Home/entertainment/Najgorszy film swiata 1. W Polsce od dwoch lat jest krolem zenady

entertainment

Najgorszy film swiata 1. W Polsce od dwoch lat jest krolem zenady

Gdy dwa lata temu ogoszono ze "Sciema po polsku" Mariusza Pujszo otrzymaa piec Wezow w tym antynagrode za najgorszy film trudno byo sie nie zgodzic z tym werdyktem. Rzadko bowiem mamy do czynienia z kinem tak fatalnym ze zasuguje nie tylko na potezne ciegi ale nawet na miano najgorszego polskiego filmu tej dekady. Po odswiezeniu go w ramach startu mojego cyklu "Najgorszy film swiata" tylko upewniem sie w tym przekonaniu. Bo ta "satyra" na polska branze filmowa szoruje po dnie niczym najgorsze filmy Uwe Bolla. Pujszo nawet nie ukrywa w niej ze zrobi ja tylko w jednym celu by popatrzec sobie na mode ponagie kobiety.

October 02, 2024 | entertainment

Najgorszy film świata to cykl, w którym nie działa zasada "dzieło tak złe, że aż dobre". Opisuję w nim filmy, które nie oferują żadnej, nawet grzesznej przyjemności. Są festiwalem żenady, o którym chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. "Kwintesencja taniego złego kina" — tak jury argumentowało przyznanie "Ściemie po polsku" Węża za najgorszy film roku. Wszystko się w tym określeniu zgadza. Oglądanie tego filmu za pierwszym razem było swoiście masochistycznym doświadczeniem. Człowiek wiedział, że nie ma sensu poświęcić mu więcej niż 10 minut swojego życia, ale jednocześnie chciał zobaczyć, czy z kolejnymi minutami obraz stanie się jeszcze gorszy niż jest. Cóż, po dwóch seansach tej "niezwykłej" komedii mogę jedynie zapewnić, że "Ściema po polsku" wciąż jest dla mnie najgorszym polskim filmem obecnej dekady. "Kpina z polskiej branży filmowej, sławy za wszelką cenę i pogoni za kasą. Nic tu nie jest normalne, a komizm wynika z paranoidalnych sytuacji aranżowanych na planie – całkowicie bez scenariusza. »Ściema po polsku« to parodia robienia filmów" — czytamy w oficjalnym opisie dziełka Mariusza Pujszo z 2021 r. Fabuła filmu skupia się na samozwańczym reżyserze Mariuszu (w tej roli Pujszo, a jakżeby inaczej) oraz jego kompanie Grzegorzu (Grzegorz Halama), którzy nagle stwierdzają, że w sumie chcieliby zarobić wielkie pieniądze jako twórcy filmowi. Wraz z nieszczególnie lotnym umysłowo biznesmenem Piotrem (Piotr Adamczuk) biorą się za nakręcenie filmu. Scenariusza rzeczywiście nie ma, ale nasi bohaterzy mają niezwykłą uciechę w zabawie w kino. Dlaczego? Bo ostatecznie ich jedynym celem jest patrzenie na półnagie kobiety. Właśnie z tego powodu w każdym tekście o tej produkcji możemy znaleźć zarzut, że jest on skrajnie szowinistyczny. Pujszo zaangażował do swojej produkcji kobiety, które ze względu na swój wygląd (sztuczne piersi, poprawione usta, przesadna opalenizna) łatwo mu było ośmieszyć i przy okazji zachęcić do tego, by obnażały się przed nim i resztą ekipy. Fabuła filmu wprost pokazuje, że aktorki-amatorki w pogoni za rzekomą sławą są tak naiwne i głupie, że dopłacają jeszcze bohaterowi do kosztów produkcji. A gdy nie chcą się rozbierać, to w ruch idą wiadra wody. Naprawdę, te sekwencje nie służą niczemu innemu niż spełnianiu jakichś dziaderskich fantazji. Skupianie się na biustach to niejedyny bezsensowny aspekt tego potwornego filmu. Mamy jeszcze całą stronę autotematyczną. Twórca chciał nam pokazać, jak łatwo jest zrobić tytułową ściemę. Wystarczy na przykład zrobić relację z InstaStories, której głównym wabikiem jest Lamborghini albo sprzedać bajkę, że kręci się film na Hawajach. Jacuzzi i green screen swoje zrobią. Wszystko pięknie, ale w tych sekwencjach, po pierwsze, nie ma nic odkrywczego i prowokacyjnego, bo kino mieli takie tematy od dekad. Po drugie, i to jest najważniejsze w tym przypadku, nie są one w żaden sposób śmieszne. Bo, nie oszukujmy się, nie da się wpaść w rechot, gdy patrzymy, jak Mariusz zmusza kolegę, by tańczył ze starszą kobietą albo używa przekleństw jako znaku interpunkcyjnego. Zresztą, skoro wywołałem "Nic śmiesznego", to trochę już zwietrzały film Marka Koterskiego, także utrzymany w konwencji kina o kinie, w porównaniu ze "Ściemą po polsku" jest i tak wyjątkowo przyjemnym seansem. Trzeba oddać Pujszo, że jest konsekwentny. W końcu z uporem maniaka trzaska kolejne fabuły o ludziach próbujących nakręcić film z atrakcyjnymi kobietami. Problem w tym, że te pastisze wyglądają jak krzyżówka kina Uwe Bolla z najbardziej dennymi odcinkami "Świata według Kiepskich". Owszem, czasami jest tak, że nawet złe filmy posiadają momenty, które są znośne. Przykładem dla mnie jest chociażby "The Room" Tommy’ego Wiseau . Choć nie podzielam zachwytów wielu osób wobec tego obrazu, to jego nieintencjonalna śmieszność faktycznie potrafi momentami rozbawić. W "Ściemie po polsku" widzimy odwrotność tego, bo Pujszo wiedział doskonale, co robi. I to chyba w tym wszystkim jest najbardziej przerażające, bo ciężko uwierzyć w to, że ktoś może być takim erotomanem i mieć poczucie humoru, które zawstydziłoby niejednego wuja z wąsem. Powiem na koniec jedno – szczęśliwi są ci widzowie, którzy nigdy nie mieli okazji oglądać tej filmowej ściemy. Ale ktoś musi czasem to zrobić, by przypomnieć, jakie gnioty potrafią ludzie tworzyć. Takich okropieństw przedstawię zresztą w tym cyklu jeszcze sporo.

SOURCE : kultura
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS