Home/world/"W nocy stracimy kontrole nad tama". Tak Czesi liczyli centymetry dzielace ich od powodziowej katastrofy REPORTAZ

world

"W nocy stracimy kontrole nad tama". Tak Czesi liczyli centymetry dzielace ich od powodziowej katastrofy REPORTAZ

Bavorov Czechy sobotnia noc. Grupa strazakow siedzi w remizie nieopodal pobliskiej rzeki i czeka w pogotowiu na to co niebawem sie wydarzy. Co chwile odswiezaja strone internetowa na ktorej co 10 minut pojawiaja sie nowe dane o wzroscie wody w tamie. Tuz po ponocy odwiedza ich gubernator regionu poudniowoczeskiego Martin Kuba. Odjezdza o 1.30. O 2.30 zaczyna sie to czego wszyscy sie obawiali zapora Husinec zamienia sie w potezny wodospad. Woda kieruje sie w strone pobliskich miejscowosci.

September 16, 2024 | world

Ci, którzy chcieli zobaczyć z bliska jeden z bardziej dramatycznych rozdziałów południowoczeskiej powodzi, musieli udać się na wzgórza Posumava. W miejscowości Husinec należy minąć znak odnoszący się do miejsca urodzenia słynnego kaznodziei, a następnie skręcić w las w dolinie Blanicy, gdzie od prawie stu lat znajduje się niepozorna mała zapora z tamą między dwoma wzgórzami. Jej nazwa jest taka sama jak miejscowości — Husinec. Czechy zagrożone ekstremalnymi powodziami. Meteorolog: na tym się nie skończy W sobotę pracownicy spółki hydrotechnicznej Dorzecze Wełtawy ogłosili, że w niedzielę wieczorem zapora wodna Husinec stanie się pierwszą czeską zaporą, która nie będzie już w stanie utrzymać dużej ilości wody. Ta zacznie przelewać się w niekontrolowany sposób. Jest sobotnia noc, z okolic sztucznego jeziora widać otaczające go wzgórza. Ciemna powierzchnia wody jest oświetlona przez reflektor zamontowany na tamie, dzięki czemu można zobaczyć wysokość wody. Na drugim końcu tamy zaparkowany jest radiowóz, którego migające światło oświetla otaczający las — przez chwilę na niebiesko, potem na czerwono. W środku siedzą policjanci. Nie wyglądają jednak, jakby chcieli zatrzymać samochody, które czasami tamtędy przejeżdżają. Jedyną wskazówką pokazującą, że coś się dzieje, jest taśma policyjna rozciągnięta wzdłuż brzegów — po to, by nikt tam nie zaparkował. Jedyny dźwięk, jaki można usłyszeć, to odgłos wody. Do wylania brakuje 30 cm. Bedrich Kiivanek, który dogląda tamę, mieszka w domu obok niej, w nocy wychodzi na rutynową kontrolę. Mówi, że woda nie rozleje się po całym wale, czyli po drodze i barierkach, ale przepłynie przez duże otwory awaryjne i następnie odpłynie. Kiedy to się stanie, skończy się możliwość jakiegokolwiek regulowania jej przepływu. Krivanek oblicza, że w ciągu ponad 20 lat pracy widział sześć powodzi z rozlewami na Husincy, ale "nigdy takiej, w której woda przelała się przez drogę". Potężny wodospad Przed północą zza lasu wyłania się kolumna świateł. Po chwili podjeżdża konwój pięciu samochodów i parkuje na poboczu drogi. Na jednym naklejone jest zdjęcie gubernatora regionu południowoczeskiego Martina Kuby i hasło "gubernator dla wszystkich południowych Czechów". Sam Kuba wysiada z niego i każe dozorcy tamy informować o stanie wody. "To naprawdę przerażające". Na Słowacji ujawniła się "katastrofa jeszcze większa niż fala powodziowa" — To dobrze — odpowiada, słysząc informację, że woda podnosi się wolniej, niż oczekiwano. Następnie zwraca się do swojej świty, która składa się z grupy dziennikarzy, i wyjaśnia, że będzie więcej czasu na ochronę przed falą powodziową. Po tym zachęca ich do tego, by pojechali z nim w jeszcze jedno miejsce. Wszyscy wsiadają do samochodów i konwój kieruje się do oddalonego o 15 km Bavorova, który leży na drodze wody wylewającej się z tamy. Jest tam spokojnie, drogi prowadzącej do wsi strzeże znak zakazu wjazdu, za nim w ciemności widać rozlaną rzekę. Konwój zatrzymuje się przy remizie strażackiej, gdzie kilkunastu mężczyzn czeka w pogotowiu i monitoruje sytuację. Mają jedzenie i włączony internet, gdzie co dziesięć minut pojawiają się dane o wzroście wody w tamie. Po krótkiej wymianie zdań koło 1:30 gubernator odjeżdża do domu. O 2:30 w niedzielę rano zaczyna się to, czego wszyscy się obawiali — zapora Husinec zamienia się w potężny wodospad, a woda kieruje się w stronę miejscowości Vodnany, Protivin, Pisk, a następnie Pragi. Zbawienna tama Blisko 50 km na południowy wschód znajduje się kolejna niepozorna zapora — na zbiorniku wodnym Rimov na rzece Malse. Tłumy ludzi tłoczą się wokół tamy, patrząc na nią, a następnie na głęboki wylot, skąd słychać ryk wody kierującej się do okolicznych wiosek. Nawet zbiornik Rimov odgrywał rolę swoistego hamulca przeciwpowodziowego tylko przez kilka dni. Po jego zapełnieniu nie pozostaje nic innego, jak obserwować wodę przepływającą przez zaporę. Niegdyś niepozorna rzeka Malse, o szerokości około czterech metrów, teraz wylała. Woda przelewa się przez drogi, niektóre wioski są już odcięte. W miejscowości Roudno mieszkańcy mieli szczęście. 10 lat temu między Malse a wioską zbudowano tamę o wysokości trzech metrów, która teraz zatrzymuje wodę — nie zalewa ona teraz wioski, a rozlewa się na pola po drugiej stronie. — Bez tego byłoby tu pełno wody, tak jak w 2002 r. — mówi jeden z mieszkańców, który wraz z kilkoma sąsiadami obserwuje rzekę z mostu. Kilku lokalnych strażaków w niewielkiej odległości od mostu pompuje wodę, która przedostaje się przez ruchomą barierę chroniącą miejsce, w którym tama została przerwana. "To było straszne". Trudna sytuacja w Rumunii. "Pozostał nam dom pełen błota, ogromny smutek, złość i rezygnacja" Nieco dalej za mostem tamy już nie ma, więc woda przelewa się do kilku domów. Właściciel jednego z nich stwierdza, że przeczeka dużą falę. Inni opuścili swoje gospodarstwa. Wśród mieszkańców stojących na moście panuje jednak całkiem dobry nastrój. Raporty mówią, że przepływ już się nie zwiększy, a poziom Malse zaczął powoli spadać.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS