Blogs
Home/business/Byem w Niemczech pierwszy raz w 1996 r. Nie rozumiem jak ten kraj mog sie tak stoczyc

business

Byem w Niemczech pierwszy raz w 1996 r. Nie rozumiem jak ten kraj mog sie tak stoczyc

Doskonale pamietam Niemcy z lat 90. Nie ukrywam najbardziej robiy na mnie wrazenie czysciutkie stacje benzynowe i liczba porsche na ulicach. Ale czuem tez niesamowita atmosfere powszechnego szczescia tolerancji i zadowolenie z bycia "najlepszym krajem swiata". Gdy dzisiaj jade za zachodnia granice nie moge uwierzyc jak w ledwie trzydziesci lat to wszystko wyparowao.

November 25, 2024 | business

Tego lata przejechałem samochodem sporą część Bawarii, a to jeden z najbogatszych niemieckich landów. Ojczyzna wielu wielkich firm, w tym legendarnych marek motoryzacyjnych, jak BMW czy Audi. O bawarskim bogactwie Niemcy z innych części kraju rozprawiać wręcz uwielbiają. Trochę ich to bogactwo irytuje, a trochę im go zazdroszczą. W każdym razie motyw "bogatego Bawarczyka" jest bardzo mocno zakorzeniony w niemieckiej kulturze. Coś jak z "bogatym warszawiakiem" w Polsce. Jechałem więc tak przez tę Bawarię i się zastanawiałem, gdzie właściwie to bogactwo. Samochody na autostradach są dużo skromniejsze, niż te, które mijam, gdy jadę po polskiej A2. Stacje benzynowe — te które zachwyciły mnie w 1996 r., gdy byłem na wycieczce w Hanowerze — są dziś tam obdrapane i znaczna część z nich wymaga pilnego remontu. Podobnie jak zresztą same autostrady. Infrastruktura u naszych sąsiadów to zresztą temat-rzeka. Raz niemieckiej znajomej opowiadałem o swojej podróży na trasie Berlin-Bonn. Pociąg miał chyba ze 130 minut opóźnienia. Powiedziałem, że jako wieloletni klient PKP, nie mam wielkich oczekiwań co do punktualności, ale i tak byłem zaskoczony. Myślałem, że Deutsche Bahn działa jak w szwajcarskim zegarku. Moja znajoma wpadła w śmiech. — Ja niemieckimi kolejami jeżdżę od lat. Jeszcze mi się nie zdarzyło dojechać na czas — odpowiedziała. Jeszcze gorzej jest z infrastrukturą cyfrową. W Bawarii usłyszałem żart, który właściwie nie jest żartem. "Skąd Niemiec wie, że przekroczył austriacką granicę? Internet przestaje działać". Swoją drogą, Polacy pewnie to znają. Spędzając czas w Niemczech, w ogóle można mieć wrażenie powrotu do przeszłości. Urzędnicy ciągle potrafią posługiwać się faksami, a w wielu miejscach ciągle nie można płacić kartami. . Nie poznaję tego kraju To wszystko detale. Oczywiście, że o kondycji kraju nie świadczy liczba porsche na autostradach, a bez płacenia kartą da się żyć. Na "Autobahny" można narzekać, ale ich rozwinięta sieć może być ciągle dla nas powodem do zazdrości. Podobnie jak niemiecka sieć kolei. W niemieckiej stolicy byłem po raz pierwszy bodaj w 1998 r. Panowała tam wówczas fantastyczna atmosfera. Kraj się zjednoczył, stolicę niedawno przeniesiono z Bonn do Berlina, więc ten ostatni był wielkim placem budowy. Na każdym kroku coś się działo, wszędzie powstawało coś fascynującego. Na przykład plac Poczdamski. Punkt, w którym przecinała się granica Berlina Wschodniego i Zachodniego, stał się miejscem z nowoczesnymi biurowcami w amerykańskim stylu. Panowała też atmosfera powszechnej tolerancji. Nikogo nie obchodził kolor skóry, orientacja seksualna czy właściwie cokolwiek innego. Można było mieć wrażenie, że Niemcy, nauczone bolesnym doświadczeniem historycznym, zamieniają się w coś w rodzaju "moralnego imperium". Zamiast walczyć z całym światem, chciały z całym światem handlować — i z nikim nie wchodzić w zbyt ostre spory. Berlin postanowił na przykład, że będzie handlował na potęgę z dwoma dyktaturami — Rosją oraz Chinami. Od tego pierwszego kraju uzależnił dostawy surowców, od drugiego — swoje powodzenie gospodarcze. Bo rozwój Niemiec w ostatnim czasie był w dużej mierze uzależniony od eksportu do Państwa Środka. To, co jednak służyło Niemcom w czasach pokoju, stało się gigantycznym kłopotem, gdy historia zmieniła kurs. Coś się stało też z niemiecką tolerancją. Niemal dekadę temu otworzyła szeroko drzwi dla uchodźców z Syrii, a dziś imigracja wydaje się najbardziej toksycznym tematem politycznym w kraju. , co przekłada się na klimat w kraju. A popularność zyskują populistyczne partie, które mówią wyraźne "nie" szerokiej imigracji — AfD i BSW. Problemy polityczne przeplatają się z gospodarczymi. Ale Chińczycy rozwinęli swoją motoryzację tak bardzo, że coraz mniej chcą kupować auta z logo niemieckich brandów. O ile spalinowe bwm czy mercedesy sobie jeszcze w Chinach jakoś radzą, to udział niemieckich elektryków w rynku samochodów elektrycznych w Państwie Środka wynosi najwyżej kilka procent. To już nie jest oaza stabilności Z punktu widzenia dziennikarzy niemiecka polityka była zwykle przerażająco nudna. Negocjacje w najważniejszych sprawach toczyły się miesiącami, po czym dochodzono do uczciwego konsensu — i nikt się specjalnie nie kłócił. Dość powiedzieć, że poprzedni rząd tworzyła koalicja CDU-SPD, czyli dwóch największych, konkurencyjnych partii. To trochę tak, jakby Polską rządziła koalicja PO-PiS. W Niemczech to nikogo jednak nie zaskakiwało, bo dominowało podejście, że to politycy są dla ludzi, a nie odwrotnie. Brzmi naiwnie? Tak to funkcjonowało latami, aż przyszedł rząd Olafa Scholza i koalicja SPD-Zieloni-FDP. Polak, który obserwował ich starcia, mógł mieć poczucie déjà vu. Awantury o wszystko, próby podkładania świń, przecieki do mediów... Nagle kraj przestał być oazą stabilności, a polityczne życie Berlina zamieniło się w jeden wielki konflikt. I mówimy tutaj ciągle o "poważnych" partiach. Jeśli w przyspieszonych wyborach w lutym bardzo dobre rezultaty osiągną populiści z AfD czy BSW, niemiecka polityka może przypominać polską z okresu koalicji PiS z Samoobroną i LPR. Nie, Niemcy nie są w ruinie Wówczas nasi zachodni sąsiedzi wydawali się niezwykle dumni z tego, gdzie żyją. Uznanie zdobywała "polityka otwartych drzwi" Angeli Merkel, imponowała rozkręcona gospodarka i stabilność polityczna. Już wówczas wiele rzeczy działało nie najlepiej, ale wydawało się to nie zaburzać obrazu tego kraju. Dzisiaj problemy polityczne, gospodarcze i infrastrukturalne wychodzą na pierwszy plan. Życie w Niemczech jest dużo gorsze niż dekadę czy dwie temu, Wielu Polaków patrzy na niemieckie problemy z nieskrywaną satysfakcją. Kłopot w tym, że z Niemcami współpracujemy tak blisko i na tak wielu polach, że ich Na szczęście nie jest tak, że Niemcy są w ruinie. To ciągle zamożny kraj z doskonałą ochroną zdrowia, potężnymi firmami i znanymi uczelniami. Gdybym dzisiaj odwiedził po raz pierwszy Berlin czy Hamburg, na pewno też byłbym pod wrażeniem. To ciągle fantastyczne metropolie, w których każdy może się odnaleźć i w których jest wiele wspaniałych miejsc do zobaczenia. A gdy latem jeździłem po Bawarii, skręciłem do małych miasteczek. Były często tak piękne i zadbane, jak to pamiętałem z czasów, gdy byłem dzieckiem. Nie mogę powiedzieć więc, że Niemcy "się skończyły". Nic z tych rzeczy. Trudno mi jednak zrozumieć, jak kraj może tak szybko stracić większość swoich głównych atutów.

SOURCE : businessinsider_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS