entertainment
"Spotkaam ledwie co Cyganke. Przyszed mi do gowy szalony pomys"
Rok 1905. Kora spedza dziecinstwo w Bieniakoniach miasteczku na poudnie od Wilna. Ma brata blizniaka i szesc siostr Hiacynte Kaline Roze Dalie Rute i Hortensje. Jako jedyna z dziewczyn nie otrzymaa imienia od nazwy kwiatu. Chodzi do tyu jak rak bywa psem rozmysla nad milionem pozornie bahych spraw. Pewnego dnia Cyganka przepowiada jej niepokojaca przyszosc...
Po ponad trzech latach Ignacy Karpowicz powraca z nową powieścią. "Ludzie z nieba" (Wydawnictwo Literackie) to hipnotyzująca opowieść inspirowana historią życia legendarnych lotników: pilota Franciszka Żwirki i inżyniera Stanisława Wigury. Autor w "Ludziach z nieba" narusza filary tradycyjnie pojmowanej tożsamości, przekracza granice czasu i wyobraźni oraz przypomina, że najważniejsze, co nam się w życiu przytrafia, to relacje z drugim człowiekiem. Powieść — wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego — miała premierę 6 listopada . Nic z dłoni Pięknie tu było przejazdem, Kora jednak mieszkała tam stale. Mieszkała przy ulicy Nietakiej 7 w Bieniakoniach, miasteczku na trasie kolejowej do Wilna. Największą jego atrakcją był grób Maryli Wereszczakówny, dziewczyny Adama Mickiewicza . Czasem wyobrażała sobie, że zaprósza się ogień i mieścina idzie z dymem. Z wyjątkiem grobu Maryli rzecz jasna. W głowie od kilku lat pisała list do nieznajomego nie stąd. Pierwszy list, uwzględniający późniejsze korekty, brzmiał mniej więcej tak: Drogi Człowieku, nazywam się Kora, znowu kończę kilkanaście lat. Mam sześć sióstr i brata bliźniaka. Tata pracuje na kolei, więc mieszkamy w służbowym domku z kawałkiem ziemi. Mama prowadzi ten dom, kiedy nie jest w ciąży, bo kiedy jest, to prace spadają na nas. Mówię i czytam po polsku, po rosyjsku, po francusku i słabiej po niemiecku. Znam również kilkanaście przekleństw po żydowsku. Podobno jedno z nich po przełożeniu na język ludzki brzmi: "Znowu poniedziałek? Jak do tego doszło?". Uczyłam się także łaciny i greki. Tych dwóch ostatnich uczy mnie babcia, gdy się nudzimy. Ponieważ często zapomina o różnych rzeczach, nie mam pewności, czy łacina i greka nie są tylko nasze, przez nią wymyślone. Francuskiego uczy nas matka. Obok francuskiego i rozstrojonego pianina nic więcej nie wyniosła z rodzinnego domu. Nienawidzę gry na pianinie. Wolałabym grać na puzonie. Podobno dmuchanie nie uchodzi panienkom. Płci żeńskiej już się raczej nie bija, chyba że baby z chłopów. Nie ma tu o co walczyć. Na wiosnę wszystko zalewa woda, latem wszystko wysycha. Drogi Człowieku, nienawidzę miejsca, w którym utknęłam przez pomyłkę. Jeśli możesz, zabierz mnie gdzie indziej. Dodam, że nie przywiązuję zbytniej wagi do wyglądu. Nie posiadam również żadnego majątku. Wykształcenie za to posiadam stosowne do płci, czyli go tak naprawdę też nie posiadam. Mogę zostać narzeczoną albo służącą, albo kimś po prostu, kto coś robi. Do ustalenia. Umiem szyć, pleść maty i koszyki, raz widziałam z bliska piorun kulisty. Jeśli nie przypominasz ojca, będzie dobrze. Kora Krainę wypełniały rozległe bagna, suche łachy piasku, lasy, rzeki i jeziorka. Dróg prawie nie bito, większych miast kilka, ponadto nieważne miasteczka i porozrzucane po lasach niebogate wioski. Kiedy topił się wiosną śnieg, zalewało wszystko. Do sąsiadów najłatwiej dostać się łodzią albo, jeśli ją usypano, dróżką prowadzoną po grobli. Domy budowano na palach, tak samo stogi, stodoły, składziki, kościółki czy cerkiewki. Nawet ule bartnicy podwieszali na drzewach, choć to akurat nie przeciwko wodzie, ale niedźwiedziom. Nieraz widziała taką zalaną wieś. Niebieskie domki z blond strzechą nie wydawały się realne. Przypominały spiczaste kapelusze grzybów, wyrastające z wielozielonych łąk i wód. Spokój był złudny. Porośnięte gęstą roślinnością bagna i rozlewiska stanowiły śmiertelną pułapkę. Rusałki wabiły nierozważnych chłopaków. Gdy zaś ci stawiali pierwszy krok na zielonym dywanie, przesądzali swój los. Bagno wciągało i rzadko zwracało zwłoki. Przejezdni krajobrazy określali mianem zachwycających albo dziewiczych, zupełnie jakby trafili na wyspy pacyficzne. Och, pomyślała Kora, gdybyście tylko, niedoroby, musieli spędzić tutaj rok, od razu uwielbienie by wam przeszło. Pomyślała tak, ponieważ ojciec właśnie streszczał rodzinie konwersację, jaką dziś odbył na stacji kolejowej z niemieckimi podróżnikami. – Szczerze zakochali się w naszych okolicach – skończył papa. – Wielka zatem to strata dla naszych okolic – rzuciła hardo – że nie zatrzymali się u nas. Znowu zostali wyłącznie ci niezakochani. – Koro – zaczęła matka – nie musisz wszystkiego komentować. – A papa nie musi wszystkiego powtarzać – odparowała. – Zawsze musisz wszystko zepsuć! – włączyła się Hiacynta, jedna z młodszych sióstr. – Nie ja psuję! Było popsute. Powiedziawszy to, wstała z krzesła i opuściła pokój. Zarzuciła płaszczyk, do kieszeni wsypała garść drobnych i wyszła na zewnątrz. Ostatnio coraz częściej zdarzały się podobne sytuacje. Irytowała ją rodzina, wściekało miasteczko, nie zawsze potrafiła zachować zimną krew. Postanowiła przejść się do Składu Hencla, zaraz za kościołem. Wystarczyło skręcić w prawo przy dawno temu żółtym domu z dawno temu czerwonymi okiennicami, gdzie mieszkała przyjaciółka Katarzyna, zwana życzliwie Wiewiórem dla uhonorowania rozmiaru siekaczy, następnie iść ulicą Utraty aż do synagogi, przypominającej raczej normalny dom niż świątynię, i docierało się do głównej ulicy. Nazwano ją Istotna. Najkrótsza droga biegła więc trzema ulicami: Nietaką, Utraty, Istotną. Kupi sobie cukierków z lukrecji. W ogóle jej nie smakowały. Główną ich zaletę upatrywała w tym, że były tak niedorzeczne jak miejsce, w którym żyła. Nienawidziła bagien i wody, i komarów. Tej krainy nie dało się zmienić. Ulepiona z torfu i biedy będzie trwać do końca czasu, upokarzając i przytrzymując ludzi. Idąc poboczem lokalnie najszerszej drogi, co jakiś czas pozdrawiała znajomych albo starszych, gdyż tak przystało dobrze ułożonej pannie. Co to znaczy ułożona ? Do czego ułożona ? Zamyśliła się, głos Cyganki brutalnie przywołał ją na powrót do rzeczywistości. – Powróżyć, powróżyć panience – zachęcała stara. Kobieta nosiła czerwoną spódnicę, żółtą koszulę, chustkę w kwiaty, ponadto mnóstwo ozdób ze złota i kamieni, też srebrne były i z miedzi albo cynku, na pasku ponuro dyndały ususzone nietoperze, a całość przypominała granat, który wybuchł kolorem na zgrzebnej ziemi. Cyganie rozbili się pod miasteczkiem kilka dni temu. Powtarzano, że kradną, porywają dzieci i kurczaki na rosół, że w swoich budach przetrzymują wściekłe kundle, że są niegodni zaufania i zawierają małżeństwa za małego, gdy tylko nauczą się samodzielnie pełzać – i inne tego rodzaju obelgi. Nie wierzyła w nie ani trochę. Nikt nie jest aż tak zły. Ponadto świetnie bielili ściany, ostrzyli narzędzia, podkuwali konie, a czasem końmi handlowali. No i – wróżyli. Zatrzymała się. Rodzice by tego nie pochwalili. Porządna dziewczyna nigdy by się nie zatrzymała. Ona nie uważała się za porządną. Zanurzyła rękę w kieszeni płaszcza i wyjęła garść drobnych. – Mam tyle – oznajmiła i otwartą dłoń z monetami wyciągnęła w stronę starej kobiety. Cyganka coś rzekła w nieznanym Korze języku, płynnym niby woda ruchem zabrała pieniądze i ujęła ją za nadgarstek, drugą ręką wodząc po liniach papilarnych otwartej dłoni. Będzie czytać z linii, jak starożytni Grecy – pomyślała dziewczyna – i zarazi mnie chorobą weneryczną. Dwie kobiety trwały w znieruchomieniu wystarczająco długo, aby przyciągnąć uwagę przechodniów. – Panienko – przemówiła stara. – Ty nie sobą zostaniesz. Ooo, pomyślała Kora, albo wróżba do bani, albo Cyganka nie umiała języka, którym się posłużyła. – Będę miała męża i dzieci? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, zaśmiała się. Co za idiotyzm! Mąż? Dzieci? Stara dołączyła do jej śmiechu. Śmiały się niby spiskowczynie w nieudanym spisku. Korze tak rzadko nadarzała się okazja do niezawinionej radości! Zdusiły wreszcie niestosowną wesołość. Rodzice się o Cygance dowiedzą i będzie miała przewalone, mimo że przewalone już osiągnęła zeszłego tygodnia. Kora postanowiła zawrócić do domu, drobne wydała na wróżbę bez wróżby, nie kupi paskudnych cukierków. Kolejny wspaniały dzień w krainie suszy i powodzi. Jak do tego doszło?, zapytała się w myślach, markując jidysz. Włożyła ręce do kieszeni i coś tam było, czego wcześniej nie. Zatrzymała się zaintrygowana. Była to malutka, wysokości kciuka, bakelitowa figurka, przedstawiająca dwóch żołdaków trzymających się za ręce w tańcu. Gdyby to dziewczynki albo mali chłopcy tak dziarsko się trzymali, tańcując, nie zwróciłaby na to uwagi. No ale dorośli mężczyźni? I to wojskowi? Bez dwóch zdań była to tajemnica, i to może z gatunku nie do rozwiązania. Ucieszyła się. Bardzo potrzebowała prawdziwej tajemnicy, żeby ćwiczyć silną wolę. W sensie, że nikomu nie piśnie słowa. I pierwsza próba nadeszła niezwłocznie. Musiała zdusić naglącą chęć, ba!, konieczność pokazania wojaków Wiewiórowi. Musi być dzielna! Koro, upomniała się w myślach najsurowszym z głosów matki, moja panno, nawet o tym nie myśl! Przywołanie karcącego głosu matki nie było dobrym pomysłem. Kora prawie zawsze robiła na odwrót i właśnie zaczynał ją wypełniać kategoryczny imperatyw postąpienia wbrew woli rodzica. Żeby się z niego otrząsnąć, zaczęła skakać w miejscu. Zostało to w miasteczku odnotowane i w stosownym momencie powiększone i doniesione instancjom rodzicielskim. Skakanie pomogło na imperatyw, a reputację i tak miała od dawna zużytą. Nikomu nic nie powie, będzie niezłomna! Tajemnicę schowa w małej, zamykanej na klucz kasetce. Kasetkę trzymała w domu babci. W jej osobistym domu zagrażała kasetce wścibskość sióstr. Wczoraj wieczorem popadało, dzięki temu miasteczko mniej się kurzyło. Skręciła w Utraty. Nienawidziła kurzu i pyłu równie mocno jak wody i bagien. Co lubiła? Robiła listę regularnie, lista opornie się wydłużała. Lubię miód. Lubię małe ptaszki. Lubię Bardzo Brzydkie Słowa. Lubię błyszczące przedmioty. Lubię ciekawostki o zwierzętach. Lubię, kiedy nie ma sióstr (chyba że Róża). Lubię, kiedy ojciec zostaje dłużej w pracy. Lubię, kiedy matka nie jest w ciąży. I babcię. Ogromnie. I wuja Leona. Tak mniej więcej to szło, a że niedługie, no to pisała w głowie kolejny list: Drogi Człowieku, spotkałam ledwie co Cygankę. Nic mi wywróżyła z dłoni. Co nie dziwi, bo na dłoni guzik widać. Widać co najwyżej, czy ktoś ciężko pracuje, czy bimba sobie. Ja jestem gdzieś pośrodku. Lubię myśleć, że znajduję się w miejscu pomiędzy palcami, zanim one się zetkną. Przyszedł mi do głowy szalony pomysł. A gdyby uciec z taborem? Dać się porwać razem z kurą? Muszę ci jeszcze jedno wyznać na wypadek, gdybyś chciał się we mnie zadurzyć, co – od razu wyjaśniam – nie jest konieczne. Otóż moja o rok młodsza siostra Hiacynta wyprzedziła mnie znacznie. Wyrosły jej piersi, typu buła drożdżowa, takie na planie koła. Piersi mamy natomiast przypominają makowce. Pewnie od ciumkania przez ośmioro dzieci (na dobrą sprawę i ojca nie potrafię wykluczyć). U mnie nic właściwie w tym temacie. Na razie to mnie nie martwi, ciężko biega się z takim jak u Hiacynty obciążeniem. Ponadto zakwitła przede mną. I tutaj podobnie – nie chcę kwitnąć, nie chcę, żeby ktoś mnie podlewał, uprawiał albo ścinał, choć wkurza mnie, że odbywa się rzecz u nas nie po kolei. Uważam, że jedyne dobre nie po kolei to jest to w głowie. Drogi Człowieku, nadal najgłębsze rozmowy odbywam z Bucefałem, naszym łańcuchowym psem. Napisałam rozmowy, chociaż w sumie on najwięcej rozumie z zapachu. Powinnam mu sikać przy drzewie, płocie czy kamieniu – one są dla psów niczym skrzynki pocztowe. Nie sikam, gdyż wokoło i tak uważają mnie za uszkodzoną. Rozmawiamy więc sobie, czasem drapię go za uchem, czasem on wylizuje mi skórę lub szczególnie kusząco pachnące miejsce na ubraniu. Na marginesie, umie więcej niż inni mężczyźni, na przykład sam sobie liże jądra. Kończę, bo skręciłam w Nietaką. Już prawie znowu dom. Kora
PREV NEWSNie szczedzi krytyki "Listom do M.". Pojawia sie w nowej czesci
NEXT NEWSEnnio Morricone. Dobry zy i Metallica
Tworca "Twin Peaks" zacza palic jako dziecko. Nie moze sie ruszyc bez dodatkowego tlenu
David Lynch w sierpniu br. ujawni ze w 2020 r. zdiagnozowano u niego rozedme puc. Choc wielu fanow kultowego rezysera wyczekiwao na jego kolejne filmy wyglada na to ze 78-letni tworca nie bedzie w stanie wrocic do aktywnosci zawodowej. W nowym wywiadzie przyzna ze musi korzystac z butli z tlenem i jest w stanie z trudem przemieszczac sie jedynie po swoim domu. "Tak jakbym chodzi z plastikowa torba na gowie" opowiada.
Kuba Badach by niepokornym nastolatkiem. Wspomnia przykry zart wobec kolezanek
Kuba Badach w 15. edycji "Tanca z gwiazdami" zadebiutowa w roli trenera. Najwieksza uwage widzow skupiay jego kasliwe przepychanki sowne z Michaem Szpakiem. Teraz muzyk zaskoczy opowiescia z liceum. Jak sie okazao by dosc niepokornym nastolatkiem. "Kazda dziewczyna gozdzika dostaa" wspomnia.
Pierwsza ciaza odwoany slub i ponowna ciaza. Zycie miosne Olgi Kalickiej
Olga Kalicka ogosia ostatnio ze spodziewa sie drugiego dziecka z nowym partnerem o ktorym nie mowi zbyt wiele. Aktorka jest juz mama Aleksa ktorego ojcem jest jej byy partner Cezary Nowak z ktorym wczesniej planowaa slub. Przyblizamy zycie miosne gwiazdy.
Sylwia Bomba bezlitosna dla Kaczorowskiej i Peli. Jej sowa nie przejda bez echa
Sylwia Bomba w rozmowie z jednym z portali skomentowaa rozstanie Agnieszki Kaczorowskiej i Macieja Peli. Celebrytka nie zostawia na tancerzach suchej nitki.
By Patrycja KulaszaCzym zajmuja sie dzieci politykow Niektore stay sie bohaterami skandali
Radosaw Sikorski zaskoczy podczas poniedziakowego wystapienia w think tanku Atlantic Council w Waszyngtonie. Oprocz tematow politycznych wspomnia takze o prywatnych kwestiach. Zdradzi ze jego syn jest amerykanskim zonierzem. Przyjrzelismy sie poczynaniom innych dzieci znanych politykow.
Maja Hyzy tajemniczo o rozstaniu Agnieszki Kaczorowskiej. "Wiem wiecej"
Rozstanie Agnieszki Kaczorowskiej i Macieja Peli stao sie jednym z najgosniejszych tematow w polskim show-biznesie. Choc para potwierdzia zakonczenie zwiazku powod rozstania nadal pozostaje niejasny. Okazuje sie ze Maja Hyzy "wie wiecej niz wszyscy" na temat caej sprawy jednak nie zamierza zdradzac konkretnych informacji.