Blogs
Home/world/Tajemnice woko smierci Jurija Gagarina. ZSRR ukrywa prawde

world

Tajemnice woko smierci Jurija Gagarina. ZSRR ukrywa prawde

Rutynowy lot treningowy skonczy sie tragicznie. Nadal nie wszystko wiadomo o okolicznosciach smierci Gagarina ale jego MiG nie powinien by w ogole wystartowac.

September 07, 2024 | world

Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl Przypominamy archiwalny tekst Onetu Leśnik Iwan Podduwałow opowiadał potem, że nie można było przeoczyć przelatującego MiGa. Samolot kilka razy przelatywał tuż nad wierzchołkami drzew. A potem kilkakrotnie wznosił się niemal pionowo, by po chwili opaść w pikowanie. Za którymś razem pilot nie zdążył wyprowadzić maszyny. Myśliwiec z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę rozbił się o ziemię. Szczątki dwóch pilotów trzeba było identyfikować na podstawie koloru kombinezonów. W Instytucie Naukowo-Badawczym Eksploatacji Technologii Odrzutowych 27 marca 1968 r. to z początku dzień jak co dzień. Pod tą przydługą i mało intrygującą nazwą kryje się placówka, która bada wypadki w całych radzieckich siłach powietrznych. Nagle pracownicy Instytutu zostają postawieni w stan pogotowia - dowiadują się, że czeka na nich "zadanie wagi państwowej". Tajemnica misji Jurija Gagarina. Prawda wyszła na jaw po latach Za parę chwil dowiedzą się, że pod Kirżaczem, w obwodzie włodzimierskim, rozbił się myśliwiec Jurija Gagarina. Zginął Bohater Związku Radzieckiego, od siedmiu lat okryty sławą pierwszego człowieka w kosmosie. Sprawą wypadku Gagarina miała się zająć specjalna komisja, powołana przez Komitet Centralny KPZR. Ale szczątki samolotu zaplombowano w beczkach, a wiele ustaleń komisji pozostaje tajnych do dziś. Dlaczego prawda o okolicznościach śmierci Gagarina nadal może być niewygodna? Wystartował człowiek, wylądował pomnik Cofnijmy się o dekadę. W 1957 r. Jurij Gagarin, świeżo po szkole lotniczej w Orenburgu, siada po raz pierwszy za sterami myśliwca MiG-15. Będzie pełnić służbę w bazie tuż przy granicy z Norwegią. Trzy lata później dołączy do programu Wostok, czyli radzieckiego projektu załogowego lotu w kosmos. Będzie wtedy tylko jednym z 20 kandydatów na pierwszego kosmonautę. Ale kilka czynników zdecyduje o tym, że ostatecznie decydenci stawiają na niego. Gagarin nie tylko świetnie sobie radzi z testami psychologicznymi i sprawnościowymi. Nie tylko dosłownie "pasuje" do rozmiarów kapsuły Wostok-1 (ma ledwie 1,57 wzrostu). Decydują także "punkty za pochodzenie". Gagarin jest synem stolarza i dojarki-kołchoźniczki, jego rodzina ledwie ocalała z niemieckiej okupacji podczas wojny ojczyźnianej. Jest idealnym kandydatem na symbol człowieka radzieckiego - zdobywcy kosmosu. Czerwona flaga na Księżycu. Jak Chiny wyprzedziły wszystkich konkurentów w eksploracji naturalnego satelity Ziemi Gagarin startuje jako porucznik - wraca na Ziemię już jako major. Jego historyczny lot trwa niecałe dwie godziny, ale wkrótce dosłownie zacznie okrążać świat na nowo. Tym razem już w roli symbolu potęgi ZSRR. Gagarin odwiedzi nie tylko państwa bloku wschodniego, ale też Wielką Brytanię, Japonię czy Kanadę. Chruszczow wręczy mu Order Lenina i Złotą Gwiazdę dla Bohatera Związku Radzieckiego. Gagarin zostanie nawet deputowanym do Rady Najwyższej ZSRR. "Czy ja jeszcze kiedyś będę latał?" Propaganda wyciskała go jak cytrynę, w ciągu paru lat został dosłownie żywym pomnikiem - Moskwa potrzebowała Gagarina-symbolu, ale nie Gagarina-pilota. "Pierwszy kosmonauta" źle znosił tę presję. Coraz więcej pił. Któregoś razu w hotelu nad Morzem Czarnym próbował się wśliznąć do pokoju blondwłosej pielęgniarki. Kiedy szukała go żona, chciał się ukryć na balkonie. Spadł z niego i rozbił łuk brwiowy, fundując sobie bliznę na resztę życia. Był kompletnie pijany, ale kiedy wreszcie doszedł do siebie, zapytał najpierw: "Czy ja jeszcze kiedyś będę latał?". Najpierw przyjęto go jako studenta do Akademii Technicznej Lotnictwa (miał obronić dyplom na dwa miesiące przed śmiercią). W 1963 r. mianowano go zastępcą szefa ośrodka treningowego kosmonautów - wtedy był już pułkownikiem. Próbował wykorzystać swoją nową funkcję, aby wrócić do programu kosmicznego. Nie miał przecież jeszcze nawet trzydziestki. Naukowcy odkryli na Marsie wystarczająco dużo wody, by zaopatrzyć ewentualnych "kolonizatorów". Jest jeden haczyk Ale przede wszystkim Gagarin cały czas chciał wrócić do latania na myśliwcach. To był dla niego problem tyleż zawodowy, co ambicjonalny: przyszli kosmonauci, dla których miał być mentorem, jako piloci nierzadko mieli większe doświadczenie niż on. Przez kilka lat Gagarin spędził zbyt wiele czasu na podróżach po świecie i przymusowych urlopach, a zbyt mało za sterami. Jeszcze przed przystąpieniem do programu kosmicznego jego nalot (czyli liczba godzin spędzonych w powietrzu) był nieprzeciętnie niski jak na pilota myśliwca, a po sukcesie misji Wostoka-1 Gagarin nie pilotował samolotu przez dwa lata! Również potem czynił to sporadycznie. Był wszakże szykowany jako dubler dla Władimira Komarowa. Ten kosmonauta miał dowodzić misją Sojuz-1, która była elementem przygotowań do lądowania na Księżycu. Program przygotowywano w pośpiechu, pod polityczną presją, a nie zastopowała go nawet informacja, że w pojeździe wykryto ponad 200 usterek i niedoróbek. Skutek mógł być tylko jeden: Komarow przez całą misję mocował się z kolejnymi awariami, a w końcu zginął, kiedy w jego lądowniku nie otworzył się spadochron. Tajemnica lotu nr 2 Gagarin musiał przeboleć nie tylko śmierć kolegi. Marszałek Wierszynin, czyli dowódca całego radzieckiego lotnictwa, uznał, że teraz ojczyzna nie może sobie pozwolić na utratę "pierwszego kosmonauty" - i dosłownie uziemił Gagarina. Ten przez pół roku dopraszał się o zgodę na dopuszczenie do latania i uzyskał ją właściwie nieoficjalnie. To było na dwa tygodnie przed śmiercią. 27 marca Gagarin i jego instruktor mieli wykonać "lot ćwiczebny nr 2" dla załóg myśliwskich - był to przelot z zaliczeniem szeregu punktów nawigacyjnych, a także wykonaniem manewrów, m.in. lotu nurkowego, beczki czy korkociągu. Wystartowali o godzinie 10.18. 13 minut później Gagarin zgłosił wykonanie wszystkich zadań i zapowiedział powrót do bazy. To był jego ostatni komunikat. Samolotu zaczęto jednak szukać dopiero po trzech godzinach, kiedy stało się jasne, że gdziekolwiek jest, nie ma już paliwa na dalszy lot. Szczątki MiGa-15 zlokalizował wkrótce helikopter. Dla specjalistów ze wspomnianego na wstępie Instytutu szybko stało się jasne, że wyjaśnienie sprawy - ze względu na jej wymiar polityczny - nie będzie łatwe. Szybko odwiedził ich pewien generał, dając do zrozumienia, że mają się zająć "wadami sprzętu, które doprowadziły do wypadku", a nie np. możliwymi błędami pilotów. Jeśli ktoś miał być odpowiedzialny za katastrofę, to z pewnością nie mógł to być pilot ani jego zwierzchnik. Z tajnych akt wiemy, jak dziewiczy lot w kosmos wyglądał oczami samego Jurija Gagarina Komitet Centralny KPZR powołał specjalną komisję, angażując do tego jeszcze KGB. A potem wyniki pracy komisji utajniono, a szczątki samolotu zaplombowano w beczkach na "czas nieograniczony". To dlatego katastrofa stała się przedmiotem spekulacji. Pojawiło się też na jej temat mnóstwo teorii spiskowych, wliczając tę o zabiciu Gagarina na zlecenie Breżniewa. O przyczynach i przebiegu katastrofy długo można było wnioskować z przecieków. Te były dużo bardziej interesujące niż oficjalna wersja, która konstatowała po prostu, że samolot z powodu gwałtownego manewru wpadł w korkociąg i już z niego nie wyszedł. Ten samolot nie powinien był startować Wątpliwości było aż nadto. Okazało się np., że MiG Gagarina wystartował do lotu z dwoma zapasowymi zbiornikami paliwa. Nie tylko były zbędne przy tak krótkim locie, ale wykonywanie zaplanowanych manewrów na tak obciążonej maszynie mogło ją bardzo łatwo zdestabilizować. Takie wyposażenie samolotu zatwierdził ponoć dowódca Gagarina, pułkownik Władimir Sieriogin - a że sam zginął w katastrofie, sprawa nie nadawała się do upublicznienia. MiG wyszedł w powietrze, choć załoga nie miała informacji o warunkach pogodowych. Z radarem na lotnisku były problemy, więc personel naziemny tylko przez radio mógł kontrolować, gdzie i na jakiej wysokości jest myśliwiec Gagarina. Kilku badaczy twierdziło, że w części instruktorskiej kabiny MiGa-15 w ogóle nie było drugiego wolantu! Miał zostać uprzednio wymontowany, bo ten konkretny samolot szykowano do zupełnie innego typu ćwiczeń, w których tylko by przeszkadzał. Takie zaniedbanie z jednej strony wydaje się nieprawdopodobne, z drugiej jednak: skoro pod skrzydłami samolotu pozostawiono zbędne zbiorniki paliwa, to równie dobrze mogło się okazać, że i w innych punktach maszyna była nieprzygotowana do lotu. Taki pogląd wyraził płk Eduard Szerszer, który w latach 60., pracował w Instytucie i badał katastrofę. Major Igor Kuzniecow, również członek komisji badającej wypadek, twierdził z kolei, że kabina samolotu się rozhermetyzowała - winien był jeden z zainstalowanych tam zaworów, którego nikt przed startem nie domknął. Nie robili tego na ogół mechanicy naziemni, tylko piloci. Ale Gagarin najpewniej po prostu nie wiedział, że ten zawór istnieje - nie było go bowiem w MiGach-15 produkowanych w Związku Radzieckim. A dwumiejscowy model myśliwca, na którym kosmonauta wystartował do swojego ostatniego lotu, wyprodukowano w Czechosłowacji. O tym, że kabina nie jest szczelna, pilot i jego instruktor dowiedzieli się prawdopodobnie zbyt późno. Jeśli pilot w istocie próbował szybko zmniejszyć wysokość (a tak twierdził Kuzniecow), to zareagował nieproporcjonalnie do sytuacji - wszak różnica ciśnień na wysokości 3-4 tys. metrów nie stwarzała bezpośredniego zagrożenia. Skutek: pikowanie z ogromną prędkością przy wspomnianym otwartym zaworze mogło się przyczynić do utraty przytomności przez pilota. Nie byłoby już szans na wyprowadzenie samolotu z pikowania. Ta teoria przeczy jednak wnioskowi komisji, że samolotem próbowano sterować do samego zderzenia z ziemią. Minimum planu, maksimum ryzyka? Innego typu wątpliwości podnosił płk Szerszer. Powołując się na zeznania leśnika Podduwałowa (przywołane na wstępie) twierdził, że samolot wykonywał manewry nieprzewidziane w karcie zadania. Jeden z nich skończył się katastrofą. Na jakiej podstawie Szerszer zarzucał Gagarinowi łamanie procedur graniczące z brawurą? Cała sekwencja lotu ćwiczebnego była obliczona na 20-25 minut lotu. Tymczasem mniej więcej na półmetku (a według innych źródeł: już po paru minutach) misji Gagarin meldował bazie, że wszystkie punkty treningu już zdążył zaliczyć! Wiele wskazuje na to, że przy akceptacji swojego dowódcy-instruktora chciał po prostu wykorzystać resztę czasu w powietrzu. Idąc tym tropem Szerszer wysnuł wniosek, że lot aż do katastrofy był kontynuowany bez planu, i to najpewniej za wiedzą i zgodą instruktora. Dlaczego jednak pułkownik Sieriogin - którego Szerszer w konsekwencji uznawał za personalnie odpowiedzialnego za katastrofę - miałby chcieć tak ryzykować albo przynajmniej na takie ryzyko pozwolić Gagarinowi? Sieriogin jako dowódca pułku znajdował się bowiem w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji. W czkałowskiej bazie, związanej przecież z radzieckim programem kosmicznym, stacjonowali na ogół nie zwykli piloci, ale czynni kosmonauci. To byli ludzie tacy jak Gagarin: Bohaterowie Związku Radzieckiego, obwieszeni orderami, świadomi swojego znaczenia i (czasem) koneksji. Państwo i armia chuchały na nich i dmuchały, a oni wiedzieli, że mogą sobie pozwolić na więcej. Sieriogin jako ich dowódca (choć sam przecież był bohaterem wojny ojczyźnianej) musiał postępować z wyjątkową delikatnością - mimo poczucia, że zaburza to wojskową hierarchię. Szczątki prawdy Przy okazji 50. rocznicy lotu Gagarina w kosmos odtajniono serię dokumentów dotyczących katastrofy jego MiGa. Wiele nie wyjaśniły. Wiadomo, iż komisja uznała, że bezpośrednio przed katastrofą pilot dokonał gwałtownego manewru. Chciał uniknąć kolizji - czyżby z balonem pogodowym? Może z innym samolotem? (bo i taki trop się pojawił). Jeśli pominąć odziedziczoną po ZSRR obsesję tajności, trudno wyjaśnić, dlaczego rosyjskie władze odtajniły ledwie fragmenty prac komisji. Czyżby miało chodzić o obronę mitu Gagarina? Nawet ci z badaczy katastrofy MiGa, którzy mówili o możliwej odpowiedzialności pilota, stanowczo twierdzą, że takie ustalenie w żaden sposób nie nadwątliłoby przecież mitu "pierwszego kosmonauty". Pozostaje jednak jeszcze kwestia prestiżu radzieckiego lotnictwa. Zapewne raport komisji już w latach 60. pokazywał na przypadku lotu Gagarina chaos, niekompetencję, ludzkie bałaganiarstwa i techniczne zapóźnienia w radzieckich siłach powietrznych. To często prowadziło do wypadków. I po kilkudziesięciu latach wielu wojskowych nie byłoby skłonnych do rozmowy na ten temat.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS