Blogs
Home/science/Fala powodziowa zbliza sie do Wrocawia. Ekspert wskazuje kluczowe decyzje najblizszych godzin

science

Fala powodziowa zbliza sie do Wrocawia. Ekspert wskazuje kluczowe decyzje najblizszych godzin

Nie mozemy dopuscic do naozenia sie na siebie fal. Przypomina to sterowanie ruchem drogowym. Najpierw trzeba puscic samochody z jednej a dopiero potem z drugiej strony zeby uniknac zatorow. Podejrzewam ze w IMGW grzeja sie teraz serwery od obliczen wyjasnia w rozmowie z Onetem hydrolog prof. Tomasz Kauza. Wskazuje tez na trzy strategie ochrony przeciwpowodziowej z ktorych o jednej w Polsce mowi sie zdecydowanie najmniej.

September 17, 2024 | science

Gwałtowne opady deszczu doprowadziły do katastrofalnej powodzi na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Po zalaniu mniejszych miast wzbierająca woda zbliża się do Opola i Wrocławia — Nawet jeśli fala się przetoczy, istnieje jeszcze jedno zagrożenie. Do przerwania wałów może dojść nawet kilka dni później — zaznacza prof. Tomasz Kałuża Oczy zwracają się teraz na napełniający się zbiornik w Raciborzu Dolnym. — Sztuka polega nie na tym, żeby wyłapać całą wodę, tylko na tym, żeby ściąć wierzchołek fali powodziowej. Nie wiem, czy decyzja o uruchomieniu zbiornika nie była zbyt wczesna — ocenia w rozmowie z Onetem hydrolog — Jedna ze strategii mówi, by nauczyć się żyć z powodzią — dodaje. I zwraca uwagę, że w tej kwestii możemy wiele nauczyć się od Japończyków Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Największa od lat powódź przetacza się przez południową Polskę . Zalane zostały miasta na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie , m.in. Kłodzko, Nysa, Głuchołazy, Prudnik, Stronie Śląskie, czy Lądek-Zdrój. Teraz oczy kierują się na stolice województw — Opole i Wrocław, do których wkrótce ma dotrzeć fala powodziowa. W poniedziałek w górach ustały potężne opady deszczu, które stoją za katastrofą. — Nie oznacza to wcale, że najgorsze już minęło. Strumienie, które obserwowaliśmy do tej pory, będą się łączyć i w przypadku Dolnego Śląska dopływać do Odry — zaznacza w rozmowie z Onetem prof. Tomasz Kałuża, hydrolog z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. — Nawet jeśli ta fala się przetoczy i utrzyma między wałami, istnieje jeszcze jedno zagrożenie — dodaje ekspert. Wskazuje na doświadczenia z powodzi z 1997 r., gdy w niektórych miejscach problemy pojawiały się kilka dni po kulminacji. — Wały przeciwpowodziowe powoli nasączają się wodą. Pojawiają się w nich uprzywilejowane drogi filtracji, wynikające np. z działalności zwierząt ryjących. Niestety w takim przypadku może dojść do przerwania wałów nieco później. Tak naprawdę możemy być spokojni dopiero wtedy, gdy woda opadnie do poziomu koryta rzeki — tłumaczy. Jak zatkana umywalka Czy Polska była odpowiednio przygotowana na taką powódź? Hydrolog zaznacza, że od czasu kataklizmu z 1997 r. w naszym kraju dokonał się duży postęp. I wyjaśnia, w jaki sposób władze mogą reagować z wyprzedzeniem, by zmniejszyć skalę katastrofy. — Mamy dwa rodzaje zbiorników przeciwpowodziowych. Pierwszy to te wielozadaniowe, które mają także zbierać wodę na wypadek suszy. W sytuacji, gdy mamy prognozy mówiące o dużych opadach, powinniśmy zacząć wyprzedzające zrzuty, żeby powiększyć rezerwę na przyjęcie wody. Każda godzina jest tutaj ważna — mówi prof. Kałuża. Przypomina przy tym, że "jeszcze tydzień temu martwiliśmy się, że wysychają nam rzeki". — Administratorzy zbiorników, patrząc na prognozy, stają przed zagwozdką. Mówią sobie: "co, jeśli jednak te opady nie dotrą, a mamy przecież suszę i ta woda będzie nam potrzebna" . Operatorzy mają dylemat, czy już zaczynać zrzut, czy jeszcze poczekać — zaznacza. Drugi rodzaj zbiorników przeciwpowodziowych to te tzw. suche. W normalnych warunkach woda nie jest w nich tamowana, a rzeki swobodnie przez nie przepływają. — W Sudetach sporo takich zbiorników zostało zbudowanych jeszcze przed II wojną światową. Przypomnieliśmy sobie o nich po 1997 r. Od tamtej pory powstało kilka nowych — tłumaczy prof. Kałuża. — Często to są nieduże zbiorniki, umieszczone wysoko w górach, bez żadnej stałej obsługi, bo dotarcie na te tereny może być trudne w czasie powodzi. Działają niejako automatycznie. Pozostawiony jest mały odpływ i w razie dużych opadów woda zaczyna się w nich piętrzyć jak w przytkanej umywalce. Tyle że one też mają swoją pojemność i powyżej pewnych wartości zaczynają się przelewać — dodaje. Kluczowy Racibórz. "Na tym polega cała sztuka" Najgłośniej w ostatnich dniach jest o zbiorniku Racibórz Dolny na Odrze . Ten ogromny obiekt, oddany do użytku w 2020 r., może pomieścić 185 mln m sześć. wody i ma za zadanie być główną tarczą dla położonych niżej Opola i Wrocławia. Prof. Kałuża tak wyjaśnia jego działanie: — Racibórz Dolny ma możliwość sterowania. To od nas zależy, kiedy zaczynamy łapać wodę, a kiedy zaczynamy ją odprowadzać. Kluczowy jest moment uruchomienia tego zbiornika. — Sztuka polega nie na tym, żeby wyłapać całą wodę, tylko na tym, żeby ściąć wierzchołek fali powodziowej. Mówiąc obrazowo — żeby z trójkąta zrobić taki spłaszczony trapez. Objętość przepływającej wody będzie taka sama, ale wydłużona w czasie. Żeby to się udało, zbiornik trzeba uruchomić w szczycie fali — dodaje. Zarządzające nim Wody Polskie zdecydowały o rozpoczęciu napełniania w niedzielę o godz. 4.20 nad ranem. Nasz rozmówca ma co do tego pewne wątpliwości. — Nie wiem, czy ta decyzja nie była zbyt wczesna. Racibórz Dolny powinien być wykorzystany w kulminacji fali, właśnie po to, żeby mógł ochronić Opole i Wrocław — zaznacza prof. Kałuża. We wtorek nad ranem Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach podał, że zbiornik został już zapełniony w 78 proc . "W IMGW grzeją się serwery" Zadanie stojące przed władzami jest jednak dużo bardziej skomplikowane, a konieczne do podjęcia decyzje nie ograniczają się do Raciborza Dolnego. Niezwykle istotna jest gospodarka wodna w licznych dopływach Odry. — Trzeba ją tak prowadzić, żeby nie dopuścić do nakładania na siebie fal. Jeżeli dwie kulminacje się spotkają w rzece, do której wpadają, to mamy gotowy problem. Przypomina to sterowanie ruchem drogowym. Najpierw trzeba puścić samochody z jednej strony, a dopiero potem z drugiej, żeby uniknąć zatorów i mieć płynny przejazd — tłumaczy hydrolog. — Mamy narzędzia, żeby tym odpowiednio sterować. Po pierwsze prognozy okazały się tym razem całkiem trafne, choć oczywiście nie w 100 procentach. Dysponujemy modelami, które pozwalają przeliczać wielkości odpadów na przepływy i kulminacje. Mamy też modele głównych rzek, możemy wprowadzać do systemu różne scenariusze. Myślę, że to właśnie się dzieje. Podejrzewam, że w IMGW grzeją się teraz serwery od obliczeń. To jest właśnie ten moment, żeby wykorzystać te narzędzia — podkreśla. — Mamy pod tym względem przewagę nad 1997 r. Wtedy jakieś modele też mieliśmy, ale dużo prostsze i ostatecznie poszło to na żywioł — dodaje prof. Kałuża. Do tego ekspert podkreśla konieczność bieżącej współpracy z sąsiadami. Przypomina, że w 1997 r. pojawiły się oskarżenia, że skala polskiej powodzi została zwiększona przez Czechów, którzy mieli robić zrzuty wody, by ratować swoje zbiorniki. — Tu musi być koordynacja międzynarodowa. To nie jest nic nadzwyczajnego. Najlepszym przykładem jest Dunaj, którego regulacja wymaga współpracy między wieloma krajami — dodaje. Brać przykład z Japończyków Hydrolog z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu uważa, że w najbliższych latach potrzebna jest głębsza dyskusja nad ochroną przeciwpowodziową w Polsce. Wskazuje przy tym na trzy główne strategie. — Pierwsza, to trzymać ludzi z dala od powodzi. To znaczy nie budować na terenach zalewowych. Z tym mamy czasem w Polsce problem, bo to mogą być atrakcyjne działki w centrach miast. Druga strategia, to trzymać powódź z dala od ludzi. Na nią składa się budowa zapór, zbiorników, całej infrastruktury — tłumaczy. Jest wreszcie strategia trzecia. — O niej mówi się najmniej — zaznacza prof. Kałuża. — Chodzi o to, by nauczyć się żyć z powodzią. Jeśli widzimy, że pewne tereny są regularnie zalewane, to trzeba tak na nich przygotować infrastrukturę i budynki, żeby były one jak najbardziej odporne i woda wyrządzała im jak najmniej strat — wyjaśnia. Jak miałoby to wyglądać w praktyce? — Na przykład na potencjalnie zalewanych kondygnacjach nie powinniśmy umieszczać cennych rzeczy. Jeśli mamy szpital, to tomografy nie powinny stać w piwnicach. Jeśli mamy dom mieszkalny, to budujmy go tak, żeby po zamknięciu przetrwał napór wody i zachował szczelność. Na parterze nie kładźmy parkietów ani paneli, które po zalaniu będą nadawały się tylko do wyrzucenia — odpowiada hydrolog. — Tak jak Japończycy nauczyli się żyć z zagrożeniem trzęsienia ziemi , tak u nas na niektórych obszarach trzeba uczulać mieszkańców, że mogą być zalewani i podtapiani. I powinni być na to zawczasu przygotowani — dodaje. CZYTAJ RELACJĘ NA ŻYWO!

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS