Blogs
Home/sports/Trzy minuty do konca trzy bramki straty. Tak mistrz Polski postraszy lidera

sports

Trzy minuty do konca trzy bramki straty. Tak mistrz Polski postraszy lidera

Mistrzowie Polski przyjechali do Veszpremu juz jako ostatnia druzyna w tabeli grupy A. I nika bya nadzieja ze cos sie tutaj zmieni skoro nigdy w historii nie potrafili pokonac Telekomu na jego terenie. Do sensacji rzeczywiscie nie doszo mistrz Wegier i jeden z gownych faworytow Ligi Mistrzow bez wiekszych problemow rozprawi sie z "Nafciarzami" choc ci w koncowce odrobili ponad poowe strat. Runda rewanzowa dla Orlenu Wisy rozpoczea sie wiec tak jak ta pierwsza - przegrali na Wegrzech 2630 1317.

November 21, 2024 | sports

Mistrzowie Polski przyjechali do Veszpremu już jako ostatnia drużyna w tabeli grupy A. I nikła była nadzieja, że coś się tutaj zmieni, skoro nigdy w historii nie potrafili pokonać Telekomu na jego terenie. Do sensacji rzeczywiście nie doszło, mistrz Węgier i jeden z głównych faworytów Ligi Mistrzów bez większych problemów rozprawił się z "Nafciarzami", choć ci w końcówce odrobili ponad połowę strat. Runda rewanżowa dla Orlenu Wisły rozpoczęła się więc tak, jak ta pierwsza - przegrali na Węgrzech 26:30 (13:17). Środowy remis Eurofarmu Pelister z Fredericią sprawił, że mistrzowie Polski w tabeli grupy A spadli na ostatnie miejsce. Dwa punkty w siedmiu spotkaniach pierwszej rundy, aż porażek - to nie świadczy dobrze o ekipie Xavera Sabate . A wydawało się, że hiszpański szkoleniowiec "Nafciarzy" dostał już wszystkie narzędzia, by grać na europejskim poziomie nie tylko w meczach przeciwko Industrii Kielce w Superlidze, ale też właśnie w tych najważniejszych kontynentalnych rozgrywkach. Wyniki jednak tego nie pokazują i trudno było się spodziewać, że seria wyjazdowych porażek zostanie przerwana na Węgrzech. W hali, w której Sabate przecież pracował jako trener Telekomu, a z tą drużyną był też w pamiętnym finale Ligi Mistrzów przeciwko Vive Kielce. Mimo, że mistrzowie Węgier kilka dni temu przegrali prestiżowe starcie z Pickiem w swojej lidze. W czwartek mieli jednak wszystkie atuty w swoich rękach. Trzy tygodnie temu w Płocku Telekom wygrał 27:24, mimo aż 10 trafień Mihy Zarabeca . Dziś Węgrzy już dość dokładnie pilnowali słoweńskiego rozgrywającego Orlenu Wisły, ale generalnie też znów nie pozwalali na zbyt wiele w drugiej linii. O ile w obronie, przynajmniej w pierwszym kwadransie, goście spisywali się całkiem dobrze, to w ataku nie mieli za wiele do powiedzenia. Szukali swojego pomysłu, ale bez efektów. Trudno jednak o jakiś sukces, jeśli np. Tomas Piroch popełnia kilka prostych błędów w parę minut, a po kontuzji Michała Daszka nie za bardzo jest kim go zastąpić. Różnica była widoczna też wówczas, gdy któryś z płocczan wyłapywał karę, wtedy cierpiała też defensywa. Gdy w 14. minucie legendarny Islandczyk Aron Palmarsson podwyższył na 8:4, Sabate poprosił o przerwę. Niewiele mógł zrobić, Nedim Remili popisywał się asystami, grał pod publikę. Można było nawet odnieść wrażenie, że gospodarze nie włączyli najwyższego biegu, podobnie jak i kibice w Veszprem Arenie, mieszczącej ponad 5300 ludzi. Do stanu 10:13 "Nafciarze" byli jeszcze w stanie trzymać trzybramkowy dystans. pierwszą połowę przegrali 13:17, skarcił ich na sam koniec ich niedawny as Sergiej Kosorotow. Takiej strzelby, jaką był Rosjanin, dziś Sabate w swoim zespole nie posiada. Na początku drugiej połowy niewiele się jednak zmieniło. Przez ponad pięć minut płoczanie męczyli się w ataku, nie potrafili pokonać Corralesa. I już tracili do rywali sześć bramek. Przy stanie 21:15 hiszpański bramkarz Telekomu został trafiony prosto w twarz przez Gergo Fazekasa. Nie było jednak kary dla Węgra z Orlenu Wisły, ale dla Ludovica Fabregasa, który go mocno odepchnął. Za chwilę z karnego trafił Zarabec, później ze skrzydła Tim Cokan, a jeszcze szansę z sześciu metrów miał Fazekas. Mistrzowie Polski mogli więc wrócić do meczu, trochę ożywić kibiców w Telekom Arenie, którzy głównie wspomagali zespół trąbkami, a nie dopingiem. Tyle że już po chwili karę "wyłapał" Leon Susnja , szczęście dopisało przy rzucie Remiliemu i sytuacja wróciła do normy. Znów oba zespoły dzieliło sześć bramek. A ogłuszonego Corralesa z powodzeniem zastąpił Mike Jensen , bramkarz znany polskim kibicom choćby z gry w ekipie Magdeburga. Na trzy minuty przed końcem, po szalonej asyście Pirocha, ze skrzydła trafił Lovro Mihić , zrobiło się 25:28. Potrzebny był cud, by jeszcze coś tu się wydarzyło, ale on nie nastąpił. Remili po chwili zamknął sprawę, a Telekom ostatecznie wygrał 30:26. Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu . Prywatność . Copyright by INTERIA.PL 1999 - 2024 . Wszystkie prawa zastrzeżone.

SOURCE : interiasport
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS