business
Agatha Christie chodzia za mna od lat
Nie jestem na tyle naiwny zeby myslec ze teatr kogos zmieni. To nie jest to miejsce. Nasza powinnoscia natomiast jest ksztatowanie gustow bo ktoz jak nie artysci ma to robic mowi Artur Tyszkiewicz dyrektor Teatru Ateneum.
PB: Funkcja dyrektora Teatru Ateneum nie jest pierwszym pańskim doświadczeniem menedżerskim. Odzywa się w panu gen przedsiębiorczości? Artur Tyszkiewicz: Nie sądzę, żebym miał szczególne predyspozycje do zarządzania. Nauka zawodu reżysera obejmuje organizację pracy i przestrzeni scenicznej. Spektakl jest światem w pigułce, więc reżyserom łatwiej przychodzi — przynajmniej tak było w moim przypadku — organizowanie świata poza sceną. Miałem też dobrych nauczycieli. Najpierw podpatrywałem, jak prowadzą teatr Maciej Englert i Erwin Axer. Potem moim mentorem został Krzysztof Torończyk, dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie. Nauczył mnie wielu rzeczy, kiedy razem prowadziliśmy Teatr im. J. Osterwy w Lublinie. Przez pięć lat jako dyrektor artystyczny obserwowałem jego pracę i nie ukrywam, że spodobała mi się możliwość poniesienia pełnej odpowiedzialności za teatr. Nabrałem chęci zmierzenia się z kształtowaniem jego obrazu artystycznego, finansowego, strukturalnego, organizacyjnego... To mnie intrygowało, ta możliwość sprawdzenia siebie, czy jestem w stanie dobrze zorganizować pracę teatru, bo w ostatecznym rozrachunku wszystkie błędy są błędami dyrektora naczelnego niezależnie od tego, kto je popełnił. Teatr to instytucja z misją, a zarazem wielki zakład pracy. Ma pan pracowników technicznych, administracyjnych, artystów... Rzeczywiście, jesteśmy przedsiębiorstwem zatrudniającym prawie 100 osób pracujących w różnych systemach zatrudnienia. Generalnie jednak teatr to firma o nietypowej strukturze — przedziwny konglomerat wymiernych walorów finansowych z czymś, co się nazywa duchowością. Czym się różni kierowanie teatrem od zarządzania firmami z innych branż? Nie wiem, jak zarządza się inną firmą, więc trudno mi porównywać. Myślę, że zarządzanie teatrem jest odmienne, bo generowanie dochodu nie jest naszym podstawowym zadaniem. Jest nim służenie publiczności. Widz, który nas finansuje ze swoich podatków, ma pewne oczekiwania, a my zobowiązania wobec niego. To umowa między nami: wy nas wspieracie, my wam dajemy coś, dzięki czemu możecie przez chwilę poczuć się jak w innym świecie. Objął pan funkcję dyrektora Teatru Ateneum trzy lata temu. Jakie plany udało się zrealizować, a co nie wyszło? Udało się skonsolidować zespół i nie myślę tylko o zespole artystycznym, lecz także o pracownikach administracji i technicznych. Mam poczucie, że po tych trzech latach coraz bardziej stajemy się jednym zespołem Teatru Ateneum i ja to sobie niezwykle cenię. Udało się stworzyć repertuar, który zapewnia nam dużą liczbę widzów i spore przychody, a jednocześnie daje satysfakcję artystyczną, bo trzeba zauważyć, że Teatr Ateneum w odróżnieniu od teatrów stricte komercyjnych przyciąga rzeszę publiczności na tytuły, które raczej nie pojawiają się w tamtych teatrach, np. „Matka” Witkacego. Zdobywaliśmy nagrody na różnych festiwalach, łącząc artyzm z pewną dozą komercyjności. Nie udało się przeprowadzić remontu teatru, nad czym bardzo boleję, bo infrastruktura, warunki, w jakich pracują ludzie, zarówno w biurach, jak też na scenie częstokroć są poniżej dopuszczalnego poziomu. Teraz powstała idea nie remontu, lecz budowy, ale to zupełnie inna sprawa. Natomiast remont się nie odbył i na to jako dyrekcja nie mamy wpływu. Wspomniał pan o sporych przychodach ze spektakli, jest też finansowanie z miasta — czy Teatr Ateneum potrzebuje mecenasów? Oczywiście. Potrzebujemy wsparcia finansowego. Dotacja od miasta stołecznego Warszawy, prawie ponad 13 mln zł rocznie, pokrywa nasze koszty stałe, co jednak nie zwalnia nas z potrzeby zarabiania. Przydałyby się też dodatkowe fundusze na rozwój działań artystycznych, być może też na dofinansowanie remontu... Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, powiedział kiedyś, że miarą dojrzałości demokracji są działania CSR biznesu, przede wszystkim wspieranie kultury. Też tak uważam. Mam poczucie, że kiedy pojawiają się potrzeby wyższego rzędu, osiągamy wyższy poziom cywilizacyjny. Nie są to już lata 90., kiedy każdy chciał tylko zarobić, wyrwać dla siebie jakąś część rynku. Społeczeństwa rozwinięte demokratycznie i gospodarczo mogą zacząć inwestować w kulturę. Czekam na ten moment i wierzę, że nadejdzie, bo jako kraj bardzo dobrze się rozwijamy. Co Teatr Ateneum może zaoferować przedsiębiorcom? Jeśli firma zdecyduje się np. sfinansować spektakl dla swoich pracowników, możemy przygotować specjalne wydarzenie. Na razie nikt na to nie wpadł, bo być może pracownicy wolą chodzić na fitness, a nie do teatru, ale może nadejdzie taki moment, że firmy zaczną wykupywać u nas spektakle. Jesteśmy bardzo otwarci na współpracę z biznesem. Jako pozytywny przykład podam barter, który lada moment rozpoczniemy z Toyotą Chodzeń z ulicy Czerniakowskiej. Będzie nam udostępniała auta, a my będziemy ją promować. Toyota sprzedaje i będzie sprzedawać z Ateneum lub bez, ale widocznie potrzebują inwestycji w pewną markę, jaką ma Teatr Ateneum. Można powiedzieć, że wspierając kulturę, firma zyskuje prestiż... Prestiż i poczucie, że sensownie wydaje pieniądze, które zapewne się zwrócą, bo inwestowanie w kulturę buduje ducha narodu. Uczestnictwo w szerszym projekcie ulepszania społeczeństwa przez sztukę to jedna rzecz. Drugą jest to, że taka inwestycja tworzy konsumenta, który jest bardziej wykształcony i szerzej patrzy na świat. Inwestowanie w kulturę to — paradoksalnie — inwestowanie w biznes, bo budujemy bardziej świadome społeczeństwo. Myślę, że tę energię, którą nazywa się pieniędzmi — bo to jest pewnego rodzaju energia — trzeba przekazywać dalej. Tym, co my możemy dać, jest właśnie takie poczucie... Jest pan wiceprezesem Unii Teatrów. Czym ta organizacja się zajmuje? Unię Teatrów założyli Maciej Englert i Krzysztof Torończyk w celu doradzania w sprawach kultury decydentom politycznym oraz, jeśli trzeba, biznesowi. Jesteśmy grupą ekspertów, która wyraża zdanie np. w sprawie ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, a jeśli któryś z naszych członków ma problemy, np. prawno-ekonomiczne, to go wspieramy i służymy radą. Jesteśmy więc organizacją pracodawców, zresztą współpracujemy z Lewiatanem. Myślę, że w dobie wyraźnego poczucia, że system organizacyjny teatru być może powinien się zmienić, Unia Teatrów może pełnić bardzo ważną funkcję ekspercką. Dlaczego system organizacji teatrów w Polsce miałby się zmienić? Jesteśmy unikatowym zjawiskiem w Europie. Mianowicie — mamy największą liczbę teatrów dotowanych przez państwo, czy to przez rząd czy przez samorząd, czyli ministerstwo kultury lub urzędy marszałkowskie. To jest fenomen. Organizacja teatrów praktycznie nie została zreformowana na przełomie lat 89/90. Na palcach jednej ręki można policzyć teatry we Francji czy we Włoszech, które otrzymują pieniądze od państwa. Niemcy i Austriacy w dużym stopniu inwestują, ale też w ich teatrach są trochę inne struktury zarządcze. Są traktowane bardziej biznesowo niż u nas. Unia Teatrów jest więc strażnikiem dobrych praktyk teatralnych, bo można mówić, że teatr jest przedsiębiorstwem i w pewnym sensie jest, ale nie do końca. Stosowanie zasad zarządzania typowych dla firm mogłoby niezbyt dobrze skończyć się dla teatru. Przed nami pierwsza premiera nowego sezonu w Teatrze Ateneum — „Pułapka na myszy”. Skąd ten wybór? Po pierwsze — uwielbiam Agathę Christie. Od lat za mną chodziła, a po obejrzeniu realizacji filmowych Kennetha Branagha, który odświeża Agathę Christie — wyreżyserował „Morderstwo w Orient Expressie”, „Śmierć na Nilu” a ostatnio „Duchy w Wenecji”, wcielając się w Herkulesa Poirot — zobaczyłem, że jest w jej książkach coś więcej niż tylko kryminał. Że zbliżają się do ducha, powiedziałbym, szekspirowskiego. I że tak naprawdę opowieść kryminalna jest tylko pretekstem do pokazania odmętów ludzkiej duszy. Po drugie — to świetnie napisany tekst, który daje możliwość stworzenia wspaniałych ról i na próbach już to widzimy. A po trzecie — Agathy Christie w Warszawie nie było od lat. To kolejny argument — jeśli czegoś nie ma, to zagospodarujmy rynek. „Pułapka na myszy” to rekordzistka. Jest najdłużej graną sztuką na świecie. To też mnie przekonało. W Londynie na West Endzie jest grana od 60 lat bez przerwy. Dlaczego nie spróbować z tym się zmierzyć? Zobaczymy, co będzie w Warszawie. Jak układa się repertuar teatru? Czy planując go, bierzecie też pod uwagę oczekiwania publiczności? Kształtowanie repertuaru ma dwa wymiary, oba równie ważne. Jednym są premiery, drugim eksploatacja spektakli, które już w repertuarze są. Należy to ułożyć w odpowiednich proporcjach i dniach z uwzględnieniem ferii, przerw świątecznych, a nawet meczów piłkarskich. To duża sztuka, zwłaszcza jeśli zakładamy, by do żadnego spektaklu nie dopłacać. Przede wszystkim uwzględniamy liczbę miejsc na widowni i aktorów na scenie. Ponieważ jesteśmy teatrem dosyć małym, bo mamy na scenie głównej tylko 290 miejsc, nie planuję spektakli 20-30-osobowych, bo wiem, że po zapłaceniu aktorom, którzy poza etatami dostają dodatkowe wynagrodzenie za każdy spektakl, nie byłbym stanie tego grać. Po prostu musiałbym dopłacać. Pierwsze kryterium doboru repertuaru wynika więc z ekonomii i liczenia pieniędzy. Dlatego wystawiamy spektakle, w których na scenie pojawia się do 10 osób, a nie 30. Drugim kryterium jest dobra literatura, która pozwoli aktorom stworzyć wspaniałe role, bo jesteśmy teatrem autora i aktora. Czyli pierwsza sprawa to dobry autor, a druga to aktor jako medium rozmowy z widzem. Trzecie kryterium równie ważne, jeżeli nie najważniejsze, to instynkt, bo tak tylko można to nazwać, i znajomość widza Teatru Ateneum — czy będzie chciał tę sztukę oglądać. Jeżeli zastosujemy te trzy kryteria, to oczywiście nie możemy być pewni, że osiągniemy sukces i że spektakl chwyci, ale możemy uniknąć wielu problemów i potencjalnej porażki już na wstępie. Tak to jest u nas planowane. Czy macie ambicję kształtowania gustów publiczności? Nie jestem na tyle naiwny, żebym myślał, że teatr kogoś zmieni. To nie jest to miejsce. Naszą powinnością natomiast jest kształtowanie gustów, bo któż, jak nie artyści, ma to robić. Literatura, teatr, sztuki plastyczne to są przestrzenie do kształtowania gustów. Nie możemy podążać tylko za tanimi gustami, aczkolwiek muszę szczerze powiedzieć, że jeżeli ktoś w dzisiejszych czasach — w dobie Netflixa i innych platform streamingowych oraz możliwości dotarcia przez pilota do internetu i całego świata — wybiera jednak opcję kupienia biletu, wyjścia z domu i zadania sobie trudu, żeby gdzieś dojechać, usiąść na widowni i oglądać, to znaczy, że już jest osobą o wyższych aspiracjach, obdarzoną pewnym gustem. Niektóre spośród tych osób mogą pojechać do teatru, który oferuje jedynie farsy — mam wielki szacunek do fars i nie mam z tym żadnego problemu — ale jeśli wybiera Teatr Ateneum, to wpasowuje się w gust Teatru Ateneum. Tak naprawdę nasza misja jest edukacyjna — to wychowanie przyszłego widza, kształtowanie jego gustów. Jesteśmy teatrem, do którego przychodzi widz wielopokoleniowy. To jest dla mnie przedmiotem dumy, że pojawiają się dziadkowie z wnukami 18-19-letnimi, młodzież z rodzicami... Kształtowanie przyszłych gustów jest naszym obowiązkiem. Co jeszcze nowego będą mogli zobaczyć widzowie w tym sezonie? Będzie obfitował w premiery. W lutym czekamy na autorski spektakl Mariana Opani „Para nasycona” na podstawie tekstów Jana Wołka z muzyką Jerzego Satanowskiego. W styczniu mamy premierę monodramu „Belfer” — ze słynnym tekstem Jeana Pierre’a Dopagne’a, który Wojtek Pszoniak grał przez wiele lat, zmierzy się nasz aktor Przemysław Bluszcz. Powraca do nas Iwona Kępa, reżyserka przeboju „Wiem to na pewno”, który gramy przy pełnej widowni, z gorzką komedią „Mój syn chodzi, tylko trochę wolniej” Ivora Martinića, nieznanego u nas chorwackiego autora. Ten rewelacyjny tekst będzie miał premierę w marcu na Scenie 20. Inwestujemy też w polską młodą dramaturgię. Maria Gustowska napisała „Wojnę totalną” , a opiekę artystyczną nad projektem objął Grzegorz Damięcki. Grają młodzi aktorzy — nasi i doangażowani — razem z wybitnym Adamem Ferencym. Robią pewien warsztat dramaturgiczny, który wystawimy w kwietniu. Na zlecenie teatru Michał Siegoczyński pisze tekst o Stanisławie Grzesiuku inspirowany jego biografią. Będzie to opowieść m.in. o genius loci, jakim jest Czerniaków. Uważam, że Teatr Ateneum na Powiślu jest odpowiednim miejscem, żeby o tym porozmawiać. To pokażemy w maju, na koniec sezonu, który będzie obfitował w wydarzenia.
PREV NEWSPrezydent Warszawy ostrzega PKOl. Komitet ma usunac nieprawidowosci
NEXT NEWSWyudzali auta od firm leasingowych i wywozili je do Ukrainy. Jest akt oskarzenia
Panstwowy gigant weglowy ma plan transformacji. Zyska miliardy zotych
Jastrzebska Spoka Weglowa JSW ogosia ze wprowadza Plan Strategicznej Transformacji. Przekonuje ze wdrozenie zmian przyniesie jej szacowane 85 mld z pozytywnych skutkow finansowych w latach 2025-2027. Akcje panstwowej spoki po tych informacjach poszy mocno w gore.
Wielka Brytania zwieksza wsparcie dla Ukrainy. Przesya jej kolejne pociski
Rzad Wielkiej Brytanii dostarczy niedawno Ukrainie dziesiatki kolejnych pociskow manewrujacych typu Storm Shadow poinformoway zroda Bloomberga.
Pracownicy wola wyzsze zarobki od stabilnosci. Pokazuja to badania
55 proc. osob pracujacych majac do wyboru umowe o prace i umowe cywilnoprawna z wyzszym wynagrodzeniem woli otrzymac wyzsze wynagrodzenie wynika z rezultatow badania przeprowadzonego na zlecenie Pracodawcow RP.
UE i kraje unijne przekazay Ukrainie juz 124 mld euro ale to wciaz "za mao" uwaza wiceszef KE
Wiceszef Komisji Europejskiej Didier Reynders powiedzia ze UE i jej panstwa czonkowskie dotychczas przekazay Ukrainie acznie ok. 124 mld euro wsparcia ale to za mao. "Ukraina pilnie potrzebuje wiecej obrony powietrznej amunicji i broni dalekiego zasiegu" podkresli.
Qemetica pozyskaa 34 mld z finansowania. Umowa z 10 bankami podpisana
Qemetica ktora kieruje Kamil Majczak podpisaa z konsorcjum 10 bankow umowe finansowania w wysokosci 34 mld z. Spoka wskazaa w komunikacie ze srodki przeznaczy na refinansowanie zaduzenia finansowanie akwizycji biznesu krzemionki stracanej oraz wsparcie biezacej dziaalnosci.
Rubel gwatownie traci. Najsabszy niemal od inwazji na Ukraine
Takiej sabosci rosyjska waluta nie wykazywaa od bardzo dawana. Choc jej notowania zeszy do najnizszych poziomow od 32 miesiecy rosyjskie wadze twierdza ze to bardzo korzystny czynnik dla tamtejszych eksporterow.