Home/entertainment/Uczucie zaczeo wygasac. Na nowo poaczya ich straszna tragedia

entertainment

Uczucie zaczeo wygasac. Na nowo poaczya ich straszna tragedia

Sawomira ozinska i Janusz Olejniczak jeszcze na studiach zakochali sie w sobie bez pamieci. Mimo sceptycznych uwag znajomych szybko wzieli slub. Pesymistyczne przepowiednie otoczenia ktore puszczali mimo uszu po latach zaczey sie speniac. Pozniej na nowo poaczya ich straszna tragedia ktorej mozna byo uniknac. Zyli w przyjazni az do smierci pianisty ktory odszed w niedziele.

October 21, 2024 | entertainment

Poznali się w czasach studenckich. Artystyczne dusze wywodzące się z inteligenckich domów z papierami na wielką karierę. Ona w 1971 r. za pierwszym podejściem dostała się do warszawskiej Szkoły Teatralnej. Już na II roku debiutowała w Teatrze Narodowym u samego Adama Hanuszkiewicza w "Trzy po trzy". On, grający na fortepianie od 6 roku życia, w wieku 18 lat został finalistą Konkursu Chopinowskiego. Zakochali się w sobie bez pamięci. Do tego stopnia, że już po dwóch latach zdecydowali się na ślub. Znajomi kręcili głowami. Trochę z niedowierzaniem, a trochę z dezaprobatą. W ich mniemaniu nie było większych szans na to, by dwie osoby o tak wyraźnych charakterach, indywidualiści, zdołali wytrzymać ze sobą przez całe życie. Oni jednak puszczali te głosy mimo uszu. Z czasem zatrważające przepowiednie otoczenia zaczęły się jednak spełniać. Już niedługo po ślubie ruszyli w zupełnie odwrotnych kierunkach. Olejniczak nieustannie dążył do spełnienia marzeń o wielkiej karierze. Skupił się na muzyce i koncertowaniu. Z kolei dla Łozińskiej priorytetem stała się rodzina. Gdy na świat w 1978 r. przyszedł starszy syn, ograniczyła aktywność zawodową. Z kolei, kiedy pojawił się młodszy, całkowicie odsunęła się w kąt. — Zajmowałam się synami. Macierzyństwo okazało się odkryciem. Bardzo chciałam je dobrze przeżyć. I bardzo się denerwowałam, kiedy coś odrywało mnie od tej powinności — tłumaczyła w rozmowie z magazynem "Zwierciadło". W środowisku jej decyzja spotkała się z niezrozumieniem. Wszak nie mówimy tu o anonimowej postaci, a aktorce, która zdążyła już zapracować sobie na sympatię widzów. Popularność przyniosła jej rola dziewczyny Leszka Góreckiego, Bronki, w jednym z najsłynniejszych seriali PRL-u, "Daleko od szosy", za którą była wielokrotnie nagradzana. Kolejne propozycje sypały się jak z rękawa. Po latach podkreślała, że od samego początku jej kariera układała się jak marzenie. W pewnym momencie konsekwentnie postawiła jednak na rodzinę. Dla swoich synów Łozińska była jednocześnie i matką, i ojcem. Często przejmowała nawet obowiązki zawodowe męża, a wobec jego licznych absencji niejednokrotnie zajmowała się typowo męskimi pracami. Raz usłyszała nawet pytanie: "A co jest z pani mężem, siedzi w więzieniu?" Choć tego typu sygnały wskazywały, że ta relacja nie wygląda tak, jak powinna, ona resztkami tłumionych wydechów dbała, by ogień miłości wciąż się tlił. Doskonale świadczą o tym jej słowa z rozmowy z miesięcznikiem "Pani": — Byłam tak skupiona na wyczuwaniu jego nastrojów, że nie odróżniałam dnia od nocy, lata od zimy. Kochałam za bardzo. Pragnęłam czułości, akceptacji. Nie oczekiwałam niczego w zamian. Wydaje ci się, że nie możesz bez tej drugiej osoby oddychać, chociaż w głębi duszy wiesz, że wszystko, co dobre dawno minęło" — mówiła. Z czasem oboje doszli do wniosku, że ich małżeństwo jest już nie do odratowania. Jedynym wyjściem był rozwód, do którego doszło w 1995 r., po 18 latach wspólnego, bardziej bądź mniej, życia. Sam Olejniczak przyznawał, że oni właściwie nie dorośli do ślubu. — A na pewno ja. Na miły Bóg, mi się wydaje, że ja dopiero parę lat temu dojrzałem. Długie miałem dzieciństwo, całe czterdzieści lat (śmiech). Podobno mężczyźni dojrzewają później, ale za to dokładniej — twierdził. Nie było w ich późniejszej relacji złej krwi, ale decyzja o rozwodzie mocno zachwiała pewnością siebie aktorki. Kiedy wydawało się, że powoli wraca na dobre tory, jej życie zostało naznaczone przez kolejną, tym razem niespodziewaną, tragedię. W 2002 r. zginął jej syn śmiercią, której zdecydowanie można było uniknąć. Tomasz był studentem medycyny, a poza nauką, kochał żeglarstwo. Wychodząc z autobusu, skręcił nogę. Ot, prozaiczna sytuacja. Ten wypadek przypłacił jednak życiem z powodu błędu lekarskiego. Nie zostały mu podane zastrzyki przeciwzakrzepowe. 24-latek zmarł z powodu zatoru. To wyniszczyło Łozińską jeszcze mocniej niż rozwód. Ukojenia szukała w alkoholu i bardzo mocnych lekach, niepozostających bez wpływu na jej zdrowie. — Byłam kompletnie zgłuszona potworną ilością leków, alkoholem. Przekonana, że idę w stronę totalnego szaleństwa. Wszyscy odbudowywaliśmy się na gruzach. To pozostaje straszną traumą dla mojego drugiego syna, Pawła, który stracił w życiu główny wektor — mówiła w rozmowie z "Polityką". Ten rodzinny dramat sprawił, że z byłym mężem znów się do siebie zbliżyli. — Chyba nie było nam razem po drodze. Na szczęście dziś żyjemy w bardzo przyjaznych stosunkach — komentował po latach Olejniczak. Do tego stopnia, że gdy zmarła matka aktorki, mężczyzna przyjechał do niej w pół godziny. — Piliśmy kawę i milczeliśmy. To jest niesamowite: przeżyć piekło z człowiekiem, rozwieść się, a potem wiedzieć, że rzucił wszystko, żeby przez chwilę pobyć z tobą w cierpieniu — wspominała. Sławomira Łozińska podniosła się z życiowych dramatów i wróciła do pełni życia, także tego zawodowego. Do końca utrzymywała przyjacielskie stosunki z Januszem Olejniczakiem.

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS