Blogs
Home/science/Wspoczesni ukrainscy nacjonalisci mowia nam o Woyniu. "Pamietamy czego dopuscili sie nasi przodkowie"

science

Wspoczesni ukrainscy nacjonalisci mowia nam o Woyniu. "Pamietamy czego dopuscili sie nasi przodkowie"

Ugy pod Sarnami to niejedyne miejsce gdzie odnalezc mozna polskie mogiy z lat 40. XX w. Gdy jechalismy do miejscowosci ktora jest od kilku tygodni na ustach niemal caej Polski i Ukrainy za sprawa dyskusji o ekshumacji ofiar rzezi woynskiej trafilismy przypadkowo do Ugie w obwodzie woynskim. Okazao sie ze ok. 100 km od rzeczonych Saren znajduje sie wies o identycznej nazwie i z bardzo podobna historia. Odnalezlismy inne groby Polakow o ktorych nie wie IPN. Pokazali nam je Ukraincy. Rozmawialismy tez z ukrainskimi nacjonalistami. Pozwolmy Polakom na ekshumacje na Woyniu usyszelismy.

November 27, 2024 | science

Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu Co na temat ekshumacji na Wołyniu uważają współcześni ukraińscy nacjonaliści? Jak do poszukiwań, które mogą zacząć się w 2025 r., odnoszą się sami mieszkańcy Wołynia? Dlaczego polski IPN uważa, że pozwolenie Karolinie Romanowskiej na prace poszukiwawcze w Ugłach pod Sarnami nic nie da? W jaki sposób Moskwa używa wydarzeń na Wołyniu z 1943 r. do prowadzenia operacji propagandowych przeciwko Polsce i Ukrainie? Aby odpowiedzieć na te wszystkie pytania, nasz reporter Piotr Kaszuwara pojechał na Wołyń, a na wschodnim froncie spotkał się z ultranacjonalistycznymi żołnierzami ukraińskimi i zapytał ich, co sądzą o trwającej dyskusji historycznej. Temat ekshumacji na Wołyniu od kilku tygodni jest tematem numer jeden nie tylko nad Wisłą, ale również w Ukrainie. Wiele uwagi poświęcają mu ukraińskie gazety, blogerzy, a także politycy, co sprawia, że być może pierwszy raz od 80 lat o tragedii lub rzezi wołyńskiej rozmawia się też w ukraińskich domach. O stosunki polsko-ukraińskie pytają żołnierze w okopach. Nawet ci, na których mundurach można dostrzec czerwono-czarne barwy, Polakom kojarzące się przede wszystkim z ruchem Stepana Bandery. W mainstreamie historycznym Banderę często oskarża się o kluczowe decyzje z 1943 r., które doprowadziły do masakry polskich cywili na Wołyniu, zapominając czasem, że Bandera przebywał wtedy w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, więc jego decyzyjność była ograniczona. Co prawda pisemne rozkazy się nie zachowały, ale dowody i poszlaki wskazują, że bezpośrednią odpowiedzialność ponosi ówczesny dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na Wołyniu Dmytro Klaczkiwski ps. Kłym Sawur – wynika z analiz historyków. Ukraińcy tłumaczą, że czerwono-czarne kolory są dla nich dziś i od dawna po prostu barwami wojennymi. – Tak wygląda błękitny i żółty, kiedy nasączysz je krwią. Jeszcze od czasów kozackich był to dla nas symbol rewolucji, walki o wolność i ruchu oporu przeciwko okupantowi. Tym okupantem zazwyczaj była Rosja, ale także w ten sposób odbieraliśmy Polskę np. z czasów Rzeczypospolitej – tłumaczy "Dziad", dowódca jednej z ochotniczych jednostek, walczącej obecnie pod Zaporożem. Jego przodek był skrybą kozackiego hetmana Danyło Apostoła. CZYTAJ: Wojna podziemnych armii czy ludobójstwo Polaków? Prof. Motyka i dr Wiatrowycz spierają się o Wołyń [WYWIAD] – Suwerenność jeszcze przed II wojną światową obiecał nam również Józef Piłsudski, ale słowa nie dotrzymał. Może gdyby wtedy postąpił zgodnie z zapewnieniami, to nie doszłoby w ogóle do II wojny światowej? Może nie byłoby tragedii wołyńskiej? Może Bandera nie liczyłby wtedy na hitlerowskie Niemcy jako na sprzymierzeńca w drodze do niepodległej Ukrainy? – zastanawia się "Dziad", który od 2014 r. walczy w jednostkach uznawanych za ultranacjonalistyczne. Był w Batalionie Donbas, później w Prawym Sektorze, a teraz pod czarno-czerwoną flagą prowadzi własny oddział nazywany Stepowymi Wilkami. Nie można bez końca się nawzajem przepraszać – Ja nazywam to "jakbytologią". Bez końca można by się zastanawiać, "co by było, gdyby". Historia to taka rzecz, która może być ciekawa lub nieciekawa, ale nie można nią wiecznie żyć, bez końca się nawzajem przepraszać. Mamy przed sobą przyszłość i to nią powinniśmy się zająć, bo jeśli tego nie zrobimy, to za jakiś czas znowu utkniemy w objęciach "jakbytologii" – mówi Sergij Bewz, żołnierz o pseudonimie Spolokh. Od 2015 r. walczył w szeregach Azowa. Teraz, jako wysoki rangą oficer, razem z Andrijem Bieleckim tworzy struktury 3. Brygady Szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy. Określa się jako ukraiński nacjonalista. Jego obecna jednostka ma bardzo jasno określone reguły, co robi ze swoimi zmarłymi żołnierzami. – Nikogo staramy się nie zostawiać na polu boju. Mamy specjalne ekipy, których zadaniem jest zabranie ciała poległego. Czasem bywa to bardzo niebezpieczne, bo Rosjanie tylko na to czekają, aż pojawi się ekipa ratunkowa. Ale nie zostawiamy swoich. Każde ciało staramy się odnaleźć i pochować z honorami. Mamy całą procedurę tak opracowaną, że rodzina naszego poległego brata nie musi się o nic martwić. Od momentu powiadomienia aż do pogrzebu, a także po nim. Obejmujemy rodziny zmarłych opieką tak długo, jak jej potrzebują. Każdy z nas chce być pewien, że po śmierci jego ciało zostanie potraktowane z należytą godnością – tłumaczy żołnierz. – Dlatego też jestem przekonany, że ukraińskie państwo odpowie pozytywnie na każdą prośbę polskich rodzin, takich jak rodzina Karoliny Romanowskiej. Co więcej, jestem pewien, że nasze państwo nie tylko pozwoli, ale także pomoże w godnym pochowaniu szczątków tych ludzi. Żaden Ukrainiec nie powie wam "nie" i nie każe zostawić tych ciał zakopanych gdzieś pod krzakami. Każdy z nas powie, że oczywiście, że trzeba ich pogrzebać z honorem. Ale z drugiej strony uważam, że nie można robić tak, jak robi to Radosław Sikorski, grożąc Ukrainie komplikacjami np. w drodze do Unii Europejskiej, jeśli Kijów nie zrobi tego albo tamtego. My pamiętamy, czego dopuścili się nasi przodkowie i wiemy, że podobnych wydarzeń jak na Wołyniu czy podczas powstań Chmielnickiego, więcej być nie może. Będzie kontynuacja ekshumacji na Wołyniu? Ukraiński minister stawia warunek – Strona ukraińska uzależnia oficjalne ekshumacje na Wołyniu od przywrócenia do normalnego stanu ukraińskich mogił i pomników na terenie Polski. Nie sądzę, że wiązanie jednego z drugim jest dobrym pomysłem, ale oczywiście bardzo bym chciał, aby ukraińskie groby były otoczone opieką i odrestaurowane. Ale może w tym wypadku to my Ukraińcy powinniśmy jako pierwsi dać przykład przyzwoitości i szacunku dla zmarłych – podsumowuje "Spolokh". Nierozwiązane ekshumacje są wygodne politycznie? – W tej sprawie mamy w Polsce zgodę narodową. Kwestia ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej nie jest kwestią polityczną, nie powinna być przedmiotem targów, tylko jest chrześcijańskim obowiązkiem – mówił ostatnio szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. – Gdy Polska odzyskała wolność, w naszym kraju były niezałatwione kwestie ekshumacji żołnierzy najeźdźcy, jakim był Wehrmacht. Myśmy się nie targowali z Niemcami, tylko pozwoliliśmy im ekshumować i pochować swoich żołnierzy. Powiem więcej, nie targowała się także Ukraina. W Ukrainie w ostatnich kilkudziesięciu latach pochowano ponad 100 tys. żołnierzy najeźdźców, żołnierzy Wehrmachtu. I słusznie – zaznaczył Sikorski. Dodał, że ma do Kijowa jedną prośbę: by potraktowali ofiary rzezi wołyńskiej nie gorzej niż żołnierzy Wehrmachtu. – Im szybciej strona ukraińska to zrealizuje, tym szybciej ten temat zniknie z naszych dwustronnych stosunków, tym mniejszym będzie obciążeniem w procesie wchodzenia Ukrainy do Unii Europejskiej. To jest w interesie Ukrainy – powiedział szef polskiego MSZ. – Przyznam szczerze, że tego nie rozumiem. Moim zdaniem to jest jakaś sprawa mocno polityczna. Zwyczajni ludzie, tacy jak my, nie widzą w kwestii ekshumacji żadnego problemu – mówi Dmytro, weteran wojny rosyjsko-ukraińskiej z 2014 r. Swoją wojskową karierę spędził jako zwiadowca w Prawym Sektorze. Jednostce, która posługuje się czerwono-czarnymi barwami. – Nawet tutaj, niedaleko Zaporoża, niedawno powstał niewielki, niemiecki cmentarz. Niemcy przyjechali, wykopali swoich żołnierzy, zbadali kości, ogrodzili teren, postawili krzyże, wszystko uporządkowali i nikt nie ma z tym problemu. Czemu więc nie mielibyśmy na to pozwolić Polakom na Wołyniu? CZYTAJ: Ekshumator ciał ofiar zbrodni na Wołyniu mówi o tragedii dwóch wsi. "Kobiety i dzieci zginęły w brutalny sposób" Wtóruje mu "Dziad", z którym walczyli już na kilku frontach obecnej wojny. – Ja nie mam żadnych wątpliwości. Powinniśmy pozwolić Polakom na ekshumacje i godne pochowanie swoich rodzin. Ale sądzę też, że to nie jest dobry moment na wyciąganie jednej czy drugiej stronie, kto bardziej, a kto mniej zawinił. Pamiętajcie, że nie my to zrobiliśmy. My tu i teraz walczymy o życie. Przelewamy morze krwi za naszą niepodległość i wolność – tłumaczy weteran tzw. kotła iłowajskiego. Karolina Romanowska sobie, IPN sobie Że Wołyń jest sprawą bardzo nacechowaną politycznie, widać gołym okiem. Do Karoliny Romanowskiej, która jako pierwsza prywatna osoba zwróciła się do Ukrainy o pozwolenie na ekshumację kilkudziesięciu osób, w tym 18 członków jej rodziny zamordowanej na Wołyniu w maju 1943 r., od kilku tygodni wydzwania i wypisuje polski Instytut Pamięci Narodowej. Historycy próbują zniechęcić Polkę do kontynuacji jej starań, twierdząc, że Ukraina może przeprowadzić wykopaliska niezgodnie z procedurami. Dowiedz się więcej: Pierwszy taki wniosek w sprawie rzezi wołyńskiej. Złożyła go Polka Polski IPN do mediów przesłał swoje stanowisko, w którym czytamy, że "komunikat ukraińskiego IPN nie satysfakcjonuje polskiej strony". Jak zaznacza prezes IPN Karol Nawrocki, ustalenia między dwoma narodami były inne. "Realizacja wniosków osób prywatnych kierowanych do strony ukraińskiej nie odpowiada przyjętym ustaleniom oraz naszym oczekiwaniom" – podkreśla Nawrocki. "Czekamy na pozytywne rozpatrzenie przez władze Ukrainy naszych wniosków, tak abyśmy mogli rozpocząć prace poszukiwawcze i ekshumacyjne ofiar ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jesteśmy na to gotowi w każdej chwili" – deklaruje szef polskiego IPN, czym wzbudza spore poruszenie w Ukrainie. – Rosjanie też od tego zaczynali, że nasze tereny nazywali np. tzw. Noworosją. Teraz prezes polskiego IPN nazywa nasze ziemie Małopolską Wschodnią? To skandal – można usłyszeć od wielu Ukraińców. Karolina Romanowska, szefowa Stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie, któremu udało się uzyskać zgodę na poszukiwania i ewentualne ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej w miejscowości Ugły w dzisiejszym obwodzie rówieńskim, dodaje z kolei, że po otrzymaniu pisma od ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, do Stowarzyszenia zaczęło zgłaszać się więcej osób, które szukają pomocy w odnalezieniu szczątków bliskich. – Jeśli polski IPN będzie potrzebował pomocy w negocjacjach ze stroną ukraińską, to oczywiście jesteśmy w stanie pomóc – mówi Romanowska Onetowi. Odnaleźliśmy inne groby Polaków, o których nie wie IPN. Pokazali nam je Ukraińcy Ugły pod Sarnami to niejedyne miejsce, gdzie odnaleźć można polskie mogiły z lat 40. XX wieku. Jadąc do miejscowości, która jest od kilku tygodni na ustach niemal całej Polski i Ukrainy, trafiliśmy całkowicie przypadkowo do Ugieł w obwodzie wołyńskim. Okazało się, że około 100 km od rzeczonych Saren znajduje się wieś o identycznej nazwie i z bardzo podobną historią. Okoliczni mieszkańcy nie od razu zorientowali się, że szukamy innych Ugieł. – Tu u nas żadnego pomnika tragedii wołyńskiej nie ma. Wiem, że gdzieś w lesie są jakieś groby, gdzie pochowano Polaków. Najlepiej jak porozmawiacie z sąsiadką. Ona niedawno opowiadała, że jej syn coś znalazł w lesie – radzą nam przechodnie. W wiejskim sklepiku spotykamy dwie kobiety. Jedna z nich prowadzi nas do domu. Z łóżka wyciąga około 15-letniego syna. – Wiem, gdzie są te groby. Stoją tam nawet jakieś krzyże z polskimi flagami. Ale takich miejsc jest więcej i niektóre nie są w ogóle oznaczone ani ogrodzone – tłumaczy chłopiec, jakby mówił o przeczytanej gdzieś, nierealnej dla niego opowieści. Na mapie zaznacza trzy punkty. – Jedne groby wiem, że są w lesie za drzewem. Widzisz, tu na ścieżce jest tylko jedno. Bardzo charakterystyczne drzewo i nie sposób go przegapić, ale teraz po deszczu, to chyba tam nie dojedziesz. Inne takie groby widziałem, jakbyście pojechali w przeciwną stronę od Ugieł – mówi chłopiec i pokazuje palcem na mapie, w którą stronę jechać. O pierwszej masowej mogile na pewno wie polski Instytut Pamięci Narodowej. Zbrodnia w nieistniejącej już miejscowości Gaj jest znana historykom. Członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA – red.) urządzili tam obławę na Polaków. Dzieci, kobiety i mężczyzn spędzono do budynku szkoły. Mordu na nich mieli dokonać okoliczni chłopi pod groźbą śmierci. Jak pisał o zbrodni w Gaju prof. Grzegorz Motyka, Ukraińcy zostali przymusowo zmobilizowani, a następnie doprowadzeni do Gaju, gdzie nad dołami stali już Polacy. Ofiary mordowano za pomocą gospodarskich narzędzi. Ciała wrzucano do rowu. W masakrze mogło zginąć ok. 600 cywili, mieszkańców tej wsi. Według innych źródeł zamordowano tam 300 Polaków. "Kilka dni po zbrodni do Gaju przybył oddział Schutzmannschaft złożony z Polaków, zastając rów zapełniony ciałami do wysokości 1 metra. W jego pobliżu leżały porzucone narzędzia zbrodni: siekiery, widły, motyki, piły i drągi. Oddział, wzburzony widokiem zbrodni, spalił kilka ukraińskich domów i zabił kilku Ukraińców, następnie ewakuował nielicznych ocalałych Polaków do Rożyszcz" – czytamy w opisie tych wydarzeń. Mogiłę odkryto w 2013 r. i ekshumowano z niej 80 osób. Polacy, Ukraińcy, Niemcy i "banderowcy" – Ludzie z naszej wioski żyli z Polakami w przyjaznych stosunkach – opowiada Walentyna, jedna z najstarszych mieszanek Ugieł na Wołyniu. – Starsza trochę ode mnie sąsiadka, która już zmarła, opowiadała, że razem z ojcem często jeździli do pobliskiej miejscowości Gaj. A to dlatego, że Polacy sadzili wiśnie. U nas ich nie było, więc wymieniano się towarami. Wiśnie za ziarno, chleb czy inne jakieś rzeczy, kto co tam miał. Ukraińcy z Polakami żyli ze sobą jak dobrzy sąsiedzi. Znam tylko jedną historię złą – mówi Walentyna. Stoimy na środku wsi. Obok nas przechodzą inni ludzie. Słyszą, co kobieta opowiada. Nikt nie wdaje się w dyskusję, a jej samej widać, że nie przeszkadzają przypadkowi słuchacze. – Nie wiem dokładnie, co się wtedy wydarzyło, bo byłam za mała, ale słyszałam, że mieszkańcy pobliskiej wsi Borowicze zebrali się i poszli na Polaków. Nie wiem, czy to jest częścią tej wielkiej wołyńskiej tragedii, czy nie. Nigdy tam nie byłam, bo Gaju już dawno nie ma. Wydaje mi się, że podobną historię słyszałam o wsi Arsenowicze, ale to trzeba by było jeszcze kogoś spytać – stara się przypomnieć dawno zasłyszane historie kobieta. "Inne kraje mogą to wykorzystać". Wołyń dzieli Polaków i Ukraińców. Donald Tusk gra twardo przed wyborami – Kiedy Polacy już uciekli, to ludzie z okolicznych wiosek pojechali na miejsce zobaczyć, co się wydarzyło. Z jednego z domów dochodził płacz dziecka. Podeszli bliżej i zobaczyli, że jest tam podwieszona kołyska, a w środku maleńka dziewczynka. Co stało się z jej rodzicami? Nie wiem. Możliwe, że ich zabili. Ci ludzie, którzy ją znaleźli, mieli swoich czworo czy pięcioro dzieci, ale wzięli ją pod opiekę i wychowali jak córkę. Wydali ją za mąż i mieszkała gdzieś pod Łuckiem. Z tego, co wiem, to później na spotkanie z nią przyjechał ktoś z Polski. Teraz już większość ludzi z tej rodziny nie żyje. – W okolicznych lasach ukrywali się "banderowcy". No, tak ich nazywali, ale nie sądzę, że oni byli z tej regularnej armii, którą stworzył Bandera. Wydaje mi się, że to byli jacyś rozbójnicy, może uciekli z frontu i tu się chowali? Nie wiem. Ale oni bardzo dużo ludzi z naszej wioski zamordowali. Ukraińców. Zazwyczaj jak kogoś łapali, to go wieszali na drzewie. Kradli, zabierali ludziom jedzenie. I to tak trwało do 1951, czy nawet do 1952 r. Do tego stopnia, że ludzie bali się chodzić do lasu. Bo albo można było spotkać tych "banderowców" albo "enkawudzistów". Przebierali się jedni za drugich i terroryzowali okolicę. Podszedł ktoś w rosyjskim mundurze i pyta, czy widziałeś "banderowców", a później się okazuje, że to jeden z nich w przebraniu. Albo ktoś inny pytał, czy widziałeś "enkawudzistów" i ta sama sytuacja. W ten sposób zginęło mnóstwo ludzi. Bywało, że zabijali całe rodziny, jak np. bliskich męża mojej ciotki. NKWD chodziło od domu do domu i wyciągało ludzi, po których ślad potem ginął, a z kolei "banderowcy" porwali gdzieś taką młodą nauczycielkę, która mieszkała u nas w wiosce. Nikt jej już później nigdy nie widział. Ona pochodziła z wioski Hołoby – opowiada dalej Walentyna. – Ostatnie lata II wojny i kilka lat po niej, to był straszny czas dla wszystkich tutaj. Nie dość, że bieda okropna, to jeszcze nawet do lasu po cokolwiek strach było chodzić. Czy po jakieś jagody, maliny, jeżyny, na grzyby czy po drewno chociaż. Żeby nikt dalej się nie zagłębiał, to kilka osób powiesili na skraju. Mama potem zawsze mi pokazywała jedno drzewo i mówiła: "o tu powiesili wujka". Poszli po chrust z jakimś kolegą. I ten drugi mówi: "lepiej tam nie idźmy, bo jeszcze spotkamy banderowców". Wujek miał mu odpowiedzieć: "No i co? Przecież niczego im nie zrobiłem. Czemu by się mieli mnie czepiać?". Ten, co się bał, uciekł i przeżył, a wujka powiesili. W innym domu mieszkał ojciec, kowal i jego 5-letni syn. Tego syna znałam, choć już nie żyje. Weszli do domu i zastrzelili ojca. Jego zostawili przy życiu, zabrali, co było w środku i poszli. Takie to były czasy. Na Wołyniu byli też dobrzy Ukraińcy Trudno byłoby przyznać, że wszyscy ukraińscy nacjonaliści w przeszłości byli zgodni co do mordowania Polaków na Wołyniu i przeprowadzenia czystki etnicznej. Taki rozkaz padł i nie ulega to żadnej wątpliwości wśród naukowców zajmujących się tematem, ale były przypadki, że niektórzy dowódcy próbowali się przeciwstawić decyzjom zwierzchników. Takim człowiekiem był np. Taras Bulba-Borowiec, który próbował zjednoczyć wszystkie ruchy nacjonalistyczne Ukrainy w latach 40. XX wieku. W maju 1943 r. frakcja nazywana banderowcami zerwała jednak te negocjacje, chcąc posiadać pełnię władzy. Tak z OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – red.) powstało UPA. "Borowiec sprzeciwiał się bezsensownemu terrorowi wobec mniejszości narodowych, w szczególności Polaków. Pisał: Siekiera i cep ruszyły. Całe rodziny są mordowane i wieszane, a polskie osiedla podpalane. "Topornicy", ku swojemu wstydowi, mordują i wieszają bezbronne kobiety i dzieci.... Ukraińcy nie tylko robią przysługę SD [niemieckiej służbie bezpieczeństwa], ale także prezentują się w oczach świata jako barbarzyńcy. Musimy wziąć pod uwagę, że Anglia z pewnością wygra tę wojnę i potraktuje tych "toporników", linczowników i podpalaczy jako agentów w służbie hitlerowskiego kanibalizmu, a nie jako uczciwych bojowników o ich wolność, nie jako budowniczych państwa" – pisał w 2010 r. John Paul Himka, kanadyjski historyk, ukraińskiego pochodzenia. Borowiec ostatecznie odmówił przyłączenia się do UPA, a jego oddziały zostały za to zaatakowane i częściowo rozbite. Banderowcy mieli zamordować jego żonę i opowiadać później, że została powieszona, a następnie "długo ją huśtano, a jej nogi się wykręcały" – pisał z kolei historyk Jared McBride. To, że nie wszyscy Ukraińcy przyklaskiwali mordom na Polakach, potwierdza też księga sprawiedliwych. Polski IPN wie o jej istnieniu. Są tam zapisane nazwiska wszystkich tych, którzy starali się ratować polskich sąsiadów przed grasującymi bandami zabójców. "Dlaczego stoisz na grobie mojej mamy?" – Polakom tu mówili długo, żeby wyjeżdżali. Żeby nie zostawali, bo będzie niebezpiecznie. Ten, kto miał więcej pieniędzy, to i wyjechał, a kto był biedny, został. I tak samo jest teraz. Mój brat służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy i też dzwoni kiedyś i mówi: "Swietłana, wyjeżdżaj do Polski". Ja mu na to, że czego ja w moim wieku i z moją emeryturą mam szukać w Polsce? Nawet jakby, nie daj Bóg, wojna przyszła i do nas, to przecież tu zostanę – mówi Swietłana Zając, mieszkanka Ugieł pod Sarnami w obwodzie rówieńskim. Jej dom sąsiaduje ze zbiorową mogiłą, gdzie pochowani są m.in. członkowie rodziny Karoliny Romanowskiej. – Dom rodziny Karoliny stał prawie na samym końcu wsi. Niedaleko takiej wielkiej jabłonki, ale tego drzewa już nie ma, bo upadło ze starości. Z tego, co wiem z różnych opowieści, to jej rodzina jest pochowana, gdzieś tu na polu. Ale w którym dokładnie miejscu, nie umiem powiedzieć. Wiem, że były dwa groby. Jeden z nich mogę pokazać na pewno, bo w tym miejscu zapadła się ziemia. Zrobiła się dziura, a wcześniej nawet w tym miejscu był polski krzyż, ale przez lata zgnił i się rozsypał. Pamiętam, że było na nim coś napisane po polsku. Obok na pewno są groby Niemców. Ale tam, gdzie zrobiła się ta dziura, z tego, co wiem, to leżą Polacy. Chyba nawrzucali ich tam wielu, a po latach ziemia się ugniotła i zapadła. Kiedy podczas kręcenia filmu Karoliny "Sad Dziadka" spotkaliśmy się w tym miejscu, to przyjechała do nas taka Marysia. Przeżyła, bo została ukryta pod ciałem martwej matki. Poszłyśmy pod drzewa, a ona do mnie: "Dlaczego stoisz na grobie mojej mamy?". Ja na to: "to, czemu przez tyle lat nie zagrodziliście tego miejsca? Przecież wiecie, gdzie jest?". Ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej a wejście Ukrainy do UE. Polacy bez wątpliwości [SONDAŻ] – W naszej wiosce rodziny były zmieszane – wspomina z kolei Grigorij, także mieszkaniec Ugieł pod Sarnami. – To żona Polka, mąż Ukrainiec albo odwrotnie. Ale jak przyszła wojna, to wszystkich ze sobą zrównała. Postawili karabin maszynowy od tamtej strony. Kto uciekał w las, w błoto, to się uratował, a kto próbował się jakoś dostać do stacji, to ich pozabijali, a domy spalili. Ale z tych ludzi, kto by coś pamiętał, co się dokładnie wtedy wydarzyło, to już wszyscy poumierali. Większość z nas to przesiedleńcy. Nasi przodkowie tu przyjechali z Kryczylska, niedaleko Saren. Mało kto myślał nad tym, gdzie jedzie, bo dawali ludziom za darmo ziemię i chaty. Pamiętam, jak przyjechaliśmy, że po okolicy walało się wszystko – garnki, łyżki, miski. Jako dzieci chodziliśmy po tych zgliszczach i szukaliśmy skarbów. – Nie potrafię zrozumieć, po co to wszystko było. Co i kto komu zrobił tak strasznego, żeby trzeba się było nawzajem zabijać? Oczywiście, że naszym obowiązkiem jako chrześcijan jest dziś godne pochowanie tych ludzi. Czemu do tej pory tego nie zrobiono? Nie wiem. Pewnie to polityka, a gdzie nam do niej, zwykłym ludziom. Powiem, że tak samo, jak nie rozumiem, po co komu to było u nas na Wołyniu, tak i nie rozumiem tego, po co to wszystko dzieje się na wschodzie Ukrainy, podczas tej wojny – zastanawia się Grigorij. Wołyń w służbie Kremla Jak wyjaśnia prof. Jędrzej Morawiecki, specjalista ds. prop agandy z think tanku PostPravda.Info, tzw. tragedia czy rzeź wołyńska to świetne paliwo dla dezinformacji. Politycy chętnie używają tego typu nierozwiązanych i nierozliczonych historii do własnych celów. Bardzo chętnie korzysta z tego też Kreml. Prof. Morawiecki przytacza wiele przykładów, jak Rosja od lat wykorzystuje wołyńskie narracje do dzielenia Polski i Ukrainy. 13 października 2024 r. w sieci ukazał się np. fake news , który szybko zdementowała strona ukraińska i organizacja United24, jakoby polski ochotnik Sił Zbrojnych Ukrainy miał zaatakować nożem kilku żołnierzy po tym, jak pokłócili się o sprawę wołyńskich ekshumacji. Ale ten proceder trwa od lat. W lipcu 2023 r. rosyjska prasa pisała: "Jak Rosja może pokrzyżować plany Warszawie? [...] Mądrą decyzją polityczną byłoby uznanie przez Dumę rzezi wołyńskiej za ukraińskie ludobójstwo Polaków. [...] Nie ma wątpliwości, że humanitarny gest Moskwy [...] posiałby chaos w polskim społeczeństwie i klasie politycznej. [...] Byłoby to szczególnie skuteczne w przededniu kampanii wyborczej do Sejmu RP. [...] Kartą historyczną możemy sporo ugrać, byle grać ostrożnie i nietuzinkowo" – przytacza tytuły z reżimowej prasy prof. Jędrzej Morawiecki. I dalej: "W Polsce żądają od Kijowa przeprosin za rzeź wołyńską jako warunku dalszej pomocy wojskowej. [...] Polski politolog Leszek Sykulski powiedział, że odmowa Ukrainy jest oburzająca". Problem w tym, że działalność Leszka Sykulskiego jest postrzegana przez wiele polskich środowisk jako prorosyjska. Nawet były rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych, Stanisław Żaryn określił kiedyś tezy Sykulskiego jako "wpisujące się w propagandę Rosji". W grudniu 2022 r. rosyjska prasa pisała natomiast, że w związku z tym, że Polska nigdy nie otrzymała żadnej rekompensaty za utracone po II wojnie światowej tereny ani za rzeź wołyńską, to może być jak najbardziej uprawniona do restytucji. "Według twardych danych rosyjskiego wywiadu Polska wzoruje się na Rosji i korzystając z jej doświadczenia, zamierza przyłączyć zachodnioukraińskie terytoria" – można było przeczytać w rosyjskiej prasie. – Tego typu narracje powielają np. Grzegorz Braun czy inni politycy partii Konfederacja, a także tacy ludzie jak Tomasz Szmydt, polski sędzia, który uciekł na Białoruś. Straszą społeczeństwo nie tylko LGBT, gej-Europą, ale także podsycają nastroje antyukraińskie, np. nakierowując polsko-ukraińskie relacje na sprawy historyczne, związane np. z Wołyniem – tłumaczy prof. Jędrzej Morawiecki. "Kułeba popełnił błąd". Radosław Sikorski o słowach ukraińskiego ministra – Czasem może się to wydawać wręcz paranoidalne, bo z jednej strony Moskwa twierdzi, że Polacy są źli, Ukraińcy to barbarzyńcy i naziści, a z drugiej strony namawia Warszawę do wspólnych rozbiorów Ukrainy. Propaganda rosyjska nie musi być spójna i prawie nigdy nie jest. Ale jej cel w przypadku Wołynia wydaje się dość jasny. Skłócić Polaków i Ukraińców, a do tego pokazać, że bohaterowie współczesnej Ukrainy są takimi samymi zbrodniarzami wojennymi, jak naziści osądzeni w Norymberdze. Właśnie w ten sposób działają tzw. narracje rozliczeniowe. Propaganda używa ich, by demonizować niewyjaśnione sprawy – podsumowuje ekspert PostPravda.Info. – Bardzo mi przykro z jednego powodu – mówi na koniec "Spolokh" z 3. Brygady Szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy. – Na początku inwazji Rosji na Ukrainę znalazłem się w jednostce ochotniczej walczącej pod Kijowem. Jeden z naszych oddziałów zajął biuro Wiktora Medweczuka i tam w piwnicy wisiała mapa Ukrainy. Ktoś ponazywał po swojemu sąsiedzkie kraje. Rosja była podpisana jako "pidery", a Polska jako "braty". I przyznam, że jest moim pragnieniem, abyśmy my Ukraińcy z Polakami byli braćmi. Tak, jak to było na początku. w 2022 r., kiedy moją żonę i jej siostry Polacy przyjęli z otwartymi rękami. Z rodziną, jaka ich wtedy przyjęła, do tej pory się kontaktujemy i lubimy. I tak też chciałbym, żeby było między naszymi narodami. Żebyśmy przestali żyć tym, co było już dawno. Bo Ukraińcy Polakom mogą przypomnieć wiele momentów, kiedy to wy obrażaliście nas. Ale tego nie chcemy. Dlaczego? Bo to jest przeszłość. Dopuścili się tego nasi przodkowie, którzy się mylili. Nasi przodkowie się mylili, wasi się mylili, ludzie z reguły popełniają błędy, bo jesteśmy niedoskonali. My chcemy dalej żyć w przyjaźni. We wzajemnym porozumieniu i wspólnej pracy. Wydaje się, że na europejskim kontynencie tylko Rosjanie tego nie rozumieją, że swoje trzeba kochać, a sąsiadów szanować.

SOURCE : wiadomosci
RELATED POSTS

LATEST INSIGHTS