sports
Koniec spekulacji. Polski mistrz olimpijski oficjalnie ogasza. Tomasz Majewski O tym nie moge mowic
Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnieciu kula Tomasz Majewski potwierdza w rozmowie z Interia ze nie wystartuje w sobotnich wyborach na prezesa Polskiego Zwiazku Lekkiej Atletyki. Nie przejmie zatem schedy po swoim byym trenerze Henryku Olszewskim. Dlaczego ostatecznie nie stanie w szranki z Sebastianem Chmara Dlaczego jest tak zle skoro dopiero byo tak wspaniale i czy da sie naprawic sytuacje u podstaw aby uznanemu trenerowi nie proponowano uwaczajacej pensji niespena 300 zotych miesiecznie
Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski potwierdza w rozmowie z Interią, że nie wystartuje w sobotnich wyborach na prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Nie przejmie zatem schedy po swoim byłym trenerze, Henryku Olszewskim. Dlaczego ostatecznie nie stanie w szranki z Sebastianem Chmarą? Dlaczego jest tak źle, skoro dopiero było tak wspaniale i czy da się naprawić sytuację u podstaw, aby uznanemu trenerowi nie proponowano uwłaczającej pensji niespełna 300 złotych miesięcznie? Artur Gac, Interia: Wybory na prezesa PZLA już 30 listopada, a jeszcze nigdzie nie widziałem pana wypowiedzi, choć sprawa ma być definitywnie rozstrzygnięta. Zrezygnował pan z wyścigu o fotel prezesa? Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA: - Ja nigdzie nie deklarowałem, że podejmuję ten wyścig, więc nie miałem z czego zrezygnować. Po prostu nie startuję. Przecież pamiętam nasze liczne rozmowy, z których wybrzmiewało wprost, iż przymierzał się pan do tej roli. - Ja nie mówię, że nie wystartuję. Tylko nie w tym momencie. Czym jest podyktowana ta decyzja? - Różnymi rzeczami. Planowaniem całej mojej kariery, spraw prywatnych, całej sytuacji lekkoatletycznej i momentu, w którym jesteśmy. Dla mnie to jeszcze nie ten czas. Mówi pan o całej sytuacji i momencie, w którym jesteście, jako lekkoatletyka. - Po prostu to bardziej jeszcze nie jest ten moment, abym startował. Trochę inaczej widzę swoją karierę, dlatego zdecydowałem, że teraz nie będę się ubiegał. Długo pan ważył tę decyzję? - Nie. Nie są to żadne sensacyjne opowieści. U nas kandydatem będzie Sebastian Chmara, z którym się zgadzam i go popieram. Jaki ma pan główny pomysł na swoją ścieżkę? - Startuję do zarządu PZLA i mam nadzieję, że zostanę wybrany i dalej będę mógł w tym związku pracować. Obserwując z najbliższej perspektywy przez ostatnie dwie kadencje prezesurę wypełnianą przez Henryka Olszewskiego, jak postrzegał pan tę funkcję? - Oczywiście, że to jest trudna robota. Szczególnie w naszym sporcie, w którym jest bardzo dużo indywidualności. Jednak to też praca wdzięczna, szczególnie wtedy, gdy rekompensuje wynikami. Z tymi w ostatnich latach było u nas bardzo dobrze. Zgadza się pan z prezesem Olszewskim, który w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" powiedział, ubierając to w ironiczną konwencję, że poza kwestią wieku, czyli postarzenia się generacji mistrzów, wyników w Paryżu zabrakło przez zbytni dobrobyt? - W sporcie trochę jest tak, że tak zwany głodny zawodnik jest bardziej zmotywowany. Może podeprę się opinią prezydenta francuskiej federacji lekkoatletycznej, której reprezentanci zdobyli w Paryżu też jeden medal, a jego autorką była płotkarka Cyrena Samba-Mayela. W dodatku zawodniczka, która od pewnego czasu trenuje nie we Francji, tylko w Stanach Zjednoczonych. I prezydent wprost powiedział, że francuscy lekkoatleci mają za dobrze, trenują jak trenują i dlatego mają wyniki takie, jakie mają. A więc to nie jest tylko opinia o naszych lekkoatletach, ale generalnie w sporcie musi być element głodu, a gdy ma się wszystko, to czasami wygrywają bardziej zmotywowani. Nasi sportowcy mieli bardzo dobrze. Ja dalej podtrzymuję, że głównym problemem był wiek, czyli zmiana generacyjna. Ale jeśli ktoś narzeka na warunki, to nie. Pod tym względem nasi mieli naprawdę wszystko to, co chcieli. I to nie był problem. Czyli jednak te zbyt cieplarniane warunki? - Nie to, że bardziej cieplarniane. Chodzi o to, że na nic już nie można narzekać i zwalać. Źródeł porażki w niektórych przypadkach trzeba szukać gdzie indziej. U siebie, w treningu, w podejściu, czy innych kwestiach. A dla uniwersalnej wymówki, że czegoś brakowało, tutaj nie ma miejsca. Przecież jeśli jest się sportowcem z topu, to po to dąży się do mistrzostwa, by poszły za tym określone profity i gratyfikacje. Cała ta piramida tak jest skonstruowana, by premiowała i motywowała, również lub przede wszystkim, finansowo. - To się zgadza. Tylko jeśli człowiek dojdzie do poziomu, który jest dla niego topem, to pojawia się pytanie: co jeszcze musi mieć w sobie, by rywalizować z najlepszymi? To wszystko kwestia spełniania potrzeb. A część ludzi, gdy je spełnia na określonym poziomie, rozmija się z całym systemem rywalizacji. Niestety to, co im wystarczy, często nie jest tym, co jest potrzebne by walczyć o medale, a nawet zajmować czołowe miejsca. A jest pan w stanie uderzyć się w pierś, z pozycji działacza piastującego od 2016 roku funkcję wiceprezesa PZLA, czy to w kwestii podjęcia złej decyzji lub grzechu zaniechania? Ma pan swój wyrzut sumienia? - Jeśli mówimy o tym, to my nie na wszystko mamy wpływ. Ja nie mam wpływu na to, co kto sobie myśli. Nasza sprawczość jest do określonego momentu. - To nie jest tak, że ja nagle zmienię system społeczny i powstaną u nas silne kluby. To jest bardzo złożona kwestia. Ludzie nagle nie zaczną wybierać gorzej płatnej pracy, mimo że mają alternatywę w postaci wyższych zarobków. Łatwiej dorobić, jeśli ktoś jest w miarę dobrym trenerem, mając klientów indywidualnych niż siedzieć w klubie i pracować z dzieciakami. My na to nie mamy wpływu. Jesteśmy, jak również cały sport, jakąś ofiarą pewnych ruchów społecznych. ~ Tomasz Majewski Pytam właśnie w obszarze waszej sprawczości. - Pewnie zawsze można było zrobić coś więcej. Ale konkretnie. Przychodzi panu coś na myśl? - Naprawdę, my jako zarząd staraliśmy się wszystkim dawać szansę. I ta szansa była. Jeśli ludzie jej nie wykorzystywali, to bardziej trzeba patrzeć na to, dlaczego jej nie wykorzystywali. To nie jest tak, że jakieś błędy zostały popełnione, kardynalne, które zabrały nam te wszystkie medale. Uczciwie mówiąc tak nie było. Ja mogę z perspektywy czasu i innych reprezentacji powiedzieć, że nie robiliśmy jakichś dużych błędów. Wiadomo, że pewne rzeczy można było ciutkę inaczej robić, ale to nie miałoby takiego wpływu na medale. A te mniejsze błędy? Co można było zrobić inaczej? - Tak na szybko nie mam pojęcia, co można było robić inaczej. Pewnie coś innego można by było robić, ale czy przełożyłoby się to wprost na poprawę naszej pozycji medalowej i wynikowej, nie da się tego stwierdzić wprost. Są to bowiem bardzo złożone kwestie. Często bardzo indywidualne, często takie, o których opinia publiczna nie wie, a taką wiedzę mamy my, którą oczywiście się nie podzielimy. I bardzo często to od tego zależy, od rzeczy na które my naprawdę nie mamy wpływu. O czym opinia publiczna nie wie? - No właśnie o tym nie mogę mówić. Z jakiego obszaru? - Wszystkim się wydaje, że jak sportowiec jedzie na zawody i startuje, to wszystko jest okay. Na wynik sportowy, poza formą i przygotowaniem, mają wpływ sprawy prywatne, zdrowotne i jeszcze wiele innych kwestii, które nie są poruszane, a składają się na całość. I tutaj sprawczość zarządu jest właściwie żadna. Nic więcej nie udało się zrobić w poprzednich latach, by poprawić byt fundamentu "królowej sportu", czyli odpowiednio wynagradzać trenerów młodzieży? Szkoleniowców dramatycznie brakuje, cała piramida jest zawalona. - No tak, tylko ja, jako wycinek tej piramidy, nie mam wpływu na całość. A to całość decyduje. Nie mam wpływu na to, że ludzie wybierają takie ścieżki kariery. Mogę robić wszystko, żeby trenerzy mieli jak najlepszy byt. Trenerzy w trzech ostatnich latach nigdy aż tyle nie zarabiali w Polsce. Dzięki podwyżkom to już naprawdę były godne pieniądze. Ale dla topu. No właśnie, dla wąskiego topu, a ja mówię o ludziach na samym dole, gdzie to wszystko, czyli masowość sportu, się zaczyna. - Tylko, że na to, jako jeden sport, nie mamy zbyt dużego przełożenia. To nie jest tak, że ja nagle zmienię system społeczny i powstaną u nas silne kluby. To jest bardzo złożona kwestia. Ludzie nagle nie zaczną wybierać gorzej płatnej pracy, mimo że mają alternatywę w postaci wyższych zarobków. Łatwiej dorobić, jeśli ktoś jest w miarę dobrym trenerem, mając klientów indywidualnych niż siedzieć w klubie i pracować z dzieciakami. My na to nie mamy wpływu. Jesteśmy, jak również cały sport, jakąś ofiarą pewnych ruchów społecznych. Możemy się do tego adoptować i próbować na małym wycinku to naprawiać, ale na całość nie mamy wpływu. To wszystko brzmi bardzo pesymistycznie. - Bo taka jest prawda. Proszę porozmawiać z ludźmi z innego sportu i okaże się, że problemy są bardzo podobne. A żeby jeszcze było ciekawiej, są to problemy, które mniej więcej mają wszystkie państwa europejskie. Tak rozwija się społeczeństwo w określoną stronę. A widzi pan w tej chwili obszar, w którym aż by się prosiło, by podjąć jedną, kluczową decyzję? - Nie ma złotych recept. W ramach złożoności. Jest coś takiego, co relatywnie niedużym kosztem można by było wprowadzić, a byłoby zalążkiem nadziei? - Ja mam nadzieję na przywrócenie regulacji zawodu trenera, do czego przymierza się ministerstwo sportu. To naprawdę może pomóc. Niestety fakt, że został totalnie zderegulowany, wpłynął na osłabienie ekspozycji tego zawodu oraz rozmycie kompetencji. Liczę, że ta decyzja, na szczeblu państwowym, w sporym stopniu pomoże. Jest to ponura opowieść, gdy rzecz dotyczy jednego z najważniejszych związków sportowych w kraju. - Nie ponura, tylko zachodzą zmiany społeczne, na które nie do końca mamy wpływ. Jaka jest młodzież, stan jej zdrowia oraz zainteresowania, dobrze wiemy. Możemy promować sport i tym się zajmujemy, ale pracujemy na tym materiale, który mamy. Prezes mówi, że nie da się odbudować prestiżu lekkoatletyki w Polsce, bez rozwijania lekkoatletyki na wyższych uczelniach, wskazując że to podstawa w Stanach Zjednoczonych. - Ale my nie możemy... Nikt nie może się porównywać z systemem amerykański. Przede wszystkim musiałaby być chęć rozwijania sportu na wyższych uczelniach, której nie ma. I to trzeba sobie wprost powiedzieć. A katalizatorem forsowania tych zmian nie mógłby być tak duży związek, jak wasz, czy pana osoba? - Ja mam pośredni wpływ na rektorów, tak samo jak minister sportu. Patrząc z praktycznego punktu widzenia, nikt nie zrobi takiego systemu, jaki mamy w USA. To jest nieosiągalne. Taki system może być tylko i wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. A w naszej skali? Na polskie możliwości? - No nie. Można wprowadzać u nas pewne ułatwienia dla studiujących sportowców i one są, ale działają w niewielkim stopniu. Inna sprawa, że studiujących sportowców z najwyższego topu nie mamy aż tylu. Myślę, że w naszych realiach bardziej sprawdziłyby się regionalne ośrodki do trenowania, które będą przyciągać. Natomiast opieranie tego na polskich uczelniach, spośród których nieliczne mają bazę, by uprawiać jakikolwiek sport... Z chęciami też jest różnie, nie ma rozwiązania, które mogłoby szybko zadziałać. Gdyby była ogólna zmiana myślenia, wtedy tak, lecz może dopiero w perspektywie kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat. - Naszym problemem są słabe kluby i tego szybko nie rozwiążemy, bo to nie jest rzecz, którą można załatwić jednym podpisem lub jedną decyzją. A jeśli kluby byłyby mocne i bogate, to trenerzy chętnie by się garnęli do tej pracy, inaczej planując swoje kariery. Jednak, jak mówię, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. To, że kiedyś kluby mieliśmy mocne, a później przez 30 lat wolnej Polski praktycznie nie udało się wprowadzić dobrego systemu, poza grami zespołowymi w ograniczonym zakresie, jest porażką polskiego sportu. ~ Tomasz Majewski Chyba znajduję odpowiedź na pytanie, dlaczego tak naprawdę nie staje pan w szranki z działającym w strukturach PZLA od dwóch dekad Sebastianem Chmarą (halowy mistrz świata i Europy w siedmioboju). - (uśmiech) Nie o to chodzi. Czyżby? - Ja w tym związku i tak nadal będę pracował. Nie jest tak, że uchylam się od odpowiedzialności. Tyle tylko, że również prezes daje twarz dla porażek. - No tak, ale to nie zwalnia mnie z odpowiedzialności. Nadal chcę pracować w tym środowisku i mierzyć się z problemami. Ze świadomością, że jest niemożność ich pokonania. - Nie niemożność, tylko ograniczony wpływ. Zarząd PZLA ma określone kompetencje i w ich ramach może się poruszać. My pewnych rzeczy nie zmienimy, bo są poza nami lub mamy bardzo niewielki wpływ. Raczej jesteśmy realistami. W rzeczonym wywiadzie jak z koszmaru wybrzmiały słowa prezesa Olszewskiego, gdy powiedział, że tytułu prezesa PZLA pierwszej klasy, a tym bardziej klasy mistrzowskiej, nie uzyskała w minionych trzech latach ani jedna osoba. - I to są problemy. Problem wymiany kadry trenerskiej, który jest bardzo powolny i umiarkowany. Problem mamy dawno rozpoznany, ale my możemy zachęcać, a później ludzie wybierają swoje ścieżki kariery. Trenerów na poziomie podstawowym kształcimy dużo więcej, ale potem część ludzi nie chce się rozwijać, co niestety jest dużym problemem. Czemu się dziwić, jeśli z informacji redaktora Macieja Petruczenki wynika, że znanemu fachowcowi Edwardowi Szymczakowi proponuje się miesięcznie niecałe 300 złotych. Przecież to jest uwłaczające. - Tak. Naszym problemem są słabe kluby i tego szybko nie rozwiążemy, bo to nie jest rzecz, którą można załatwić jednym podpisem lub jedną decyzją. A jeśli kluby byłyby mocne i bogate, to trenerzy chętnie by się garnęli do tej pracy, inaczej planując swoje kariery. Jednak, jak mówię, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. To, że kiedyś kluby mieliśmy mocne, a później przez 30 lat wolnej Polski praktycznie nie udało się wprowadzić dobrego systemu, poza grami zespołowymi w ograniczonym zakresie, jest porażką polskiego sportu. A PZLA jest w tym momencie na tyle bogaty, posiada taki budżet, iż byłby w stanie partycypować w pensjach dla tych trenerów, których teraz się traci, a wraz z nimi wiele utalentowanej młodzieży? - Właściwie my i tak szkolimy, przejmując to od klubów. A jeśli mielibyśmy jeszcze przejąć pensje trenerów, to po pierwsze nas nie stać. Wiem, że ministerstwo planuje takie zmiany, o czym wczoraj (w poniedziałek - przyp.) nas poinformowano, czyli więcej pieniędzy dla trenerów. Mam nadzieję, że to się zadzieje, bo my temu nie podołamy, chodzi przecież o zbyt dużą rzeszę ludzi. My im dajemy ścieżki rozwoju i możliwości zarobkowe, ale wzięcie ich na utrzymanie jest poza naszymi możliwościami. I pewnie nigdy nie będziemy tak silni finansowo. Mamy coraz trudniejszą robotę, ale po to jesteśmy, żeby podjąć rękawicę i pracować. Na jaki moment czeka Tomasz Majewski, by uznać, że wystartuje w wyborach na prezesa? - Na odpowiedni. A co musi się złożyć na ten odpowiedni moment? - Różne rzeczy, dlatego deklaracji nie będę składał. Pracuję dla lekkoatletyki, zamierzam nadal i z tym wiążę swoją karierę. A gdyby się tak zdarzyło, że nie zostanie pan wybrany do zarządu PZLA, ma pan alternatywę? - Jakąś mam, poza tym z "lekkiej" nie uciekam. Jestem prezesem na Mazowszu, zresztą świeżo wybranym na kolejną kadencję, więc nigdzie się nie wybieram z tego sportu. Nawet jeśli nie zostanę wybrany do zarządu. Ale tak pesymistycznie sam pan nie patrzy? - Liczę, że swoją pracą przez tyle lat zdobyłem zaufanie u delegatów i mam nadzieję, że zostanę wybrany. Zna pan doskonale Sebastiana Chmarę. Jakie ma atuty, które mogą sprawić, że jego prezesura będzie wartością dodaną? Wszak sam mówi, że polska lekkoatletyka znalazła się w kryzysie. - Sebastian od wielu, wielu lat pracuje w zarządzie i również współtworzył ten sukces, który mieliśmy oraz kierunek, w którym podążamy. Mam nadzieję, że nadal będziemy iść tym kursem, a po drodze mierzyć się z wyzwaniami, które napotykamy. Pan mówi o sukcesie, a kibice od razu zapytają: skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? - No bo najpierw ten sukces trzeba było wywalczyć i my go mieliśmy. Nawet ta porażka, którą powiedzmy teraz mamy, o której jest tak głośno, to dla większości sportów jest zdecydowany sukces. Bez sensu porównywać się do mniejszych. Mówimy o jednym z najważniejszych związków sportowych, który wysłał do Paryża armię sportowców. - To się zgadza, ale sukces już odnieśliśmy. Natomiast teraz, gdy idzie nam trochę gorzej, z tej góry schodzimy. W sporcie jest coś takiego, jak cykle. I my na razie jesteśmy na wschodzącym, by potem wejść na wznoszący. Coś podobnego ileś razy już przerabialiśmy w historii. Jesteśmy w rywalizacji światowej, która się zmienia, a mamy na nią pośredni wpływ. Czasami idzie nam lepiej, a czasami gorzej. A nie trafniej byłoby powiedzieć, że w sposób spektakularny zjechaliśmy na bardzo niski poziom, zestawiając ze sobą 1:1 dwie ostatnie edycje igrzysk, skąd trzeba jak najszybciej się wygrzebać. - Najszybciej to też nie będzie szybko, bo jest to proces budowania. Jak na to patrzę, to my jesteśmy w cyklach 20-letnich, w takich funkcjonujemy. Jeden skończyliśmy, a wchodzimy w nowy okres budowania silnej reprezentacji. Przede wszystkim nie zdarzyło się nic, czego my nie przewidzieliśmy i na co nie byliśmy gotowi. Po prostu takie są prawidła sportu, że w ten sposób układają się kariery i po absolutnym sukcesie, jakim było Tokio, musiało być gorzej. I jest gorzej. Teraz wchodzimy w nowy okres odbudowy. Chce pan powiedzieć wszem i wobec, by nastawić się na kilkanaście lat wynikowej posuchy? - Nie kilkanaście lat, tylko będzie inaczej. Będą inne akcenty, budowanie kilku karier do poziomu walki o medale mistrzowskie. My zdobyliśmy w Paryżu dosłownie jeden punkt mniej niż mieliśmy w Pekinie w 2008 roku. Później wszystko zaczęło rosnąć, czego finalnym osiągnięciem było Tokio. I teraz wchodzimy w okres budowy nowej reprezentacji, należy dbać o młodszych zawodników oraz patrzeć w przyszłość, a nie załamywać rąk nad porażką. Wnioski będziemy przekładać na pracę codzienną. Naprawdę nie dlatego zaniechał pan wyścigu o prezesurę, że tak a nie inaczej widzi obecną kondycję polskiej "królowej sportu"? - Nie, skądże. To są sprawy prywatnych decyzji i budowania swojej kariery. Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu . Prywatność . Copyright by INTERIA.PL 1999 - 2024 . Wszystkie prawa zastrzeżone.
PREV NEWSJest na ustach caej Polski. Dokona niemozliwego ludzie pieja z zachwytu
NEXT NEWSPuchar CEV KS Commercecon odz - Igor Gorgonzola Novara. Relacja live i wynik na zywo
Barcelona drzy o swoja gwiazde. "Wiedza jak to sie moze skonczyc"
Chociaz FC Barcelona zachowuje spokoj w kwestii leczenia Lamine Yamala a sam zawodnik nie chce przyspieszac swojego leczenia to w klubie martwia sie o swoja gwiazde. Wszystko przez doswiadczenia z Frenkiem de Jongiem ktory przez podobna kontuzje nie gra przez ponad 200 dni.
By Konrad FerszterGodziny do meczu Polak "na krawedzi". Juz jest gosno o Lewandowskim i Flicku
Robert Lewandowski w wtorkowym spotkaniu z Brestem moze osiagnac kamien milowy w swojej bogatej w najrozniejsze osiagniecia karierze i zdobyc dokadnie setnego gola w Lidze Mistrzow - choc bez dwoch zdan ma on apetyt i na wiecej trafien. Warto przy tym zwrocic uwage ze Polak najbardziej bramkostrzelny w Champions League by - i jest - bedac czonkiem druzyn prowadzonych przez Hansiego Flicka. Liczby mowia tu same za siebie.
Jest na ustach caej Polski. Dokona niemozliwego ludzie pieja z zachwytu
Janusz Koodziej to jeden z najskuteczniejszych zawodnikow PGE Ekstraligi ale w zwiazku ze spadkiem Fogo Unii Leszno do nizszej ligi postanowi zostac z zespoem na dobre i na ze. Taka sytuacja w sporcie nie zdarza sie czesto. Szczegolnie ze na tej decyzji moze stracic finansowo. Jego menedzer w rozmowie z Interia zdradza jakie sa plany zawodnika w zwiazku z ta zmiana.
Puchar CEV KS Commercecon odz - Igor Gorgonzola Novara. Relacja live i wynik na zywo
KS Commercecon odz podejmie Igor Gorgonzola Novara w kolejnym meczu Pucharu CEV. Czy odzianki poskromia woskiego giganta Relacja live i wynik na zywo spotkania KS Commercecon odz - Igor Gorgonzola Novara na Polsatsport.pl.
To nie pierwszy wybryk. Juz raz musia przepraszac
Bartosz Ignacik zosta zawieszony przez Canal z uwagi na ostatni niesmaczny zart. Dziennikarz juz wczesniej zaliczy wybryk za ktory przeprosi razem ze stacja. Teraz spotkay go jednak wieksze konsekwencje.
Kara zaskakujaco niska. Unikna nawet tego
Liga NBA miaa o czym myslec. Gracz Houston Rockets Fred VanVleet karygodnie zachowa sie w stosunku do jednego z sedziow. Bedzie musia zapacic. Ale uniknie najwazniejszego.