sports
Polacy nagle ruszyli do kontrolera. Sceny za zamknietymi drzwiami w Lillehammer
Przez ostatnie dwa dni wszystko co najciekawsze przed inauguracja Pucharu Swiata w Lillehammer dziao sie za zamknietymi drzwiami. I syszymy ze nie bez udziau Polakow. Zgodnie z nowymi zasadami ktore wchodza w zycie od tej zimy musieli wybrac kombinezony ktorych beda uzywac w trakcie pierwszych tygodni rywalizacji. Maksymalnie do czterech. A ruch na ktory miaa zdecydowac sie kadra Thomasa Thurnbichlera moze zaskoczyc wszystkich.
Puchar Świata w narciarskich zaczyna się w piątek? Bzdura! Trwa od środy, a na dobre rozpoczął sie w czwartek. To w te dwa dni większość kadr przeszło pierwsze czipowanie kombinezonów w tym sezonie. Kto wie, czy to nie moment, który poniedkąd właśnie zdecydował o tym, co będzie działo się w cyklu przez jego pierwsze tygodnie. Czipowanie i limity kombinezonów sprawiają, że przed sezonem więcej niż o tym, jak skoczkowie będą skakać, mówi się o tym w czym. Łącznie w całym sezonie można używać do dziesięciu kombinezonów, a na pierwszy period Pucharu Świata - zawody w Lillehammer, Ruce, Wiśle, Titisee-Neustadt i Engelbergu - tylko czterech. To znaczne utrudnienie, zwłaszcza dla najlepszych nacji w stawce, które w ostatnich latach używały nawet do 40-50 strojów. Dawid Kubacki zdradził, że w zeszłym sezonie, pełnym sprzętowych zmian u Polaków, trenował i skakał w 33 kombinezonach. W Norwegii następuje zatem pierwsze w sezonie "plombowanie" sprzętu - kontroler oznacza je pięcioma czipami, które później będą skanowane w trakcie konkursów na skoczni, żeby sprawdzić, czy używane są te zatwierdzone przez kontrolera sprzętu. Dodatkowo w jednym konkursie można użyć tylko jednego kombinezonu, nie można go zmieniać pomiędzy seriami (chyba że jury pozwoli na to ze względu na warunki, w jakich się odbywa - przyp.). Więcej o szczegółach tegorocznych zmian możecie przeczytać w artykułach " " i " ". A teraz zajrzyjmy za kulisy. Kluczowe sceny za zamkniętymi drzwiami. Sądny dzień jeszcze przed pierwszymi skokami na start PŚ - Chciałbym zarezerwować dodatkowy pokój. - Na jakie dni? - Do końca weekendu. Nie mamy, gdzie trzymać kombinezonów, tyle ich jest. Możemy nawet wynająć go na godziny, kiedy będziemy szyć i wprowadzać poprawki. Takie dialogi da się usłyszeć od środy przy recepcji w hotelu Scandic, gdzie skoczkowie nocują przed zawodami w Lillehammer. A w nim do późnego wieczora był ruch niemal jak na słynnym skrzyżowaniu w dzielnicy Shibuya w Tokio. Może to delikatna przesada, ale naprawdę niemal co kilka minut chodzili tu zawodnicy, trenerzy i sztabowcy, oczywiście wyposażeni w pęk kombinezonów. Członkowie mniejszych kadr wychodzili na zewnątrz, do swoich samochodów i vanów, żeby pojechać na kontrolę, bez zbędnej ostrożności - z odkrytymi strojami trzymanymi ręką za kołnierze, czy rękawy. A ci z czołowych drużyn? Oni nie chodzili, a przebiegali w ułamek sekundy z bukietem różnokolorowych pokrowców. Ktoś mógłby pomyśleć, że jadą na największe wesele w życiu i szykują na nie komplet garniturów dla gości. Jak wygląda samo zgłaszanie kombinezonów i czipowanie tu na miejscu? Trudno to obserwować z bliska. Nawet stacje telewizyjne, które tworzą materiały pod z zawodów, musiały się dogadać z konkretnymi , żeby móc pokazać, co dzieje się za drzwiami oznaczonymi napisem "Suit Marking". Wszystko odbywa się nie w hotelu, a w szkole i siedzibie grupy regionalnej Olympiaparken z Lillehammer, jednej z trzech funkcjonujących w norweskich skokach - budynku, który mieści się po prawej stronie kompleksu skoczni. Kadry jeździły tam w środę, choć tylko do popołudnia, a potem w czwartek - już całymi seriami, od rana do późnego wieczora. Polacy byli rano. Choć sloty na kontrole były wybierane w ciemno, trafiło im się tak, że przeszli kontrolę zaraz po sesji zdjęciowej, którą wykonuje się tuż obok. Kiedy wreszcie udało nam się porozmawiać z kontrolerem FIS na zawodach PŚ Christianem Katholem, który dokonuje czipowania, właśnie był w drodze na dogrywkę. Tę przeprowadzał około 20 w czwartek. Po nim hotel z kombinezonami opuściło kilka kadr - być może tych, które miały najwięcej do ponownego sprawdzenia i zatwierdzenia przed pierwszym dniem rywalizacji. Choć to miało się dziać także już w czwartek rano - dla tych, u których coś nie grało po środowych kontrolach. W każdym razie Polaków wśród nich nie widzieliśmy. Ale część zespołów ma do wprowadzenia tylko niewielkie poprawki i przedstawi je zapewne także już w piątek. Wtedy czipowany będzie także kombinezon Austriaka Maximiliana Ortnera, który do Lillehammer dotarł niemal w ostatniej chwili, czyli w czwartkowy wieczór. Wystartuje tu . Polacy "wypadli bardzo dobrze". Nieoficjalnie: wybrali jednocześnie ryzykowną i bezpieczną strategię Co z kombinezonami Polaków? Najpierw wersja oficjalna. - Nie było większych problemów - przekazuje nam sprzętowiec kadry Thomasa Thurnbichlera, Mathias Hafele. Już fakt, że znalazł czas na chwilkę rozmowy, a nie odmówił, tłumacząc, że ma zbyt wiele pracy, może sugerować, czy sytuacja wygląda na opanowaną. - Polacy wypadli bardzo dobrze - ocenia lakonicznie Christian Kathol. A teraz to, co niepotwierdzone, ale o czym rozmawia się już tutaj dość otwarcie. Bo Polacy mieli się zdecydować na ruch jednocześnie ryzykowny i bezpieczny. Podobno zgłosili tu bardzo mało kombinezonów, być może nawet po jednym na skoczka. A przypomnijmy jeszcze raz, że możliwe było zgłoszenie aż czterech. Na kilka dni przed inauguracją mówiło się, że najczęstszym wyborem miały być dwa-trzy stroje. Wygląda na to, że u większości kadr stanęło na dwóch, ale niektórzy decydują się tylko na jeden. Dlaczego to ruch ryzykowny? Ze względu na to, co może stać się w samym Lillehammer. Jeden-dwa kombinezony na weekend to mały margines błędu, gdyby okazało się, że sprzęt Polaków nie będzie konkurencyjny i trafiony tak jak ten rywali. W dodatku można się obawiać o niedzielny konkurs, kiedy według prognozy pogody ma padać śnieg. Takie warunki sprawiają, że stroje stają się mokre i niekomfortowe. A jury zawodów pozwala na wymianę kombinezonów pomiędzy seriami, która w normalnych nie będzie możliwa. Jeśli śnieg rzeczywiście się pojawi i wpłynie na stan sprzętu, a Polacy zostaną z jednym kombinezonem na zawodnika to do dyspozycji, to znajdą się w trudnej sytuacji. W skokach przy sprawach sprzętowych i technologicznych lubi się porównania do Formuły 1. Tam liczy się strategia używania odpowiednich mieszanek i typów opon w odpowiednim momencie i warunkach. Używając terminologii "królowej motorsportu", w niedzielę może dojść do sytuacji, w której na tor spadnie deszcz, a Polacy nie zmienią opon na te przeznaczone do jazdy po mokrej nawierzchni. Zrobią kółko w slickach - używanych, gdy jest sucho. W Formule 1 to przynosi zapewne nieporównywalnie większe straty. Ale w obu przypadkach brak zmiany kombinezonu lub opon po prostu jest ryzykowny i może być bardzo nieopłacalny. Dlaczego to ruch bezpieczny? Trzeba spojrzeć z innej perspektywy: dzięki niemu można sprawdzić więcej kombinezonów aż do Turnieju Czterech Skoczni. Skoro w Lillehammer - a być może i później - Polacy użyliby tylko jednego u każdego ze skoczków, potem mogą wyciągnąć wnioski z tego, jakie kroje i materiały były najskuteczniejsze w pierwszy weekend, żeby w kolejnych zaczipować już odpowiednie kombinezony. To wydaje się rozsądne i oznacza jeszcze dwie rzeczy. Że Polacy mogli badać, gdzie granicę podczas kontroli kombinezonów po zmianach zasad będzie miał Christian Kathol i że najwyraźniej są dość pewni swoich materiałów, a także sposobów szycia strojów. W innym wypadku mocno zapachniałoby tu skupianiem się na innych zawodach niż te otwierające sezon w Lillehammer. Wielu trenerów zwraca nam uwagę: zostawcie te kombinezony, nie przesadzajcie z zastanawianiem się nad tym, kto użył jakiej strategii i skupcie się na tym, kto i jak będzie w nich skakał, bo liczą się zawodnicy i ich umiejętności. Zaufalibyśmy im, gdyby nie to, że o strojach i nowych sposobach na ich kontrolę rozmawiają tu naprawdę niemal wszyscy. I chwilę po sceptykach przychodzą ci, którzy o sprawie kombinezonów, taktyce na radzenie sobie z ich limitem i o tym, jak duże mają być stroje skoczków w tym sezonie, mówią z dużym, szelmowskim uśmiechem. "To tykająca bomba". Mówi się, że nikt "nie będzie miał jaj", żeby ukrócić manipulacje przy sprzęcie - Wskazałbym, kto będzie miał te największe i będzie najbardziej próbował znaleźć przepisy. Ale może zachowam to dla siebie. Nie chcę wylądować w waszych nagłówkach już przy pierwszych konkursach sezonu - słyszymy od jednego ze szkoleniowców. Oczywiście są też ci bardziej spokojni, którzy uważają, że wszystko jest i będzie w porządku. Ale wielu powtarza: nawet gdyby dochodziło do regularnych manipulacji, nikt tu "nie będzie mieć jaj", żeby to realnie ukrócić. Zwłaszcza że jeśli FIS chce, żeby ta spora zmiana, jaką jest wprowadzenie czipowania i limitów kombinezonów, została przyjęta, to nie może odsyłać wszystkich z kwitkiem do hotelu na całe noce przeszywania kombinezonów. I pracy z ryzykiem, że ktoś może i nie wystartować w zawodach. W teorii kontroler mógłby teraz wręcz wykluczyć poszczególnych zawodników, czy kadry z występu w konkursie. Bo może czołowe kadry mają tak doświadczonych specjalistów od sprzętu, że mogą im nawet uszyć stroje od nowa z zapasów materiałów, które ze sobą przywożą. Ale gdy pomyślimy o mniejszych, to dla nich zabawa naprawdę mogłaby się skończyć na czwartkowych pomiarach kombinezonów. Dlatego oni nie ryzykują tak wiele jak ci najlepsi. - Dla mnie ten system to tykająca bomba. Wyobraźcie sobie, co będzie, kiedy kłopoty przez niego będzie miało po kilka zespołów. Niech się zmówi ze sobą więcej niż dwie z czołowych kadr, pójdzie do kontrolera, czy zrobi raban w trakcie konkursu i zaprotestuje. Myślę, że byliby do tego zdolni, jeśli nie będą widzieli innego wyjścia - twierdzi jeszcze inny trener. Oto kulisy czipowania w Lillehammer. Kathol niektórych musiał odesłać z kwitkiem O podejściu skokowych potęg do tego, co działo się w środę i czwartek, za kulisami mówiło się jasno: jeśli Christian Kathol powie im na kontroli, że wszystko dobrze i mogą w tym spokojnie startować w zawodach... to nie mogą być zadowoleni. To oznaczałoby, że limit tego, czego mogliby się dopuścić w poruszaniu się na granicy zgodności z przepisami FIS, był jeszcze przed nimi. Gdy ktoś wychodzi z pokoju kontrolera bez dyskusji z nim na temat tego, co wykonał, może zacząć się martwić swoim sprzętem. Chodzi o to, żeby odbyć konstruktywną, twardą wymianę zdań i opinii o tym, czy coś powinno "przejść", ale jednocześnie nie iść z nim na wojnę. Żeby znowu nie popadać ze skrajności w skrajność. Jak mogło być u Polaków? Podobno nie chcą przesadzić z tym, co przywieźli do Lillehammer i nie grali va banque już przy pierwszym przystanku Pucharu Świata w trakcie długiego sezonu. Choć w razie nagłych problemów byli gotowi - przywieźli niemal wszystko, co na ten moment mają dyspozycji na swoim sprzętowym zapleczu. Mathias Hafele docierał tu razem z serwismenem Maciejem Kreczmerem inaczej niż większość kadry - nie samolotem, a promem z Niemiec. Według naszych informacji na miejscu na razie nie mają się, czym martwić. Poprawki, które były do wykonania przed piątkowym startem rywalizacji w ich strojach, dotyczyły raczej szczegółów i nie były wielkimi zmianami. Christian Kathol potwierdza, że wśród całej stawki były i takie, na które zupełnie nie chciał się zgodzić i od razu gwarantował, że "tych nie zaczipuje". - Były takie, ale też sporo tych, które potrzebowały niewielkich zmian - tłumaczy Kathol i tłumaczy, że niektórzy musieli przeszyć stroje w nocy i pokazać je jeszcze raz kolejnego dnia. Podobno większość poprawiła je tak, jak chciał. - Za nami dwa dni ogromu pracy, ale jestem z niej zadowolony i pozytywnie zaskoczony tym, jak niektórzy byli przygotowani. Co należy podkreślić widzę, że starali się przestrzegać obowiązujących zasad. Z niektórymi będę miał jeszcze trochę pracy, ale to idzie w dobrym kierunku - wskazuje Austriak. Kathol wydawał się być w czwartek - po większości kontroli przed tym weekendem - mniej nerwowy niż, gdy rozmawialiśmy z nim we wtorek, zaraz po jego przyjeździe do hotelu. Wtedy jakby wręcz nas unikał. Teraz mówił, że jest zadowolony. On uważa, że tegoroczne nowości pomogą mu czuwać nad tym, co dzieje się w skokach znacznie bardziej niż do tej pory. Czy robi dobrą minę do złej gry? To się okaże. Na razie trzeba FIS przyznać, że praca przy okazji czipowania została zorganizowana nieźle. Nie dało się uniknąć ogromnego chaosu przy okazji inaguruacji w Lillehammer i obrazków, których dotąd nie znaliśmy w skokach. I to mimo że wojna technologiczna zawsze była intensywna. To było jednak zadanie z gatunku tych niemożliwych do wykonania. Udało się za to ograniczyć do minimum trudności ze zmieszczeniem się w czasie - wszystko trzeba było załatwić w zaledwie dwa dni przed rozpoczęciem startów. Było wiele wątpliwości, ale koniec końców się udało. I, jak zapowiada Kathol, dalej ma być już o wiele łatwiej. - Tak intensywnie będzie już tylko na mistrzostwach świata w Trondheim, a wtedy mamy o wiele więcej czasu. Później przy zgłaszaniu pojedynczych kombinezonów w kolejne weekendy na pewno sobie poradzimy, nie widzę tu problemu - zapewnia. Koniec "dzióbków". FIS opublikował zasady dotyczące sprzętu... trzy dni przed startem sezonu Ciekawym aspektem całego tego sprzętowego zamieszania na początku sezonu może być sprawa dobrania odpowiednich krojów. Dobrze . W skrócie: ze skoków mają zniknąć tzw. "dzióbki". Ma zatem już nie być wyglądających dziwnie odstających zwojów nadmiaru materiału w kombinezonie, np. w okolicy krocza zawodnika. Podobno to w tych kwestiach największe kadry w skokach mogły mieć do wykonania najwięcej pracy w ostatnich tygodniach przed sezonach. To był mały gamechanger, bo zmiana weszła w życie dopiero po spotkaniu, na którym ogłaszano kadrom ustalenia FIS z obrad komisji międzynarodowej federacji w Zurychu. Wszystko miało miejsce na początku października, w trakcie finału Letniego Grand Prix w Klingenthal. Tam padły konkretne komunikaty o tym, czego FIS nie chce widzieć, choć gdy pytaliśmy o to spotkanie właśnie tuż po tym, jak się odbyło, dostawaliśmy odpowiedzi, że trenerzy nie usłyszeli na nim nic nowego. I słyszymy, że o kwestii tego, co z krojami kadry miały wiedzieć nieco wcześniej. Choć czasu na wymyślenie czegoś skutecznego i odpowiedni dobór tego, jak uszyć stroje było wciąż naprawdę niewiele. Zatem wygląda na to, że w trakcie zawodów w Lillehammer będzie można sobie zrobić małą dodatkową zabawę w trakcie śledzenia konkursów. Przecież skoro kombinezon ma być płaski w trakcie sprawdzania przez kontrolera na stole, z nogawkami trzymanymi razem, a nie jak wcześniej, w rozkroku, to na belce u zawodników nie powinno dać się zauważyć tak wyraźnych "dzióbków" jak w poprzednich latach. Wtedy mediom zwracano uwagę, żeby za bardzo na to nie patrzeć i reagować tylko na ekstremalne przypadki, gdy materiał wręcz "wylewa się" z kombinezonu. Tym razem nie chodzi o to, żeby pisać o każdym przypadku, gdy zawodnikowi "coś wystaje", ale ujmijmy to tak: wreszcie ma być widać, gdyby coś było wyraźnie nie tak z czyimś strojem. - To prawda, teraz wizualnie można będzie zrozumieć o wiele więcej. Czy "dzióbki" znikną na dobre? Musimy poczekać i zobaczyć na skoczni, prawda? Zawsze coś może nas zaskoczyć. Ale nie spodziewam się tego - przekazuje Christian Kathol. Jeśli "dzióbki" jednak nie znikną, a kadry znalazły jakiś sposób, żeby "przemycić" je na skocznię np. wyjątkowymi technikami uszycia kombinezonu, to byłaby kompromitacja FIS i Kathola. Miejmy nadzieję, że tak jednak nie będzie. Jedną rzecz FIS przed startem Pucharu Świata już zawalił jednak koncertowo. Zbiór nowych przepisów sprzętowych w formie wytycznych na nowy sezon opublikowano na stronie federacji trzy dni przed jego startem. Niektórzy śmieją się, że dobrze, że w ogóle się pojawiły. Ale ustalmy, że to wręcz niedopuszczalne i trudno traktować poważnie rozmowę o wielkich zmianach, gdy można o nich czytać niemal wyłącznie w lakonicznych komunikatach, a o istotnych szczegółach dowiadywać się nieoficjalnie lub niebezpośrednio od federacji. Na to zwracały też uwagę kadry. Już rok temu był z tym problem - wtedy same zespoły dostały informacje o tym, co robić dopiero w lipcu. Tym razem wiedziały, co się będzie działo od wiosny, ale długo nikt tego nie potwierdzał. O świadomości nie będziemy nawet wspominać, bo tym od dawna FIS się nie interesuje. Co ciekawe, same wytyczne przez wielu nie są uważane za oficjalne zasady. Bo FIS "umawia się" z kadrami co do ich respektowania, ale niektórych zastanawia, które dokumenty zostałyby wzięte pod uwagę np. gdyby ktoś chciał zabrać sprawę jakiegoś sprzętowego skandalu, w której nie zgadzałby się z FIS, na salę sądową. W ICR (International Competition Rules, głównym dokumencie dotyczącym zasad w skokach - przyp.) i przepisach dotyczących konkretnie tego rozpoczynającego się sezonu, nie ma nic na temat tego, ile kombinezonów mogą użyć zawodnicy i czy jest to jakoś ograniczane. Jest tylko sugestia, żeby odnosić się do zasad. I to wizerunkowo wygląda bardzo słabo, nietransparentnie. Szkoda, że sprawy kluczowych nowości przed początkiem sezonu w środowisku skoków najjaśniej nie tłumaczy FIS, tylko media. A później działacze nie będą chcieli słyszeć o tym, że kibice nie rozumieją, co dzieje się w , który starają się śledzić. Choć to oczywiście nic nowego, to nadal przykro, że nic się z tym nie robi. Starty w nowym sezonie Pucharu Świata rozpoczna się od piątkowych oficjalnych sesji treningowych w Lillehammer - skoczkinie wystartują o 9:30, a skoczkowie o 13:30. Na 16:15 zaplanowano konkurs drużyn mieszanych. W sobotę i niedzielę czekają nas dwa konkursy indywidualne kobiet i mężczyzn. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje na platformie Max, w TVN i Eurosporcie.
PREV NEWSWalcza o rownouprawnienie. Dostrzegy postep
NEXT NEWSZaskakujace wyniki F1 w Las Vegas. Uliczny tor da sie we znaki
PlusLiga Slepsk Malow Suwaki - Asseco Resovia Rzeszow. Relacja live i wynik na zywo
Slepsk Malow Suwaki i Asseco Resovia Rzeszow zmierza sie w meczu 13. kolejki siatkarskiej PlusLigi. Kto wygra w tym spotkaniu Relacja live i wynik na zywo meczu Slepsk Malow Suwaki - Asseco Resovia Rzeszow od godz. 1445 na Polsatsport.pl.
Buksa wroci do Ekstraklasy i tak ja podsumowa. Zero zudzen
Po trzech latach Aleksander Buksa znow gra na poziomie Ekstraklasy. Jeszcze w 2021 r. by zawodnikiem Wisy Krakow - z ktora rozstawa sie w nie najlepszych stosunkach - a teraz reprezentuje barwy Gornika Zabrze. Buksa opowiedzia w wywiadzie o poziomie Ekstraklasy a takze o fakcie ze musia czekac na pierwszego gola do poczatku listopada.
By Aleksander Bernard"Brakowao im". Trener Szwedek wprost o Polkach. A za rogiem ME 2024
Choc to tylko towarzyskie spotkanie koncowy wynik moze niepokoic bo juz 28 listopada Polki rozpoczna rywalizacje w ME 2024 pikarek recznych. Trener Trzech Koron Tomas Axner wskaza kluczowa roznice miedzy Polska a Szwecja.
Przypatrz sie uwaznie. Burza po tym co znalazo sie na kaskach Norwegow
Norwescy skoczkowie narciarscy wystapili z logo producenta broni na kaskach podczas Pucharu Swiata w Lillehammer. Amnesty International krytykuje to jako niesmaczne w czasie konfliktow zbrojnych.
Narkotyki zniszczyy mu zycie. Hit transferowy narodzi sie drugi raz
Mia byc nastepca wielkich dunskich mistrzow a przez ponad dwa lata by zawieszony za pozytywny wynik testu na obecnosc substancji psychoaktywnych. Wzbudzajacy kontrowersje zuzlowiec Marcus Birkemose wraca do gry w polskiej lidze. Wasnie podpisa kontrakt z Wybrzezem Gdansk czyli z faworytem do wygrania Krajowej Ligi Zuzlowej 2025. Od losu dosta druga - i zapewne ostatnia szanse - na to aby zaistniec jeszcze w sporcie.
"To zadanie Probierza". Hajto w mocnych sowach o selekcjonerze
Reprezentacja Polski w fatalnym stylu przegraa dwa mecze listopadowego zgrupowania z Portugalia i Szkocja. Brak punktow w obu tych spotkaniach sprawi ze Biao-Czerwoni spadli do dywizji B Ligi Narodow. Wasnie na ten temat dyskutowali eksperci w programie Cafe Futbol.