Home/sports/Sensacyjne powoanie Probierza. "Kazaliby mu sie puknac w gowe"

sports

Sensacyjne powoanie Probierza. "Kazaliby mu sie puknac w gowe"

- Tymek Puchacz to sie cieszy jeszcze bardziej z tego powoania niz ja - zartuje w wywiadzie ze Sport.pl Mateusz Skrzypczak. Obronca Jagiellonii Biaystok w poniedziaek po raz pierwszy zosta powoany do reprezentacji Polski gdzie spotka przyjacio - Jakuba Modera i Tymoteusza Puchacza. - Syszaem ze trener Probierz obserwowa mnie ale nic wiecej. Gdy wyszy powoania jechaem samochodem i nagle telefon mi zacza wariowac. Wtedy sie dowiedziaem - mowi Sport.pl.

By Jakub Seweryn | October 03, 2024 | sports

W sezonie mistrzowskim Jagiellonii Białystok dobra forma Mateusza Skrzypczaka była w cieniu takich postaci jak Nene, Jesus Imaz, Afimico Pululu, Dominik Marczuk czy nawet innego stopera Jagi - Adriana Diegueza. Jednak gdy liderzy drużyny Adriana Siemieńca zaczęli mieć w nowych rozgrywkach problemy, 24-letni wychowanek Lecha Poznań był jednym z niewielu, do których nie można było mieć większych pretensji. A że ostatnie spotkania Skrzypczaka w Ekstraklasie były niemal perfekcyjne, w poniedziałek otrzymał on nagrodę w postaci pierwszego w karierze powołania do reprezentacji Polski. Mateusz Skrzypczak: Zadzwonili do mnie moi przyjaciele. Po meczu w Gliwicach usłyszałem, że trener Probierz obserwował mnie, ale to było tylko jedno zdanie, nic więcej. W poniedziałek byłem w domu, zaczęły się pojawiać jakieś artykuły, które ludzie mi podsyłali. Pytali się, czy coś wiem, czy to prawda, ale naprawdę nic nie wiedziałem. Gdy wyszły powołania, jechałem samochodem i nagle telefon mi zaczął wariować. W ten sposób się dowiedziałem o powołaniu. "Spodziewałem się" to będzie złe słowo. Nie spodziewałem się, ale dążyłem do tego. Czułem od jakiegoś czasu, że jest to realne, że to może się wydarzyć. To był cel, do którego dążyłem i naprawdę cieszę się, że się udało. Nie, nie miałem okazji z nim rozmawiać. Nie mieliśmy dotąd żadnego kontaktu. Tak, bardzo się cieszę, że się zobaczę z chłopakami. To będzie taki czas od wielu lat, gdzie będziemy mogli spędzić wiele dni razem i to też jest w tym wszystkim piękne. Na pewno to nie jest coś codziennego, haha. Ta nasza przyjaźń narodziła się w internacie w akademii Lecha. I tak sobie szliśmy razem, naszą grupką przyjaciół, przez kolejne jej szczeble. Wiadomo, że wszyscy później się rozjechali po całym świecie, ale te przyjaźnie zostały i szczerze mówiąc, to jest piękne. W piłce się poznaje mnóstwo wspaniałych osób i się ma bardzo wielu kolegów, poruszając się między drużynami i poznając kolejnych ludzi, ale rzadko jest, że z kimś masz taki codzienny kontakt. Każdy wolny dzień, święta, Sylwestra, czy po prostu nasze urlopy spędzamy razem. Mieliśmy też zawsze to nasze marzenie, żeby być razem w reprezentacji, i to jest piękne, że możemy to teraz spełnić. Tak, mamy taką grupę. Wiadomo, że każdy się cieszył, ale mam wrażenie, że Tymek to się nawet cieszył bardziej niż ja, haha. Zawsze było tak, że czy to ja wiozłem chłopaków na kadrę, czy po prostu przyjeżdżałem na ich mecze na trybuny, a teraz jest pięknie, bo będziemy mogli razem wyjść na boisko, potrenować i być w jednej drużynie. Jest jeszcze Kamil Jóźwiak. Wspólnie z Kubą Moderem i Tymkiem Puchaczem tworzymy taką czwórkę, która gra w piłkę i jest ze sobą połączona tą więzią. Wierzę, że Kamil jeszcze wróci do reprezentacji. Teraz cieszę się, że wyleczył kontuzję i zaczął grać w Granadzie. Mam nadzieję, że wróci do kadry, bo na pewno pokazał w wielu meczach, że może dać jej dać naprawdę dużo. A powrót do Ekstraklasy to raczej już na stare lata. Tak, wygasa, ale o ile w trakcie letniego okienka dochodziły do mnie różne sygnały i nie wiedziałem na 100 proc, co się wydarzy, to od zamknięcia okienka w ogóle o tym nie myślę. I to nie jest taki jakiś frazes, tylko naprawdę wiem, że do grudnia nie może się nic wydarzyć. Mój kontrakt się kończy i zobaczymy, co się wydarzy. Na razie nie ma co spekulować, bo piłka pisze różne scenariusze, ale nie jest tak, że już teraz przebieram nogami, żeby zaraz wyjechać za granicę. Tak, była już wstępna rozmowa. I ja w Jagiellonii czuję się bardzo dobrze. Myślę, że dużo dałem Jagiellonii i Jagiellonia dała mi bardzo dużo. Jestem za to wdzięczny klubowi i jestem tutaj zadowolony. Nie chcę tutaj składać deklaracji, ale jestem szczęśliwy w Jagiellonii. Gramy w europejskich pucharach, jesteśmy w czubie tabeli. Mam dobrą pozycję w drużynie, a czuję się tu dobrze także jako człowiek. Więc też jestem optymistą. Prawda. Tak, myślę, że jestem jednym z liderów, ale też mamy różnych liderów. Mamy tych głośnych, ekspresyjnych, ale też cichych i myślę, że należę bardziej do tej drugiej grupy osób. Ale lubię brać odpowiedzialność i lubię pomagać, też już trochę tych meczów w Jagiellonii rozegrałem. Czuję się tutaj komfortowo, więc też czuję taką potrzebę, żeby po prostu brać większą odpowiedzialność za wszystko. Tak jak powiedziałem, każdy jest inny, każdy z nas też trochę inaczej reaguje. Dostrzegłem Dominika po meczu, że się załamany położył na murawie. Wiadomo, że też byłem zły, że nie wygraliśmy i że nie wykorzystaliśmy tej sytuacji. Ale podbiegłem do niego, bo wiedziałem, że to nie był koniec sezonu. to nie był koniec. Gdyby był, to być może bym się położył wokół niego i razem byśmy płakali, ale było inaczej i wciąż mieliśmy robotę do wykonania. Została. Potoczyło się to w sposób wymarzony dla wszystkich. Tak, to totalnie dwie różne sprawy. Pierwsze mistrzostwo z Lechem - w klubie, w którym się wychowałem, w mieście, w którym się wychowałem. W klubie, gdzie zawsze marzyłem o tym, żeby to zrobić. No i było to moje pierwsze mistrzostwo, ale wiadomo, że nie byłem tam piłkarzem, który rozegrał wiele spotkań i miał realny wpływ na boisku na ten sukces. A tutaj, w Jagiellonii, czułem się po prostu ważną postacią i takim mistrzem na 100 proc. I też był ten wyjątkowy smaczek, że zdobyliśmy mistrzostwo Polski po raz pierwszy w historii klubu. A wiesz, że byłem na tym meczu na trybunach? Jeśli chodzi o nas, to później to do nas doszło, że zrobiliśmy to, na co czekano tu tak wiele lat i już na zawsze, za 100, 200, 300 lat, to my będziemy tymi pierwszymi mistrzami Polski w dziejach Jagiellonii. Czy sprowadziły nas na ziemię... Powiem tak, awansowaliśmy do grupy, więc co by nie mówić, jest to sukces. Tak, trochę tak, ale z drugiej strony zdawaliśmy sobie sprawę, że wiemy, z kim się mierzymy. Mierzyliśmy się naprawdę ze świetnymi drużynami. Duże marki, bardzo dobre drużyny ze świetnymi zawodnikami. Skala trudności była bardzo duża i może przez to troszeczkę łatwiej zaakceptować to, co się wydarzyło. Nie powiem, że spłynęło to po nas, ale jednak przegraliśmy z Ajaxem i Bodo, które były wyraźnymi faworytami. Chcieliśmy wygrać, to jasne, ale nie ma czegoś takiego, że przegraliśmy jedną bramką, czy odpadliśmy w ostatniej minucie i może dlatego trochę łatwiej jest się z tym pogodzić. Nadal jesteśmy w fazie ligowej europejskich pucharów, to super sprawa, a też zagrać przeciwko takim drużynom to było świetne przeżycie dla całej Jagiellonii. Również dla kibiców, którzy mogli pojechać do Amsterdamu na taki stadion z taką drużyną. Myślę, że każdy był sfrustrowany, jak dostawaliśmy tak dużo goli od Bodo, Ajaxu, a nawet przeciwników z ligi. Szczerze mówiąc, aż już nie chcę sobie przypominać, jak się wtedy czułem. Wiadomo, że jest frustracja i złość, ale zawsze trzeba patrzeć do przodu. Tak i zmęczenie jest, tego nie ma co ukrywać. Jest to okres, w którym przez cały czas jesteśmy na najwyższych obrotach. I na boisku, i poza boiskiem jest się ciągle pod prądem. Uczymy się tego cały czas, bo nasze dni w klubie wyglądają totalnie inaczej niż w poprzednim sezonie. Treningów praktycznie nie ma, tylko takie doprowadzanie się do stanu, żeby zagrać kolejny mecz. Ale też nie ma nic piękniejszego w piłce, niż grać mecze. Po prostu po to się trenuje i to na pewno fajne przeżycie. Poprzeczka jest na pewno zawieszona wysoko. Cieszę się jednak, że mamy taki przywilej, że możemy lecieć do Kopenhagi i grać tam mecz o coś, a nie jakiś sparing. To będzie mecz europejskich pucharów, a potem przyjeżdża do nas Legia, więc czekają nas dwie świetne konfrontacje. Nie, absolutnie nie czuję żadnego zawodu. Taka jest piłka i nie żywię do nikogo urazy. Gdyby było inaczej, nie mógłbym iść dalej do przodu. Dostałem propozycję nowego kontraktu w Lechu, ale uznałem, że najlepszą sportową decyzją dla mnie będzie przyjście do Jagiellonii. Zadecydowałem już o tym przed końcem sezonu, przed wywalczeniem tego mistrzostwa. Życie pokazuje, że to była świetna decyzja. Tak, bo Lech od wielu lat jest topową drużyną w Polsce i ściąga bardzo dobrych piłkarzy. Ma w swojej kadrze wielu zawodników, więc to takie ogranie i udowodnienie swojej wartości na szczeblu niżej pokazuje pewnie władzom Lecha, że dany chłopak jest gotowy, żeby go spróbować wdrażać do pierwszej drużyny. Wydaje mi się jednak, że te wypożyczenia najwięcej dają tak życiowo, ponieważ i w akademii, i później już w pierwszej drużynie warunki organizacyjne i życiowe są na bardzo wysokim poziomie. Można tak powiedzieć. O nic się nie trzeba martwić, trzeba tylko trenować i walczyć o swoje. A kiedy idzie się na wypożyczenie, to trzeba zadbać tak życiowo o siebie i to jest szkoła przygotowania do takiego prawdziwego życia. Przynajmniej ja to tak odbieram. Nie chcę też jednak wchodzić w umysł dyrektorów Lecha i twierdzić, że na pewno oni też mają taki cel. Wydaje mi się, że bardzo pomógł mi styl gry Jagiellonii, który teraz preferujemy. Gdy przychodziłem do Jagiellonii, to była ona w kompletnie innym miejscu niż jest teraz. Walczyła o utrzymanie w lidze i ten sposób gry był zupełnie inny. Graliśmy dużo prościej, bardziej defensywnie. I wtedy właśnie mogłem się nauczyć bronienia, czego uważam, że mi brakowało, bo w Lechu - czy w juniorach, czy w akademii, czy w rezerwach - zawsze się dominowało na boisku, dużo się rozgrywało piłkę, a tych faz defensywnych było znacznie mniej. Na początku nauczyłem się bronienia po prostu, a teraz, jak Jagiellonia poszła w stronę drużyny, która dominuje i rozgrywa długo piłkę, to jest to moja gra, w której czuję się bardzo dobrze. Mogę pokazać moje atuty oraz to, czego się tu nauczyłem. Ta mieszanka przynosi efekty. Myślę, że jest to konsekwencja. Trener jest konsekwentny we wszystkich sprawach -taktycznych, boiskowych, organizacyjnych i dyscyplinarnych. Jasno pokazuje, czego od nas wymaga. Nie rozlicza nas za nic, czego nam nie powiedział. Mówi jasno, czego oczekuje od nas i z tego nas rozlicza. I to jest taki fajny układ. Nie ma limitów i życie to pokazuje. Gdyby trzy lata temu ktoś mówił, że dostanę powołanie do reprezentacji Polski, to minimum połowa osób kazałaby mu się puknąć w głowę. Więc nie wiem, gdzie będę za trzy lata. Mam swoje marzenia, cele i zamierzam ciężko pracować. A wtedy zobaczymy, co Pan Bóg da. Chciałbym obronić mistrzostwo, wygrać Puchar Polski i zajść jak najdalej się da w Europie. Ale myślę, że najważniejsze jest to, by wrócić do tego, co cechowało nas w poprzednim sezonie. Czyli to nastawienie, by iść tylko ten mecz po meczu. Niech to będzie taki nasz cel, który pozwoli wyjść z grupy Lidze Konferencji i być do końca roku w czubie tabeli oraz Pucharze Polski. Wtedy w styczniu znowu usiądziemy i popatrzymy, o co możemy grać, ale wiadomo, że chcielibyśmy grać o najwyższe cele. Mi się wydaje, że Jagiellonia jest po prostu mądrzejsza. Uważam, że lepiej zarządzamy meczem, ale przy korzystnym wyniku też naszymi siłami, bo wiadomo, że w każdym spotkaniu trzeba dać z siebie 100 proc., ale łatwiej się to robi, grając raz w tygodniu. No a teraz tych spotkań jest więcej, więc na pewno chcemy grać intensywnie i mądrze, ale przede wszystkim chcemy wygrywać. Nie możemy zapominać, że wygrywanie w sporcie jest najważniejsze. Tak, wybierają się! A później po meczu jedziemy razem na zgrupowanie, to super sprawa.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS