest do tego zdolny, tym bardziej że jego próby z orkiestrą niewiele dają. Filmowanie ich z dronów to strata czasu i pieniędzy. Każdy przeciwnik Legii wie, że jedyny portugalski element, jaki przyswoiła, to gra w usypiającym rytmie fado. Nie jest to muzyka zapowiadająca wiosnę. Goncalo Feio niczym „fortepian Paderewsdkiego” Przed przyjściem do Legii Goncalo Feio nie odniósł żadnego zawodowego sukcesu, więc jego zatrudnienie trudno wytłumaczyć. Istnieje podejrzenie, że Portugalczyk zełgał w CV, podając informację, jakoby był nieślubnym synem Jose Mourinho, do chrztu podawał go Eusebio, a Luis Figo uczył go kopać gumową piłeczkę. Nikt tego na Łazienkowskiej nie sprawdził, więc kupiono go niczym „fortepian Paderewskiego”, przy którym mistrz nawet nie stał. Mecz filharmoników z muzykantami zakończył się sprawiedliwym remisem 1:1, a publiczność nie prosiła o bis. Za bilet na koncert w Teatrze Wielkim zapłaciłem 35 złotych. Na mecz wszedłem z akredytacją, więc przynajmniej do tego performance’u nie dołożyłem. Ale kilkanaście tysięcy ludzi nie pierwszy raz dało się nabrać, tym bardziej że ceny biletów na Legię stanowią wielokrotność tych do teatru. Z wpływów trzeba utrzymać zawodników i mieć z czego płacić kary za łamiących zasady kibiców. Czytaj więcej Portugalski trener Legii Warszawa Goncalo Feio po meczu z Brondby Kopenhaga skierował w stronę kibiców z Danii obraźliwy gest. Na konferencji nie miał sobie nic do zarzucenia. Smutne, śmieszne, niesprawiedliwe, bulwersujące (niepotrzebne skreślić) jest to, że atrapy piłkarzy biegających po boiskach Ekstraklasy zarabiają kilkakrotnie więcej niż ich rówieśnicy, prawdziwi artyści z Sinfonii Iuventus. Fortepian, na który Jan Żaryn wydał 300 tysięcy złotych, to raptem mniej więcej trzy pensje Goncalo Feio. W obydwu przypadkach to pieniądze wyrzucone.

SOURCE : rp
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS