Home/science/Tajemnicza smierc "Barabasza". Uczy cay Pruszkow bandyckiego rzemiosa

science

Tajemnicza smierc "Barabasza". Uczy cay Pruszkow bandyckiego rzemiosa

Ireneusz P. ps. Barabasz w latach 70. i 80 trzas Pruszkowem. Stworzona przez niego grupa przestepcza zajmowaa sie wamaniami i haraczami a przestepca dziaa z bezwzgledna skutecznoscia i sia. Nie mia litosci nawet dla dzieci i kobiet. Mog zostac gangsterskim "krolem Mazowsza" ale jego "kariere" przerwaa tajemnicza smierc.

September 25, 2024 | science

Ireneusz P. uczył bandyckiego rzemiosła wszystkich późniejszych liderów mafii Pruszkowskiej, ale sam nigdy nie wszedł do kierownictwa Jak wspominał Jarosław "Masa" Sokołowski, "Barabasz" epatował siłą fizyczną i posturą i "tłukł z całego serca". Pseudonim wziął od biblijnego przestępcy "Barabasz" zmarł w 1991 r. w niejasnych okolicznościach Więcej podobnych wiadomości znajdziesz na stronie głównej Onetu Ireneusz P. "Barabasz" urodził się na początku lat 50. w Pruszkowie. Lubił ćwiczyć. Odznaczał się siłą i posturą, czym szybko zdobył posłuch. Mniejsi przestępcy i bandyci słuchali go. To od niego przestępczego fachu uczyli się m.in. "Parasol", "Kiełbasa", "Masa" i "Szarak", którzy w latach 90. grali pierwsze skrzypce w grupie pruszkowskiej. Wraz ze swoją bandą zapisał się w milicyjnych kartotekach już w latach 70. Żyli głównie z włamań do mieszkań i sklepów oraz ściągania haraczy. "Bicie to była jedyna rzecz, którą robił naprawdę dobrze" P. swój pseudonim pożyczył od biblijnego zabójcy i zbrodniarza. Poszedł w jego ślady. Był przy tym prymitywny i bezwzględny. Jak wynika z jednej z relacji, gdy "Barabaszowi" zabrakło w restauracji pieniędzy na opłacenie rachunku, wyciągnął z kieszeni skradzioną złotą obrączkę i obcążki. Odłamał kawałek biżuterii i dał kelnerce , jako zapłatę. Kobieta, bez mrugnięcia okiem, przyjęła "walutę" i odeszła. " Otwierał nam wszystkie drzwi, jak uderzył pięścią, to leciały z framug . Nie określiłbym go mianem sadysty. Po prostu przykładał się do wykonywanej pracy. Bicie to była jedyna rzecz, którą robił naprawdę dobrze, więc tłukł z całego serca" — mówił Jarosław Sokołowski w książce "Masa o bossach polskiej mafii". Ponoć stosował swoisty gangsterski kodeks honorowy, którego główną zasadą było "kto donosi, ten nie żyje". Jednak, jeśli wierzyć gangsterom, którzy blisko znali się z "Barabaszem", to tylko piękny mit. P. miał bez mrugnięcia okiem donosić na innych. To nie uchroniło go przed odsiadką. Z 17 lat nielegalnej działalności dekadę spędził za kratami. "Krzyś" szkolił młode pokolenia mafii pruszkowskiej. Na jego pogrzebie pojawił się Daniel Olbrychski "Pruszkowscy" pili wódkę z milicjantami Inne światło na jego legendę rzucił Janusz P. Gangster wspominał, że "Barabasz", który sam siedział, obciążył go współudziałem we włamaniach do mieszkań w 1977 r. w Pruszkowie. W efekcie "Parasol" dostał dodatkowy wyrok, a "Barabasz" mniejszą karę. " Dostawał paczki, wożono go na widzenie, brano do domu, a nawet wożono do hotelu z żoną na widzenia " — wspominał po latach w książce "Nowy alfabet mafii" Pruszkowski półświatek spotykał się w miejscowej ekskluzywnej restauracji o nazwie Urocza. Miejsce to swoją reputacją dorównywało innemu słynnemu miejscu gangsterskich spotkań — gdyńskiemu Maximowi. Bandyci zajmowali jedną część lokalu, a w drugiej wódkę pili milicjanci po służbie. Jak można przeczytać w "Nowym alfabecie mafii", sytuacja zmieniała się, gdy wypity alkohol zaczynał szumieć w głowach. Wtedy zsuwano stoliki i milicjanci pili wódkę z gangsterami. W efekcie wielu z nich było na ty z bandytami. — Istniał dyskretny nadzór ze strony SB nad bandą "Barabasza". To była opieka . Za czyny, jakie ludzie "Barabasza" popełniali w latach 80., można było trafić do ciupy na bardzo długo. A oni nie trafiali — mówił emerytowany milicjant z Pruszkowa. Tajemnice yakuzy. Dla nowych członków mają specjalny rytuał Kobietę "wyprasowali żelazkiem" "Barabaszowi" przytrafiały się też poważne wpadki. Zgłosił się do niego pewien Japończyk, który mieszkał na Żoliborzu, a biuro miał w stołecznym Metropolu. Bezdomni mieli skraść mu klaser z bardzo cennymi znaczkami. Gangster pojechał na miejsce, zadzwonił do drzwi, a gdy otworzył mu starszy człowiek, zbił go niemiłosiernie, za chwilę, pojawił się jego wnuk i historia się powtórzyła. Po wszystkim zapytał o klaser. Chłopak natychmiast mu go oddał, a "Barabasz" zadowolony wrócił do Japończyka. Dopiero u niego w biurze okazało się, że znaczki są bezwartościowe, a gangster pomylił bloki. Jednak prawdziwym początkiem końca "kariery" P. był skok na dom pary prowadzącej w latach 80. warzywniak w Pruszkowie. Dzięki handlowi mieli bardzo dużo pieniędzy, więc "Barabasz" wraz z "Parasolem" i kilkom innymi gangsterami weszli do środka, jak po swoje i nie przebierali w środkach. Kobietę "wyprasowali żelazkiem". Na piętrze domu ukrywał się jej nastoletni syn. Gangster wywlókł go i kolbą pistoletu wybił mu oko (zdarzenie to zostało sportretowane w filmie "Miasto prywatne" z Bogusławem Lindą z 1994 r.). Gdy "Barabasz" wyszedł na wolność, w Pruszkowie rządził już ktoś inny. On mógł zostać co najwyżej "żołnierzem Masy". Jednocześnie w rozmowie z "Expresem Wieczornym" wypierał się kierowania mafią. – Siedziałem za kradzieże od 1980 r. Dziewięć lat. Wyszedłem z powodów zdrowotnych kilka miesięcy temu. Dowiedziałem się wówczas z prasy, że kieruję mafią. Początkowo się śmiałem. Bardziej zajmowało mnie własne chore serce i stawy. Tylko, ile można się śmiać? — pytał retorycznie w wywiadzie "Barabasz". Włoscy mafiosi skazywani hurtowo. Zapadły wyroki w sprawie 207 osób powiązanych z 'Ndranghetą Tajemnicza śmierć Barabasza Gdy "Barabasz" opuścił więzienie, w Polsce zaczęły zachodzić diametralne zmiany. Milicję zastąpiła policja, handel zagranicznymi walutami znów był legalny. P. musiał dostosować się do nowych warunków. Ale nie zdążył. Krótko przed 40. urodzinami zginął w wypadku. Do dziś okoliczności tego zdarzenia okrywa mgła tajemnicy i podejrzeń. Prowadząc samochód niedaleko Nadarzyna (według różnych wersji była to Łada, Mercedes lub BMW), zbyt ostro wszedł w zakręt i się nie zmieścił. W efekcie uderzył w drzewo lub słup oświetleniowy. Prokurator oraz policjanci, którzy przyjechali na miejsce, natychmiast zamknęli śledztwo. Uznali, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Jednak miasto huczało od plotek. Jedna z nich mówiła, że "Ali" i "Dzikus" w ramach zemsty za donoszenie na nich w więzieniu, uszkodzili układ hamulcowy. Według innej wersji winny był zbyt śliski, świeżo wylany asfalt, którego auta przy większych prędkościach i mokrej nawierzchni nie chciały się trzymać. Zupełnie inaczej zdarzenie to widzi najsłynniejszy świadek koronny. "Feralnego dnia depnął po gazie, dostał piasku pod koła i z impetem wleciał do rowu melioracyjnego w okolicach Nadarzyna. Zabiła go kierownica, która wbiła mu się w klatkę piersiową" — oceniał w swej książce "Masa". P. pozostawił żonę Małgorzatę i syna Daniela. A grupą "Pruszkowskich" zaczął kierować Zbigniew K. ps. Ali . Źródła: E. Ornacka i P. Pytlakowski — "Nowy alfabet mafii", A. Górski i J. Sokołowski — "Masa o bossach polskiej mafii", YouTube/Miejsce Zbrodni

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS