Home/sports/Koszmar Polski trwa. Przeciez to az nie miesci sie w gowie. Ilez mozna

sports

Koszmar Polski trwa. Przeciez to az nie miesci sie w gowie. Ilez mozna

Istnieje sciana z ktora reprezentacja Polski zderza sie od dziesieciu lat. Nawet jesli idzie do przodu maymi kroczkami a chwilami wydaje sie wrecz nabierac predkosci to w koncu i tak sie o nia rozbije. Nie ma siy - w meczu o punkty nie potrafi pokonac zadnej z poteg. Moze uda sie z Portugalia Kadra Michaa Probierza potrzebuje zaozycielskiego mitu.

By Dawid Szymczak | October 12, 2024 | sports

Wspomnienia nachodzą same. Te przyjemniejsze - sprzed dokładnie dziesięciu lat, gdy Polska potrafiła wygrać 2:0 z Niemcami, i mniej przyjemne - niemal równo sprzed roku, gdy Michał Probierz zaczynał sklejać rozbitą reprezentację w pierwszych meczach jako selekcjoner. Od tamtej pory kadra poszła do przodu, wślizgnęła się na Euro, pojawili się w niej nowi piłkarze, zmieniło się powietrze wewnątrz grupy, daleko do wpadek pokroju tej z Mołdawią. Wciąż jednak nie zagrała meczu choćby podobnego do tego sprzed dekady z Niemcami. Michał Probierz jest kolejnym selekcjonerem, który wciąż nie pokonał w meczu o punkty żadnej z piłkarskich potęg. Fernando Santos nawet nie miał takiej okazji, bo w międzyczasie przegrywał z gigantami pokroju Mołdawii i Albanii, więc został pogoniony po niecałym roku. Czesław Michniewicz też nie zdołał tego zrobić - przegrywał z Belgią i nie pokonał Holandii w Lidze Narodów, oberwał też od Argentyny i Francji na mundialu. Paulo Sousa z wielkimi (Anglią i Hiszpanią) co najwyżej remisował, a i tak był za to bardzo chwalony, bo wcześniej Jerzy Brzęczek przegrywał z Włochami i Holandią tak boleśnie, że stracił posadę jeszcze przed mistrzostwami Europy, na które wywalczył awans. Selekcjoner nie ma więc znaczenia - Polacy z najmocniejszymi potrafią co najwyżej ugrać remis. A przecież piłka nożna wcale nie jest przewidywalna i odporna na niespodzianki. Grecy dopiero co - w czwartek - wyszli na Wembley i pokonali Anglików, wicemistrzów Europy, 2:1. Na samym Euro Słowacja potrafiła wygrać z Belgią, a Gruzja z Portugalią. Można też zajrzeć głębiej - do eliminacji, w których Szkocja zwyciężyła z Hiszpanią, a Walia z Chorwacją. Europejscy średniacy pokroju Ukrainy, Węgier, Szwecji czy Turcji potrafili w ostatnich latach wykorzystywać sprzyjające okoliczności - gorszy okres, rozkojarzenie po dużym sukcesie, mniejszą motywację czy kontuzje kluczowych zawodników - i pokonywać faworytów. W dyscyplinie niskowynikowej, tym bardziej w reprezentacyjnym wydaniu, które nie jest tak dopieszczone taktycznie i ułożone jak klubowe, niespodzianki się zdarzają. Właściwie wszystkim, tylko nie Polsce. My wciąż musimy wracać do meczu z Niemcami, od którego w piątek minęło równo dziesięć lat. Wybiło 10 lat. Wszyscy nam pokazują; "Hej, raz po raz się da" Wtedy właśnie potrafiliśmy wykorzystać okoliczności, by osiągnąć historyczny wynik. W pełni świadomie, bo Adam Nawałka tuż po tym, jak poznał terminarz eliminacyjnych meczów, ucieszył się, że ten z Niemcami wypadł akurat po mistrzostwach świata. Nie wiedział jeszcze, że Niemcy je wygrają, ale spodziewał się, że zajdą daleko, więc powrót do eliminacyjnej rzeczywistości nie będzie dla nich specjalnie ekscytujący. W dodatku Miroslav Klose, Philipp Lahm i Per Mertesacker, mając już na szyi złote medale, pożegnali się z kadrą, a do Warszawy nie przylecieli kontuzjowani Benedikt Hoewedes, Mario Gomez, Sami Khedira, Mesut Oezil, Marco Reus i kapitan Bastian Schweinsteiger. Polacy wciąż mierzyli się więc z bardzo mocnym rywalem, ale będącym w trakcie remontu. I doskonale to wykorzystali. 2:0 po golach Arkadiusza Milika i Sebastiana Mili wspominamy z dumą, nierzadko wzruszeniem. Tym bardziej że od tamtej pory nie przybyło nam zwycięstw tego kalibru. Od lat nie osiągamy wyników ponad stan i nie zaskakujemy największych. Jeśli już sprawiamy sensację, to taką, jak w Kiszyniowie. Zmieniają się selekcjonerzy i rywale. Byli Anglicy, Hiszpanie, Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Argentyńczycy, Włosi - w różnych okolicznościach, z różnymi stylami gry i różnym podejściem do meczów z nami. Konsekwentnie jednak pokazywali nam miejsce w szeregu. Żadnej chwili uniesienia, żadnej euforii, żadnej niespodzianki. Zaczęły cieszyć nawet remisy. To jasne, że Polska nie będzie takich meczów wygrywała regularnie. Całkowicie normalne jest wręcz to, że większość z nich przegra. Ale nie wygrać żadnego jednego od dziesięciu lat? Szkoci, Walijczycy, Grecy, Islandczycy pokazali nam w tym czasie - hej, raz po raz się da. Nawet jeśli nie ma się w składzie dwóch takich, jak Lewandowski i Zieliński. Żadnych wielkich zaskoczeń Michał Probierz odnosi na razie wyniki mniej więcej na miarę potencjału. Przegrywa z rywalami lepszymi, jak Holandia, Austria i Chorwacja, pokonuje słabszych i mniej więcej równych sobie - Wyspy Owcze, Estonię i Szkocję, a remisuje z zespołami o zbliżonej sile, jak Czechy i Walia (później seria rzutów karnych dała awans na Euro). Odstępstwa od normy miał dwa - jedno na plus, drugie na minus. Remis 1:1 z Francją nie pozwolił jednak reprezentacji uniknąć odpadnięcia z Euro, a remis 1:1 z Mołdawią przytrafił się na jego pierwszym zgrupowaniu, co jest okolicznością łagodzącą. Jego reprezentacja idzie do przodu, ale drobnymi kroczkami. Nie została przez żadnego z rywali zmieciona z boiska, co zdarzało się za Michniewicza i Brzęczka, ani nie potyka się już z drużynami wyraźnie słabszymi, jak za Santosa w Kiszyniowie i Tiranie. Probierz przez ostatni rok pracował nad tym, by jego piłkarze byli na boisku odważniejsi i bardziej pewni siebie. Postępy widać, bo i poprzeczka wisiała bardzo nisko, ale nawet ostatni mecz z Chorwacją pokazał, jak wiele jest jeszcze do poprawy. Znów pojawił się naprzeciwko lepszy rywal, więc Polacy oddali mu inicjatywę i unikali ryzykownych zagrań (nie dotyczy Nicoli Zalewskiego). NIe pokazywali się do gry, nie szukali piłki, byli statyczni. Podłamała ich pierwsza stracona bramka. Trudno na przestrzeni tak wielu lat, tylu spotkaniach i przy różnych rywalach mówić o wspólnymi mianowniku dla polskich meczów z wielkimi, ale schodzenie w nich poniżej własnego potencjału zamiast wspiąć się na jego wyżyny, by w ogóle otworzyć sobie drogę do sprawienia niespodzianki, wydaje się powtarzalne. Niezwykła moc jednego zwycięstwa. "Obudziliśmy się w innej, lepszej rzeczywistości" Tymczasem Probierz i jego reprezentacja niczego nie potrzebują dziś bardziej niż zwycięstwa z wielkim rywalem, które przerwie tę dziesięcioletnią serię i będzie miało potencjał, by okazać się mitem założycielskim jego zespołu. O tym, jaką moc może mieć jedno zwycięstwo, opowiedział w ostatnich dniach Adam Nawałka w TVP Sport. - Ci, którzy w nas nie wierzyli przed meczem z Niemcami, po nim zaczęli wierzyć. Zaczął się boom na reprezentację Polski. Następnego dnia po wygranej na Narodowym obudziliśmy się w innej, lepszej i piękniejszej rzeczywistości. Po wygranej przeżyłem najgłębszą radość w roli trenera, poczułem spełnienie, dodatkową motywację i głód sukcesu na EURO 2016. Uwierzyłem, że pojedziemy do Francji i tam zrobimy wynik na miarę oczekiwań kibiców oraz zawodników. Chyba dopiero po tym meczu hasło "Łączy nas piłka" tak bardzo oddawało nastrój i rzeczywistość. Mam największą satysfakcję z tego, że wówczas futbol i mecze kadry stały się świętem, połączyły Polaków bez względu na przekonania polityczne czy religijne. Z oczywistych względów, wykraczających daleko poza samą piłkę, pokonanie żadnego z wielkich rywali - Hiszpanii, Anglii, Francji czy Portugalii - nie będzie równało się z pokonaniem Niemców. Ale zwycięstwo opisywane przez Nawałkę brzmi, jak coś, czego potrzebuje dziś kadra Probierza. Taka wygrana może być skutecznym lekiem na kompleksy, zastrzykiem pewności siebie, mitem założycielskim i punktem odniesienia na przyszłość. Nie rozwiąże wszystkich problemów, ale Probierz zawsze będzie mógł piłkarzom przypomnieć: "Zobaczcie, potraficie". To jest stawką meczu z Portugalią.

SOURCE : sport_pl
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS